Podręczniki w opozycji
Oburzenie wywołują nie tylko wysokie ceny podręczników, ale także konieczność kupowania wyłącznie najnowszych wydań. Nie można kupować taniej w antykwariacie, gdyż starsze wydania są nieaktualne z powodu reform. Nie można też dziedziczyć po starszym rodzeństwie, choćby różnica wieku wynosiła rok czy dwa. Trzeba płacić za nowe, a po zakończeniu nauki można je oddać tylko na makulaturę. Dlatego podręczniki wywołują powszechne oburzenie. A oburzenie to przecież paliwo napędzające polityków. Dlatego podręczniki to sprawa polityczna.
Problem próbują rozwiązać politycy Ruchu Palikota. I to z wielką pompą. Otóż poseł Armand Ryfiński zapowiedział złożenie pisma w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym, w którym wskaże pracowników MEN odpowiedzialnych za okradanie rodziców. Z zapowiedzi wynika, że poseł ma dane pozwalające mu przypuszczać, iż za wysokimi cenami podręczników stoją ludzie MEN, dorabiający sobie na boku w firmach edukacyjnych (zob. źródło). Chociaż brzmi to jak majaczenia paranoika, to po ostatnich aferach nic już nie powinno dziwić. Widocznie można pracować równocześnie w MEN, które kontroluje ruch podręczników, i w firmie produkującej podręczniki. Nie tylko premier ma syna.
Przez wiele lat nie korzystałem w ogóle z podręczników, a uczę przedmiotu maturalnego w liceum. Od czasu minister Hall i jej następczyni nie mogę tak postępować. Muszę podać jakiś podręcznik – tego nagle zaczęła się domagać dyrekcja. Lista jest publikowana na stronie szkoły, więc uczniowie uważają, że to mój wybór. Tymczasem nie jest to żaden wybór, tylko przymus. Dlatego przekonuje mnie ostrzeżenie posła Ruchu Palikota, że w aferę podręcznikową są zamieszani pracownicy MEN i że może dochodzić do korupcji. Dopóki nie zobaczę darmowego e-podręcznika, nie uwierzę, że MEN jest czyste.
Komentarze
Też nie pracowałem nigdy według podręcznika, bo te uważałem akurat za bardzo słabe.
Teraz niestety muszę co roku deklarować podręcznik. I aby było śmieszniej mimo, że podręczników jest kilka, mamy kilka klas i kilku nauczycieli, podręcznik musi być wybrany jeden dla wszystkich klas i nauczycieli. Efekt jest taki, że podręczniki podajemy bo podać musimy, uczniowie je kupują w wakacje a my z nich nie korzystamy wcale. Rodzice wywalają pieniądze w błoto a wydawnictwa się bogacą dzięki durnemu rozporządzeniu ministry edukacji.
Gospodarz struga wariata, jakoby nie zdawał sobie sprawy, że od upadku komuny (a nie od 2 lat!), belfrzy są zblatowani z producentami podręczników, będąc wynagradzanymi dystrybutorami coraz to nowych wydań – i ta belferska korupcja (tak tak!) jest źródłem utrwalania patologii.
Oczywiści, producenci przekupując publicznych urzędników łamią prawo, ale bez współudziału funkcjonariuszy publicznych nie mieliby szans.
Pisałem o tym w kontekście sprzedajności urzędniczej i KK.
Gospodarz dalej uważa, że belfrzy są ponad prawem.
I ma na to cudaczne usprawiedliwienie: on musi.
Domaga się dyrekcja.
Jakby się dyrekcja domagała, aby Gospodarz umocował bramkę na boisku, to też by umocował?
A jakby się domagała, aby w szkole wybrano podręczniki konkretnego wydawcy (a tak jest powszechnie) to tez by wybrał?
A jakby kazała koleżance z torebki portfel wyjąć – wyjąłby?
Gospodarz lubi się podpierać źródłami.
Ja proszę o pisemny dowód, że dyrekcja Gospodarza (albo inne urzędniki) łamie prawo, nakazując Gospodarzowi wybór CO ROKU NOWEGO PODRĘCZNIKA.
Bo na to Gospodarz narzeka, jak bezradne dziecko we mgle co go świat okrutny krzywdzi i do upadku moralno-zawodowego sprowadza ciupasem.
A jak nie – to niech Gospodarz wreszcie co mądrego i przyzwoitego napisze, nie obrażając inteligencji ludności, bo potrafi.
I to dopiero będzie wzbogacające i na pohybel wrażemu społeczeństwu i kapitalystom, co Gospodarza tak prześladują, że aż na Białoruś chyba będzie mu konieczność uciekać, dla poratowania zdrowia zawodowego 🙂
Gekko – żałosny mały trollu i insynuatorze chory z nienawiści do świata, nie jestem z nikim „zblatowany” (co to za słownictwo?) i nigdy, podkreślam, nigdy żadne profity za wybór podręcznika nie były moim udziałem.
Cyrusie. Nie karm trolla.
W kilku szkolach w ktorych uczylem, szkoly kupowaly zestaw podrecznikow, ktore nastepnie wypozyczaly uczniom.
Dzialalo to zupelnie niezle.
@Z.O. – masz rację, nie warto trolla karmić, ale jak czytam takie brednie małego człowieczka, któremu na dodatek wydaje się, że zjadł wszystkie rozumy, a nawet wysłowić się poprawnie nie potrafi, to niestety niekiedy mnie ponosi.
Po przemyśleniu, żeby nie było, że strzelam z biodra.
Czy dyrekcja w szkole Gospodarza wie, jaka jest jego opinia w kwestii wyznaczania sugerowanego albo sugerowania obowiązkowego podręcznika?
