Dyskryminacja
Tuż przed wakacjami ukazała się książka o dyskryminacji w szkole („Czytanki o edukacji. Dyskryminacja” pod red. D. Obidniak). To podobno nie jest dobry termin. Publikacje o edukacji lepiej wydawać na początku września, gdyż wtedy media interesują się szkołą, albo w grudniu, kiedy sprzedaje się wszystko.
Książka jednak nie jest na sprzedaż, można ja bowiem ściągnąć za darmo tutaj, nie trzeba fatygować św. Mikołaja. Do września też nie ma sensu czekać, ponieważ w mediach wakacje mamy w tym roku wyjątkowo szkolne. Dziennikarze bardzo interesują się edukacją. Temat wręcz goni temat. Nic więc dziwnego, że promocja ww. publikacji odbędzie się z pompą aż w Sejmie jutro o godz. 12.00 (zob. info). Szkoła, jak widać, to jest dobry temat dla każdej instytucji i w każdym czasie.
Mam przyjemność należeć do grona autorów „Czytanek o edukacji”. Napisałem tekst o dyskryminacji z powodu biedy. Nie jest to żadna teoretyczna rozprawa, tylko opis doświadczeń, jakich nabyłem ucząc dzieci z tzw. biednych rodzin. Myślę, że wielu nauczycieli ma podobne doświadczenia, może nawet większe, w końcu w Polsce o kontakt z biedą nie jest trudno.
Inni autorzy pisali o dyskryminacji z powodu niepełnosprawności, o faworyzowaniu religii rzymskokatolickiej i dyskryminowaniu osób, które mają inny światopogląd, o problemach dzieci imigrantów, o nierównym traktowaniu dziewcząt i chłopców, o piętnowaniu homoseksualistów itd. Tematów znalazło się sporo, a i tak problem dyskryminacji nie został zapewne wyczerpany. Szkoła pod tym względem jest środowiskiem bardzo twórczym, zawsze znajdzie się powód, aby kogoś odrzucić i napiętnować. Można by więc wydać dzieło w dziesięciu tomach, ale z szacunku dla współczesnego czytelnika ograniczono się do najważniejszych myśli. Polecam, mimo że są wakacje. Na dobrą książkę nie ma złej pory.
Komentarze
Wszelkie objawy dyskryminacji w szkole powinno się zwalczać z całą stanowczością, a szczególnie wtedy, gdy nauczyciel (pożal się Boże) wciaga w swoją „grę” także innych uczniów. Wyszydzanie, lżenie, molestowanie i inne formy poniżania powinny z punktu dyskwalifikować jako pedagoga i skutkować wyrzuceniem z pracy (jeśli zostaną udowodnione), albo przynajmniej zawieszeniem na czas wyjaśnienia sprawy. Dla mnie szczególnie porażający był przykład poniżania dziewczynek i zachęcania ich kolegów do włączania się w „zabawę”. Nie pomoże podpisanie konwencji o zwalczaniu przemocy wobec kobiet, jesli juz kilku- i kilkunastoletni chłopcy (i dziewczynki też) uczą się od dorosłego „autorytetu”, że kobieta to podczłowiek.
Cóż, ja bym napisał o dyskryminacji myśli humanistycznej i humanizmu w ogóle.
Matematyczne lobby wszystko pożera…
@kakaz
11 lipca o godz. 9:57
” Zdanie: ?jesteśmy coraz bardziej narodem odpadów społecznych ? co zresztą opinia o nauczycielach darmozjadach ? jaka jest tu wyrażana powszechnie ? potwierdza.? ? miała oznaczać że to forum jest zdominowane przez głosy takich odpadów społecznych którzy nie rozumieją znaczenia i warunków pracy nauczyciela.”
Po tym wpisie zrozumiałam, jak to jest być ‚odpadem społecznym’.
Panie Gospodarzu, czy nazywanie ‚odpadami społecznymi’ forumowiczów nie będących nauczycielami to przypadkiem nie dyskryminacja?
Gdzie można zakupić tę książkę?
