Kontakt ze szkołą
Wyobraźmy sobie sytuację, że rodzic dzwoni do szkoły, aby zamienić słowo z nauczycielem swojego dziecka. Chodzi o kłopoty z języka angielskiego. Po godzinie słuchania idiotycznej muzyki oraz cytatów ze statutu placówki i innych równie ciekawych komunikatów rodzic zostaje w końcu połączony z konsultantem, którym jest dyżurujący właśnie w tej chwili nauczyciel. Akurat jest to rusycysta, któremu brakuje godzin do etatu, więc dyrekcja zleciła mu pełnienie dyżuru przy telefonie. Dzięki temu wyrabia wymagane ustawą 40 godzin pracy w tygodniu.
Rusycysta nie zna ani dziecka, ani też nie ma pojęcia, jak rozwiązać problem rodzica. Szybko jednak otwiera elektroniczny dziennik i komunikuje, jakie oceny uzyskał uczeń ze wskazanego przedmiotu oraz co obecnie realizuje nauczyciel angielskiego na swoich lekcjach. Wskazuje też nieobecności dziecka, spóźnienia i inne fakty. Nie mówi zatem nic, czego rodzic sam nie mógłby przeczytać w elektronicznym dzienniku, gdyby tylko zechciał się zalogować. Po kilku minutach rozmowy z owym rusycystą rodzic nabiera podejrzeń, czy w ogóle człowiek ten był kiedykolwiek w szkole dziecka, o którym mówi. Rodzic zaczyna podejrzewać, że połączył się z innym miastem. I ma rację, gdyż wszyscy rusycyści w kraju, którym brakuje godzin do etatu, pełnią dyżury przy telefonach i obsługują szkoły z całej Polski. W tym przypadku rodzic z Łodzi został przekierowany do konsultanta z Białegostoku, gdyż ten akurat był wolny.
Rodzic prosi o umówienie go z nauczycielem dziecka na rozmowę w cztery oczy. Uważa bowiem , że rozmowa z Białymstokiem, gdy uczeń chodzi do łódzkiego liceum, nie ma sensu. Konsultant sprawdza wolne terminy łódzkiego nauczyciela i zapisuje na pierwszy wolny, czyli w lipcu następnego roku. Nauczyciele pracują w wakacje, a co! Karta Nauczyciela dawno została zlikwidowana, więc nikt się nie leni. Rodzic pyta, czy nie ma wcześniejszego terminu, np. jutro. Konsultant z trudem powstrzymuje śmiech (rozmowa jest nagrywana). Niestety, nauczyciel, z którym chce się spotkać rodzic, jest anglistą, więc – przestrzegając ściśle 40-godzinnego tygodnia pracy – ma tyle obowiązków (teraz właśnie i aż do końca listopada sprawdza próbne matury), że pierwszy wolny termin znajdzie się dopiero za ponad 9 miesięcy. Bardzo mi przykro – mówi konsultant. Gdyby jednak rodzic chciał spotkać się z jakimkolwiek nauczycielem, to pierwszy wolny termin ma nauczyciel przysposobienia obronnego z Konina. To może być już w przyszłym tygodniu. Rodzic wymyśla konsultantowi, ile tylko wlezie, i kończy rozmowę.
Wściekły rodzic osobiście udaje się do szkoły i próbuje nawiązać kontakt z anglistą. Niestety, cierpliwa pani w recepcji, którą jest uzupełniająca etat nauczycielka łaciny, jasno i wyraźnie mówi, że najpierw trzeba się zapisać. Pierwszy wolny termin jest w sierpniu przyszłego roku (tak, od wczoraj przybyło chętnych, więc terminy się przesunęły). Łacinniczka radzi skorzystać z dziennika elektronicznego. Informuje, na jaką stronę WWW trzeba wejść, jak się zalogować itd. Jest gotowa nawet użyczyć komputera i pomóc, taka miła z niej osoba. Można zadać pytanie przez internet. Nie ma jednak pewności, że odpowie ten anglista, gdyż wtedy trzeba by mu zapłacić za nadgodziny. Najprawdopodobniej odpowiedzi udzieli komputer, takie mamy programy, albo – jeśli rodzicowi bardzo zależy – ludzki konsultant. Numer telefonu do infolinii szkolnej to… Nie ma się co denerwować, przecież Karta Nauczyciela została zlikwidowana i nauczyciele pracują tyle co wszyscy, czyli 40 godzin w tygodniu i ani chwili dłużej. Czasy, że nauczyciel był do dyspozycji ucznia i rodzica przez 24 godziny, dawno przeminęły. Teraz wszyscy nauczyciele bardzo pilnują swojego czasu pracy. Dura lex, sed lex.