Może nie wie? Jak znam dyrekcje, to one „uważają, że nie wiedzą” dopóty nie dostaną czegoś na pismie – zwykle email jest wystarczający. Email zostawia ślad. To nie to samo co gadka w przerwie na korytarzu albo nawet na radzie pedagogicznej.
Dużo więcej pracownik nie może wymagać od życia jak zawiadomienia (wyraźnego) swojego zwierzchnika o swojej opinii.
Ale już jako obywatel nauczyciel może napisać krótki a treściwy list i posłać go do sejmowej Komisji Edukacji (jakości edukacji? – jakoś podobnie się to ciało nazywa) Ja bym wysłał do członka takiej komisji, który jest z PiS. Nie dlatego, że kocham PiS, ale dlatego, że aktualnie przy władzy jest PO. Członek PO może nie chcieć „zbyt mocno” sprawiać trudności ministrowi z własnego ugrupowania a poseł PiS wręcz przeciwnie. I dlatego byłaby większa szansa, że użyje każdego zapytania poselskiego jako amunicji aby przywalić przeciwnikom. Jeżeli sugestie Gospodarza mają obiektywny sens, to tym lepiej dla zasięgu i siły rażenia jego listu w charakterze amunicji. Dzieci i portfele wszystkich Polaków tylko skorzystają.
Tak więc obok wpisów na blogu sugeruję list do odpowiedniego posła PiS z w/w komisji.
W bezplatnej szkole darmowe podreczniki.Jak na drugi rok niedobre,niech szkoly sie zajma makulatura i kupuja takie jakie potrzebne.
Gekko – bęcwał.
W gimnazjum ostatnia reforma była trzy lata temu. Po raz pierwszy od (chyba 6) lat można było sprzedać podręczniki. Zorganizowaliśmy kiermasz w szkole. Efekt był piorunujący – trzy podręczniki zmieniły właściciela.
Uważałem dawniej, że można uczyć bez podręczników. Zmieniłem zdanie. Bardzo często się zdarza, że ktoś jest nieobecny. Wystarczy nr strony i nadrobi zaległości. Niektórzy potrzebują utrwalenia materiału, ponownego zapoznania się z nowy treściami itp.
@w czym problem? 19 sierpnia o godz. 4:14
„Tak więc obok wpisów na blogu sugeruję list do odpowiedniego posła PiS z w/w komisji.”
Jeśli nawet trafisz na kogoś, kto w danej chwili nie ma żadnego królika czy krewnego w MEN lub w wydawnictwach, to on i tak nic nie zrobi, bo na pewno przy tym komuś ze swoich nacisnąłby na odcisk.
To zresztą dlatego opozycja sejmowa tak mizernie krytykuje nepotyzm od premiera poczynając na koalicjancie kończąc. Muszą coś powiedzieć, więc mówią, ale nie za dużo i nie za głośno by za blisko do sedna tematu nie dotrzeć.
Podręczniki należy aktualizować ,ale w u z a s a d n i o n y czymś konkretnym sposób.
To co się dzieje obecnie świadczy nie o chorobie ,ale wręcz o epidemii. Trudno nie myśleć o kolejnym przekręcie, omijanym z daleka przez panów, opłacanych za prowadzenie dochodzeń.
Stary pisze „Bardzo często się zdarza, że ktoś jest nieobecny. Wystarczy nr strony i nadrobi zaległości.”
Tak naprawde, to i ten argument, w dobie internetu i smartboardow jest malo przekonywujacy.
Juz bardziej przemawia do mnie „Niektórzy potrzebują utrwalenia materiału, ponownego zapoznania się z nowy treściami itp.”
Dodalbym tu – inne sformulowania, inne zadania niz te dane przez nauczyciela. Poza tym ksiazka jest nadal szybsza niz wyszukiwanie wiadomosci w internecie.
W koncu, ale to jest juz zdanie osobnika ktorym powinien zajmowac sie geriatra (aluzja do ktoregos z poprzednich wpisow 😉 ), ja nadal lubie i cenie ksiazki.
@Gospodarz chyba nie do końca tutaj prawdę pisze, ponieważ NIE MA OBOWIĄZKU wybierania podręcznika przez nauczyciela, nawet dyrekcja do tego nie może zmusić. Natomiast nauczyciel wybiera/modyfikuje/tworzy program – to jest obowiązkowe.
„Edukacja cyfrowa opiera się na pracy projektowej (Project Based Learning), czyli, w skrócie, nie na podawaniu wiedzy, a na jej wyszukiwaniu. Przy takim podejściu, i, jak się wydaje, tylko przy takim, wzrasta słynna motywacja wewnętrzna, czyli uruchamia wrodzona ciekawość świata. Miałam okazję obserwować to w szkołach angielskich i to naprawdę działa.I są konkretne dowody na wyższą efektywność nowych metod, że nie wspomnę o autentycznej radości uczniów. Im się chce uczyć.
Nie bardzo rozumiem dlaczego MEN, jak się wydaje,nie próbuje korzystać ze sprawdzonych rozwiązań na Zachodzie, dotyczących zarówno wprowadzania rozwiązań cyfrowych do szkół, jak i ich finansowania. Bo tam też są biedne rodziny i szkoły, a jednak szkoły potrafią to rozwiązywać (tak, tak, to szkoła, nie Ministerstwo decyduje). Kwestia formy podręczników nie jest problem, gdyż tam właściwie nie korzysta się z żadnych podręczników. W zamian jest lista tysiąca aplikacji, fantastycznych stron internetowych oraz rozmaitych programów, częściowo płatnych, częściowo za darmo. Na przykład: http://www.freetech4teachers.com/
Z takich rozwiązań korzystają już 6-7 letnie dzieci, pod kontrolą nauczyciela, rzecz jasna. Gdybyśmy poszli tą drogą, cała powyższa dyskusja nie miałaby wielkiego sensu, kwestia korupcji podręcznikowej po prostu nie istnieje.”