Cytat z książki: „Uważam, że zadaniem władz oświatowych jest tak organizować proces nauczania, aby każde dziecko osiągało w nim sukcesy. Działania przeciwne, selekcjonowanie dzieci na te, które będą kroczyć ścieżką sukcesów, i te, dla których nauka to wyłącznie droga przez mękę, uznaję za bezprawie. Łamaniem praw dziecka jest, moim zdaniem, edukacja bez sukcesów każdego ucznia i uczennicy.”
Po przeczytaniu tego fragmentu narzuca mi się myśl o tym, że gdy każdy osiąga sukces w szkole, to tak naprawdę nie osiąga go nikt. Skoro coś jest powszechne to nie jest wyjątkowe. Skoro coś ma każdy, to nie jest niczym niezwykłym osiągnięcie tego.
Spodziewam się następującej odpowiedzi na ten zarzut: chodzi o sukcesy różnych uczniów w różnych dziedzinach. Jednak szkoła w obecnej postaci nie daje takiej możliwości. Jest N przedmiotów w danej klasie, z czego większość wymaga sposobu nauki gwarantującej sukces w bardzo podobny sposób. Można to umownie podzielić na nauki humanistyczne i ścisłe, choć wolałbym podział na przedmioty wymagające przede wszystkim przyswajania wiedzy na pamięć i te które bazują na tym tylko w pewnym stopniu, a bardziej liczą się umiejętności. Tzw. ‚kujony’ dobrze sobie radzą z przyswajaniem na pamięć i jeśli jeszcze dobrze czują się w matematycznych obliczeniach, to trudno będzie im zejść poniżej 4 z jakiegolwiek przedmiotu. Dla kogoś, dla kogo te dwie umiejętności nie są mocną stroną, a żaden taki przedmiot nie jest interesujący na tyle by podejmować wysiłki w zgłębieniu go, szkoła ma do zaoferowania jedynie szukanie sukcesów na plastyce/sztuce, WF lub ZPT.
Co zatem zrobić aby każdy uczeń mógł osiągnąć sukces? Co zrobić, by odnaleźć jego najmocniejsze strony i talenty? Co zrobić szczególnie wtedy, kiedy znajdują się one poza ofertą szkoły?
Pomijając dzisiejsze uwarunkowania i przeszkody – jak miałby wyglądać taki wyidealizowany model postępowania z uczniem, by te jego talenty namierzyć i rozwinąć? Jak miałby wyglądać system oświaty?
W powyższej wypowiedzi chcę jedynie zaznaczyć, że nie wyobrażam sobie by każdy uczeń mógł, przy dzisiejszym sposobie organizacji nauczania i systemie oświaty, osiągnąć sukces. System wymagałby grutownej zmiany. Tylko, właśnie: jakiej?
Ja bardzo przepraszam, ale po Pana tekście „Po tej przygodzie zacząłem zwracać większą uwagę na markę swoich ubrań, gdyż zależało mi na szacunku młodzieży i nie chciałem być traktowany jak dziad.” poddałem się. Moja córka tez była posądzana o biedę, ale presji Hello Kitty (a raczej czegos podobnego, bo Hello Kitty to było później) się nie poddała. Dopiero jak parę tego typu osób zagościło u nas w domu i zobaczyło, ile ma książek w swoim pokoju, przestała być biedna, a tylko zwyczajnie szurnięta 🙂
W kontekście powszechnej w Polsce biedy nie mogę zrozumieć tylko, dlaczego zrezygnowano z mundurków w szkołach. Niby to biedy nie ukryje, ale pozwala o wiele lepiej czuć się w szkole tym wszystkim, którzy inaczej muszą wysłuchiwać tekstów, że pewno mają jedną bluzkę, bo trzeci dzień z rzędu przychodzą w tym samym itp. U nas mundurki były przez rok i przez rok był spokój z przygadywaniem innym, zwłaszcza gustowały w tym dziewczęta.
Gekko i inne gady, tylko się nie odzywajcie, dajcie im mówić bo jest bardzo interesująco.
Michał
11 lipca o godz. 14:33
Socjalizacja nie zaczyna się w szkole, tylko w rodzinie….
