Szkoła geriatryczna
Narzekamy, że średnia wieku nauczycieli jest wysoka (ok. 42 lat), ale przecież pracownicy starzeją się we wszystkich branżach. To chyba tendencja powszechna, że gdzie człowiek nie pójdzie, wszędzie trafia na seniora.
Korzystałem dzisiaj z usług banku, w którym czynne były dwa stanowiska. Przy pierwszym młoda osoba, na oko sporo przed trzydziestką. Druga osoba znacznie starsza, raczej po pięćdziesiątce. Zauważyłem, że cześć klientów wybierała starszą panią, w razie potrzeby przepuszczając klientów do młodszej. Ponieważ miałem skomplikowaną sprawę, postąpiłem jak większość i wybrałem starszego bankowca. Gdybym chciał tylko opłacić rachunek, pewnie poszedłbym do młodszej.
W szkole ludzie wybierają podobnie. Gdy chodzi o nauczanie przedmiotu maturalnego, rodzice wolą starszego nauczyciela. Młodszy jest lepszy, gdy uczy mniej istotnego przedmiotu – na pewno przyciąga spontanicznością, swobodą, luzem, nowoczesnym stylem bycia, często także nowatorskimi metodami. Natomiast starszy nauczyciel jest solidny, stanowczy, systematyczny i potrafi zaprowadzić porządek oraz zmusić do nauki. Gdy chodzi o przedmiot kończący się egzaminem, lepiej uczyć się pod opieką seniora. Przypomnę, że z punktu widzenia uczniów starość zaczyna się od czterdziestki.
Jako wychowawca (do tej pory byłem wychowawcą trzech klas, więc do tego doświadczenia się odwołuję) miałem kłopoty z nauczycielem języka angielskiego (rodzice uważali, że za młody), niemieckiego (za stary – tego języka akurat prawie nikt nie chciał zdawać), wychowania fizycznego (za stary), matematyki (za stary – matematyka nie była wtedy obowiązkowa na maturze), geografii (za młody – większość klasy chciała ten przedmiot zdawać na maturze).
Czas nie stoi w miejscu, w pewnym momencie każdy będzie stary, czyli jedne problemy się skończą, a inne zaczną. Wiele problemów można rozwiązać dzięki posiadaniu prawa do nauczania dwóch-trzech przedmiotów, najlepiej w układzie jeden ważny i jeden-dwa mniej istotne. Skomplikowane, trudne i kończące się egzaminem przedmioty zostawmy sobie na wiek dojrzały, a za młodu wprawiajmy się w tzw. michałkach.
Komentarze
W mojej szkole to nauczyciele starsi, a nawet bardzo starzy okazali się być bardziej nowatorscy i wyluzowani od młodszych kolegów. Nie wszystkie, ale młodsze nauczycielki to często panieneczki, które pragną zarobić na kosmetyki – nauka i wychowywanie młodzieży bywają dla nich mało ważne.
Wiek tu nie ma nic do rzeczy, albo się jest starym pierdzielem, można nim byc w wieku 25 lat albo nowoczesnym,otwartym na dzieci nauczycielem po pięćdziesiątce, to nie kwestia wieku, to kwestia zaangażowania i zdolności do ogarniania rzeczywistości. Pan na przykład, a poznałem Pana dosyć dobrze na blogu, z mojego punktu widzenia, żyje w jakimś strasznym matrixie świata który Pan sobie zbudował, albo w który Pana pod przymusem wtłoczono, tak to postrzegam z zewnątrz. Nie trzeba ludzi zmuszać do uczenia, ciekawie uczyć i już człowiek młody z otwarta gęba słucha, ogląda, pisze i czyta, ja uwielbiałem Polski a byłem w mat-fiz, ale co my mieliśmy za polski? Sama przyjemność, nikt się nie zrywał, i każdy z książką jak nie miał zajętych rąk magnetofonem chodził. A Historia zupełnie odwrotnie,tfuu, nie napiszę bo po co złe emocje przypominać.
Zadbać o publiczność, dostarczają pod przymusem, ale to nie znaczy, żeby pod przymusem uczyć, Pan się otrząśnie:)))
Pan sobie wyobraża, że na polskim jak było wypracowanie, to była przyjemność pisać, wszyscy byli dobrze oceniani, nikt dwójek nie stawiał za brak pracy domowej a odrabialiśmy częściej niż gdzie indziej, że mnie nie męczyła ortografią, a na maturze błędy poprawiła, nie było wtedy dysleksji. Jak powiedziałem, że gramatykę, to ja mogę zakuć, ale po co jak i tak zapomnę, bo jej nienawidzę, to poleciła nie przychodzić na klasówkę skoro nie chce się tego uczyć, i bez gramatyki czwórka mi się należała a mnie wystarczała trója, i tak były egzaminy na studia. I co, nie wiem co to przysłówek i żyję:))) Nie warto uczyć wszystkiego każdego.
„Przypomnę, że z punktu widzenia uczniów starość zaczyna się od czterdziestki.”
Może dlatego, że w Biblii 40 to zwykle liczba lat lub dni trwania jakiejś próby, jakiegoś sprawdzianu? Skoro taki okres miał być wystarczający dla Stwórcy (a przynajmniej dla natchnionych autorów), to może uczniowie maja rację z tym uważaniem czerdziestoletniego człowieka za wreszcie przemienionego w szlachetny kruszec? Może to jest wyraz czysto pozytywnego stosunku?
W USA od 1967 roku obowiązuje prawo zabraniające dyskryminacji przy zatrudnianiu i zwalnianiu pracowników starszych niż 40 lat. Czyli w teorii zabezpieczenie jest. W praktyce różnie z tym bywa, ale przynajmniej takie proste triki jak wymaganie przez pracodawcę zdjęcia na CV, daty urodzenia czy ukończenia studiów już nie są próbowane. Błyskawicznie skończyłyby się w sądzie.
No i każdy HRowiec pracujacy dla każdego większego pracodawcy, nawet jak sam jest za głupi aby wyliczyć statystykę zwalnianych pracowników to już ma na tyle rozumu, aby skonsultować plany zwolnienia danej grupy pracowników z zawodowym statystykiem. On mu policzy, czy w sytuacji danego zakładu proporcja zwalnianych pracowników powyżej 40-tki wśród grupy zwalnianych osób nie jest przypadkiem wyższa niż w populacji wszystkich pracowników. Bo jak jest – sprawa w sądzie gotowa.
parker 17 sierpnia o godz. 16:46
„ak powiedziałem, że gramatykę, to ja mogę zakuć, ale po co jak i tak zapomnę, bo jej nienawidzę”
1/ No striemit’sa nada.
2/ Wyziera z ciebie prowincja. Spójna, bo mała, jednorodna kulturowo i językowo, zapomniana na końcu swiata Polska. Szczęściarz z ciebie, w tym sensie szczęściarz. Wysunąłbyś nosek w świat to byś o paru rzeczach usłyszał. To co ty proponujesz to jest Polonics. Tak, tak, nic nowego.
W USA pierwowzór tego nazywa się Ebonics.
Ma skutki w życiu, w tym i w szkole, oj ma!
Niektórzy nauczyciele nawet próbowali tam uczynić sobie dodtakowe źródło zarobku z istnienia „nowego języka ebonics”.
„Języka” takich parkerów. Co to nie są w stanie ani ortografii ani angielskiej gramatyki opanować. I mówią: „My pójść”. Nie tylko polskiej szkole nauczyciel angielskiego mózg parkerom torturował „I do, he does”. Robił parkerom krzywdę. Zwolennicy ebonics też tak argumentują. W USA, gdzie niby mówi się po angielsku.
Ach, jakby tak naciągnąć miejscową administrację na ufundowanie etatów nauczycieli ebonics! Na zakup podręczników do ebonics! Na zapłacenie za dodatkowe godziny nauczania ebonics!
Przecież dzieciaczków, które niczego innego poza niegramatycznym slangiem nigdy nie słyszały, nie można zmuszać tylko z takiego błahego powodu jak pójście do szkoły do nauki gramatyki! I to jeszcze gramatyki najeźdźcy! Okupanta! Wyzyskiwacza! Białasa! Właściciela niewolników! Przecież to jakieś rasistowskie wymysły! To współczesne niewolnictwo! Opresja młodych umysłow!
Którym trzeba dać czas, tak z kilka latek, na stopniowe opanowanie literackiego angielskiego. I nie jest humanitarnym dawanie im jedynek z geografii czy z historii (których zresztą nikt się nie uczy bo są obieralne) tylko dlatego, że ich eseje są nie do przeczytania przez żadnego normalnego człowieka.