Źródło: http://osswiata.pl/sterna/2012/08/08/co-jest-z-e-podrecznikami/
@ync
MEN częściowo już skorzystał, ponieważ w gimnazjum od dwóch lat istnieje obowiązek aby każdy uczeń wziął udział w co najmniej jednym projekcie edukacyjnym.
@Jola
„w gimnazjum od dwóch lat istnieje obowiązek aby każdy uczeń wziął udział w co najmniej jednym projekcie edukacyjnym.”
Kluczowym słowem jest tu „obowiązek”. To właśnie to słowo powoduje, że taki projekt staje się w praktyce farsą. Dlaczego ? Jak często ?
Brawo Gekko. Trafiłeś w samo sedno (jak zawsze zresztą). Popieram Cię w 100%, tak jak większość rodziców ( jeśli nie wszyscy)
„Gdybyśmy poszli tą drogą, kwestia korupcji podręcznikowej po prostu nie istnieje…Nie bardzo rozumiem dlaczego MEN, nie próbuje korzystać ze sprawdzonych rozwiązań na Zachodzie…”
‚Nie rozumiem’ to chyb tylko figura retoryczna, skoro autorka tych słów sama zamieszcza wyjaśnienie w postaci siągu przyczynowo-skutkowego.
A tymczasem na blogu rozkwita lekcja miłości do świata i obnażone do cna postawy edukacyjne belferstwa, ku oświeceniu nienawistnej gawiedzi, jakby kto jeszcze wątpił, co może spotkać w szkole dzieci, skoro stary pierdziel Gekko takie wiązanki nauczycielskie otrzymuje (oczywiście za zgodą Gospodarza, mającego regulamin, nie mówiąc o rzetelności tam, gdzie trzyma na gwoździu papiery etyka):
„Gekko ? żałosny mały trollu i insynuatorze chory z nienawiści do świata, …takie brednie małego człowieczka…Gekko ? bęcwał.”
Oj, zapachniało publicznie smrodkiem dydaktycznym z jedynie ukochanego przez tubylców świata pokoju gogicznego …
Gratuluję Chętkowskiemu (i tu wypada darować sobie zwroty grzecznościowe) kompanii, doborowej w istocie i reprezentatywnej 🙂
Smrodkiem poniosło, bo przecież wie dobrze belferstwo, że pamięć i kumatość pospólstwa w wyniku edukacji publicznej – marna, wykręcać się na bezczela z korupcji można bezkarnie, na nowo.
No, nie przed każdym…
A więc przypomnijmy, ku oświacie, jak to jest z podręcznikami:
a/ O tym jak t o p a n i n a u c z y c i e l k a, posłanka Domicela z PO wraz z koleżanką autorką podręczników Agnieszką (funkcja i barwy jw) uwaliły w S e j m i e zapis ustawy t a m u j ą c y coroczne wymiany podręczników i wydatki rodziców, za to generując przychody wydawców. Przy czym Pani Domicela, belferka, przytomnie odpowiedziała prasie, że jak komu to nie etyką pachnie, to może wezwać…prokuraturę. Ot, miłość do świata i edukacja zawodowa – jak znalazł na belfra i posła. Czytaj tu:
http://spoleczenstwo.newsweek.pl/grupa-trzymajaca-podreczniki–czyli-plac-i-placz,63667,1,1.html
b/ O tym, jak to art. 22a ustawy z dnia 7 września 1991 i rozporządzenie MEN z dnia 8 czerwca 2009 r. mówią, że „nauczyciel ma p r a w o wyboru spośród podręczników i NIE MA w przepisach zapisu o obowiązku wyboru…” Dla niedowiarków, komentarz prawnika mec. Leszka Zaleśnego tu: http://tinyurl.com/bqvdxk4
c/ jak w tym świetle wygląda martyrologia belfrów broniących budżetu rodzin ale gwałconych przymusami MEN i derekcji?
d/ ano, tak, jak przyznają mniej zbelferblogowani, a uczciwsi belfrzy:
„Na zniesieniu limitów (rękami belferki Domiceli) skorzystały wydawnictwa. Przekonują nauczycieli do częstszych zmian podręczników. Oferują im drogie prezenty, np. komputery.
Otrzymujemy telefony z ofertami ? potwierdza Marek Zborowski, dyrektor Szkoły Podstawowej nr 6 w Suwałkach.”
Jakby kto wątpił, że takie oferty dla belfrów – korzyści w zamian za przychylną decyzję osoby pełniącej funkcję publiczną, art. 228 KK – są na porządku dziennym, można skorzystać nawet przez internet:
„Wypełniając deklarację wyboru podręcznika Wydawnictwa , zyskujesz w naszym serwisie specjalny status, który uprawnia Cię do korzystania z materiałów Premium, niedostępnych dla innych użytkowników.” Inni użytkownicy – płacą, a więc nie ma wątpliwości o majątkowym wymiarze oferowanej korupcji.
Jakby który belfer nie umiał internetem, to odwiedzi go albo zadzwoni któryś z 1200 przedstawicieli Wydawnictw, oferując komputer (jw), tablicę czy szkolenie w hotelu X (oraz sponsorowane zakrapiane belferskie impry, które ongi miałem okazję sam obserwować, pomieszkując tamże).
