Złodzieje i dobrodzieje

MEN chce wzmocnić pozycję dyrektora szkoły. Miałby on decydować o tym, ile zarabiają nauczyciele w jego szkole (zob. materiał). Obecnie dyrektor przyznaje dodatki motywacyjne oraz roczne nagrody. O jakich zarobkach miałby więc decydować po zmianach?

Jak ktoś planuje reformę wynagradzania, to musi liczyć się z kosztami. Tymczasem MEN, jak zwykle, planuje zmiany, ale nie liczy się z kosztami. Otóż chce pieniądze wygospodarować z odebrania nauczycielom różnych dodatków do pensji i uzyskaną kwotę przekazać dyrektorowi, aby decydował, komu przyznać. A zatem znowu chodzi o niewielkie pieniądze, bo przecież dodatki są znikome (w moim przypadku jest to jedynie 200 zł miesięcznie), i wokół tego robi się wielki szum.

Gdy się komuś odbiera pieniądze, to człowiek jest śmiertelnie zły nawet wtedy, kiedy chodzi o małe sumy. Na pewno śmiertelnie bym się obraził, gdyby zabrano mi ww. 200 zł. Potraktowałbym to jak karę bez powodu, czyli zwykłe złodziejstwo. Niby dlaczego mam ponosić koszty reformy wymyślonej przez MEN i zrzucać się na wzmocnienie pozycji dyrektora?

Powiedzmy, że tak się stanie i reforma wejdzie wżycie, a ja stracę 200 zł. Co dalej? Dyrektor zachęci mnie, abym wziął udział w wyścigu po nagrodę. Tylko po co mam się ścigać o to, co mi zabrano? O nie, po takim złodziejstwie moja motywacja do pracy spadnie na łeb na szyję. Aby mnie ponownie zmotywować, należy mi dać szansę na wygranie wielokrotności tej sumy. Jeśli takiej możliwości nie ma, do wyścigu nie przystępuję. Ukradli to, co moje, to niech się teraz wypchają. Tak rozumuje pracownik. Nie można bowiem dawać premii z tego, co się zabrało wcześniej. Nie można być i złodziejem, i dobrodziejem.

Nie uda się wzmocnić pozycji dyrektora kosztem ograbienia nauczycieli. Na zmiany muszą być środki, inaczej nie ma sensu za nią się brać. MEN szykuje więc reformę, która będzie kolejnym rozczarowaniem. Myślę, że także dla dyrektorów.