Jak nas szkolą?
Nauczyciele muszą się uczyć. To należy do naszych obowiązków. Pół miliona belfrów kilka razy w roku bierze udział w różnych szkoleniach. Nic dziwnego, że dla zaspokojenia tych potrzeb powstało mnóstwo firm. Jest w czym wybierać. Niestety, wartościowe oferty trafiają się rzadko, większość to edukacyjny chłam.
Kilka dni temu uczestniczyłem w szkoleniu, które można uznać za wzorzec chłamu. Prowadząca przedstawiła się z imienia i nazwiska oraz ogłosiła, że współpracuje z wieloma szkołami wyższymi w kraju (brak chociaż jednego przykładu). Następnie uruchomiła prezentację i zaczęła od definicji słowa kluczowego, np. kto to jest wychowawca. Potem był cytat z Seneki, że najwięcej działa się tym, kim się jest, a nie tym, co się mówi. Wszystko pięknie i ładnie, więc zaczynam notować.
Po pięknym wstępie zaczyna się opowieść o własnym dziecku i jego nauczycielach. Jak prowadząca nie ma dziecka, to pojawia się problem. Nasz edukator wpada na pomysł, że opowie, co usłyszał od koleżanki, która dowiedziała się od przyjaciółki, ta z kolei od znajomego, że… Notuję, gdyż historia jest bardzo ciekawa.
Po przerwie pani przypomina sobie, że nie powiedziała nam zbyt dużo o sobie, więc nadrabia ten brak. Słuchamy cudownej historii jej życia. W końcu dochodzimy do punktu kulminacyjnego i dowiadujemy się, że pani osiągnęłaby w życiu dużo więcej, ale ma fatalnego szefa. Dziekan jakiejś tam uczelni ma tak głupie metody kierowania placówką, na niczym się nie zna, wykładowców ma za nic, dla niego liczą się tylko studenci. Robi się miło i przyjemnie. Całkiem fajne szkolenie. Atmosfera jak u cioci na imieninach.
Następnego dnia koledzy opowiadają, że po wczorajszym kursie wychylili kilka drinków w domu, bo nie mogli się uspokoić. Co bardziej krewcy zarzekają się, że pójdą do dyrektora i powiedzą, co o tym myślą. Przecież większość ma w pracy z uczniami doświadczenia ekstremalne, a pani opowiadała nam jakieś bzdety o sobie. Jednak drinki powodują, że nerwy przechodzą i nikt do dyrektora nie idzie. Bo i po co? Skąd nasz szef weźmie lepszych fachowców od szkoleń? Przecież wszędzie jest ten sam chłam i to samo badziewie.
Ponieważ nie piję, mam taki wyraz twarzy, jakby mnie z krzyża zdjęli. Uczniowie są przekonani, że gęba mi potwornieje z ich powodu, dlatego się uczą. A zatem jakiś pożytek z tych kursów jest.
Komentarze
No, chyba cala polska edukacja tak wyglada?….
„Szkolenia” to idealny sposób wyprowadzania publicznej kasy do prywatnej kieszeni bo są niematerialne – i wartość i efekty są trudno wycenialne!!! Zarabiają organizatorzy, prowadzący, płacący(dyrektorzy lub urzędnicy OP!) … 😉 A według nowych (szczególnie od Hall) pisanych i niepisanych reguł nauczyciel w kwestii tego z czego się szkoli, jak się szkoli i kto go szkoli) nie ma nic do powiedzenia – ma zapewnić „frekwencję” w ramach obowiązku doskonalenia … 😉
„Uczniowie są przekonani, że gęba mi potwornieje z ich powodu, dlatego się uczą. A zatem jakiś pożytek z tych kursów jest.”
😉
Pani nie rozdała jakiegoś formularza z prośbą oceny?
Trzeba było na nim kurs i panią zjechać.
Dyrektor szkoły nie wymaga krótkiego raportu z odbytego kursu?
Moi szefowie zawsze prosili o taką ocenę. W sensie czy innych pracowników posyłać na taki kurs, czy jest wart pieniędzy i czasu.