A teraz proszę sobie raz jeszcze przeczytać wpis Gospodarza i dać kolejny wyraz miłości do prawdy i odrazy dla trolli, przekręcających nasze Państwo w folwark do przymusowego dojenia rodzica-podatnika celem osobistych korzyści, co cywilizacja nazywa mafijną szajką korupcyjną.
Oczywiście, ani Gospodarz ani tubylcza reszta groniasta, nic o tym nie wiedzą ani nie słyszeli… 🙂 🙂 🙂
Wiedzą o tym tylko trolle, gekkony i ca 37 milionów obywateli kraju, gdzie istnieje wolny obieg informacji…
Sodoma, panie, sodoma 🙂
I jeszcze dwa zapomniane w powyższym tekście linki:
1/ Wyjaśnienie prawnika
http://oszkole.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=413:porady-prawne&catid=82:porady&Itemid=459
2/ Komentarz dyrektora szkoły
http://edgp.dziennik.pl/index.php?act=mprasa&sub=article&id=369205
3/ Oferta korzyści dla belfra z Wydawnictwa
http://www.wszpwn.pl/?page=komunikat&ph_messages_start=show&arti_id=7448
4/ Kodeks Karny dla Belfra i Wydawnictwa
http://forumprawne.org/prawo-karne/246-korupcja-w-polskim-prawie-karnym.html
Miłej, niepodręcznikowej i antykorupcyjnej lektury życzę
Moje doświadczenie ze szk. podst. kl 2.Nauczycielka oznajmia,że zajmie się sprzedażą zestawów do zajęć zintegrowanych dla wygody rodziców.Mówi,że będzie taniej,bo zakup hurtowy(230 zł za komplet dla ucznia)Faktury wydać nie może,więc kupuję w księgarni za 185 zł(faktura potrzebna do stypendium szkolnego)Reszta rodziców kupuje od pani.Klasa liczy 20 dzieci.
Gekko
A co z przyzwoleniem „wadzy” dla tego procederu? Odnoszę wrażenie, że dla wielu blogowiczów nazywanie ciebie trollem bierze się z przekonania, że za pieniądze – na tym forum bronisz jej wizerunku.
3/ Oferta korzyści dla belfra z Wydawnictwa
http://www.wszpwn.pl/?page=komunikat&ph_messages_start=show&arti_id=7448
Gdzie te korzyści? Darmowy podręcznik i materiały do pracy z nim?
Wydaje mi się, że pracodawca powinien zapewnić materiały potrzebne pracownikowi do wykonywania zleconych mu zadań. Wygląda na to, że szkoły tego nie robią, więc nauczyciele dostają je (w tym wypadku podręczniki) od wydawnictwa.
Jest to nienormalne, ale z drugiej strony nie dziwi mnie to specjalne, bo niby czemu mają płacić za nie sami?
@Gekko
>O tym jak t o p a n i n a u c z y c i e l k a, posłanka Domicela z PO wraz z koleżanką autorką podręczników Agnieszką (funkcja i barwy jw) uwaliły w S e j m i e zapis ustawy t a m u j ą c y coroczne wymiany podręczników i wydatki rodziców, za to generując przychody wydawców. Przy czym Pani Domicela, belferka, przytomnie odpowiedziała prasie, że jak komu to nie etyką pachnie, to może wezwać?prokuraturę. Ot, miłość do świata i edukacja zawodowa ? jak znalazł na belfra i posła. <
Obie panie są byłymi(!!!) nauczycielkami, które poszły do polityki "kręcić" lody.Podobnie jak obecna pani minister oraz znana całej Polsce Beata Sawicka…;-)
Stalin był (prawie) popem oraz poetą, ale jego działania raczej nie obciążają ani popów i poetów ani cerkwi, Mao Tse Tung był filozofem, ale nikt o jego zbrodnie nie wini filozofów, Dzierżyński był … polskim szlachcicem, ale … itd.
To, co jest prawem nauczyciela, prawem wyboru, może być – nie zapominajmy – przywilejem intelektualnym ucznia, służącym mu i rozwijającym go. Taka winna być rola podręcznika. Jaka jest, dowiedziałem się z piór złotych PT przedmówco-rozmówców.
Wszyscy wybitni poloniści mają w pogardzie podręczniki, gdyż one z definicji nieprzydatne są i szlus. Prowadzą z mety do korupcji, gomorii i wszeteczności, co tylko w prokuratorskich biurach ujście znajdzie.
Głupie to bardzo, bo megalomańskie, a w dodatku plącze to i owo – zupełnie bez sensu.
Będąc belfrem, wiem, że grono polonistów samo (często) dochodziło do błyskotliwego wniosku, że jeden podręcznik na szkołę, to propozycja inteligentna i rozsądna w jednym.
Dziwiło mnie to bardzo i nawet gdakać poczynałem, że nie mam na to ochoty, a podręczniczek mam inny przejrzany, a nawet dwa, i sam se wybiorę, co chcę. Pyszczyć mogłem, ale walka o moje prawa łatwa nie była i kosztowala nawet ostracyzm pewien na czas jakiś.
Dziś, bedąc ojcem, płacę i płaczę, bo podręczniki drogie są i widzę drugą stronę medalu: książkę źle napisaną, dublowaną w postaci różnych zeszytów po to, by wyciągnąć bezczelnie dodatkowe pieniądze; przerabianą więc pobieżnie i bez zaangażowania (ucznia). Bezczelnie wręcz drogą a i metodycznie często nieprzemyślaną.