Komentarze
Kapitalne. Niech się stanie, nie mogę się doczekać. :-DDD
Jeszcze pięć,sześć milionów przypadkowego społeczeństwa wyemigruje – zostaną wyłącznie wyborcy PO, fani minister Szumilas i czytelnicy Gazety Wyborczej. Nie będzie więc niezadowolonych i wymyślających konsultantowi-rusycyście rodziców, no chyba, że w rezerwatach albo dzielnicowych lub gminnych eutanazjatoriach dla niezadowolonych. Do wydawania skierowań chętnych nie zabraknie.
Orwell się kłania!
Kurka wodna! A czy ten uo..liwy 😳 rodzic, zamiast z nauczycielem angielskiego w Lodzi nie zechcialby raczej porozmawiac przez telefon z prezyentem Stanow Zjednoczonych w Waszyngtonie DC? Byloby latwiej sie dodzwonic i z pewnoscia przyjemniej.
Jedno widze niedopatrzenie w tym polskim systemie kontaktow rodzica z wybranym nauczycielem. Mianowicie dlaczego posrednik jest akurat w Bialymstoku? Czy nie powienien byc raczej w New Dehli? Jak wszyscy inni posrednicy?
Noo. Ładnie. Ciekawą dystopię Gospodarz zafundował swoim cichym wielbicielom!
Narodowy Fundusz Zdrowia przetarł ścieżki. Dobra ograniczone są wszak dobrami limitowanymi.
Nauczyciel, co prawda, nie lekarz, ale prywatne praktyki posiada, wszak życie go nie rozpieszcza, a 40 godzin da pochop do rozliczeń bardzo szczegółowych.
Uczeń i jego rodzic skorzystają na tym na pewno.
Jak wyżej.
Ciekawią mnie formy mniej utopijne: Karta Nauczyciela pozostaje dokumentem regulującym specyficzne i potrzebne dobra edukacyjne, zawęża pola dowolności, a
jednocześnie rozsądnie definiuje obszary swobody.
Tak, by rozdęta do granic krytyka całego systemu przyniosła korzyści i systemowi, i – przede wszystkim – jego ofiarom.
Uda się? Bardzo ciekawym.
@konie kaniguli. Z wielka ulga przyjmuje wiadomosc, ze znalazles winnego, a nawet winnych – czytelniucy Gazety Wyborczej. Jedno co mnie troche niepokoi, ze ja, jako namietny czytelnik GW tez ponosze odpowiedzialnosc za to, ze rodzic nie mogl sie dodzwonic do anglisty.
No trudno. Juz dzwigam brzemie Ukrzyzowania, to i to moge wziac na swoje barki. 😈
W polskich warunkach rusycysta pod telefonem będzie na Białorusi albo na Ukrainie. I to nie w dużym mieście, bo tam nieco lepiej zarabiają, ale gdzieś na wsi. Polski rodzic zaś, po usłyszeniu takiego ujutnego, wschodniego, śpiewnego akcentu, rozczuli się do łez i z tego wzruszenia całkowicie zapomni o tym angielskim.
i wtedy przekierowanie do organu…. prowadzącego albo MEN-owskiego
Na szczęście problem upierdliwych rodziców dzwoniących na infolinię serwisową może być szybko rozwiązany.
Na linii trzeba posadzić Hindusów lub Malezyjczyków (w ich miejscu zamieszkania).
Nauczycieli w Polsce zwolnić z obowiązku świadczenia pracy tak upokarzającej, jak rozmowa z wrednymi rodzicami. I zresztą jakiejkolwiek innej, za pełnym wynagrodzeniem.
W Polsce, wg nauk płynących ze szkoły a la belferblog, na infolinii o wyrobach mlecznych posadzono by krowy.
Jakże bowiem rusycysta może zamienić słowo w jakimkolwiek języku z obcym gatunkowo stworem w postaci rodzica, skoro rusycysta mleka nie daje?
A Malezyjczyk po infolini daje, nawet do Chicago i Kolonii.
Tyle, że daje radę, a nie mleczko na śmietankę nieróbstwa karcianego.
