Szkoły bez pączków
W szkołach w tłusty czwartek raczej nie będzie się sprzedawać pączków. Przynajmniej legalnie. Nie wolno bowiem handlować artykułami, które zostały uznane za szkodliwe dla zdrowia. A pączki – według prawa – zdrowe nie są.
Rodzice są przyzwyczajeni, że dają dzieciom drobne pieniądze i każą sobie radzić. W tym roku jednak będzie inaczej. Pączki można będzie kupić wyłącznie od dilerów. W oficjalnej dystrybucji są bowiem zakazane. A dilerom trzeba będzie zapłacić więcej. Pamiętajcie więc, aby dzieciom nie żałować grosza.
Miałem ochotę po drodze do pracy wstąpić do jakiejś cukierni, ale chyba już nie zdążę. Będę więc zdany na nielegalny towar w szkole. Ślinka już mi cieknie. Ciekawe, którzy uczniowie będą handlować? Za przedsiębiorczość w czasach zarazy należy im się kara czy nagroda? Celujący za spełnianie pragnień klientów czy jedynka za łamanie prawa? Oceniając, pamiętajmy, że chodzi tylko i aż o pączki.
Komentarze
Dolce vita żegnaj – czyli belferski pączki w biegu utracone.
–
Wedle mojej najlepszej wiedzy, odkąd sięgam pamięcią jako uczeń szkoły publicznej i rodzic oraz krewny dzieci w takich szkołach, nigdy żywienie pączkami nauczycieli w tych placówkach nie wiązało się z nauczycielem cokolwiek kupującym w szkole.
Można się założyć, że Gospodarz także, zwłaszcza po dyskretnej skardze na brak czasu na zakupy, tradycyjnie zostanie pączkami obdarowany przez wdzięcznych małoletnich redystrybutorów dilerstwa.
Inaczej byłaby to czarna niewdzięczność dziatwy.
Zdrowe żywienie i prawo w szkole to jedno, a zdrowie tradycji i dobrobyt ocen nauczycielskich – to już bez karmy się nie obejdzie.
Nauczyciele, napiszcie na blogu Panu Chętkowskiemu, jak dziś smakowały Wam w pracy pączki – i te przemycone przez „mrówki” ze strefy wolnego handlu, i te nie będące owocem szkolnego handlu – a wdzięczności uczniowskiej.
Niech Gospodarz, pozbawiony szans na legalne zaopatrzenie, chociaż poliże dolce vita powszechnej rzeczywistości szkolnej przez ekran 😉
Oby smakowało, jak zawsze i ku chwale ewaluacji wyniku edukacyjnego!
🙂
A ja dalej jestem pod wrażeniem do jakiego absurdu doszło z tzw. zdrowym odżywianiem. Taki mały totalitaryzm – nie wolno, bo trzeba jeść to co zdrowe!!! Tylko pojęcie tego co zdrowe się zmienia. Kiedyś niezdrowe były jajka i masło – żryj margarynę. Okazało się, że masło jest zdrowsze. Pączek jest zdrowy ale zjedzony wcześni, bo daje kalorie na cały dzień. Zjedzony wieczorem jest niezdrowy. Zamiast wycofać ze szkół tylko chipsy i popcorn i tym podobne rzeczy to zaczęto robić rewolucję – efekt? Dzieciaki i tak kupują to co potrzebują tylko, że na zewnątrz szkoły. I jeszcze robienie durnych zmian w szkołach średnich – przecież licealiści są na tyle dorośli, ze mogą sami zdecydować czy chcą jeść śmieci i pic kawę czy nie. Paradoks – wszelcy piewcy wolności i demokracji robią wszystko abyśmy mieli zdrowo i radośnie, a komu się to nie podoba to go przymusimy – jak w pewnym filmie – ” ja wiem, że oni nas nie kochają ale my ich będziemy tak długo kochać aż oni nas pokochają. Sęk w tym ,że my potrzebujemy wszystkich i tych co nas kochają i tych co nas nie kochają”
@ totmes
Nie chodzi o kwestię, czy pączek i cokolwiek jest, czy nie jest zdrowe.