To, że wydawnictwa walczą o klienta, nie powinno Państwa dziwić. To, że walczą nie zawsze fair – jest ich sprawą. Naszą – by znaleźć dobry, nowoczesny i funkcjonalny podręcznik, który nada się do efektywnej pracy z uczniem zdolnym lub niekoniecznie takim. I nie dać się przy tym sprostytuować ekonomicznie, co wcale łatwe nie jest, gdyż każdy nasz wybór owocuje z mety akcją promocyjną wydawnictwa – mniej lub bardziej okołokorupcyjną.
Są wydawnictwa, które w sposób wręcz nowatorski podchodzą do idei uczenia „polskiego”: ich podręczniki zawierają świetnie dobrane teksty – ambitne intelektualnie, ciekawe dla ucznia, wchodzące z nim w dyskusję, unikające nudnego wykładu w manierze pseudoakademickiej, dające wielorakie konteksty, odwołania, kapsułki itp.
Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jako nawet wybitni poloniści będziemy w stanie uczyć efektywniej bez dobrze dobranego podręcznika.
Może się mylę, ale nadmiar, rynkowe szaleństwo i liczba tytułów podręczników niekoniecznie służą szkole. W gimnazjum do przejrzenia jest 68 podręczników, w liceum „tylko” 16, w SP – klasy IV-VI: 31. Dużo to, czy mało?
Myślę, że e-podręcznik jest bardzo dobrym pomysłem. Aliści…
Przepraszam za gadulstwo.
@ konie kaliguli, 19 sierpnia o godz. 23:28
Pogratulować rozeznania w słownictwie i orientacji w zasadach demokracji. Cały cywilizowany świat jest więc „trollem” – dla polskich belfrów?
@ Lone Wolf, 20 sierpnia o godz. 0:02
Proszę zapoznać się z porządkiem prawnym w demokratycznym państwie polskim oraz kodeksem karnym. Tam jest opis, dlaczego jak ktoś nie wie, dlaczego za „nienormalne korzyści” nie miałby płacić sam tylko wziąć łapówkę, nie tylko nie powinien być nauczycielem, ale co najwyżej – skazanym.
@ Zosia, 20 sierpnia o godz. 0:03
Stalin był nie tylko „wielkim nauczycielem narodów” ale też facetem. Proszę więc zauważyć, Zosiu, że seksistowsko działał na szkodę nauczycielek-kobiet.
Z taką logiką, nie dziwi że pani Domicela i pani Agnieszka znalazły zajęcie w belferstwie.
Jeśli ma Pani wątpliwości, w czyim interesie uwaliły ustawę, to proszę zapytać Gospodarza. Z pewnością orzeknie, że dla dobra rodzin wielodzietnych i potomstwa, z poduszczenia dyrekcji i obrzydłej władzy Państwa Polskiego.
W kwestii faktów, proszę porównać wydatki promocyjne wydawnictw na ‚wspieranie’ nauczycieli – przed i po ustawie. Dostępne w prasie ekonomicznej. Dobrze obrazują zasadę „cui prodest”.
@ Szczepan, 20 sierpnia o godz. 0:45
Bardzo mnie cieszy, że znalazł się właśnie tu, na blogu belferskim, ktoś z belfrów trafnie opisujący meritum i sens istnienia podręczników – ja się akurat z tą częścią wypowiedzi w pełni zgadzam.
Nie zgadzam się natomiast z tym, że walka wydawnictw o zamknięty ukazami rynek kasy podatnika, przymuszanego urzędniczo do zakupu takich czy innych podręczników, o czym decydują belfrzy – to sprawa wydawnictw. To przeciwnie – sprawa belfrów, oni bowiem są adresatem akcji korupcyjnej. Nic prostszego dla kuszonego korupcją, niż ukrócić zakusy wydawnictw, zgłaszając łamanie prawa tam, gdzie trzeba. Na tym polega cywilizowane obywatelstwo w demokracji, nie mówiąc o postawie nauczyciela.
Nie wierzę też, że kondycja etyczna, moralna i ludzka stanu belferskiego jest tak nędzna, że „nie dać się przy tym sprostytuować ekonomicznie,wcale łatwe nie jest…”
Więcej wiary, Szczepanie, inaczej Wasi uczniowie w to uwierzą i będą za tą radą, na przerwach i po lekcjach się prostytuować w galeriach, zamiast zdobywać edukację i dobrą pracę. To byłoby równanie standardu do powszechności, hihi (o czym pisał tu parker).
I jak się zdaje tego typu lekcja belferska o skutecznym unikaniu trudności nie idzie w las…ale w galerie i berlińskie banhofy (IYKWIM)…
Pozdrawiam.
@ hirasawa, 19 sierpnia o godz. 22:50
Piszesz jako orientalny Susumu, 🙂 ale opisujesz powszechne doświadczenie plemienia nadwiślańskiego.
Dokładnie taka jest powszechna belfer-praktyka.
Trzeba o tym pisać, bo belfrzy tak się rozpasali, że już nawet nie zauważają, że ich czapka gore, jak kraj długi i szeroki, ku zepsuciu i niesmaku gawiedzi.
🙂
Panie Darku, jestem nie tylko dyrektorem – ale i recenzentem podręczników, autorem, itp.
Proszę nie pisać, że trzeba podawać tytuły podręczników. Owszem trzeba, jeżeli się wybiera podręcznik. Podręcznik nie jest obowiązkowy! Nie jest od 1999. Chyba Pana dyrektor nie do końca przeczytał rozporządzenie i zrozumiał. Sam Pan także mógł doczytać lub dopytać. Jeżeli się nie wybiera, to się nie podaje tytułu do 15 czerwca. (na marginesie – data 15 czerwca jest powalająca). Nie podaje się w ogóle.