Dopóki szkolonemu nauczycielowi będzie zależało tylko na papierku z ukończenia szkolenia dopóty nie będzie stawiał wymagań jakościowych organizatorom szkoleń. A owi o tym wiedzą. Ot, proste
Widocznie pani prowadząca szkolenie (p.p.s.) nie miała metodyki z dr.Andrzejem Kudrą, który kiedyś powiedział, że jak nauczyciel na lekcjach zaczyna o swoim życiu opowiadać, to powinien zmienić zawód.
Na najgorszym szkoleniu, na którym byłam, p.p.s. opowiadała nam o rozporządzeniu o klasyfikowaniu i promowaniu (cały „moduł” był temu poświęcony, a ona się tylko tym zajmowała, bo szkolenie było tak zorganizowane, że każdy „moduł” prowadził kto inny). Nie wiedziała tylko, bidulka (nie wiem, czy bidulka, bo jak głupia to nieszczęśliwa; ale jak bezczelna to nie bidulka tylko leniwa, aczkolwiek pazerna ;), że ono (to rozp.) już się ze dwa razy zmieniło, odkąd je przeczytała 🙂 Całe szczęście, że kilkoro uczestników uświadomiło jej ten fakt, bo wszyscy wyszlibyśmy tak znakomicie przeszkoleni. Z tego, co pamiętam, nie była bardzo zmieszana. Przyzwoity człowiek powinien niezwłocznie strzelić sobie w łeb.
Innym razem na radzie szkoleniowej p.p.s. demonstrowała nam efekty przerabiania fragmentów aktów prawnych na slajdy i umiejętność głośnego odczytywania tychże. Tu muszę przyznać, że odreagowaliśmy trochę stresy, dopytując się o szczegóły. Mądrością i znajomością tematu się nie wykazała, ale tyle naszego, że nie były to dla niej łatwo zarobione pieniądze. I zabawa była przednia, zwłaszcza rozważanie, jak w praktyce „uchybić godności zawodu nauczyciela” (art.75 KN). Pani nie wiedziała też, czy nie wolno pic alkoholu w miejscu czy w czasie pracy*. O jej poziomie intelektualnym świadczy to, że nie widziała różnicy między jednym a drugim 😉
Nie cierpię tego, że traktuje się nas jak idiotów, a my na to pozwalamy, miło się uśmiechając i tolerując to, że marnuje się nasz czas i nie nasze pieniądze.
TU BĘDZIE APEL!!! Zatruwajmy życie bezczelnym szkoleniowcom! Niech uciekają, gdzie pieprz rośnie, z podkulonymi ogonami, skowycząc ze wstydu!!!
Do boju!!!
* nigdy w plac. ośw. nie wolno 🙁
Rok temu też byłem zmuszony do wzięcia udziału w podobnym doskonaleniu. O poziomie i treści nawet nie warto wspominać (brak takowych). Wyszedłem przed końcem wraz z dwiema osobami. Po tym smutnym doświadczeniu uświadomiłem sobie, że to my nauczyciele jesteśmy po części winni takiemu stanowi rzeczy. Godzimy się na wszystko. Siedzimy potulnie nie zabierając głosu, podpisujemy i wypełniamy pochwalne ankiety. Bezkrytycznie (chyba, że za plecami krytykujemy poziom prelegenta) łykamy tę papkę. Z górnikami takie numery by nie przeszły 🙂
O faktycznych celach doskonalenia zawodowego w oświacie świetnie i prawdziwie napisał Belferxxx.
Dodam jeszcze, żeby było bardziej konstruktywnie, że byłam także na kilku dobrych szkoleniach i ze 3 naprawdę ZNAKOMITYCH.
A ja dzisiaj wróciłam z ośmiogodzinnego szkolenie… zadowolona i bez poczucia straconego czasu. Prowadziła je młoda osoba, ale świadoma tego co i do kogo mówi . Jakże miła to odmiana po latach wysłuchiwania tych, co się tak bardzo zmanierowali, że nawet własne wulgaryzmy uważają za świetny sposób nawiązania porozumienia ze słuchaczami. Nie było również propozycji typu przynieście na spotkanie swoje materiały lub jeszcze lepiej – opracujcie temat.
Pani ta jest w naszym mieście od roku, ale już jest ceniona. Mam nadzieję, że zostanie u nas dłużej.