Nie chodzi też nawet o to, czy jeść zdrowo, czy nie i kto ma o tym decydować w odniesieniu do dzieci oraz, biorąc pod uwagę starsze roczniki – młodzież.
Nie chodzi tym bardziej o to, kto i co można kupować; czy dzieci i rodzice mają prawo i obowiązek decydować na co wydawać pieniądze.
To sa kwestie pochodne, dyskusyjne i merytorycznie niemożliwe do rozstrzygnięcia administracyjnego w demokratycznym i cywilizowanym kraju.
Chodzi tymczasem wyłącznie o to, co można lub nie można sprzedawać. Na przykład w szkole, pod fałszywym pozorem zdrowia.
O tym jest i tylko o tym jest „rozporządzenie” władzy.
Czyli chodzi o wolność, zagwarantowaną konstytucyjnie, którą tym samym w szkole naucza się jako rzecz względną, zależną od widzimisię różnych rozporządzaczy.
Tak pączek, azaliż ewentualnie drożdżówka służy gumnej władzy jako narzędzie zniewolenia i grabieży (za komuny były to chrupiące bułeczki).
O tym jest ta lekcja, dla dorosłych.
–
Tymczasem Gospodarz pączków poza szkołą kupić sobie nie zdołał, dzieci.
To jest lekcja belferbloga – dla was, na osłodę.
Bo „nie ma takiej, dzieci, rury, której nie dałoby się odetkać.”
Pomyślnych zaliczeń.
🙂
Pączki smażone na spalonym tłuszczu, nastrzykane jakimiś dżemami – w sam raz jedzenie dla prawdziwych Polaków.
„Taki mały totalitaryzm – nie wolno, bo trzeba jeść to co zdrowe!!!”
„To sa kwestie pochodne, dyskusyjne i merytorycznie niemożliwe do rozstrzygnięcia administracyjnego w demokratycznym i cywilizowanym kraju.”
Ja, natürlich….
**http://www.thepoliticalinsider.com/families-outraged-see-michelle-obama-approved-school-lunches-yuck/
**http://thehill.com/blogs/congress-blog/the-administration/253931-should-congress-trash-michelle-obamas-lunch-program
Edukacja przede wszystkim panie Belfer, edukacja.
Zmniejszenie spożytych kalorii a w szczególności pustych kalorii wydłuża życie muszkom, myszkom i małpkom więc najprawdopodobniej ludziom też.
Wprowadzanie nakazów i zakazów bez edukacji niczego dobrego nie zrobi.
W nawale telewizyjnych reklam śmieciowego jedzenia i śmieciowych niby leków z pewnością wygra z godziną lekcyjną zdrowego żywienia.
Tak, wiem, takiej lekcji nie ma i nie będzie.
Uszanowanie.
Precz z pączkami, językiem polskim i matematyką z polskich szkół. Po co to komu w życiu potrzebne?
Mentalność o konsystencji i zawartości i inteligencji pączka.
Napisałem, że kwestie zdrowotne nie są możliwe do rozstrzygnięcia administracyjnego w żadnym demokratycznym i cywilizowanym kraju.
Zacytowano mnie aż zza kałuży, a raczej wprost z jej dna.
Bo, niestety, cytaty zamieszczone w obcym cytującemu języku, potwierdzają (naturlich und zuzamen) to, co napisałem.
A nawet więcej.
Idąc więc za cytatami, USA są oburzone humbugiem żony Obamy, która administracyjnie nakazała refundować z państwowej kiesy, w szkołach, obiady wyłącznie spełniające państwowe normy kaloryczne.
Dzieci wybierają posiłki refundowane, skąpe i jałowe bardziej niż racje więzienne (są zdjęcia), dostawcy jedzenia do szkół bankrutują a nienormatywne porcje, z braku popytu, lądują w świńskich korytach (dosłownie).
Demokratyczne i cywilizowane (choć rządzone chwilowo niemądrze) państwo nie ZAKAZAŁO więc niczego, co więcej nadal (!) FUNDUJE posiłki szkolnej dziatwie, której daje wybór – jałowa i rzekomo zdrowotna darmocha ALBO niezdrowe opychanie się w szkole za własne pieniądze.