A za te kilka latek (stopniowego włączania się do ruchu ludzi gramotnych) zapłaci oczywiście podatnik. Niech żyje pomysł ebonics!
A w Polsce polonics. Coby parkery nie cierpiały żadnej opresji w szkołach.
I znów rasistowski smród z nad Jackowa doleciał, idę wietrzyć pokój :((((((((((((
Nie mówią gramatycznie nie dlatego, że się gramatyki debilu nie uczą, tylko dlatego, że się w domu niegramatycznie mówi, nie ich wina, że się urodzili tam gdzie się urodzili.
parker 17 sierpnia o godz. 18:38
„I znów rasistowski smród z nad Jackowa doleciał, idę wietrzyć pokój 🙁 (((((((((((
Nie mówią gramatycznie nie dlatego, że się gramatyki debilu nie uczą, tylko dlatego, że się w domu niegramatycznie mówi, nie ich wina, że się urodzili tam gdzie się urodzili.”
Przykro mi by było aż tak sie chwalić swoim błednym rozumowaniem. Nie napiszę, żeś debil bo to niegrzecznie. Twoje poglądy są błędne, – nie oceniam ciebie tylko bzdury, które wypisujesz. Nie masz podstawowej wiedzy i niestety to widać. Ot, szkoda trochę miejsca na jakimkolwiek blogu na enuncjacje człowieka bez podstwawowej wiedzy, ale przynajmniej „frekwencję gospodarzowi zrobisz”.
Do USA przyjeżdżają ludzie z praktycznie każdego kraju świata. W dużych okregach szkolnych liczba języków, jakimi posługują się dzieci imigrantów grubo przekracza setkę. Gdzieś czytałem, że ponad 130 językami mówią uczniowie chicagowskich szkół w domu.
Te 130 języków to języki różne od angielskiego. Ogromna większość rodziców tych dzieci to imigranci w pierwszym pokoleniu. Nawet latynosi nie wymyślili latynics czy hispanics. Nie próbowali podnieśc go do rangi języka. Tak, są szkoły z ESL, (English as a Second Language) ale nikt tam nie naucza jakichś językowych hybryd, jakichś slangów.
Imigrantom z Polski nigdy nie wpadło do głowy wymuszanie na lokalnych władzach oświatowych nauczania geografii czy fizyki w amerykańskiej szkole w języku „stoi kara na kornerze”, nawet jeżeli takim czymś posługują się sami jako niedawni chłopi z polskiej wsi próbujący sobie jakoś radzić w nowym kraju. Oni widocznie rozumieją to, czego ty nie jesteś w stanie pojąć.
Oni zachowali jakieś zdolności do obiektywnej oceny rzeczywistości i rozumieją, że w angielsko-języcznym kraju, w szkole publicznej uczymy się angielskeigo a nie pidgin English czy Poglish.
W ciągu jednego pokolenia – ich dzieci – mówią płynnie po angielsku nie gorzej od urodzonych w USA Amerykanów – ALE TYCH, KTÓRYM SIĘ CHCIAŁO UCZYĆ.
Ci Amerykanie, którym się NIE CHCE UCZYĆ bo ktoś im zrobił z mózgu kapustę za pomocą WALKI KLASOWEJ – zupełnie tak jak tobie, parker, otóż dzieci tych właśnie Amerykanów nigdy nie posiądą nawet podstawowej znajomości gramatyki angielskiej.
A dzieci mówiące w domu najdziwniejszymi językami z najdziwniejszych krajów – po kilku latach – opanują tę gramatykę.
BO IM, I ICH RODZICOM SIĘ CHCIAŁO.
A rodowitym mieszkańcom – od kilkunastu czy kilkudziesięciu pokoleń – SIĘ NIE CHCE.
Zupełnie jak takim jak ty parker KOMUNISTOM. Walka klas zatkała ci uszy, zalepiła ci oczy i zamieniał twój mózg w mokrą makulaturę.
Jakoś mnie nie przekonują tezy Gospodarza.
Ja sam zawsze wybieram młode, ładne belferki – i taka tez jest, jakże przychylna tym belferkom, obfita ikonografia społecznego uznania, udokumentowana filmowo i komercyjnie.
Któż wypożyczy czy ściągnie, a co dopiero wyprodukuje, filmik ze starą belferką, nie mówiąc o belfrze?
A sztuka wszakże odzwierciedla wybory życiowe a nawet rynkowe.
Nie znam nikogo ani nie słyszałem o tym, aby młodą specjalistkę d/s klienta w banku zastąpiono – starą (czy młodego – starym). Tym bardziej, że zatrudniają oraz młodsi i tacy też – zwalniają.
A Wy – znacie taki przypadek?
Tu też działa prawo społecznej słuszności.
Opowieści o swej skwaszonej celulitem uwiądu, rzekomej atrakcyjności, o zgrozo – nawet zawodowej, snują wyłącznie stare pryki w swoim gronie, jak kombatanci Moczara o partyzantce na moczarach. Nie zdając sobie sprawy, że ich wojna nie tylko się lata temu skończyła, ale że ją dawno przegrali i znajdują się w katakumbach.
Są też stare pierdziele, co przebierają się za atrakcyjne w swym mniemaniu; za kostium służą porsza, lamborginie, prezesury albo po prostu pęczniejąca liściem sałata w portfelu, kładzionym na nocnym stoliku w klubie towarzyskim czy też tureckim domu wczasowym alinkluziw.
Przyznam natomiast, że z maskaradą atrakcyjności uwiądu w szkole jeszcze się nie spotkałem :-0
Tu dla Gospodarza brawka za kreatywność i generowanie niszy kabaretowej.
Najbardziej chyba ubawi to młodych Michałków (prawda, Michale?) którym łaskawie Gospodarz rzuca ze stołu ochłapek poradnictwa zawodowego, nie zauważając, że to już i stół i jadło przez młodych mu w suterenie pozostawione, bo dla nich niestrawne.
Sympatyzuję z Gospodarzem, bo nic mnie też tak nie bawiło, gdy w Jego wieku byłem, jak uczenie młodych, gdzie jest ich miejsce.
Tylko w moim wydaniu, zawsze dla młodych było to miejsce ponad starymi i ich możliwościami a nie w protekcjonalnych ‚michałkach’, nie na starcze zgryzy.
Może dlatego dzisiaj, ci dawni młodzi doceniają, dając mi zatrudnienie, że dobrze ich ukierunkowałem i wyposażyłem…hihi 🙂
Życzę więc Gospodarzowi, na prawdziwą, nie tylko wypaleniową starość, dobrego i owocnego kontaktu z młodym ciałem pedagogicznym i to nie tylko przez szybkę monitora.
O co jednak, po tym jakże budującym wychowawczo Jego wpisie, ze strony młodych będzie raczej trudno…hihi 🙂
@ parker
Uprzedzałem, aby patrzyć pod nogi… 🙂
Ale nie masz racji w meritum sporu, chociaż podlane jest rasistowskim sosem i ten sos nadaje się tylko do kibla, fakt.
Wychodzi na to, że Twoim zdaniem szkoła (czy warunki emigracji) nie może nauczyć więcej, niż wyniosłeś z domu (albo z rodzimej kultury językowej).
Skoro szkoła nie może – to szkoła jest głupia, a Ty – usprawiedliwiony.
Tymczasem raczej chodzi o to, (jak wynika z innego fragmentu Twego tekstu), że szkoła ma uruchamiać motywacje do uczenia się.
Zgoda.
Tyle, że jeśli nie uruchamia, to jeszcze nie znaczy, że Ty akurat możesz szczyci się spoczynkiem na poziomie domowych pieleszy.
Dobrą motywację własną szkoła może próbować zabić albo uskrzydlić, ale braku motywacji nie zaprotezuje.
I tak, z zasady i programowo szkoła w cywilizacji motywacje ma zadanie uskrzydlać, budzić, a broń Boże nie tłamsić. Ale motywacja być musi, a szkoła musi stwierdzić, czy ona w ogóle jest. Jak nie ma – wykop.
U nas z zasady systemowej – tłamsi i nie stwierdza (bo po co). Zamiast tego, swe wątłe i tak narzędzia cywilizowanej oświaty powszechnej, zamienia niekompetentnym belferstwem w brzytwę przymusu, represji, będących małpią karykaturą badania poziomów rozwojowych (czyli ewaluacji).
Ale to nie świadczy o tym, że jak w domu kradną, to szacunek dla rodzicieli uniemożliwia nauczenie się w szkole (tej cywilizowanej, autorytatywnej i będącej wzorcem) uczciwości.