Dzieci zaniedbane, opóźnione kulturowo, nie mają szans na nadrobienie braków. Rodzimy się różnie obdarzeni, ta piękna zbitka poprawnych banałów- że WSZYSTKIE dzieci mają osiągnąć sukces szkolny, jest tylko
frazeologią……
Pieniędzy na pracę z rodziną nie będzie, bo to koszty zbędne….
Kontraktowy na 10 miesięcy też się tym nie zajmie, bo w imię czego?
Hobby?
Dzieci ulicy już są, kolejnym stopniem będą „bezprizorni” , albo „desperados”- bardzo przydatni jako źródło rekrutacji dla organizacji przestępczych…..
Pani Wiktoria Obidniak-Marciniak w rozdziale „Równe szanse
w edukacji?” pisze:
„Jednak elastyczność amerykańskiego systemu polega na szeregu oferowanych studentom kredytów. Można tam też studiować przez pierwsze lata na lokalnym uniwersytecie, a przez ostatni rok na jednym z tych należących do Ivy League.”
Nie jest to niestety prawdą. Żaden z wymienionych uniwersytetów nie wyda swojego dyplomu komuś, kto nie zaliczył u nich przynajmniej 2 ostatnich lat. Princeton wymaga całości, czyli 4 lat u siebie. Nie przyznaje żadnych tzw. „kredytów”, czyli nie zalicza ani jednego wykładu/punktu/roku/cokolwiek. Całe studia trzeba odbyć u nich na miejscu. Harvard, tak jak i reszta, w normalnym trybie akceptując tylko kilka procent kandydatów,- na przenoszących się patrzy jeszcze mniej życzliwie i takich szczęśliwców jest garstka. Były lata, gdy Harvard nie akceptował żadnych transferów z powodu „zatłoczenia w akademikach”.
Być może są jakieś uniwersytety w USA, które zaakceptują transfer na ostatni rok i w dalszym ciągu przybiją absolwentowi swój stempel na czole po spędzeniu tylko jednego roku u siebie. Ale z pewnością nie dotyczy to żadnego z Ivy League.
Z kolei w rozdziale „Podziały rasowe w amerykańskim systemie oświaty publicznej” pani Obidniak-Marciniak zupełnie pomija podstawowy w/g mnie problem społecznego wykluczenia całej klasy społecznej, czyli „biednych kolorowych”. Autorka opisuje różne objawy, ale w/g mnie unika wyraźnego postawienia sprawy.
Duża część tej klasy nie jest nikomu do niczego potrzebna. Koniec kropka. Nikt spoza tej klasy nie jest zainteresowany jej jakimkolwiek sukcesem i włączeniem jej w życie reszty społeczeństwa.
Traktuje się ich tylko instrumentalnie, czyli jako łatwo korumpowalne źródło głosów wyborczych. Mówiąc brutalnie, sądząc ze stosunku do tej klasy, ogromna większość Amerykanów wolałaby aby w jakiś sposób zlikwidować te kilkadziesiąt milionów „niedopasowanych”. Przesiedlić spowrotem do Afryki (już było – Liberia), na biegun, cokolwiek. Na razie liczy się powszechnie, że kolorowi, niewykształceni biedacy sami się w swoich dzielnicach wystrzelają i wyzdychają od narkotyków. Wystarczy tych niedostrzelonych masowo pozamykać w więzieniach oraz omijać ich dzielnice i ta choroba nas (czyli reszty) nie dotknie.
Wbrew pozorom te niby specyficznie amerykańskie problemy mogą zawitać także i do Polski. Jeżeli nie kolor skóry czy świeże, latynoskie i imigranckie pochodzenie, to jakieś inne cechy zdefiniują polską klasę całkowicie zbędnych ludzi. Brak mobilności? Po-pegeerowość? Dziedziczona bieda z braku pracy w miastach? Z braku nowoczesnego zawodu?