Często szkolenia takie zaczynają się słowami: „temat jest tak szeroki, że nie uda się go szczegółowo omówić, więc zajmę się tylko najważniejszymi kwestiami”, którymi rzeczywiście są tematy z życia szkoleniowca wzięte.
takie kursy pedagogiczne jako obowiazkowe wprowadzono w AGH dla doktorow z dorobkiem miedzynarodowym ,ktorzyod wielu lat prowadza zajecia ze studentami.Cel wyprowadzenie pieniedzy z uczelni,wszystko legalnie.A ciagle sie slyszy ,ze niskie sa naklady na edukacje.
To teraz pomyślcie sobie, że podobne odczucia ma większość uczniów na waszych lekcjach. Z tą różnicą, że wy możecie ze szkolenia wyjść, a nikt za zadanie kłopotliwego pytania nie postawi wam pały ani nie obniży oceny zachowania.
Panie Profesorze, śniło mi się ostatnio, że byłem znów na Pańskiej lekcji, na której opowiadał Pan o Zbigniewie Herbercie (akurat czytałem go wieczorem przed snem). Dziękuję za to.
@zza kaluzy: jedna z licznych, entuzjastycznych opinii o Szkole Waldorfa sposrod komantarzy do cytowanego pzrez pana artykulu:
My stepchildren went to a Waldorf school — with disastrous results! Upon graduation, they were not at all prepared to meet the challenges of even a moderately rigorous university environment. They draw beautifully, though. Unfortunately, prospective employers are not very interested in their artistic skills.
This little educational experiment (which, I hasten to add, was not my idea) was one of the biggest and most expensive mistakes we ever made. I have nothing but regret.
Tak Was szkolą, jak sobie pozwalacie. A potem Wy tak szkolicie uczniów. Oni muszą sobie pozwolić.
Przepraszam, odpowiedz dla „zza kaluzy” powininna isc do innego watku
@ Sir Jarek 16 grudnia o godz. 8:00
Za wysłanie Ciebie na takie szkolenie to pewnie po premii szefowi byś pojechał ?
Naprawdę nie łapiesz jak Belfer świetnie prowadzi swój blog ?
Ja w ankietach poszkoleniowych wpisuję prawdę, również krytyczną. Jednak chyba takie się niszczy.
Nasza RP ma na koncie niezgodę na pracę w grupach (z papierem pakowym, rzecz jasna) oraz stanowczą krytykę nowej podstawy programowej (wobec jej liderki z zewnątrz). Był to jednak głos wołających na puszczy, bo właśnie się zmagamy w klasach II z uczniem przez biolożkę fizyki z geografią w jednym.
@chyba ja- cytat z A.Kudry świetny i do przemyślenia 🙂
@były uczeń- Gratuluję snów, a Gospodarzowi pozytywnego nawiedzania we śnie (i to z Herbertem na ustach, no, no) 🙂
Taka niewinna ploteczka: kolezanka pracuje w jednej z polskich szkol za granica. Uczy dzieci w wieku mniej wiecej 4 – 12 lat. Staze organizuja jej raz w roku. Tematem ostatniego byly…
czasowniki wykorzystywane w konspektach lekcji!!!
Dodam, ze kolezanka nie jest poczatkujacym pedagogiem. Rozmowy o dzieciach zabraklo. Ale oczywiscie przy wszystkich problemach, z ktorymi borykaja sie nauczyciele za granica, to CZASOWNIKOM powinnismy poswiecic staze! Gratulacje MEN!
@znajma
Pewnie prowadząca szkolenie posiadała 2 najistotniejsze cechy – była znajomą/biznespartnerką zlecającego szkolenie i akurat najlepiej czuła się w tych „czasownikach w konspektach”, a czy to komu potrzebne … 😉 Ot cały MEN i jego Hallowo&Krajewsko, Szumilasowo&Berdzikowe i Kluzikowe klimaty… 😉
Panie Dariuszu, czy Pana szkoła bierze udział w SORE? Jeśli nie, to z cały szacunkiem, ale nic Pan nie wie na temat marnowania czasu na bezsensownych szkoleniach. Pozdrawiam.