I odwrotnie.
Bo to, to wyzucie z pozytywnych ambicji i motywacji, zależy od Twojej postawy i wyboru a nie determinizmu genetyczno-środowiskowego – jak w istocie nauczał komunizm (ujmując to jako świadomość klasową).
I za to indywidualne wyzucie z motywacji, ambicji i aspiracji doskonalenia („a po co mi to?”) odpowiada osobiście jednostka (jeśli dojrzała-czyli od ok 15-16 rż) i nikt inny.
To tak a propos także szkoły, jaką jest, i jej roli, jaką pełni w cywilizacji.
Ku refleksji, z pozdrowieniami.
Dalej nikt nie skomentował legalności domagania się przez polskich HR-owców i polskie HR-ówki aktualnych zdjęć kandydatów do pracy, ich dat urodzenia, dat ukończenia studiów, legalności zamieszczania w ogłoszeniach o pracę zwrotów „do 35 lat”, „zatrudnię młodego”, „młodą”, „okazja do pracy w środowisku młodych ludzi”, itd.
HR-owski bantustan Bolanda, dzika kraj, oj dzika…
…nie dziwota, że już dzieciaki wiedzą, iż „starość zaczyna się od czterdziestki”, w dzika kraj wtedy właśnie się zaczyna…
Gekko, wychodzisz z założenia, że szkoła musi być skuteczna, czyli nauczyć nawet opornego.
Tylko metody nauczenia byś zmienił, cel postawił słusznie na pierwszym miejscu.
A ja wychodzę z założenia, że nie każdego trzeba wszystkiego nauczyć i nie każdy wszystko musi umieć, mam nadzieje że to rozumiesz. Że nie muszę tłumaczyć słowa wszystko, skrót myślowy.
Uważam, że człowiek w warunkach kiedy nie musi się uczyć, a nauka jest zorganizowana wokół jego zainteresowań uczy się więcej a przy okazji przyjemniej, co nie jest bez znaczenia, bo dzieciństwo nie musi się kojarzyć z represją, z byciem podporządkowanym. Gówno do tego społeczeństwu czego, w jakim zakresie uczy się jednostka, jednostka nie poddawana presji uczy się lepiej, to fakt. Ma się uczyć czego chce, kapujesz? I nie zabraknie nam wtedy sportowców, matematyków , fizyków, ani literatów, śmiem twierdzić, że będzie ich wtedy więcej, lepszych, a tumany będą mniej tumaniaste, bardziej zrealizowane w tańcu, sporcie, muzyce, plastyce, czy obsłudze w budce warzywnej, kapujesz?
Gdyby czyjemuś ojcu bardziej się chciało, gdyby czyjemuś nauczycielowi bardziej się chciało, gdyby nie pomieszało się w ich głowach poczucie rodzicielskiej i nauczycielskiej odpowiedzialności z naturalnym dążeniem do bycia lubianym to być może i ktoś byłby w stanie zrozumieć język satyryków z przytoczonych linków…
…bez szukania usprawiedliwień i bez płaków…
…na filmach widać wyraźnie jakiego koloru skóry jest satyryk i jego pękająca ze śmiechu widownia…można posłuchać jak ludzie reagują na słowa satyryka o tym, że sama propozycja, sam pomysł nauczania ebonics jest jest obrazą dla każdego „MFN” gdyż sugeruje, iż żaden „MFN” nie jest w stanie nauczyć się mówić poprawnie po angielsku. Gdyby prowincjonalni ignoranci mieli blade pojęcie jak drażliwy jest to temat dla każdego myślącego czarnego w Stanach, jak blisko śmiech z żartów na scenie tnie od setek trupów czarnej młodzieży w każdym większym mieście, jak trudność dostania jakiejkolwiek pracy równająca się wyrwaniu się z getta jest potęgowana wszelkimi punktami za pochodzenie…gdyby tylko…bycie bardziej papieskim od papieża nie było tak atrakcyjne dla pozbawionych najbardziej podstawowych wiadomości.
http://www.youtube.com/watch?v=aWsXJPUOpsc
http://www.youtube.com/watch?v=klxGFAnY4nI
http://www.youtube.com/watch?v=K-06jfi2V-I
…ale może ktoś inny kto tu zajrzy zastanowi się nad bezdenną głupotą szukania usprawiedliwień zamiast normalnego uczenia się.
„W szkole ludzie wybierają podobnie.”
??? To rodzice mają możliwość wyboru ??? 😉
Można wnioskować z wpisu Gospodarza, że prywatyzacja nie byłaby taka straszna dla ludzi w średnim wieku i starszych. W warunkach wolnego rynku usług edukacyjnych świetnie by sobie poradzili. To skąd taki opór wobec tego? Dlaczego wycofanie się państwa z usług edukacyjnych to science-fiction o którym się mało mówi i nie traktuje poważnie?
@ parker
18 sierpnia o godz. 0:57
– – –
A gdzie widzisz takie założenie w moim tekście?
Nigdzie, to tylko insynuacja.
Ale, pogadajmy:
1/ wymykasz się w inny temat, bo pisałeś jak ma uczyć i w jaki sposób ludzie się uczą, a nie czego, nie szkodzi
2/ jak już o przymusie uczenia mowa, to nie szkoła ale państwo go narzuca i o tych warunkach mówimy
3/ jeśli szkoła działa w przymusie powszechnej oświaty, to oczywiście musi mieć cele, z których się można rozliczyć. Takim celem jest pewne powszechne właśnie quantum cywilizowanego poziomu rozwojowego i intelektualnego uczniów, jako obszar ustalony programowo. To jest założenie strategiczne czyli polityka cywilizowanego państwa.
4/ Taka polityka bynajmniej nie wyklucza indywidualizacji celów na miarę możliwości różnych uczniów, ale nie przez rezygnację z niewygodnych obszarów programowych, tylko nowoczesną organizację i metodykę wspomagającą personifikację uczenia się i procesu nauczania. To kluczowe zadanie nowoczesnej szkoły.
5/ Pomoc szkoły w rozwijaniu talentów nie polega na rezygnacji ze standardu programowego (czyli tego powszechnego quantum) zależnie od indywidualności ucznia, ale na motywacyjnym rozwijaniu standardu do poziomu możliwości ucznia (np matma ukończona na ‚wystarczający’) ORAZ stwarzaniu okazji, ujawnianiu, motywowaniu i pomaganiu w rozwoju zdolności ponadprzeciętnych, indywidualnych (np taniec brzucha u przeciętnej z chemii i historii uczennicy, case autentyczny – obecnie mistrzyni Europy).
6/ Całe to ustrojstwo będzie działać jedynie, gdy wyznaczone szkołom cele i wyniki będą miały granice – inaczej wyklucza to motywacje i belfrów i uczniów. Czyli – można i trzeba oblewać olewusów a nawet dopuszczać, że pewien procent uczniów szkoły i programu powszechnej edukacji NIE UKOŃCZY (i wyrzucać ich ze szkół). Nie będzie problemu z zamocowaniem bramki na boisku czy naprawą kranu – oni się tym zajmą ku powszechnemu pożytkowi.
7/ Oczywiście wykonanie i organizacja celowego, efektywnego, zindywidualizowanego i powszechnego procesu edukacyjnego (to nie znaczy że chodzi o nauczanie 1:1 czy w małych klasach) wymaga kompetentnej kadry i zarządzania oraz konkurencji w świadczeniu usług. W tym kraju i takim systemie i z taką kadrą, wszelkie próby reform tego typu są skazane na własną karykaturę.
I tak właśnie jest, stąd mylne wrażenie, że pewne zasady czy narzędzia się „nie sprawdzają”. A one po prostu są sabotowane, wykoślawiane i kompromitowane przez zaludniając publiczne posady stada „małp z brzytwami”.
BTW, jakie usługi świadczysz, parker?
Zupełnie poważnie: myślałeś o udziale w ośrodku reedukacji i recyklingu dla stetryczałych wypaleniem i ‚starością’ belfrów?
Po recyklingu znajdą pracę opiekuńczą w cywilizacji.
Jest na to program unijny i trwa rekrutacja, mogę zarekomendować Twą kandydaturę!
Pozdr. 🙂
@ Michał,
jak zwykle już – celne uwagi. Może byłbyś zainteresowany udziałem w w/w Ośrodku?