USA jak na razie oddzieliło się kordonem dobrych i złych dzielnic. Nie umieją rozwiązać problemu klasy zbędnych ludzi. Jeszcze nie zdecydowali się mieszkańców tych złych dzielnic zbombardować czy wytruć. Obama deportuje nielegalnych w tempie ponad 1000 osób dziennie, więc przynajmniej w tym sensie jest najefektywniejszym prezydentem w historii.
W Polsce, jak byłem ostatnio, w jednym bloku miejskiego osiedla mieszkały rodziny z oczywistego „marginesu” i całkiem kulturalni i zamożni ludzie. Chociaż proces wyprowadzania się do własnego domku też było widać. Bardzo mnie ciekawi, czy w Polsce przekopiowany zostanie zupełnie bezmyślnie proces amerykańskiego, geograficznego rozdziału na „złe” centrum i „dobre” przedmieścia i wykreuje się geograficzna segregacja na „przydatnych” i na „zbędnych” czy nie.
Przejrzałem – p. Sobierajski żali się w czytance: ? Faworyzowanie religii rzymskokatolickiej w polskich szkołach i przedszkolach jest ewidentne…? itp. A jakąż to chciałbyś tu sobie religię faworyzować panie Sobierajski, żeby nie była rzymskokatolicka, he? Wiem, wiem jaką, retorycznie pytam. Ale klops bracie, jeszcze widać kworum w MENie wciąż nie ma, albo odwagi brakuje, i słusznie.
Autorzy Kubin ze Świerszem natomiast kontynuując myśl autora Sobierajskiego oraz przewodnią publikacji, ubolewają nad losem Abdula (czytaj Aarona), że niby będzie się czuł wykluczony na Wielkanoc. Jasne, w ramach multi-kulti chrześcijanie powinni pewnie zdaniem Autorów wybrać się na przykład z Aaronem na pielgrzymkę na groby cadyków do Galilei, obailć tam wspólnie flaszką albo killka, nabyte drogą kupna od cmentarnych meliniarzy, pobalować w amoku przy klezmerskich dźwiękach pośród grobów, i pobzykać się na cmentarzu, jak to opisuje red. Frister w Polityce: http://www.polityka.pl/swiat/obyczaje/1527781,1,pielgrzymi-wedruja-do-galilei.read A kotole nic, tylko Bóg i Bóg, zero rozrywki.
Pogorzelska promuje dewiacje, a Obidniak kurewstwo. Fajnie.
Logo Biedy całkiem całkiem, bez wazeliny.
Czy jest jakiś choćby passus w tej publikacji o powszechnej i cieszącej się przyzwoleniem plemiennym d y s k r y m i n a c j i oświatowej (i nie tylko)
z powodu n i e b i e d y ?
Bo jak się czyta wypowiedzi belfrów na blogu, to nic tak nie mobilizuje do nienawiści jak cudzy dobrobyt, poza zasięgiem uwłaszczenia się na nim bez wysiłku.
Nie inaczej w polityce i praktyce państwa jakże ludowego w swym populiźmie.
Bogaty – niech płaci za edukację dwa razy, w tym samym czasie który już opłacił podatkiem.
I niech się wstydzi, że dba.
Norma bowiem oświaty i plemienia to pogarda i ksenofobia.
Niebieda jako wina czyli grzech, to koronny argument belfrów przeciwko wolnemu rynkowi i szkołom niepublicznym – bo są rzekomo dla zamożnych (co jest zresztą nieprawdą).
Już się zabieram do czytania manifestu rekomendowanego, w poszukiwaniu wrażliwych objawów rozpracowania tego obszaru, najpowszechniejszej w publicznej demagogii dyskryminacji…
Dam znać, jak było i czy to aby nie tabu?
Bo przecież piekła i tabu – nie ma wokół nas.
Jest w nas samych.
Wykształcenie, jakie zdobył w Polsce, było na najwyższym poziomie, porównywalne z wykształceniem w Niemczech. Dużym plusem były też lata pracy w Niemczech. Ale także w innych zawodach wykształcenie w Polsce w dalekim stopniu odpowiada niemieckiemu. Warto się ubiegać o jego uznanie, nawet jeżeli miałoby być to tylko częściowe uznanie kwalifikacji. – Z naszych doświadczeń wynika, że zawsze jest to ogromnym plusem w znalezieniu zatrudnienia, a i przedsiębiorstwa są wyczulone i chętniej przyjmują pracowników, którzy mogą wykazać się doświadczeniem zawodowym w kraju pochodzenia, nawet jeżeli ich kwalifikacje nie odpowiadają w stu procentach kwalifikacjom w Niemczech – zachęca Katharina Pfister.
