Jak było na polskim?

Niektórym wystarczyło półtorej godziny, aby napisać maturę z języka polskiego. Czyli tyle, ile trwa w szkole typowa praca klasowa – dwie godziny lekcyjne. O wpół do jedenastej pierwsi uczniowie już wychodzili z sal. Czasu było dwa razy tyle, więc kto chciał, mógł siedzieć i kontynuować. Mam nadzieję, że nikomu nie przyszło do głowy napisać dwóch wypracowań, co w poprzednich latach się zdarzało.

Pierwszy temat dotyczył wierszy Mickiewicza i Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej. Poezję zwykle piszą ci, którzy nie czytają książek. Kto ma jako takie pojęcie o treści omawianych lektur, poezji unika. Drugi temat cieszył się dużo większym powodzeniem – o „Granicy” pisali prawie wszyscy (zobacz test maturalny poziom podstawowy).

Po wyjściu z sali egzaminacyjnej uczniów zaczynają ogarniać wątpliwości. Errare humanum est – prawdziwość tego twierdzenia każdy maturzysta teraz właśnie czuje najbardziej. Uczniowie uświadamiają sobie, jakie błędy popełnili. Zwykle myli się imiona i nazwiska autorów i bohaterów lektur. To standard. Mylone są epoki literackie, gatunki dzieł, terminy teoretycznoliterackie itd. Czasem wszystko jest do góry nogami. Nie ma jednak powodu do zmartwień. Tak jest co roku, więc egzaminatorzy mają wprawę w oddzielaniu ziarna od plew. Potrafią z masy bzdur wyłuskiwać twierdzenia poprawne i je oceniać.

Po egzaminie wypada zostać trochę w szkole lub w okolicy i podzielić się wrażeniami. Widziałem, jak uczniowie stawali w okolicznych bramach, dyskutowali i palili papierosy. Uważam, że w dniach matur powinno się wydzielić miejsca dla palaczy na terenie szkoły. Nerwy to nerwy. Takie sprawy trzeba rozumieć.