Najważniejszy jest program nauczania – może Pan, i słusznie, bazować nawet na bibliotekach internetowych, przez lata budowałam z kserówek podręczniki w ciągu roku szkolnego, razem z uczniami – świetna przygoda.
W naszej szkole od lat używamy starych książek, ba, do kilku przedmiotów nie używamy wcale.
konie kaliguli 19 sierpnia o godz. 23:28
„Gekko
A co z przyzwoleniem ?wadzy? dla tego procederu? Odnoszę wrażenie, że dla wielu blogowiczów nazywanie ciebie trollem bierze się z przekonania, że za pieniądze ? na tym forum bronisz jej wizerunku.”
S-21 był tego samego zdania.
Nie trudno o wyrobienie sobie podobnej opinii, gdy blogowicz Gekko wybiórczo cytuje samemu znalezione artykuły. W tym samym tekście, w którym było o „uwaleniu” parę zdań niżej jest napisane:
„-To nauczyciel odpowiada za jakość procesu nauczania i powinien mieć swobodę w wyborze podręczników. Jeśli niektórzy z pedagogów zachowują się nieetycznie, to powinna się tym zająć prokuratura ? mówi Domicela Kopaczewska. I podkreśla, że zmiana przepisów nie zabrania nauczycielom organizowania na terenie szkoły rynku wtórnego.
? Ale i nie zachęca ? odpowiada Katarzyna Cmok, nauczycielka angielskiego z jednego z krośnieńskich gimnazjów. ? W efekcie rodzice płaczą i płacą kupując co roku nowe, bo tak im każe nauczyciel.
Zmiany w przepisach o podręcznikach w interesie wydawców i nauczycieli, ale nie rodziców i dzieci, poparło też Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wiceszefowa resortu Krystyna Szumilas, była nauczycielka matematyki, twierdzi bowiem, że ceny nowych podręczników spadną, bo na rynku będzie większa konkurencja. Tyle, że nowy podręcznik kosztuje 25 – 50 zł, a używany 5 – 20 zł. Oczywiście na obniżki w takiej skali nie ma co liczyć, choćby do każdego przedmiotu było po 100 książek. To rozwój wtórnego rynku przyniósłby wyraźny spadek średnich cen płaconych przez rodziców, ale tej szansy zapobiegliwi posłowie mu nie dali.”
Czyli mamy dwa kwatki. Anglistce marzy się organizowanie państwa na wzór przedszkola i ma pretensje do władzy, że jej nie wyznaczyła na dzisiaj pory leżakowania. Obok leżaczka nie ustawiła taboreciku z jedynym podręcznikiem do angielskiego. Najlepiej sprzed wojny, zupełnie tak, jak nam chciała rekomendować moja anglistka. Różnica taka, że ona miała wtedy dobrze po siedemdziesiątce i trzydziestoletnie książki do angielskiego zawierały znajome jej słownictwo.
Drugi kwiatek to wiceminister – i to jeszcze matematyk z wykształcenia – który doliczył się modelu ekonowmicznego, w którym ceny nowych książek będą takie same jak używanych. Pani minister miała pewnie na myśli inkunabuły albo co najmniej starodruki.
Jak blogowicze będą tak dyskutować – nieuczciwie z założenia wobec gorzej poinformowanych osób – to jakie może być pożytek z dyskusji?
Generalnie nie ma się czym przejmować. Po co się denerwować?
Najbardziej wkurzeni zabierają dzieci i wyjeżdżają za granicę. Dla nich to całe państwo stało się nie do wytrzymania.
Mniej wkurzeni albo uwiązani na miejscu np. opieką nad rodzicami są tak zaganiani, że wolą zapłacić niż żreć się z nauczycielem czy ze szkołą. To ci, których stać. Nie należy zapominać o jeszcze jednym a bardzo rozpowszechnionym w Polsce debiliźmie, a mianowicie o przekonaniu, że to rodzice muszą zapłacić za wszystko. Ja już pomijam „manie się” obowiązku nauki do iluśtam lat życia do przerzucania przez państwo obowiązku zapłacenia za tę naukę – w tym za podręczniki – na rodziców. Chodzi mi – w przypadku dzieci wystarczająco dużych, aby móc zarabiać – o całkowite zwolnienie uczniów z konieczności przyczynienia się – w tym finansowego – do swojej edukacji.
Chyba tylko w Polsce rodzice są święcie przekonani, że mają jakiś obowiązek zapłacenia za wszystko!
Zagonić bałwana szesnastoletniego do roboty aby zarobił na swój strój na wuef, na podręczniki, na długopisy, na zeszyty. I tak rodzic funduje mu dach nad głową, wodę w kranie, prąd w kontakcie, łachy na grzbiet, zabaweczki, przyjemności , wakacje, itd. Pączek w maśle siedzi zaś i duma, czego jeszcze by tu zażądać?
Proszę pomyśleć, jaka byłaby awantura, gdyby gówniarzeria musiała co roku zapłacić z własnej kieszeni za komplecik nowych podręczników!
Gwarantuję, że kilka szkół by poszło z dymem i premier z ministrami natychmiast zdołaliby „dostrzec problem” i się „nad nim pochylić”.
Młody jest wygodny i wystarczająco bezczelny aby się „o swoje” upomnieć. Sto razy lepiej niż jego matka czy ojciec.
Tak długo jak rodzice będą – zupełnie niepedagogicznie – finansować domowe książątka, tak długo takie przelewanie z pustego w próżne będzie się odbywało.