Email służy do kontaktów w takich sprawach, polecam, urzywam i jestem zadowolony
Kocie Mordechaju
Jako agnostyk nie czuję brzemienia, które z poczuciem takiej krzywdy zdajesz się dźwigać – jesteśmy tym kim chcemy być: jeżeli uwierzysz, że nie musisz tego robić, to będzie ci lżej. Naprawdę nie musisz dźwigać brzemienia Ukrzyżowania i jeszcze paru innych rzeczy. Natomiast społeczność nauczycielska (i nie tylko) musi dźwigać brzemię radosnej twórczości redaktorów Gazety Wyborczej i suflowanych przez nich sprawującym władzę – algorytmów. Nie chcę orzekać o ich prawdziwości czy też fałszywości, natomiast dostrzegam ich skutki. Jak ktoś tu stwierdził: trzeba być idiotą, by kazać zlizywać śmietanę z kolan księdza, to jakim idiotą trzeba być, żeby kazać liczyć głosy w polskich wyborach do parlamentu na rosyjskich serwerach? O jednym namiętnie się zaczytujesz, a o drugim nie przeczytasz. Czasem czytam Gazetę Wyborczą – taka współczesna krzyżówka Żołnierza Wolności z Trybuną Ludu i Tygodnikiem Forum. Nawet o Ukrzyżowaniu sporo piszą. Jeden z adwokatów ofiar Holocaustu cytował: prawdziwe zło dzieje się wtedy, gdy milczy o nim większość przyzwoitych ludzi. Wysil się na refleksję.
KOT MORDECHAJ c.d.
Wpis Gospodarza antycypuje możliwe konsekwencje likwidacji Karty Nauczyciela. Obecnie statystyczny nauczyciel to kobieta w wieku 41 lat. Za lat 15 statystyczny nauczyciel to będzie np. kobieta w wieku 53 lat, a może nawet więcej. Zafundujemy sobie gerontoedukację.
A na koniec dla Twojej informacji: nie robi mi różnicy zestawienie trzech tenorów aspirujących do władzy z czterema, którzy zakładali PO. Mam wrażenie, że publicysta „Polityki” nie myli się, że Prezes martwi się najbardziej, gdy mu rośnie. O ile w sprawach religijnych jestem agnostykiem, to jeżeli chodzi o polityków jestem fundamentalistycznym ateistą. Zgodzisz się chyba, że najważniejsze media w Polsce są mediami- bardziej niż przychylnymi -władzy. Trudno więc nie obarczać odpowiedzialnością za obecny, a i przyszły stan rzeczy milczących, choć porządnych czytelników i widzów. Ja swoim uczniom mogę powiedzieć, że przynajmniej próbowałem…
znać rosyjski – żadna fucha
zaraz biorą za komucha
Rodzic tak potraktowany przeniesie dziecko do szkoły katolickiej, a konsultant pójdzie gryźć trawę. Albo nie. Zamiast gryźć trawę pójdzie pracować do jakiejś firmy, gdzie przekona się, że 40 godzin pracy w tygodniu to tylko w papierach, w rzeczywistości pracuje się średnio po 50. Albo pójdzie od biznesu i będzie 24 godziny na dobę przez 365 dni w roku pod telefonem marząc by zadzwonił klient, choćby najgłupszy.
Nagonka nagonką. Nie da się ukryć, że nauczyciele zostali obecnie rzuceni na żer publiki jak wcześniej Rydzyk czy szrotówek kasztanowcowiaczek. Tyle że jak czytam waszą argumentację, to jestem przerażony waszym oderwaniem od otaczającej rzeczywistości.
@ poirot
Dokładnie.
Oderwanie od rzeczywistości Panie Chętkowski! 😉
Nie życzę źle nauczycielom, ale chciałbym zobaczyć ich miny
w „kapitalistycznych” realiach.
Skończą się nadgodziny na czarno (korepetycje).
Skończy się bezrefleksyjne „odgrywanie” tych samych lekcji rok w rok.
Zacznie się praca wolnorynkowa a tu na szczęście (często) płaca zależy od rezultatów.
40 godzinny etat? ha,ha,ha… – pensje biorę za 40 ale pracuję 50-60 g. (włączając w to przygotowanie dokumentów w domu).
Mi nikt nie zalicza do czasu pracy soboty lub niedzieli spędzonych w domu nad Excelem.
