Znicze celebrytów

Zauważyłem dzisiaj na cmentarzu, że niektórzy podpisują swoje znicze. Dzięki temu dowiedziałem się, kto był w danym miejscu przede mną. Wystarczyło pochylić się nad zniczami i przeczytać napisy. Dawniej widniało tam najwyżej „Ave Maria”, a obecnie imię i nazwisko darczyńcy. To nie jest głupi pomysł. Skąd żywi mają wiedzieć, że inni żywi pamiętają? Podpis rozwiewałby wszelkie wątpliwości.

Jak zwykle poszedłem na cmentarz nieprzygotowany. Znicze kupiłem, zapałki dostałem od sprzedawcy, ale największy problem był ze zdobyciem niezmywalnego pisaka. To nowa moda, więc sprzedawcy nie byli przygotowani. Podpowiedzieli, że większość owija znicz gumką i do niej przytwierdza kartkę z informacją, kto pamiętał. Rzeczywiście, widziałem masę takich kartek.

Przyznam się, że nowa moda spowodowała, iż odezwała się we mnie dusza kolekcjonera. Znicz po wypaleniu się wyrzucany jest na śmietnik. Nie przedstawia bowiem żadnej wartości. Co innego, gdyby był podpisany przez kogoś znanego. Wtedy warto by zachować go na wieki wieczne. Przyjrzałem się zniczom z wielką uwagą, ale nie znalazłem ani jednego do kolekcji. Same nieznane nazwiska. Mam nadzieję, że moda jest rozwojowa i celebryci niedługo się o niej dowiedzą.