Seniorzy czy juniorzy?

Wszyscy dyskutują na temat edukacji, to i my możemy. W XXI LO w Łodzi, gdzie pracuję, w najbliższy czwartek odbędzie się debata o oświacie. Udział wezmą dyrektorzy i młodzież łódzkich liceów. Pół na pół. Zaproszeni też zostali łódzcy politycy – młodzi i starzy – ale z nimi nigdy nic nie wiadomo. Podczas kampanii wyborczych pchają się do nas drzwiami i oknami, a później zapominają.

Chociaż prowadzę tę debatę, sam nie wiem, co nas czeka. Na tym polega urok dyskutowania w niejednolitym gronie, że pewna jest tylko niespodzianka. Spotkaniu daliśmy tytuł: „Polityka państwa i samorządu – uzdrawiają czy pogrążają polską oświatę?”. Sugerujemy zatem wysoki ton i powagę, ale to nic nie znaczy.

Jak dyskutanci zechcą, to możliwe są też jaja. Tylko z kogo i czego? Jeśli będziemy się śmiać, to chyba z samych siebie. Dlatego wolałbym, aby było poważnie i godnie, bez obrzucania się błotem w rodzaju, że winna jest coraz gorsza młodzież albo coraz słabsi nauczyciele.

Ostatnio brałem udział w kilku debatach, gdzie średnia wieku przeważnie była taka, iż czułem się młodzieniaszkiem. Teraz będzie inaczej. Na sali siedzieć będą w równej mierze młodzi i starzy. Ciekawe, kto zdominuje tę dyskusję – seniorzy czy juniorzy? Mam nadzieję, że to będzie starcie równych sił, a nie pogaduchy do poduchy.