Gekko,
2/ jak już o przymusie uczenia mowa, to nie szkoła ale państwo go narzuca i o tych warunkach mówimy
Państwo narzuca obowiązek uczenia się, i dobrze, nie powinno narzucać czego. Każdy by się uczył, czego by chciał, mówimy o szkole od gimnazjum powiedzmy, ale i wcześniej można niektórych przedmiotów już zacząć uczyć fakultatywnie. Podstawowy kurs z matmy, podstawowy z polskiego i historii razem wziętej, może nawet z geografią, a reszta co kto lubi, byle godziny wyrobił. Oceny jako sprawdzian dla ucznia i rodzica ok, ale nie powinny one w żadnym stopniu wpływać na karierę w okresie obowiązku szkolnego, tak się da zrobić.
Pomyśl, jeżeli szkoła mimo że tak opresyjna, nielubiana, źle zarządzana, a osiąga jakieś wyniki, to jak dobre byłyby wyniki gdyby była lubiana? Uważasz, że gorsze? Jak to możliwe? Że jakby pozwolić, toby się nie uczyli? A Jak by się mogli nie nauczyć jakby z przyjemnością w zajęciach uczestniczyli?
Myślisz, że na fizyce pracownia by świeciła pustkami? Pełna by była, jakby nauczyciel ciekawie prowadził zajęcia, celowo piszę zajęcia, nie lekcje, tylko zajęcia.
A z matematyki nie byłoby pełno? Są tacy co im matematyka przychodzi łatwo, ci lubią ten przedmiot i by chodzili, a jaki byłby poziom, pomyśl, wyższy niż dziś?
A zespoły muzyczne by były w szkołach, a sztuki plastyczne by się nie rozwijały, a sport, tylko dobrych nauczycieli, takich co im się chce, to i uczniom się będzie chciało.
Kiedy ten też stary pierdziel gekko pamiatający przecież czasy komuny skończy obrażać wszystkich. Jak długo będzie tu tolerowany. Na miejscu właściciela bloga nałożyłbym mu permanentnego bana.
Pomoc szkoły w rozwijaniu talentów nie polega na rezygnacji ze standardu programowego (czyli tego powszechnego quantum) zależnie od indywidualności ucznia, ale na motywacyjnym rozwijaniu standardu do poziomu możliwości ucznia.
Standard podstawowy może być niski, dostosowany do możliwości najsłabszych, taki który lepszym nie zaprząta wcale głowy, nie mówimy o rezygnacji ze standardu w ogóle, tylko w dzisiejszym, selektywnym systemie i tak się standardy obniżyły, żeby mogło im sprostać 80-90% populacji a to jest równanie w dół.
Chodzi o to, żeby tych słabszych nie zostawiać, dać im spokój z nauką, niech się uczą tańca brzucha albo gotowania, albo ślusarki w warstacie, ale w tej samej szkole z tymi co się matmy uczą, oni mogą żyć razem, pięknie się uzupełniają, jak w każdym zdrowym społeczeństwie i każdy robi co lubi i potrafi. Będą tacy, co nic nie lubią i nic nie potrafią, ale czy dzisiaj takich nie ma? To skończą 18 lat, skończą szkołę, i tak jak dziś zasilą szeregi tych co nic nie potrafią i im się nie chce. Ale będzie ich mniej moim zdaniem.
Gekko czy Ty naprawdę nie wierzysz, że gdzieś tam istnieją dobrzy nauczyciele, którym zależy na uczniach, którzy lubią swoją pracę i starają się tak prowadzić lekcje, żeby uczniowie byli zmotywowani do nauki i uczyli się nie czując, że są do tego zmuszani a nawet sądzili, że to był ich własny pomysł?
Cały system edukacji, a wraz nim nauczyciele, doszedł do ściany. Dalszy rozwój i postęp w obecnych ramach jest niemożliwy. To tak jak system komunistyczny – dreptanie w miejscu i destrukcja. I tak jak w Peerelu, wymyślamy tematy zastępcze – ilustracją są wpisy Gospodarza. Kiedyś takimi tematami zastępczymi była jakość obsługi w sklepach i restauracjach, np. „nieśmiertelny” temat niekulturalnych kelnerów. Teraz takimi tematami są „nauczyciel stary czy młody”, „nauczyciel z powołania”, „podręczniki” albo „mundurki”. Gdy system dochodzi do granic swoich możliwości, zaczyna się wałkowanie tematów zastępczych i wymysły typu sfery niebieskie, eter, inspekcja robotniczo-chłopska, KIPU. Zawsze rozwiązaniem było, jest i będzie wyjście poza granice systemu, wejście na nowe, czasem zupełnie dziewicze, a czasem zapomniane obszary.
Kilka przykładów poniżej.
http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&source=web&cd=6&sqi=2&ved=0CFEQFjAF&url=http%3A%2F%2Fwww.kfon.pl%2Fkfon.pps&ei=2ngrUOSsJc_LtAbj7YGACQ&usg=AFQjCNG5Pj-fvSEFxcpUbs5jkRignBm6qA
http://www.edukacjademokratyczna.pl/
http://osswiata.pl/zylinska/2012/08/16/cyfrowi-tubylcy-i-cyfrowi-imigranci-w-jednej-klasie/
Jola 18 sierpnia o godz. 20:42
„a nawet sądzili, że to był ich własny pomysł?”
Moja fizyca tak robiła. Ale to zła kobieta była.
Przez 44 minuty tak czarowała, że i ja i każdy inny uczeń w klasie nic nie robił tylko wbijał się w dumę z powodu swojej genialności. A jak już na tablicy widniały pięknie zapisane a przed chwilą odkryte PRZEZ NAS prawa fizyczne, to w 45-tej minucie przekłuwała baloniki genialności nazywając NASZE PRAWA nazwiskami jakichś dawno umarłych facetów.
Co lekcję powtarzała ten spektakl i co lekcję nabieraliśmy się.
Zła kobieta.
@ Jola
18 sierpnia o godz. 20:42
„Gekko czy Ty naprawdę nie wierzysz, że gdzieś tam istnieją dobrzy nauczyciele…”
Jolu – nie wierzę 🙂
Nie muszę brać tego na wiarę, ponieważ nie tylko znam wielu takich (uczyli również mnie i moje dzieci), pracuję z nimi, a nawet wiem, co i jak zrobić, aby tacy się pojawili.
Tylko, że o takich nauczycieli akurat na tym blogu uświadczysz ze świcą a w szkołach państwowych nie przeżywają do dojrzałości i gasną wypaleniem zanim się czegoś o swoim zawodzie nauczą.
To tylko w zamkniętym kręgu beztlenowego chowu państwowych etatów, kompetencje i rzetelność zawodowa to bajki, w które można jedynie wierzyć…hihi.
Pozdrawiam.
@ ync
18 sierpnia o godz. 21:38
– – –
Zupełnie się z Tobą zgadzam.
Niestety – system i jego belferstwo ma zapewnione zasilanie kasą podatnika i dlatego ten upiorny taniec przy ścianie będzie trwał ad libitum, albo do otrzeźwienia społeczeństwa.
A temu właśnie państwowa oświata usilnie zapobiega i koło się zamyka.
Co do ‚zastępczych’ tematów Gospodarza, to nie o to raczej chodzi.
Gospodarz, jak wielu innych, walczy o byt etatowy i produkuje łzawe produkcyjniaki, w trosce o środowiskową sympatię i popularność w masach uciśnionego ludu, osobliwie – renomowanych liceów.
To dla wielu zwykła i normalna taktyka przetrwania na państwowym – ukrycie się w tłumie i usłużność władzy mas.
Niestety, kosztem utraty twarzy i godności, ale właśnie maska obłudy i populizmu jest na państwowym biletem do łatwej kasy. I tym zwycięża system nad złamaną osobowością swych beneficjentów.
Pozdrawiam.
„Państwo narzuca obowiązek uczenia się, i dobrze, nie powinno narzucać czego.
Każdy by się uczył, czego by chciał….
Standard podstawowy może być niski, dostosowany do możliwości najsłabszych…”
Nie sądzisz, parkerze, że opisujesz założenia oszustwa a nie edukacji?
Od produkcji papierowych nominacji dla najsłabszych jest bigbrader, edukacja jest pojęciem opisującym wzmacnianie człowieka a nie certyfikację jego słabizn.
A w cywilizacji państwo służy wzmocnieniu powszechnemu a nie ściąganiu wszystkich w przepaść niemocy najsłabszych.
Reszta mojego komentarza do Twych wizji to już chyba tylko byłoby znęcanie się nad kabaretonem z tivi.
Mało ambitne, stać Cię na więcej.