Nauczyciel (Łacina? bez żartów!) któremu zabraknie godzin,
popracuje w 2 lub 3 szkołach (kawałek etatu tu kawałek tam)
Takie są realia.
Jak nauczyciel nie umie sobie zorganizować czasu na kontakt z rodzicem
(via e-mail?) w ramach pensum, może dać zatrudnienie bezrobotnej koleżance po pedagogice (w ramach stażu po studiach) na te 2 godziny w tygodniu.
Pomoże odpisać rodzicom, nauczy używać e-podręczników…
Ludzie gdzie wy żyjecie? Ten klosz (Karta N.) wam bardziej szkodzi niż pomaga. Prędzej czy później czas wyściubić nos na „ulice” i zobaczyć
jak wygląda świat w realu!
Pozdrawiam.
P.S. Może nauczyciele zastrajkowaliby przeciwko religii w szkołach?
@Jonas
Widziałem szkoły w tych „rynkowych” krajach(a w niektórych pracowałem)- ani nie pracują oni więcej ani inaczej. Mają za to lepsze wyposażenie, dużo personelu pomocniczego i sprzętu oraz zdecydowanie mniej biurokracji i wszelkiej papierkowej roboty…;-) Nawet korepetycje to nie jest wcale polska specyfika – widać to nawet w tzw.szkole przy ambasadzie USA w W-wie(czesne ponad 20 tys.USD(!!!) rocznie) – też masowo uczniowie biorą korepetycje…;-)
@Jonas
Widziałem ja szkoły w tych „rynkowych” krajach (a w niektórych pracowałem)- ani nie pracują oni więcej ani inaczej. Mają za to lepsze wyposażenie, dużo personelu pomocniczego i sprzętu oraz zdecydowanie mniej biurokracji i wszelkiej papierkowej roboty…;-) Nawet korepetycje to nie jest wcale polska specyfika – widać to nawet w tzw.szkole przy ambasadzie USA w W-wie(czesne ponad 20 tys.USD(!!!) rocznie) – też masowo uczniowie biorą korepetycje…;-)
A tu akurat, panie Jonas, wychodzi, że nie zna Pan tego, o co walczy nasze ministerstwo i czego wymagają nowe programy z celami, umiejetnościami itd. Otóż, jeśliby ich przestrzegać (a przecież powinno się), to każda lekcja MA BYC taka sama, identycznie powtórzona w kolejnych klasach. Rozszerzenie materiału, uzupełnienia, dygresje – ależ skądże; każda lekcja rozpisana jest jak proces produkcji śrubek. Szkoła ma produkować jednakowe, wystandaryzowane śrubki, a nauczyciel ma byc skrzętnym organizatorem, nadzorcą, a przede wszystkim – DOKUMENTATOREM tego procesu. Uczenie, które powinno mieć element ognia i nieprzewidywalności, ma sie teraz stać procesem zwyczajnie smiertelnie nudnym….
Nie wiem co to znaczy „czytelnik GW”, „czytelnik Rzeczpospolitej”. Ja czytam jedno i drugie i jeszcze trzecie i czwarte i rozróżniam GWno od innych tytułów.
A ja, jako nauczyciel akademicki, czyli nie objety karta ani innymi przywilejami, pracujacy min 40h w tyg+ co drugi weekend w ramach pensum zajecia ze studentami zaocznymi, oraz praca naukowa przeciez, zupełnie nie rozumiem Pana pretensji. Nie swietujemy rowniez dnia nauczyciela, niezaleznie od tego w jaki dzien tyg wypada. A co najciekawsze ja kocham moja prace, szanuje studentow. Troche pokory drogi Panie Nauczycielu.
@anglista
Co autor mial na mysli? 😉
zgadzam się co do produkcji „śrubek”. Uniformizm jako jeden z celów
szkolnej „indoktrynacji to jedno. Ograniczenia związane z realizacja minimum programowego to drugie, ale ja pisząc „odgrywanie”
lekcji miałem na myśli metodologie i metodyka nauczania.
Kolejne pokolenia uczniów różnią się od siebie zasadniczo,
nawet w jednym roczniku są KLaSy i klAsY, stad zaskakuje mnie,
ignorancja sporej części kadry w zakresie własnej wiedzy pedagogicznej
i umiejętności jej wykorzystania. I dla jasności, nie pisze tu o braku tzw. środków dydaktycznych na które zapewne nie ma w szkole pieniędzy. Kazdy zawod wiaze sie z okeslonym zasobem wiedzy i
doświadczenia. Doświadczenie służy za za przyczynek do tej wiedzy
pogłębiania i weryfikacji. Bez nieustannego rozwoju i samodoskonalenia
nie da się zrobić kariery w „kapitalizmie”.