@Gekko
Widzę, że nie zrozumiałeś, ale to mnie specjalnie nie dziwi.
Jako osoba nie pracująca w oświacie nie rozumiem dlaczego nauczyciel ma płacić za podręcznik. Skoro jest mu potrzebny do pracy powinien go dostać od pracodawcy. Nienormalne jest więc to, że pracodawca go nie zapewnia, a nie to, że nauczyciel dostaje go od wydawcy.
@w czym problem?
Trafiłeś sedno z tą „darmową edukacją”, niestety podobnie jest z „darmową” służbą zdrowia, tyle że w tym wypadku koszt jest znacznie większy niż cena podręczników 😉
@ Lone Wolf
20 sierpnia o godz. 10:30
– – –
Wolfie, nienormalne jest przekupstwo, nie ma znaczenia czy usprawiedliwiane postawą pracodawcy czy trudnym dzieciństwem.
To Ty w ten sposób nie rozumiesz co to jest prawo i przyzwoitość , choćby zawodowa, a co – przestępstwo.
Gdyby zarządzający flotą samochodową w urzędzie otrzymał od dealera darmowy samochód za kontrakt na sprzedaż floty państwowemu urzędowi, to jak się domyślam, chciałbyś być tym urzędnikiem, co?
Jak wiadomo, nie mają oni często czym jeździć do pracy, wiadomo, jaka jest publiczna komunikacja…hihi.
I właśnie dlatego taka jest.
Owocnej pracy i oby pracodawca Cie nie rozpoznał…
Pozdrawiam z dystansem.
@ Gabriela Olszowska
20 sierpnia o godz. 9:27
– – –
No właśnie, Pani Dyrektor.
Sprowadziła Pani informację na poziom faktów i praworządności, o jakich ja też pisałem.
Ale, czy to Pani pisze, ku pokrzepieniu pozycji, czadowego bloga czytanego w pokoju nauczycielskim i salonach związkowych?
W takim przypadku: non veritas amica sed amicis vertias faciunt.
Pozdrawiam 🙂
@Gekko
Megalomania to straszna choroba, bo nie dopuszcza możliwości pomyłki, jednak niestety znowu się mylisz.
Przykład który podajesz ma się nijak do tego o czym mówię. Urzędnik nie potrzebuje samochodu do wykonywania swoich zadań (dojazd do pracy nie jest wliczony w etat), natomiast nauczyciel może (chociaż nie musi) mieć podręcznik by wykonywać swoją pracę.
Przyznasz, że takie prawo ma, nawet jeśli Ty uważasz, że jest to bezsensowne.
Czy nadal uważasz, że nie ma nic chorego w tym, że dyrekcja nie zapewnia mu tego narzędzia pracy? Czy według Ciebie stoczniowiec ma przynosić na pochylnię swoją spawarkę, a górnik tachać pod ziemię swój kilof?
Ciekawe rzeczy piszesz Lone Wolf. To mówisz, że jak pracownik uzna sobie, że potrzebuje do pracy wysadzanego brylantami złotego tronu, to obowiązkiem pracodawcy jest to mu zapewnić ? Czegoś takiego to nawet w „Ekonomii politycznej socjalizmu” Nasiłowskiego nie czytałem.
@agamemnon
Widzę, że Ty też masz problem z czytaniem ze zrozumieniem.
Nie wiem, czy chce mi się tłumaczyć jeszcze raz, ale postaram się jak przysłowiowy „rolnik krowie na rowie”.
Czy dla kierowcy pracującego w firmie przewozowej samochód jest narzędziem pracy? Wydaje mi się, że tak. Skoro w umowie nie ma klauzuli, która mówi, że ma to być prywatny samochód pracownika, to pojazd ten zapewnia pracodawca. Proste? A teraz odnieś to samo do szkoły i podmień sobie kierowcę na nauczyciela, a samochód na podręcznik. O ile wiem, umowa o pracę, którą podpisują nauczyciele nic nie wspomina o zakupie podręczników we własnym zakresie. Mogę się mylić, a jeśli tak jest, to faktycznie to co napisałem wcześniej jest bez sensu.
Lone Wolf 21 sierpnia o godz. 14:51
Mnie nie dziwi „rozumowanie” Gekko. Według jego własnych słów poobijał się na zaproszenie rodziny po Stanach i niestety zetknął się z tamtejszym systemem na najniższym poziomie zatrudnienia. Na podstawie swoich doświadczeń teraz takih rad udziela (uwaga na specyficzny jezyk Gekko):
” Gekko 20 sierpnia o godz. 22:39
@ Michał
– ? –
Dlatego zachęcam do podróży i edukacji zagranicznych a mleczne i mętne przestrzenie wszechświata zaczną być odróżnialne od zwykłych norm cywilizacyjnych 🙂
Tak to działa.
Pozdrawiam.”
W Stanach w warsztacie, czy w małej manufakturze faktycznie zwyczajowe jest wymagania przez właściciela posiadania podstawowych narzędzi pracy przez potencjanego pracownika. Drobini amerykańscy przedsiębiorcy sparzyli się bowiem na „wczorajszych przerywaczach buraków gdzieś ze świata a dzisiejszych mechanikach w USA”, dzisiejszych „specjalistach z doświadczeniem_ale_innym_bo _u_was_w_USA_wszystko_inne” no i jako sprytny sposób weryfikacji takich zapewnień proszą „specjalistę mechanika” o pokazanie swojej skrzynki narzędziowej. Jak narzędzia kupione wczoraj w sklepie plus jakość ich jest jak z zestawu typu „Mały Mechanik” to taki gość idzie szukać pracy gdzie indziej.
