Po co zwalniać nauczycieli?

Prasa regionalna informuje o planach zwalniania nauczycieli przedszkoli. W każdym mieście może stracić pracę od kilku do ponad stu osób. W skali kraju będą to więc tysiące. Okazuje się, że nauczycieli przedszkolnych jest za dużo, mimo że miejsc w przedszkolach nie wystarcza dla wszystkich dzieci. Trudno pojąć, o co chodzi.

Prasa regionalna wyjaśnia przyczynę zwolnień. To samo można przeczytać w suwalskiej „Gazecie Współczesnej” (zob. tekst) i łódzkim dodatku „Gazety Wyborczej” (zob. tekst) – przedszkola w obydwu miejscowościach świecą pustkami po godzinie 15-16. Nie inaczej jest w całym kraju. No, może nie w całym, a tylko tam, gdzie wprowadzono nowe zasady odpłatności za przedszkola. W wielu miejscowościach zniesiono bowiem stałą opłatę za pobyt, a wprowadzono odpłatność za każdą chwilę ponad darmowe pięć godzin dziennie (pobyt od 8.00 do 13.00 jest bezpłatny). Rodzice zaczęli zostawiać dzieci w takim czasie, aby nie płacić nic. Nowy system miał przynieść gminom dodatkowe dochody, tymczasem przyniósł potężne straty. Można więc powiedzieć, że władze gminy ukręciły na siebie bicz i teraz nie wiedzą, co robić, aby najmniej bolało.

Zwalnianie nauczycieli to nie jest taka prosta sprawa. Szczególnie gdy wina leży po stronie pracodawcy. Nauczycielowi zatrudnionemu na podstawie mianowania należy się 6-miesięczna odprawa. Jeśli więc w Łodzi planuje się zwolnić 130 nauczycieli, to budżet miasta musiałby wysupłać dla nich co najmniej 3 miliony zł (ok. 4 tys. zł brutto x 6 mies. x 130 nauczycieli). Takich pieniędzy na pewno nie ma. W dodatku byłyby to pieniądze wyrzucone w błoto, ponieważ miejsc w przedszkolach będzie przybywać, gdyż tego domaga się społeczeństwo i takie są też wymogi Unii (Polska ma bardzo niski wskaźnik opieki przedszkolnej – zobacz info). Po co więc dzisiaj zwalniać nauczycieli, gdy niedługo trzeba będzie ich ponownie zatrudniać?