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,114881,12113019,Polak_pierwszym_fachowcem_z_uznanym_w_Niemczech_wyksztalceniem.html
=============
w czym problem?
11 lipca o godz. 18:38
Awansowaliśmy na europejskich W.A.S.P?
Pytanie „techniczne”. Rozumiem, że wpisy są moderowane, tylko nie rozumiem w jaki sposób……….. Dlaczego są tolerowane wpisy antysemickie? ( Tytus)
Gekko jesteś smutnym facetem, twoje komentarze są żenująco smutne. Pewnie nie ma cię kto kochać, ale tak bezwarunkowo ,wysoko edukowany dobrze sytuowany smutasie. Podziel się z kimś naprawdę biednym, daj żebrakowi grosik, a przede wszystkim przestań pieprzyć o pieniądzach i wszystko na nie przeliczać.
Dil-Se
Jakie znowu antysemickie wpisy Dil-Se? Chcesz powiedzieć, że red. Frister jest antysemitą? Chyba deko przegiąłeś. Pewnie nie chce Ci się kliknąć, no to fragment zapodam:
„Kobiety, które nadaremnie próbują zajść w ciążę, wędrują późnym latem nieco dalej na północ, aby rozłożyć się na grobowcu Habakuka. Kolejka jest długa, otulone w długie suknie przyszłe matki poganiają się nawzajem. Grobowiec, zawsze nakryty haftowaną aksamitną chustą, kryje się pod kamienną kopułą, ale rozgrzana południowym słońcem płyta nagrobna całą niemal noc emanuje działającym cuda ciepłem. U wejścia płonie oliwny kaganek.
Ale kim był ów Habakuk, tego nikt nie wie. Ani Stary Testament, ani Księga Zohar, stanowiąca jeden z filarów mistycznej Kabały, nie wspominają jego istnienia.”
I jeszcze jeden, żeby nie było:
„Nie kieruje nimi żaden pisany nakaz religii, lecz stary obyczaj stanowiący dziwną mieszaninę żydowskiej wiary i pogańskich obrzędów. Jednym z takich są pierwsze postrzyżyny trzyletnich chłopców. Ceremonia odbywa się przy dźwiękach klezmerskiej orkiestry, a brodaci i pejsaci świadkowie wydarzenia tańczą wokół wystraszonego na ogół dzieciaka. Po skończonej ceremonii łakociami uspokajają zapłakanego malucha.
Skrajnie ortodoksyjni rabini patrzą na te zabobony krzywym okiem, ale milczą; milczą nawet wtedy, gdy pielgrzymi łamią uświęcone zasady rozdziału płci, ignorując zakazy tworzenia jednego, mieszanego tłumu kobiet i mężczyzn. Milczą nawet wówczas, gdy ? jak twierdzą stali bywalcy tych uroczystości ? na nocnym pikniku przy nagrobkach niejedno dziecko bywa poczęte przez niezaślubione pary.
Tańce przy grobach
….”
Więc jaki antsemityzm? Ot, taka gmina…
Powtarzam za i przyłączam się do Dil-Se:
„Pytanie ?techniczne?. Rozumiem, że wpisy są moderowane, tylko nie rozumiem w jaki sposób???.. Dlaczego są tolerowane KOLEJNE wpisy antysemickie? ( Tytus)”?
Oczywiście, to pytanie retoryczne na blogu o edukacji, ponieważ:
„Nie pomogą strzeliste czytanki, gdy blog toleruje flek z flanki…
Taka gumna warta gmina, tu dyskryminacji u nasz ni ma…”
Zgodzę się z Autorem, że nie jest dobrze, ale chcę usłyszeć jakieś recepty. Sama diagnoza mi nie wystarcza.