Pozdrawiam 🙂
parker 18 sierpnia o godz. 13:10
„dać im spokój z nauką, niech się uczą tańca brzucha albo gotowania, albo ślusarki w warstacie, ale w tej samej szkole z tymi co się matmy uczą, oni mogą żyć razem, pięknie się uzupełniają, jak w każdym zdrowym społeczeństwie i każdy robi co lubi i potrafi.”
Film zrobiony na podstawie scenariusza parkera już powstał. Jego tytuł to „Accepted”.
http://www.youtube.com/watch?v=41C-VouZ7NY
I can’t believe this is a class…yeeeah….
Autonomia nie daje gwarancji, jest w niej element ryzyka. Ale to samo można powiedzieć o oświeconym centralizmie. Cały świat idzie od centralizmu w stronę samodzielności, autonomii, odpowiedzialności, wolności. Przemysł, handel, usługi, publikatory, życie osobiste, wypoczynek, praca zawodowa ? to wszystko jest coraz bardziej ?rozregulowanie?. ?Wszystkie? sfery życia rozwijają w kierunku autonomii. Dlaczego oświata ma być tu wyjątkiem, który może stać się wrzodem na naszym ciele ? Współczesny człowiek musi być autonomiczny, czyli odważny i odpowiedzialny, powinien nie bać się dokonywania wyborów i podejmowania decyzji. Musi sam określać jak żyć, jak pracować, co robić żeby utrzymać się, dokąd iść.
Uważam, że my robimy trzy błędy w oświacie:
– wydaję się nam, że wiemy co to jest wynik edukacji i że można go zmierzyć
– wydaje się nam, że szkoła powinna uczyć i uczy dzieci i młodzież
– wydaje się nam, że wiemy co jest potrzebne ludziom, którzy chwilowo pełnią rolę uczniów
W największym skrócie: szkoła nie jest do uczenia, szkoła ma być katalizatorem. Szkoła nie musi nauczyć, szkoła ma być wyzwalaczem. Szkoła to nie miejsce konieczności i przymusu, szkoła ma dawać szanse i możliwości. Tu jest szkoła ? tu nic nie musisz. Tu jest szkoła ? tu możesz, masz okazję. Taka szkoła byłaby miniaturą prawdziwego świata. Bo taki porobił się świat: tu nic nie musisz, tu masz okazję, więc możesz. Możesz podejmować decyzje, a potem cieszyć się lub martwić z ich skutków. Albo tydzień na Mazurach, albo Amber Gold ? decyzja należy do Ciebie. Ale pamiętaj: NIGDY NIE JESTEŚ SAM w swoich wyborach i działaniach. A już szczególnie w szkole.
Złości mnie, że my boimy się zmian. Złoszczę się, bo przecież tutaj uruchomiliśmy jedną z przełomowych zmian w historii cywilizacji (a może my myślimy innymi słowami ? dokonała się tutaj zmiana ? tak bezosobowo, delikatnie). Nie byliśmy jedyni, którzy tego próbowali. Byli Czesi i Węgrzy, ale my to zrobiliśmy skutecznie. Dokonaliśmy niebywałej zmiany w okresie od 1980 do 1989 roku. Przeszliśmy z jednej cywilizacji do drugiej ? kolejny cud nad Wisłą. Smutne i zabawne zarazem jest to, że my tego sami nie widzimy, nie rozumiemy wagi przełomu jakiego sami dokonaliśmy, nie widzimy jacy byliśmy samodzielni, odważni, odpowiedzialni i autonomiczni. (Dlaczego nie widzimy ? ? To osobny temat) No właśnie ? byliśmy ?! Już skończyliśmy ?! Gdzie podziała się nasza odwaga i determinacja ?
@parker
Zrobiłem kopiuj i będę to wklejać. To jest kwintesencja.
„Pomoc szkoły w rozwijaniu talentów nie polega na rezygnacji ze standardu programowego (czyli tego powszechnego quantum) zależnie od indywidualności ucznia, ale na motywacyjnym rozwijaniu standardu do poziomu możliwości ucznia.
Standard podstawowy może być niski, dostosowany do możliwości najsłabszych, taki który lepszym nie zaprząta wcale głowy, nie mówimy o rezygnacji ze standardu w ogóle, tylko w dzisiejszym, selektywnym systemie i tak się standardy obniżyły, żeby mogło im sprostać 80-90% populacji a to jest równanie w dół.
Chodzi o to, żeby tych słabszych nie zostawiać, dać im spokój z nauką, niech się uczą tańca brzucha albo gotowania, albo ślusarki w warstacie, ale w tej samej szkole z tymi co się matmy uczą, oni mogą żyć razem, pięknie się uzupełniają, jak w każdym zdrowym społeczeństwie i każdy robi co lubi i potrafi. Będą tacy, co nic nie lubią i nic nie potrafią, ale czy dzisiaj takich nie ma? To skończą 18 lat, skończą szkołę, i tak jak dziś zasilą szeregi tych co nic nie potrafią i im się nie chce. Ale będzie ich mniej moim zdaniem.”
ync, przecież tak na zdrowy rozum, po co nam społeczeństwo wykształcone na 30%?
Wszyscy mają umieć to samo, a po cholerę, jakby każdy się uczył tego co lubi, mielibyśmy społeczeństwo wykształcone na 100%, każdy w swojej dziedzinie, każdy zgodnie ze swoimi predyspozycjami i zamiłowaniami. Po co komuś kto nie lubi historii znajomość historii?
Niech nauczyciel zrobi tak, żeby jego fakultet uczniowie wybierali, wtedy poznamy kto umie uczyć , a kto nie.
Ale na to się Broniarz nie zgodzi.
ync 19 sierpnia o godz. 10:28
„Cały świat idzie od centralizmu w stronę samodzielności, autonomii, odpowiedzialności, wolności. Przemysł, handel, usługi, publikatory, życie osobiste, wypoczynek, praca zawodowa ? to wszystko jest coraz bardziej ?rozregulowanie?.”
Dziękuję za solidną dawkę humoru.
ync może nam łaskawie podać jakiego telefonu używa? Z pewnością jest on marki „Pani Józia z panią Kizią założły tę firemkę wczoraj w budynku po Nokii”.
A może jednak jest to Nokia?
Podobno upadająca, podobno do kitu.
Albo inny Samsung czy Apple.
Zupełnie rozregulowany.
Uwolniona przez Google Motorola?
Nie?
ync, mając do wyboru, z leżących na ladzie wybrał telefon „Józia&Kizia”?
ync w spożywczym na rogu kupuje masło i biały ser i jajka zupełnie nieznanych mu firm?
Co tydzień innych, ma sie rozumieć?
To samo z ubraniem, z lodami, z samochodem?
Jak na placu pojawi się diler chińskich samochodów po 30 tysięcy to ync zaraz sobie taki sprawi, zamiast używanego niemca czy japońca?
ync dużo zarabia, to nie musi martwić się markami i reputacjami i „brandami” czy jak to tak się nazywa ten, oczywiście owczy, pęd i chęć do ochronienia swoich pieniędzy…
No cóż, ja tu bzdury opowiadam, mieszkaniec kraju, w którym przedsięwzięcia typu „Złoty Bursztyn” uchodzą za banki z pewnościa wie lepiej…
…w sumie nie dziwię się, w rozpaczy i w spadku po państwie, które wielokrotnie kradlo rachunki bankowe ludziska czepiają się każdej deski ratunku, nawet złoto-bursztynowej…
Ja tam na razie będę zwracał uwagę na etykietki i na loga.
I do nowopowstałej szkółki Bansu i Lansu oraz Gotowania na Gazie dzieci nie puszczę….ale niech się inni nie zniechęcają i lecą, lecą. Jak przez kilka latek na swoich dzieciach wybróbują a dzieci na rynku pracy to może i ja kiedyś tam, już dla wnuków – rozważę.
@problem
Właśnie o to chodzi żebyśmy mieli – Ty, Parker i ja – możliwość wyboru sposobu edukacji naszych dzieci. Teraz mamy do dyspozycji tylko jedną ścieżkę edukacji – jednakową dla każdego ucznia. A z serkami jest inaczej – jest ich wiele do wyboru. W moim miasteczku jest najlepszy – maleńki producent, nawet nie ma swojej www.
@Gekko
Twoje punkty od 2) do 7) są jak najbardziej logiczne. Tylko to podsumowanie takie przygnębiające. ( Tak jakoś po belfersku nie mogę się z nim pogodzić).
Jeżeli dobrze zrozumiałam, to uważasz, że nie można być dobrym nauczycielem pracując w publicznej szkole, na etacie. Zgodnie z zasadą, że jak wiesz, że i tak ci zapłacą to po co się starać.
