Gender, czyli co tu jest chore?

Posłużyłem się na dzisiejszej lekcji pojęciem „gender” do wyjaśnienia tematu. Natychmiast z młodych piersi się wyrwało, że to jest chore. Ucieszyłem się, gdyż nie musiałem dalej niczego tłumaczyć. Każdy wie swoje.

Minęły czasy, kiedy uczeń dysponował umysłem „tabula rasa”. Teraz każdy ma nabite w głowie tyle, że nie sposób coś dodać. To dobrze, gdyż szkoła już nie manipuluje uczniami. Oni przychodzą tak zmanipulowani, że tylko szukają okazji, aby to z siebie wykrzyczeć. Nie ma nawet sensu wciskać nastolatkom do głów kolejnych poglądów. W głowie jest już i tak za ciasno od cudzych myśli i cudzych opinii.

Człowiek ma prawo do wypełniania swojego umysłu takimi treściami, jakie mu się podobają. Lepsze coś niż nic. Mnie to niezmiernie cieszy, że skończyła się epoka, kiedy belfer gadał do pustych głów. Teraz każdemu poglądy wylewają się uszami. W poprzednich latach miałem często wrażenie, że uczę młodzież, która mało wie i niczym się nie interesuje. Obecnie wystarczy powiedzieć słowo, a uczniowie reagują. Nauczyciel nigdy nie jest pierwszy, nie przynosi do szkoły niczego nowego, lecz zawsze wchodzi na teren, na którym już byli inni. Ciekawe, kto moim uczniom nabił do głów, że gender to choroba?