Próbna matura do bani, właściwa na medal?

Próbną maturę z matematyki organizowano w tym roku szkolnym dwa razy: pierwszy raz pod patronatem OKE, drugi „Gazety Wyborczej” i wydawnictwa Operon. Wyniki są podobne – co trzeci maturzysta oblał egzamin (zob. tekst).

Mimo tak złych wyników nikt nie rwie włosów z głowy ani nie rozpacza. Nie martwią się zarówno nauczyciele, jak i uczniowie. Bo nie ma najmniejszego powodu do zmartwień. Wiadomo bowiem od lat, że próbne egzaminy o niczym nie świadczą. Wyniki prób zawsze były fatalne, natomiast właściwa matura wypada zupełnie inaczej: w porównaniu z próbą wyniki właściwej były i będą rewelacyjnie dobre.

Nie łudźmy się, że wyniki próbnej matury czemuś służą. Nieprawdą jest, że po zapoznaniu się z nimi młodzież bierze się solidnie do nauki i nadrabia braki. To niewykonalne. Jak ktoś przez dziesięć lat był zerem matematycznym (w końcu próbna matura nie jest taka trudna), to nie zmieni się w geniusza w ciągu kilku miesięcy.

W mojej szkole wyników próbnej matury nie bierze się pod uwagę przy wystawianiu ocen na koniec semestru. Uczniowie mogą więc bezkarnie lekceważyć ten sprawdzian. I tak właśnie robią. Niewielki odsetek maturzystów podchodzi poważnie do próbnej matury, natomiast olbrzymia większość jaja sobie robi. Tymczasem ćwiczenie to kosztuje krocie, ale nie młodzież, więc dzieciaki myślą, że to darmowy gadżet, na który można spojrzeć, a potem splunąć i wyrzucić do kosza. Tak oto tony papieru oraz masa ludzkiej pracy idą na marne.

Albo należy zlikwidować próbną maturę, albo też trzeba zmienić reguły gry. Niech ocena z niej będzie traktowana jak stopień z bardzo ważnego sprawdzianu i niech ma decydujący wpływ na ocenę końcoworoczną. Wtedy uczniowie będą się starali do próbnej matury przygotować. Obecnie maturzyści przychodzą na próbną maturę jak na imprezę, za którą nie płacą, a mają zapewnione same przyjemności.