Szkoły (państwowe) to inercja i rutyna.
Dożywotnie posady pod kloszem Karty.
Jestem za podniesieniem płacy nauczycielom, ale tylko w uzależniając
to od jakości i czasu pracy, i z możliwością zwolnienia po każdym roku szkolnym. To ma być inteligentna grupa doskonalących się profesjonalistów a nie „posadkowiczów”.
„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie”
Jan Zamoyski
A czy w szkole w ogóle musi być jakaś praca i godziny, skoro pieniądze się należą i już?
Rząd będzie inwestował w posady państwowe 40 miliardów naszych złotówek. To pouczające.
Trochę pokory wobec potęgi etatyzmu, panie nauczycielu akademicki (a takich prostych rzeczy nie rozumie).
Ferro
15 października o godz. 18:04
Nie wiem co to znaczy ?czytelnik GW?, ?czytelnik Rzeczpospolitej?. Ja czytam jedno i drugie i jeszcze trzecie i czwarte i rozróżniam GWno od innych tytułów
Licentia poetica – namiętny i bezrefleksyjny fan, traktujący ewangelicznie każdy zamieszczony na łamach tekst, nawet najbardziej obrzydliwy, tendencyjny i kłamliwy.
Wielu ludzi czyta oczywiście jedno, drugie, i jeszcze trzecie i czwarte, co oczywiście nie oznacza czytelnika w powyższym znaczeniu.
Jaki czas pracy obowiązuje nauczyciela akademickiego?
Czas pracy nauczyciela akademickiego określony jest zakresem jego obowiązków dydaktycznych, naukowych i organizacyjnych.
Rodzaje zajęć dydaktycznych rozliczanych w ramach pensum i wymiar pensum w granicach:
dla pracowników naukowo-dydaktycznych min. 120, max. 210 godzin obliczeniowych rocznie,
dla starszych wykładowców i wykładowców oraz osób zatrudnionych na stanowiskach równorzędnych min. 240, max. 360 godzin obliczeniowych rocznie,
dla lektorów i instruktorów oraz osób zatrudnionych na stanowiskach równorzędnych min.300, max. 540 godzin obliczeniowych rocznie ustala senat uczelni.
Pensum może być również wykonywane poza uczelnią, a w szczególności w szkole ponadpodstawowej, na zasadach określonych przez senat.
Obowiązkowy wymiar czasu pracy pracowników naukowych wynosi 36 godzin tygodniowo.
Nauczycielu akademicki, a gdzie pan Chętkowski w tym wpisie nie szanuje uczniów?
I sorry, ale robisz głupoty przeciwstawiając swój ciężki żywot przywilejom nauczycielskim.
Równie dobrze mógłbym napisać, że nauczyciele akademiccy mają wolne w juwenalia, otrzęsiny, że bywają dni rektorskie, że de facto macie rok akademicki od października, a kończy sie początkiem czerwca (bo chcoć siedzenia na egzaminach męczące i w ogóle, to zajęć już w czerwcu prawie nie ma)
Ale nie napiszę tego, nie znam sie na obowiązkach naukowych, wiem, że przygotowanie zajęć półtoragodzinnych ciekawych z jakiejkolwiek dziedziny wymaga czasu, kreatywności i wysiłku, ale wiem też, że np. ucząc w NKJO czy na lektoratach studentów nie miałem i nie mam problemów z dyscypliną, rodzicami, nie muszę sie przejmować, że ktoś wyjdzie i mu sie coś stanie, że ma niezmienione buty, że się pobije z kolegą, nie mam tysiąca papierków, które są w szkole, nie muszę siedzieć na nudnych imprezach, organizować setek rzeczy, które sa w szkole, jeździć na wycieczki.
Mam wiekszy komfort pracy, wiekszą autonomie, więcej wolności, więcej funu, i nawet jak przygotowanie zajęć z opisówki czy z kultury zajmowało mi po kilka godzin lub i cały dzień, to przyjemność z tego była dużo wiekszą i satysfakcja.
Eh, no, ale niestety doktoratu mi się nie chciało robić…
I jeszcze jedno, dziwi mnie (pan Chętkowski już o tym pisał kiedyś), to takie poczucie wyższości nauczycieli akademickich wobec nauczycieli szkół średnich, gimnazjów, podstawówek czy przedszkoli.