Widocznie Gekko był odsyłany z warsztaciku do warsztaciku i nigdy nie dowiedział się, że w normalnym przedsiębiorstwie nikt od pracownika posiadania własnego oprogramowania nie wymaga.
Ot, byt wykształtował świadomość.
Nie znęcaj się, pogódź sie z istnieniem. Różne byty mają prawo do życia, już tak je Stwórca potworzył.
@ Lone Wolf
21 sierpnia o godz. 0:07
– – –
Chyba nic lepiej nie może udowodnić do cna zdemoralizowanej mentalności belferskiej, niż to, co piszesz.
Komentarz zbyteczny, bo mi się ręka trzęsie ze śmiechu, na myśl, jak przeprowadzasz taki „dowód” w prokuraturze, złapany na gorącym uczynku…hihi.
Oburzające jest tylko to, że tego typu postawy mogą mieć kontakt z dziećmi, ale to już kwestia przezorności rodziców.
I za to ostrzeżenie, co ich dzieci czeka w szkole, dziękuję uprzejmie w imieniu czytelników spoza zblatowanej sitwy publicznego belferstwa.
Wolfie, Twój strip-tease must go on, please! 🙂
@Gekko
Dziękuję Ci za kolejną porcję humoru. Widać, że czytać ze zrozumieniem Ci trudno, bo wcześniej napisałem, że w szkole nie pracuję.
Twoje posty to przykład na to, co kiedyś powiedział A. Einstein – „If you can’t explain it simply, you don’t understand it well enough”. Nie zmienia to jednak faktu, że czytanie ich rozbawia mnie czasem do łez, bo potwierdza również to co o internecie powiedział S. Lem…
Bujaj się dalej pod sufitem, na mnie Twoje inwektywy nie robią wrażenia. W czym problem? ma rację, tacy jak Ty też mają prawo istnieć.
Aby móc porównywać kierowcę z nauczycielem musiałaby istnieć Karta Kierowcy i inne zapisy ustawowe, które pozwoliłyby kierowcy na przykład na swobodny wybór marki i typu samochodu. W dodatku kierowca byłby praktycznie nieusuwalny z pracy, nawet gdyby postanowił ziemniaki najnowszym Leksusem wozić.
Jednak dopóki kierowcy sobie nie wywalczyli przywilejów, to muszą jeździć hulajnogą, a nie Rolls Roycem, jeśli tylko pracodawca uzna, że to mu się opłaca. A czasem wręcz muszą i z buta.
Oderwanie od otaczającej nauczycieli rzeczywistości jest naprawdę żenujące.
@ Lone Wolf
21 sierpnia o godz. 18:24
„…wcześniej napisałem, że w szkole nie pracuję”
Bogu dziękować.
Ostrzeżenie przed Twoim zdemoralizowaniem dotyczy więc zapewne równie publicznej profesji, ale to już na szczęście raczej nie dzieciom zagraża, hihi.
„tacy jak Ty też mają prawo istnieć.”
Łaskawe dzięki, Stwórco. Już się bałem że Wołomin albo jakiś Nikoś (sądząc po morale) postanowił mnie zdmuchnąć…
To ja się jeszcze tymczasem, w interesie społecznym, ponabijam z paru podobnych degeneratów, obnażających się na blogu, stąd czy zza uczynionej pod sobą kałuży, dobrze, łaskawco?
🙂 🙂 🙂
@Gekko
Nie zajmuj się myśleniem, bo niespecjalnie Ci to wychodzi. W „interesie społecznym” też nic nie rób, bo strach pomyśleć co by z tego wyszło.
Jeśli myślisz, że obraziłeś mnie „degeneratem”, to jesteś w błędzie. Musisz się trochę bardziej wysilić 😀
A tak przy okazji, znasz urzędników, którzy za materiały biurowe płacą z własnej kieszenie i noszą do pracy własnego laptopa (oczywiście po to, żeby na nim pracować, a nie grać w „Pasjansa”)?
Lone Wolf
21 sierpnia o godz. 21:55
„…A tak przy okazji, znasz urzędników, którzy za materiały biurowe płacą z własnej kieszenie i noszą do pracy własnego laptopa…”
– – –
Tak przy okazji, to w urzędzie, oczywiście wg Twoich zdegenerowanych poglądów, laptopy urzędnikom powinni fundować dostawcy sprzętu zamawianego publicznie – w zamian za wybór ich firmy.
I byłoby tak, jak jest z podręcznikami i korupcją wśród nauczycieli.
Pisz tak dalej, a nawet nie będzie trzeba składać doniesień do prokuratury.
Na razie, to oprócz rozbrajającej komizmem bezczelności, ratuje cię tylko obezwładniająca do rozpuku głupota.
Ponieważ jawnie łamiesz nawet regulamin bloga, sugerując korzyści z łamania prawa.
Co polecam ku uwadze adminom i Gospodarzowi (o ile znają jakikolwiek regulamin).
Hihi 🙂
@Gekko
Rozczarowałeś mnie. Powielasz zachowania, które wielokrotnie na tym blogu prezentowałeś. Najpierw rzucasz inwektywami (obezwałdniająco głupi degenerat), a potem straszysz prokuratorem. Wychodzi z Ciebie prostak…
Jeśli nie rozumiesz, że to system, który nie zapewnia pracownikowi podstawowych narzędzi pracy jest chory, to co ja Ci na to poradzę?
Twoim problemem jest to, że dostrzegasz bezsens systemu oświatowego w Polsce, ale nie rozumiesz jego przyczyn (w Twoim mniemaniu to wina nauczycieli). Poczytaj Deminga, to może załapiesz 😀