W całkowitym przeciwieństwie do sowieckich „standardów” naszego rozporządzenia tu omawianego, łamiącego normy cywilizacyjne i prawne – i oczywiście skutkującego dla obywateli nie jak w USA wyborem pomiędzy zdrowiem lub wolnością (skądinąd fałszywym wyborem, ale wyborem), lecz łamaniem konstytucyjnych praw (wolność gospodarcza i osobista) ze skutkiem demoralizacji i szarej strefy małoletnich dilerów drożdżówek (w tym względzie, opisując skutki, Gospodarza ma rację).
Jak widać, obżeranie się latami kiełbasą w jackowie, nie przybliża w niczym do rozumienia cywilizacji którą się jest otoczonym, nawet w stopniu językowym, cytując niepojęte sobie spór o nieznane sobie wartości po hamerykańsku.
Ja w tym węszę skutki obżerania się donoszącego cytaty, przed lądowaniem w kałuży, pączkami w szkole nad Wisłą – to ciężar nieusuwalny z mentalności, a nawet z nią bezskutecznie konkurujący inteligencją nadzienia.
Co, oczywiście każdemu hamerykanu jest wiadome naturlich. 😉
–
W ogóle dysputy o cywilizacji na blogu o belfrzeniu mijają się z celem i sensem, jak róża, co będąc różą, nie powinna być nią w pączku.
„Miałem ochotę po drodze do pracy wstąpić do jakiejś cukierni, ale chyba już nie zdążę. Będę więc zdany na nielegalny towar w szkole. ” I za taka postawę można stać się w przyszłości opozycjonistą – męczennikiem. Pomnik murowany 🙂
Oczywiscie, ze szkola powinna nauczac racjonalnego zywenia sie i ograniczac sprzedaz na swym terenie produktow smieciowych, takich jak komercyjnie produkowane paczki.
Wiekszosc dzieci wiedzy tej nie wynosi z domu. W sytuacji gdy jest katarofalnie wysoka zapadalnosc na cukrzyce nr 2 i otylosc, jesli szkola nie nauczy, to kto? Przeciez to jest dokladnie ten moment, kied panstwo ma obowiazek dzialac i promowac kulture zdrowego odzywiania sie.
A tam; pamiętam w liceum, na długiej przerwie, gnaliśmy do spożywczego na przeciwko, kupowaliśmy bełta/jabola/buraka – nie pamiętam jaka była wtedy nomenklatura – plus bułki z czarnym salcesonem. do dzisiaj pamiętam wspaniały smak tego dania. Czy aby było to zdrowe?
@ Helena
Jeśli już szkoła czegoś pod nowym rozporządzeniem uczy, i to na własnym przykładzie, to jak najbardziej niezdrowych, zakłamanych, obłudnych i oszukańczych postaw władzy wobec obywateli.
Oraz konformizmu i nieuczciwości od nauczycieli, zwłaszcza tych funkcyjnych (patrz wpisy).
Uczy też, że zdrowie (zwłaszcza publiczne) jest w pojęciu władzy i jej funkcjonariuszy co najwyżej karykaturalnym instrumentem zakłamanej i oszukańczej propagandy (podobnie jak i inne wartości cywilizacyjne).
Szkoła więc i tym samym, jakże niestety, wbrew cywilizacji – uczy.
Rozumnym dzieciom i rodzicom pozostaje wykluczenie takiej szkoły z wpływu wychowawczego na dzieci.
Takie mniej lub bardziej tajne (na razie) komplety.
😉
Wprowadzenie tego zakazu w szkołach to chyba najgłupsza rzecz jakąś można było wymyślić. Dzieci i tak jak będą chciały o będą jadły ten cukier, wystarczy wyskoczyć na przerwie do sklepu na rogu, czy po prostu przynieść coś z domu.. Ta zmiana dała tyle, że większość sklepików szkolnych się pozamykało i ludzie stracili pracę