Z moich doświadczeń i ucznia i studenta, i nauczyciela (i na uczelniach, i w szkole językowej i w szkole zwykłej, i w innych okolicznościach) to wynika, że jeśli ktoś np. olewał sobie i nie prowadził zajęć (bo nie przychodził przez prawie semestr), to był to nauczyciel akademicki, inny z kolei czytał swoje nudnawe notatki (zamiast przyszłych nauczycieli cokolwiek psychologii nauczyć), jeszcze inny na konwersacjach z języka kazał nam czytać swoją książkę (i kupować).
Takich rzeczy nie dostrzegam w szkole (a uczę w dwu średnich), może kontrola jest większa (co ma swoje wady), może to ci źli i roszczeniowi nauczyciele nie robią lekcji aż tak na odwal, jak się na uczelniach zdarza.
Pracowałem jednocześnie w NKJO i kolegium nauczycielskim i w szkole średniej (technikum +zawodówka0, w tej pierwszej panował ogólnie rzecz biorąc raczej marazm, nauczyciele (w tym akademiccy) przychodzili, robili zajęcia (często bardzo sensownie i tyle), w szkole średniej za to działo się i dzieje mnóstwo (może to zasługa a w pierwszym przypadku wina dyrekcji, mże specyfika szkół), ale nieraz miałem wrażenie, że tym nauczycielom z technikum i zawodówek, którzy maja kontakt niekiedy z młodzieżą bardzo słabą czy przeciętną chce się mnóstwo, tym z kolegium już niekoniecznie.
Przed nauczycielem piękna, świetlana przyszłość:) MEN i samorządy będą wreszcie miały szkołę swoich marzeń. Jeszcze tylko muszę się zastanowić, w jakich godzinach ten nachalny rodzic wydzwania…. czyżby w godzinach swojej pracy, bo inaczej to robi się atmosfera napięcia – zdąży przed g. 16-tą, czy nie?
Panie Jonas, na myśli miałem to, że nikt mnie nie ocenia pod względem mojej kreatywnosci i pasji, a tylko z produkcji śrubek, a dokładniej – z dokumentowania tego procesu… i w tym kierunku konsekwentnie od lat zmierzaja tzw. ‚reformy”. Obecna Pani Minister jest uosobieniem i kwintesencją takiej pani od produkcji, niestety….
@anglista
Generalnie taki jest obecnie cel szkoły i państwa (produkcja śrubek i trybików).
Kreatywność i pasja są bardzo pożądane u nauczyciela, ale gdy maja przełożenie na rezultaty (patrz produkcja śrubek).
Do weryfikacji rezultatów potrzeba statystyk, nie będzie statystyk bez wypełniania formularzy itd. …
Pan jako nauczyciel zdaje sobie sprawę jak łatwo jest symulować kreatywność w szkole (w oderwaniu od wyników). Przeglądając na papierze lekcyjne konspekty można
uwierzyć, ze Kadra zdolna, nowoczesna i pedagogicznie świadoma.
Stosowanie „audiowizualnych form przekazu”, bogate konspekty (zżynane bezmyślnie z internetu lub od kolegów), prezencje, referaty a nawet wyjścia do kina, „choinki” czy
wycieczki do muzeów – to wszystko sugeruje, ze dzieci są w rekach najlepszych z możliwych. (Proszę nie brać tego ad personam,
nie znam Pana wiec się nie wypowiadam).
Szkoła w obecnym formacie (producenta śrubek), nie przystaje do rzeczywistości
(o tym pisze na swoim blogu prof. Harman – http://hartman.blog.polityka.pl/2012/10/13/requiem-dla-szkoly/ )
ale jeżeli już może coś zrobić, to próbować zweryfikować „pod-kloszową rzeczywistość” istniejącą w szkołach.
Ciało Pedagogiczne jak każde ciało 😉 nie lubi gdy mu zaglądać pod ubranie, nie lubi tez
oceniania, krytykowania i cięcia przywilejów – niestety bez tego nigdy nie wyjdziemy z zaklętego koła nieefektywności.
Najpierw trzeba zajrzeć do szafy i wyciągnąć wszystkie zwłoki (określić realny status quo), aby próbować coś zmienić na lepsze.
