Czyli

Uczniowie klas maturalnych niepokoją się, o co mogą zostać zapytani na ustnym egzaminie z języka polskiego. Egzamin ten składa się z dwóch części: prezentacji wygłaszanej przez ucznia oraz rozmowy z egzaminatorami. I właśnie tej rozmowy uczniowie boją się najbardziej.

Niepokój ma swoje przyczyny. Egzamin zdaje się przed obcymi nauczycielami, a nie przed swoim polonistą. Młodzież nie zna lektur, więc boi się, że na maturze szydło wyjdzie z worka. Uczniowie chcą wiedzieć, czy nauczyciele mają prawo pytać o wszystko, np. o treść lektur, czy robić im tego nie wolno.

Z moich doświadczeń wynika, że egzaminatorom zależy, aby uczeń maturę zdał. Dlatego nie przepytuje się z treści lektur. Zakłada się, że skoro polonista wystawił danemu uczniowi pozytywną ocenę, to inny polonista nie będzie udowadniał, że zaszła pomyłka. Prędzej można było nie zdać matury ustnej, gdy odpytywał nauczyciel uczący, a nie obcy.

Ponieważ jednak istnieje ryzyko, że uczeń nie odpowie, egzaminatorzy opanowali sztukę zadawania pytań, na które nie da się nie odpowiedzieć. Warunkiem zdania matury ustnej jest podjęcie rozmowy z egzaminatorami, a zatem ryzyko oblania istnieje. Gdy uczeń nie powie ani be, ani me, wtedy nie zdaje. Nauczyciele muszą się więc nieźle nagimnastykować, aby każdego przepchnąć.

Każdy nauczyciel ma swój styl zadawania pytań, na które odpowiada się łatwo i przyjemnie. Jeśli chodzi o mnie, to stosuję technikę kiepskiego dziennikarza, tzn. narzucam swoje zdanie rozmówcy. Gdy orientuję się, że uczeń sprawia wrażenie gamonia, zadaję mu pytania zaczynające się na „czyli”. Na przykłada takie: „Czyli uważasz, że w III cz. „Dziadów” zawarta jest koncepcja mesjanizmu polskiego?” Uczeń odpowiada: „Tak. A. Mickiewicz w „Widzeniu ks. Piotra” ukazał mesjanizm” (ocena celująca) albo „Tak” (ocena bardzo dobra), albo „Dokładnie” (ocena dobra), albo „No, chyba” (ocena dostateczna). Jeśli uczeń nic nie mówi, odpowiadam za niego w ten sposób: „Czyli (znowu używam „czyli”) mam rozumieć, że się zgadzasz”. Zanim uczeń odpowie, wykrzykuję: „Dobrze!” (ocena dopuszczająca).

W zeszłym roku trafiło się kilkoro uczniów, którzy na pytanie „Czyli…” odpowiadali milczeniem. Trzeba więc było odpowiedzieć za nich magicznymi słowami „czyli… zgadasz się” oraz „dobrze”. Gdy nam szło w miarę sprawnie i wszyscy zdawali, drugi egzaminator powiedział do mnie: „Panie Darku, musimy uświadomić uczniom, że ich odpowiedzi są niezadowalające, gdyż pan tak odpytuje, że każdy uczeń wychodzi z przekonaniem, iż powinien dostać maksimum punktów”. Czyli co? Czyli na „czyli” też trzeba umieć odpowiadać.