Ale czy szkoła prywatna rozwiąże problem belferstwa ( chodzi tu, jak sądzę, o stan umysłu) ? Nie wiem czy w prywatnej szkole unikniemy „obłudy i populizmu”. Czy szkoła prywatna posłuży „wzmocnieniu powszechnemu”, jak sam napisałeś?
Jola
19 sierpnia o godz. 21:35
– – –
Jolu, ja już pisałem wiele razy, że gwarantem zdrowego rozwoju pracownika w zakładzie NIE jest forma własności zakładu, ale system, w jakim zakład funkcjonuje.
Szkoły państwowe są umocowane w chorym systemie zarządzania i organizacji (a funkcje programowe są kwiatkiem do kożucha) , zapełnionym niekompetentnymi i cynicznymi kadrami. Ale nie funkcjonują na wolnym rynku, ponieważ one są finansowane głównie z przymusowych dla podatnika dotacji publicznych (rząd i samorządy), stąd cenowo „konkurują” skutecznie z niepublicznymi.
Gdyby świadczenie usług oświatowych w ramach jednej strategii i standardu wymagań Państwa było równouprawnione niezależnie od własności, szkoły publiczne nie przetrwałyby jednego sezonu.
Tak stało się w wielu dziedzinach, handlu, farmacji, weterynarii, stomatologii, transporcie kołowym itd.
To jednak wymagałoby aby Państwo oddało obywatelom w ich ręce decyzję, komu powierzyć pieniądze na edukację dzieci – i Państwo oraz jego urzędnicy (którymi są belfrzy karciani) nie miałoby co cudzego rozdawać (i dostawać) , a inaczej rządzić nie umie.
Dlatego jest jak jest.
Szkoły niepubliczne są bardzo różne, wiele złych i żenujących. Główną tego przyczyną jest olewanie przez Państwo nadzoru merytorycznego nad szkolnictwem w ogóle oraz jakość kadry tych szkół – wychowanej przecież na państwowym i niezdolnej do zmiany postaw, a często dorabiającej tam tylko bokami.
Ja miałem szczęście (i determinację) aby wybrać dla swoich (i kilkorga znajomych) dzieci dobre, niepubliczne szkoły. Nigdzie jednak nie piszę, że sama niepubliczność GWARANTUJĘ dobrą szkołę.
Jednak, z roku na rok, szkoła państwowa coraz bardziej g w a r a n t u j e jedynie udręki i porażki zarówno dzieci jak i młodych, nie zepsutych, choć i mało kompetentnych (z reguły – patrz system kształcenia i doboru kadr) nauczycieli.
Na tym polega dzisiaj różnica: niepubliczne dają szansę, ale nie gwarancję; państwowe dają gwarancję braku szansy.
Życzę Ci, (oraz każdemu uczciwemu belfrowi) abyś znalazła przyjazne i motywujące otoczenie zawodowe.
Może to będzie to, które stworzysz sobie i innym sama, z dala od grząskich bagien państwowych etatów i antykultur zawodowych.
Pozdrawiam 🙂
ync 19 sierpnia o godz. 20:55
„Właśnie o to chodzi żebyśmy mieli ? Ty, Parker i ja ? możliwość wyboru sposobu edukacji naszych dzieci.”
Ja po rozumuję po chłopsku, prosto jak cep. Według mnie rodzaj szkoły nie jest drugorzędny ale pięciorzedny. Najważniejsze dla wyniku edukacyjnego jest motywacja ucznia. A ta jest nie do odłączenia i nie do odróżnienia od motywacji rodzica. Motywacja rodzica może być prymitywna, choć bardzo racjonalna (po cholerę młody ma się uczyć skoro ja mu mogie robote załatwić u Zdziśka) albo inna, bardziej „inteligencka”. Za to ostatnie rozróżnienie nie odpowiada nikt inny jak tylko wszyscy obywatele w całym Kraju. Cofając się spowrotem, za motywację rodziców, tę wewnętrzną odpowidają oni sami, na podglebiu ich doświadczeń życiowych, ich charakteru, itd. Za motywację ucznia on sam, podobnie, ale jednak mniej niż rodzice, gdyż jest młodszy, plus te same czynniki, przez indukcję.
To co tu czytam, parker, ync, to rozwiązania wypisz wymaluj amerykańskie. Czysto narzędziowe. Takie rozumowanie jest kompletną naiwnością. Zmieni się model szkoły na „cudowną” a sposoby zatrudniania w Polsce się nie zmienią (korupcja, nepotyzm) to myślisz, że motywacja rodziców się zmieni? Niby dlaczego? A jak rodzice będą w domu pluć na nauczycieli to myślisz, że nagle dzieci się zmotywują? Niby jak?
W Ameryce jest do diabła i trochę cudownie wyposażonych szkół, tak, że by ci oko zbielało, że w ogóle takie rzeczy w szkole mogą być. I w tych szkołach zatrudniono swietnie wykształconych nauczycieli, wyselekcjonowanych drogą bardzo ostrych eliminacji, bo zaoferowano im świetne zarobki, to i zleciało się bardzo dużo dobrych kandydatów. Było z czego wybierać. Mielibyście z parkerem swoją idealna szkołę. Na początek, na starcie.
I do tej idealnej szkoły przyszłyby dzieci z murzńsko-latynoskiego getta.
Poprawność polityczna w USA jest taka, że dzieciaki takie są traktowane sto razy lepiej niż jakiekolwiek dziecko w Polsce. Obchodzą się z nimi jak z jajkiem, bo jakiekolwiek ohydne pomówienie o rasizm, metodą parkera czy Gekko, kończy się w sądzie i kończy się utratą pracy.
Tam to funkcjonuje tak jak liberum veto w polskim sejmie. Miał czy nie miał racji – oskarżenie padło, smród sie rozniósł i lepiej, na wszelki wypadek pozbyc się nauczyciela.
Takie szkoły w krótkim czasie ulegają runie. Jedna po drugiej. Uciekają z nich nauczyciele, gdyż życie jest im milsze od zarobków. Gangi, narkotyki, wlaki rasowe (Czarni nie znoszą się z Latynosami jeszcze bardziej niż z Żydami na Brooklynie i ta antypatia jest silnie odwzajemniona) Biały nauczyciel nie ma szans. Kompetentny Czarny ucieknie po kilku miesiącach. Zastąpi go Czarny nauczyciel – idiota albo samobójca.
W Polsce nie ma konfliktów rasowych ale z pewnością są albo na tle materialnym, miejsko-wiejskim, czy jakimś innym.
Mechanizm będzie identyczny. Nie ma takiej forsy za jaką dobry nauczyciel da sobie wsadzać kosz na śmieci na głowę. A jak szkoła nie da uprawnień do dyscyplinowania uczniów to kosze na głowach lądować będą. Oczywiście możesz selekcjonować dzieci do swojej dobrej szkoły ale wtedy zaprzeczasz sam swojej tezie, a mianowicie że zły poziom edukacji to wyłącznie jest wina nauczycieli. Już nie mówiąc o tym, że jeszcze nie widziałem mechanizmu selkcji dzieci bez równoczesnego selekcjonowania rodziców. Wystarczy wejść na dowolna strone internetową dowolnej niepublicznej szkoły w Polsce i poszukać sobie kwestionariusza do wypełnienia przez rodzica przyszłego ucznia.
Najbardziej bezczelna selekcja uczniów jaka można sobie wyobrazić.
Czyli propaganda jest taka, że szkoły niepubliczne lepsze bo lepsi tam są nauczyciele. A praktyka polega na selekcji uczniów przez selekcję ich rodziców.
Czyli ja mam rację wskazując na system naczyń połączonych jakim jest system edukacji a ync i parker i Gekko udają Greka pyskując na „system” – „całościowo”, aby zaraz potem obrócić się na pięcie i znaleźć sobie i dla siebie rozwiązanie jak najbardziej cząstkowe.
To tak, jakby się wyśmiewać z osiągów VW garbusa czy golfa samemu jeżdżąc leksusem i wygodnie zapominać ile dziesiątek milionów ludzi jeździ tymi pierwszymi a ile setek tysięcy tym drugim.
I jak teraz pogodzić to o czym mówi @W czym problem -równe szanse na dobrą edukację dla każdego dziecka niezależnie od statusu czy pochodzenia rodzica z postulowanym przez @Gekko oddaniem w ręce rodziców decyzji, której szkole powierzyć ich pieniądze przeznaczone na edukację dzieci? I czy się da?