Miałam farta do nauczycieli. Jestem absolwentką dość przeciętnego, zlikwidowanego już reformą, która wchodzi od września liceum profilowanego. Ale nawet tam spotkało mnie szczęście do pedagogów. Gdy nie rozumiałam fizyki, pani dowiedziała się od innych nauczycieli, że ponoć jestem utalentowana literacko. Poleciła mi pisanie wierszy o przerabianej na bieżąco fizyce teoretycznej. Tak zafascynowała mnie tym przedmiotem, że ja, która na słowo „fizyka” od dziecka reagowałam alergią i nigdy nie miałam z niej nic powyżej 2, wylądowałam z piękną 4 na świadectwie maturalnym z tej pasjonującej dziedziny.
Do szkoły przyszłam także ze swoją, określoną już, pasją. Fascynował mnie pewien gatunek muzyki, w ogóle niepopularny wśród moich rówieśników. Długo nie mogłam znaleźć bratniej duszy, aż w sukurs przyszedł mi nauczyciel twórczego przeobrażania świata – jednego z przedmiotów profilowanych tegoż liceum. Dzięki niemu dowiedziałam się ogromnie dużo o interesującym mnie gatunku muzyki gdyż prowadził ze mną często rozmowy na ten temat, inspirował mnie i zachęcał do poszukiwań, aktywności – prowadziłam lekcje na temat tejże muzyki, chodziłam na koncerty grane przez nauczyciela (okazało się, że ma swoją kapelę).
Pomoc uzyskiwałam też w gimnazjum. Jak w domu nie przelewało się materialnie i nauczyciele widzieli, że chodzę gorzej ubrana od rówieśników to za wszelką cenę zorganizowali skuteczną pomoc, posyłając do domu odpowiednie instytucje, dzięki którym otrzymałam zapomogi. A jakby tego było mało, zanim to nastąpiło, moja wychowawczyni pomogła mi konkretnie, materialnie.
Tyle, że są to przypadki bardzo doświadczonych pedagogów w podeszłym wieku. To polska szkoła, która ginie. Coraz więcej tam niestety nauczycielelek-blondyneczek, które nigdy się nie uśmiechają i nie mówią dobrego słowa. O jakiejkolwiek pomocy wychowawczej nie może być nawet mowy, gdyż tacy ludzie sami często nie mają swoich dzieci i, co za tym idzie, niezbędnego doświadczenia życiowego.
Ciesze sie, ze taka ksiazka wyszla.
Dobrze tez, ze nie podsuwa gotowych recept jak przeciwdzialac dyskryminacji – tu nalezy zaufac sercom, umyslom i osobisteu doswiadczeniu mlodych. Oni moga zaproponowac najlepsze recepty.
Gdyby mnie ktos w szkole pytal jak zapobiec dyskryminacji biednych, zle ubranych i nie zawsze domytych ( z braku warunkow w domu) kolezanek, wiedzialabym co odpowiedziec. Pewnie zaczelabym od nauczycieli i zakazu zwracania sie do kolezanek per „ty, wsiochu, krowy pasac!”
Zdecydowana większość nauczycieli akademickich podjęła się dodatkowej pracy nie z zamiłowania do wykładów, lecz by podreperować swój budżet. Obawiam się, że obecna sytuacja szybko się nie zmieni. Pozostaje zapamiętać, że status materialny nauczycieli wszystkich szczebli przekłada się wprost na atrakcyjność zawodu, a co za tym idzie, na pozytywną selekcję. Zadbać o dobrych nauczycieli to zadbać o naszą młodzież. Kraje sukcesu edukacyjnego doskonale o tym wiedzą.
Więcej… http://wyborcza.pl/1,126764,12116627,Polska_nie_ma_spojnej_polityki_w_edukacji__list_.html#ixzz20QzK9fFn
================
C.D.N…..
Jak zwykle, obudzimy się z ręką w nocniku……..
Książka jest fantastyczna. Gratulacje dla wszystkich autorów! Oby jak najwięcej takich publikacji ukazywało się na polskim rynku wydawniczym.