Jak pisze prof. J. Harman:
„…szkoła zredukowana została do roli przechowalni dziennej dla dzieci i młodzieży. Owszem, nadal można tam się nauczyć pisania, czytania i rachunków, ale cała reszta wykształcania dziecka pozostaje w luźnym związku ze staraniami szkoły i nauczycieli. Jak kto zdolny i świata ciekawy, to sobie włączy co trzeba i obejrzy, a nawet poczyta.
Gdyby szkoła miała wyzbyć się całej swojej hipokryzji i zacofania, to zamieniłaby się w świetlicę, w której dzieci siedzą sobie przy komputerach i oglądają różne filmiki, sto razy lepsze od tego, co może w swoim szkolnym teatrzyku zaproponować nauczyciel. A nauczyciel byłby tylko nadzorcą i doradcą, zachęcając dzieci do obejrzenia tego czy owego, do rozmowy, do zapamiętania czegoś, co zapamiętać warto. To jednak nie byłaby już szkoła, tylko zupełnie inna instytucja. Szkoły, zrodzonej w innym świecie i dla innego świata przeznaczonej, nie da się już uratować.”
Wciąż są nauczyciele którzy mają problem z obsługą komputera !!!, nie mówiąc o niechęci jaka ta (wykształcona i inteligentna?) grupa zawodowa
żywi do e-dzienników czy e-podręczników. A to tylko ułamek tego co nauczyciele powinni umieć. To nawet nie dotyka teorii nauczania,
a jedynie użycie nowszych narzędzi pracy (dostęp do komputerów jest
od co najmniej 20 lat !)
Karta Nauczyciela, z założenia mająca bronic ciągłości i stabilności w szkołach i zachęcać nauczycieli do samodoskonalenia
stała się tarczą dla niekompetencji, etatyzmu i roszczeniowości.
Tak to widzę.
Mam nadzieje, ze Pan „anglisto” jest jednym z chlubnych wyjątków, tego życzę Panu
i pańskim uczniom. Może gdyby szybciej odsiać „ziarno” od „plew” nauczycielskich,
Ci z potencjałem mogliby efektywniej wpłynąć na zmianę „przechowalni” w
„świetlice” twórczego odkrywania.
________________________________________________________
P.S. Może nauczyciele dali by dobry przykład i zastrajkowaliby przeciwko religii w szkołach?
Cudne… właśnie sama się zreformowałam i w ramach czterdziestogodzinnego tygodnia pracy spędzam w szkole po kilka dodatkowych godzin (codziennie ,a co !) i czekam ,czekam na tych wszystkich rodziców , i …nic! Dobrze , jeśli złapię jakiegoś zabłąkanego ucznia na zajęcia dodatkowe ;( , zgadzam się nawet na jakąś infolinię – niech będzie dla Łodzi albo Suwałk ….
Co odkrył Jonas po drugiej stronie lustra…
– ano króla belferula błysk gołego du…ska.
Witaj Jonasie, w klubie hejterów, skamandrytów i złogów sanhedryńskich, gniotących swym uciskiem, jako masy społeczeństwa, zdrowe jądro belferskie, na publiczny los wyłupione.
Tak, Jonasie, jak cała reszta społeczeństwa, możesz im, broniarzom na roli publicznego mienia uwłaszczonym – naskoczyć.
Lustro zwrócone na zewnątrz – i nasze dzieci – trzymają w łapkach oni.
„czekam na tych wszystkich rodziców , i ?nic!”
Rodzice – do szkoły marsz!
Władza ludowa, JotKa, CzeKa.
Inni w godzinach zapłaty – pracują; ona czeka i męczy się.
A oni pracują, aby jej cz(e)kanie opłacić.
I kto tu jest nieuczony, no kto?
Pani JotKo, czy zamiast siedzieć i „czekać” (jak to słusznie wyłapał Anonim) nie miała by Pani ochoty
np.: zorganizować w swojej szkole zajęć pozalekcyjnych np.: w oparciu o ROLE (Results Only Learning Environments) aby wdrożyć swoich i nie
swoich uczniów – na pewno tych zainteresowanych, a cóż przyjemniejszego niż
praca z ochotnikami – do nauki/pracy opartej na kreatywności i efektywności. Zaoferować im zdobycie umiejętności samooceny
własnej pracy itd. …?
Pani post poza optymizmem(?) zawiera też szczyptę ironii. OK.