@Gekko
Jako osoba pracująca na państwowym tak po belfersku nie mogę do końca zgodzić się z Tobą, że państwowa szkoła gwarantuje brak szans. Myślę, że tutaj za bardzo uogólniasz. Bazując na moim osobistym doświadczeniu mogę się tylko wypowiadać o podstawówce i gimnazjum ( moje dzieci nie chodzą jeszcze do szkoły średniej ).
Dzieci chodziły do dwóch różnych podstawówek. Pierwsza była jak twierdza obronna, bez zbroi nie podchodź, bo odpowiedzią na każde pytanie będzie atak. Ale byli tam również świetni pedagodzy. Do końca życia będę wdzięczna pani od polskiego, która dla mojego syna uczyniła łatwym i atrakcyjnym rozbiór gramatyczny zdania . I wychowawcy, któremu chciało się spędzać tygodnie z niemożliwymi urwisami na „zielonych szkołach”.
Druga szkoła podstawowa to szkoła, gdzie rodzice są traktowani jak partnerzy. Szkoła prowadzi nawet popołudniami zajęcia dla przedszkolaków, żeby ich przejście do szkoły było bezbolesne. Nigdy nie musiałam odrabiać zadań z synem ani się z nim uczyć. Na świadectwo z paskiem wystarczyło mu to czego nauczył się na lekcji i na kółkach zainteresowań. Uczą tam wspaniali nauczyciele, ale znajdzie się co najmniej jeden, z którego jako rodzic nie do końca jestem zadowolona.
W gimnazjum, w który pracuję , są różni nauczyciele. Jest spora grupa takich, którzy stanowią dla mnie wzór. Są lubiani przez uczniów, prowadzą ciekawe lekcje, są pasjonatami, zostają po swoich lekcjach, żeby z uczniami po prostu porozmawiać. Prowadzą wolontariat, harcerstwo, chór, radio szkolne całą masę zajęć i kółek. A nauczycielka od polskiego teatr szkolny, i jeszcze dla rodziców wieczory poezji. Ale są i przeciętni nauczyciele. Jak w każdym zawodzie. Jak w każdym społeczeństwie. Podejrzewam, że procent osób, które są mistrzami w swoim fachu, przeciętnymi i partaczami jest w każdym zawodzie podobny. Czy możliwe jest by to zmienić jakimiś rozwiązaniami systemowymi?
Obawiam się, że tych świetnych może nie wystarczyć dla całej oświaty. I teraz, w jednej szkole będą sami wspaniali a w innej sami beznadziejni? To znowu oznacza dobre szkoły tylko dla części społeczeństwa.
Czy są jakieś mechanizmy systemowe, które uczynią z przeciętniaka mistrza? Czy groźba utraty pracy? Możemy dążyć do ideału, ale czy go osiągniemy?
Jola 20 sierpnia o godz. 10:11
Ja tylko uzywam oczu i zdrowego rozsądku. Bez wartościowania, jeszcze raz podkreślam, jak mnie nikt specjalnie nie wkurzy – na spokojnie – chcę tylko obserwować otoczenie.
I w Ameryce widzę jak na dłoni, że szkoła, tak samo jak reszta społeczeństwa, podzieliła się według kryteriów finansowych. Plus pojawiła się podklasa ludzi „zbędnych”, w większości, choć nie tylko, kolorowych, w czym znowu w lwiej większości, Murzynów. Ale to tylko dygresja.
Generalnie sposób finansowania – jak najwiecej „wszystkiego” ma być zapłacone z lokalnych podatków od nieruchomości – czyli (głównie) w Polsce jeszcze nie istniejący podatek katastralny – doprowadziło do podziału na dobre i na złe dzielnice. Oraz szkoły.
Teraz mają tam zjawisko „Dlaczegoś głupi? Boś biedny! Dlaczegoś biedny? Boś głupi! Pętla bez wyjścia.
Rola rodzica i ucznia, idywidualnego podejścia do edukacji – jest w/g mnie nie do przecenienia. To właśnie tylko dzięki „biednym ale mądrym” (choć nielicznym) rodzicom, którzy uciekają ze „złych dzielnic” do „dobrych”, kupuja tam domy na które ich nie stać i wypruwają sobie żyły próbując dać swoim dzieciom szansę na chodzenie do „dobrej szkoły” możliwa jest jakakolwiek zmiana.
Ale czy Polacy chcą powtórki z modelu amerykańskiego? Czy ktoś w Polsce w ogóle dyskutuje ze społeczeństwem o rodzaju modelu?
Uciec do niepublicznej szkoły i schować się za „kwestionariuszem dla rodzica” oraz za wyższymi od przecietnej zarobkami jest bardzo łatwo. Ale co z resztą uczniów?
Oczywiście, że są tysiące marnych nauczycieli. Ale w mojej optyce ważniejsi od nich są rodzice i ich zaangażowanie w życie szkoły. Myślę, że zbyt dużo rodziców traktuje szkołę jak internat, przechowalnię swoich dzieci na czas pracy zarobkowej. Rano podrzucić, wieczorem odebrać i dlaczego tylko tak krótko mogę trzymać u was mojego bachora? Zero współpracy ze szkołą a w domu tylko pyskowanie na głupotę nauczycielki. Ilu ojców przychodzi na wywiadówki do szkoły? Pytanie retoryczne.
@Jola
„równe szanse na dobrą edukację dla każdego dziecka niezależnie od statusu czy pochodzenia rodzica”
Nie wiem czy gdziekolwiek i kiedykolwiek coś podobnego miało miejsce.
„Obawiam się, że tych świetnych może nie wystarczyć dla całej oświaty. I teraz, w jednej szkole będą sami wspaniali a w innej sami beznadziejni? To znowu oznacza dobre szkoły tylko dla części społeczeństwa.
Czy są jakieś mechanizmy systemowe, które uczynią z przeciętniaka mistrza?”
Nie wiem, ale myślę, że nie ma potrzeby się tym martwić. Dużą szkodę przynosi wiara w mnóstwo mitów dotyczących nauczania. Np. że nie da się dobrze opanować żadnej dyscypliny wiedzy bez nauczyciela, systematycznych lekcji/wykładów, kartkówek, klasówek i egzaminów. Wielu uczniów, nawet niekoniecznie ponadprzeciętnie zdolnych, potrafiłoby się skutecznie uczyć gdyby dać im dobre materiały dydaktyczne. Nie każdy potrzebuje nauczyciela. Wiem, że jest taka teoria, gdzie dzieli się uczniów na słuchowców, kinestetyków i wzrokowców. Zapewne są i inne, ale choćby z tej wynika, że jak ktoś nie jest słuchowcem to ustny przekaz mu niewiele da. Może by tak nie przymuszać wszystkich uczniów do siedzenia w klasie? Może wskazać im materiały i zakres wiedzy/umiejętności do przyswojenia na egzamin, a do klas zaprosić tylko tych, którzy rzeczywiście nauczyciela potrzebują i pewnie bez niego sobie nie poradzą? Przecież nauczyciel na lekcji przekazuje informacje. Te informacje można udostępnić w formie nagrań, zapisów, książek czy notatek. Ktoś powie też, że nauczyciel motywuje, bo zaraża pasją. Ale czy każdego ucznia? Nie, nie każdego, nikt tego nie zagwarantuje. Tu potrzeba pewnej zgodności charakterów i zainteresowań. To po co Ci, na których to ‚zarażanie pasją’ nie działa mają przesiadywać w klasie? Dla niektórych motywujące jest samo wyznaczenie zadania do wykonania w określonym czasie, np. przygotowanie się do napisania egzaminu we wskazanym terminie.
I właśnie uwolnienie rynku usług edukacyjnych mogłoby pozwolić na poszukiwanie nowych, skuteczniejszych metod nauczania. I tylko rodzice decydowaliby w autentycznej trosce o dobro dziecka o wyborze szkoły. Czy bardziej tradycyjnej czy nowatorskiej? Rodzice braliby odpowiedzialność za ten wybór. A obecnie? Wyboru nie ma – istnieje jeden program i jeden utarty schemat organizacji nauczania. Ew. w różnych szkołach może się to różnić. Owszem. Ale te różnice to detale. Nie ma praktycznie możliwości pójścia nowym szlakiem, zaryzykowania naprawdę nowych metod. A odpowiedzialność? Nikt się do niej nie poczuwa. Ani rodzice, ani urzędnicy, ani politycy, ani nauczyciele.
