Jak nie chodzić na rady pedagogiczne?

Dyrekcja zbadała frekwencję na radach pedagogicznych. Wyszło, że jedni nauczyciele są zawsze, a inni wcale. Jak to możliwe? – pomyślałem. Ponieważ nikt nie chce być jeleniem, a byłem nim przez 20 lat, zacząłem kombinować, jak unikać takich zebrań. Pierwsze 14 stycznia udało mi się opuścić, a wszystko dzięki Paszportom „Polityki”.

Tak się złożyło, że Gala wręczania tegorocznych Paszportów wypadła dokładnie w czasie posiedzenia rady pedagogicznej. Miałem więc idealne alibi, aby nie być w szkole (lekcje przeprowadziłem). Jedną radę udało mi się opuścić, ale to przecież dopiero początek maratonu, jaki czeka mnie w roku 2014. Przede mną jeszcze kilkadziesiąt posiedzeń. Gdyby ktoś ważny chciał mnie zaprosić na jakąś imprezę, to uprzedzam, że w grę wchodzą tylko wtorki (wtedy u mnie odbywają się rady).

W mojej szkole są weterani notorycznego opuszczania rad, ale jak to robią, nikomu nie zdradzą. Każdy sobie rzepkę skrobie. W tej sprawie nie mogę liczyć na koleżeńską pomoc, w końcu ktoś musi na te rady chodzić, żeby inni mogli się zwalniać. Koleżanki i kolegów z mojego liceum też proszę, aby mi nie zazdrościli ani nie próbowali naśladować. Wymyślcie własny sposób, a mnie i innym nieobecnym dajcie żyć.

PS: Gdyby ktoś chciał mi zwrócić uwagę, że praca jest ważniejsza od zabawy, to wyjaśniam, iż na Gali Paszportów widziałem prezydent Łodzi Hannę Zdanowską. Widocznie kombinuje podobnie jak ja.