Nie wiem czego Pani uczy, ani w jakim przedziale wiekowym, ani jakie ma Pani przygotowanie i podejście do zawodu,
ale:
czy dobrze rozumiem, ze czeka Pani aby rodzice i uczniowie wypełnili
dodatkowe godziny i coś zaproponowali, gdyż brak Pani na to pomysłów?
Nie chce aby Pani odebrała mój post jako krytykę, wprost przeciwnie.
Pani własna „naskórna” próba zmierzenia się z problemem wypracowania magicznej liczby 40 godzin w szkole
to coś innego, pozytywnego i zasługującego na uznanie, w przeciwieństwie do prowokacji p. Chętkowskiego.
ALE
Pani jest nie tylko nauczycielem ale też
pedagogiem – „prowadzącym dziecko” (nawiązując źródłosłowia), prawda?
Ma Pani wykształcenie i doświadczenie odpowiednie aby zaproponować młodzieży alternatywę dla Fejsów, NK, gier czy „włóczenia się” po tzw. Konsumpcyjnych Centrach Straty Czasu.
Może inni nauczyciele kiedyś pójdą w Pani ślady, a Pani znajdzie satysfakcje i pasje w pracy?
Jonas 17 października o godz. 16:02
Nie kompromitowałbyś się cytowaniem pisaniny kompletnego ignoranta. To, że dano mu tytuł profesora jest najlepszym świadectwem upadku edukacji w Polsce. Przytoczony przez ciebie fragment jest najlepszym dowodem i jednocześnie dużo mówi o poziomie twojej własnej wiedzy pedagogicznej:
„Gdyby szkoła miała wyzbyć się całej swojej hipokryzji i zacofania, to zamieniłaby się w świetlicę, w której dzieci siedzą sobie przy komputerach i oglądają różne filmiki, sto razy lepsze od tego, co może w swoim szkolnym teatrzyku zaproponować nauczyciel. A nauczyciel byłby tylko nadzorcą i doradcą, zachęcając dzieci do obejrzenia tego czy owego”
Szkoła zamieniona w youtube.
Potrafisz wogóle powiedzieć, jakie zdolności i kompetencje szkoła powinna pomagać wykształcić?
Zamiast gry na gitarze gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast gry w piłkę gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast piłowania deseczki gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast lutowania drutu gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast pobrudzenia rąk smarem gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast sklejania czegoś z papieru gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast pisania gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast recytowania wiersza gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast zaśpiewania piosenki gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast muchy pod mikroskopem gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast strzelania kulką pod kątem gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast dymu z probówki gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast tęczy kolorów w kolbie gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast karmienia chomika gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast szkolnego teatrzyku gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast wiewiórki w parku gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast zbieranie glonów w stawie gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast muzeum z goliatem z Powstania na dotknięcie gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast źle podłączonego woltomierza gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast kłótni z kolegą bo ja tak a on inaczej gapienie się na ekranik tableta.
Zamiast spóźniłyśmy się bo Jolka nie zdążyła swojej części gapienie się na ekranik tableta.
Po lekturze hartmanowskich luzblusowych dyrdymałów od dawna nie dziwię się stopniowi zakopcenia jego kaganka, ale żeby nauczyciel powtarzał takie bzdury?
Chcesz szkołę zamienic na youtube? Zostaw swoje dziecko w domu, to jest legalne. Posadź przed ekranikiem i włącz youtube.
Tutaj już kiedyś domorośli myśliciele woleli filmik z tego, co ktoś zobaczył pod mikroskopem od mikroskopu w klasie. Nie napiszę, co trzeba mieć w głowie aby takie rzeczy bez wstydu pisać, bo mi Gospodarz wykreśli.
Ty też wolisz zdjęcie piłki od grania w piłkę?
Zapisz się więc na hartmanowskie wykłady. Tam dostaniesz filmik pokazujący filozofa bioetyka jak siedzi przy biurku i bioetykuje.
Bite trzy godziny!
Po takim wykładzie wyzbyty hipokryzji i zacofania doradca podsunie tylko podatnikowi rachunek do podpisania a tobie, jak będziesz chciał, do indeksu stopień wpisze.
głupszego tekstu dawno nie czytałem
a tak naprawdę jak siłą rodzica do szkoły nie ściągniesz to sam z własnej woli nie przyjdzie
no chyba że zrobić awanturą nauczycielowi
A no nim twojego starego od butelki się oderwie to i lekcje się skończą