@Michał
@W czym problem
@Gekko
I może tu jest pogrzebana część problemu polskiej szkoły. Współpraca z rodzicami. Polska szkoła publiczna nie umie współpracować z rodzicami. Nie uczą tego na studiach. Traktujemy rodziców jak zło konieczne. Jak uporczywą muchę brzęczącą coś bez sensu lub wroga, który zawsze może donieść do kuratorium. A może by właśnie bardziej otworzyć się na rodziców. Niech oni też biorą udział w decydowaniu czego i jak uczą się ich dzieci ( w ramach tego, co szkoła może zaoferować). A rodziców, którzy nie są tego świadomi można chyba również poddać pedagogizacji.
Wtedy rodzice będą mieć pewność, że szkoła traktuje ich z szacunkiem, i że liczy się z ich zdaniem. Myślę, że brakiem tej pewności można wytłumaczyć wiele niepochlebnych wpisów na temat polskiej oświaty na tym forum ( jak i zresztą wszędzie ). Opinie typu „polska oświata doszła do ściany” i, że z tą kadrą nic się nie zmieni może po części spowodowane są gorzkim doświadczeniem rodzica, który został potraktowany z góry przez wszystkowiedzacego, zadufanego w sobie „belfra”.
Zrozumieli to częściowo w szkołach prywatnych-kasa. Kiedy posyłasz dziecko do szkoły prywatnej czujesz, że dużo od ciebie zależy, bo przecież płacisz. ( chociaż na publiczną też przecież płacisz -podatki).
Wyobraźmy sobie szkołę publiczną z dużą autonomią. Rodzice uzgadniają z nauczycielami czego oczekują od szkoły dla swojego dziecka, wspólnie odkrywają jego uzdolnienia i zainteresowania, określają zajęcia dodatkowe, w których chcą żeby brały udział itd. Do decyzji dopuszczane są oczywiście również dzieci. Obecnie raczej koncentrujemy się na mówieniu rodzicom jak to ich dziecko sobie nie radzi i co narozrabiało.
I właśnie tutaj potrzebujemy zmiany- rodzice powinni być traktowani jak partner szkoły.
Jola 20 sierpnia o godz. 14:19
Amen.
@ Jola
Piszesz o swoim postrzeganiu rzeczywistości i bronisz się przed uogólnieniami (słusznie).
Ale mnie nie chodzi o uogólnienia, ale o wpływ toksycznego systemu, którego skutki są widoczne i przewidywalne.
Jasne, że są ludzie i ludziska, w każdej pracy.
Ale profesjonalizm polega na tym, że pewne standardy obowiązują wszystkich , którzy się na taką prace godzą.
Szkoły państwowe nie są i nie mogą być profesjonalne, o czym właśnie świadczy ruletka – na jakiego belfra trafisz, na jaką szkołę – to zależy od widzimisię, szczęścia, układu i gwiazd na niebie, ale nie od wymaganego od organizacji i belfrów standardu.
Ponieważ podatnik i tak zapłaci, cokolwiek dostanie.
Ten warunek sprawia, że taki system jest niereformowalny, a los w nim zanurzonych idealistów (popieram ich) – przesądzony.
To nie jest uogólnienie, ale synteza.
Jednym z objawów zepsucia systemowego, jest to, co w części piszesz o rodzicach, o ich „pedagogizacji”. Niestety (dla państwowych wychowanków systemu), w zdrowym systemie to usługodawca ma zadbać o umiejętność wpływu na klienta (celem osiągnięcia wyniku) a nie o klienta modelowanie.
Prawidłowe, owocne relacje szkoły z otoczeniem nie są możliwe bez bezpośredniego wpływu odbiorców usług na dostawcę, o ile istnieje dostępny wybór dostawcy.
I dlatego nie istnieje, aby ten wpływ, np. rodziców na szkołę, nie zakłócał pasożytowania beneficjentów systemowych.
Bez zmiany tego układu, nie masz co liczyć na zdrowe relacje szkoły z uczniami i rodzicami, ale na wyuczoną belfer-patologię, jaka często na tym blogu wyziera.
Na przykład, że, jakoby, belfer i szkoła nie może podać na maturze mdlejącej z upału uczennicy -wody, że nie można naprawić zabójczej bramki na boisku, albo że nie ma nic złego w finansowaniu przez rodziców belferskich delegacji na wycieczki uczniowskie.
System i ludzie go zaludniający jest społecznie i cywilizacyjnie chory i nie zmieni tego ruletka, że w jednej szkole choroba mniej zjadliwa i zakaźna, że nawet COŚ tam się udaje, a w innej (i tych jest gros) – dzieci edukują kolejne pokolenia dysfunkcjonalnych kulturowo i osobniczo oraz obywatelsko odrzutów z cywilizacji, na swoje podobieństwo i pod dyktando systemu.
Szkoda życia na odkrywanie koła, reguły te i zjawiska są od dawna znane a lekarstwa rozpracowane, wystarczy sięgnąć do apteki. Ale najpierw chory (system edukacji) musi mieć świadomość choroby, a nie relatywizacji jego wybryków 🙂
Pozdrawiam.
– – –
@ Michał
Kolejny raz, bardzo słusznie i trafnie rozumujesz, analizując różne opcje metodyczne, będące narzędziami cywilizowanych szkół i belfrów.
Nie wiem czy to pocieszające, ale opisujesz tylko (aż) to, co jest normą w cywilizacji.
Są jeszcze wakacje, można sobie pomacać podróżując po świecie, a najlepiej ucząc się tam i w takich warunkach.
Czego życzę.
Pozdrawiam.
@Gekko
Podróżując po świecie, czy – może lepiej byłoby powiedziane – po wszechświecie? Pytam tak, bo ciut mam wątpliwości co do ziemskiego pochodzenia cywilizacji o której piszesz. 😉
@ Michał
20 sierpnia o godz. 22:13
– – –
Dlatego zachęcam do podróży i edukacji zagranicznych a mleczne i mętne przestrzenie wszechświata zaczną być odróżnialne od zwykłych norm cywilizacyjnych 🙂
Tak to działa.
Pozdrawiam.
To na wyjątkowym poziomie ta edukacja, skoro uczy odróżniać kosmos od norm Twojej cywilizacji.
Albo te różnice aż takie subtelne. 😉
@ Michał
21 sierpnia o godz. 8:41
– – –
Michał, po 20 latach pracy w edukacji w warunkach amerykańskich i zachodnioeuropejskich, rzeczywiście, mentalność tubylców nie mających pojęcia o świecie wydaje mi się obcą, zamierzchłą cywilizacją.
A przecież nie ma granic i nie zarabiamy, jak za komuny, 3 dolary miesięcznie.
Mnie tylko dziwi, że młodzi ludzie nawet nie wiedzą, że ‚kreatywność’, na jaką ich szczytowo stać, to wynajdywanie koła.
Szacunek za starania, ale dopóki współczesną globalną cywilizację będziesz postrzegał jako sobie obcą (bo, jak sądzisz – jedynie moją), bez rozumnego kontaktu ze światem, Twoje zdziwienie z perspektyw zaścianka, nie przekształci się w rzeczywiście twórcze, odkrywcze inspiracje.
A tego ostatniego Ci życzę – i podróży, czytanych ze zrozumieniem… 🙂
Pozdrawiam.
„Moja fizyca tak robiła. Ale to zła kobieta była.
Przez 44 minuty tak czarowała, że i ja i każdy inny uczeń w klasie nic nie robił tylko wbijał się w dumę z powodu swojej genialności. A jak już na tablicy widniały pięknie zapisane a przed chwilą odkryte PRZEZ NAS prawa fizyczne, to w 45-tej minucie przekłuwała baloniki genialności nazywając NASZE PRAWA nazwiskami jakichś dawno umarłych facetów.
Co lekcję powtarzała ten spektakl i co lekcję nabieraliśmy się.
Zła kobieta.”
No i tacy ludzie powinni dawac spektakle w telewizji i pisywac do Polityki, a nie jakies Kuby Wojewodzkie, tfu…
Ja uwazam, ze nie kobiety a media sa „ZUWE”, bo olewaja odpowiedzialnosc, na pierwszym planie stawiajac ogladalnosc i zysk.
@Gekko
W którym to cywilizowanym kraju nie ma obecnie w ogóle edukacji utrzymywanej z podatków, a jest jedynie prywatna? Jest taki na planecie Ziemia? 😉
Zapewne winniśmy Ci wdzięczność, że piszesz tu na blogu i dyskutujesz z nami, przedstawicielami niższej cywilizacji, zapyzialcami i belframi z postawami roszczeniowymi. Jednak jeśli brylowanie przed takimi osobnikami jak my to szczyt osiągnięć na Twojej planecie, to… 😉 cieszę się, że jestem z Ziemi. 😉