Nauczyciele w partii
W PRL w każdej szkole pracowali nauczyciele, którzy należeli do partii. Obecnie jak ktoś zapisuje się do takiej organizacji, to tylko po to, aby odejść ze szkoły. Już parę razy namawiano mnie do zasilenia szeregów jakiejś partii. Zwykle padał argument, że nie będę musiał być nauczycielem. Czyli jak ktoś jest belfrem, to dlatego że musi. Niech i tak będzie.
A zatem nauczyciele zapisują się do partii, aby odejść. W Polsce Ludowej nieliczni partyjni z czasem odchodzili, ale większość zostawała i robiła karierę w szkole, tzn. miała lepiej w swoim miejscu pracy. Obecnie w szkole nikt nie ma lepiej. Można nawet powiedzieć, że im wyższe stanowisko ktoś zajmuje w szkolnej hierarchii, tym ma gorzej. Najgorzej ze wszystkich ma dyrektor. Kto nie wierzy, niech spróbuje.
Podczas kampanii wyborczych niektórzy kandydaci, np. na radnych czy posłów, przedstawiają się nauczycielom, że oni też uczyli w szkole. Że niby też są belframi, więc koledzy po fachu powinni im sprzyjać. Moim zdaniem, tacy ludzie nie są żadnymi nauczycielami, tylko uciekinierami. Zapisali się do partii i zaraz zniknęli z pokoju nauczycielskiego. Uwierzyłbym w szczerość chęci, gdyby pracowali w szkole wiele lat jako członkowie jakiejś partii. To się jednak zdarza niezwykle rzadko, czasem dyrektor jest w partii, co podobno gwarantuje mu bezkarność i nieusuwalność. Z nauczycielami jest inaczej. Jak się trafi jakiś partyjny belfer, to i tak wszyscy wiedzą, że czeka on tylko na okazję, aby odejść. Jest już spakowany, pracuje na walizkach.
Gdyby było odwrotnie, tzn. do pracy w szkole przychodziliby ludzie, którzy już są członkami jakiejś partii, i tu na miejscu działali, to wtedy… czemu nie… może uznałbym, że warto być razem z nimi. A tak to po co?
Komentarze
problem w tym, że nie wiadomo, do jakiej partii się zapisać.
Ci, co byli nauczycielami a już nie są (bo wybyli na inne, bardziej intratne stanowiska), często nie pamiętają, albo udają, że nie pamiętają, że pracowali w szkole.
W wielu szkołach, gdy ubywa uczniów i etatów – są konieczne zwolnienia. I teraz proszę sobie wyobrazić, że jeden z nauczycieli zapisał się do „nieprawomyślnej” partii, innej aniżeli „Pan, Wójt i Pleban”.
Pytanie retoryczne – kogo z trójki uczących tego samego przedmiotu zwolni się? Oczywiście z przyczyn „nie związanych ze światopoglądem”.
Dotyczy to głównie mniejszych miast czy miasteczek. Tak to mi przedstawił pewien nauczyciel, zapytany czy należy do jakiejś partii. I dodał” A gdzie ja potem znajdę prace.
Florek: jak to do jakiej? Do najlepszej!
Miałem nauczyciela, który kandydował do sejmu i jednocześnie był nauczycielem WOSu i historii. Poważnie zastanawiałem się, czy na niego nie zagłosować, byleby tylko się go pozbyć. Jakoś lekcje agitacyjne nie były przeze mnie mile widziane, zwłaszcza że Pan reprezentował odmienne ode mnie poglądy polityczne. Niestety pan do sejmu się nie dostał i konieczne było dalsze wysłuchiwanie jego mądrości galilejskich. Przynajmniej później można było wspominać brawurowe sentencje w stylu „Chmura atomowa poleciała nad Europę, ale Szwedzi powiedzieli kategoryczne NIE i zawróciła nad USA”…
I masz babo placek.
Podczytuję i czasem się uśmiecham, czasem jest mi przykro….
Belfrzyca z zamiłowania jestem.
I tym razem z Twoim/Pana wywodem zgodzić się nie mogę. W partii jestem, radną jestem i ubiegam się o reelekcje. Nigdy nie myślałam, że partia jest dla mnie trampoliną do kariery. Szkołę kocham, a partię lubię. Szkoła daje mi radość, satysfakcję, motywację, partia daje mi inne mozliwości np. zaproszenia posła na moją lekcję wosu, debatę z eurodeputowanym ect.
Ludzie są rózni i nie ma znaczenia co robią.
I jeszcze jedno, nie traktuję moich pełnoletnich uczniów jako elementu kampanii wyborczej. Nie agituję, nie namawiam. Ale robię dla nich fajne rzeczy np. Miejską Radę Młodzieżową, czy program stypendialny.
Praca w szkole pozwala poznać wiele niedostrzeganych przez radnego-emeryta aspektów życia młodych ludzi.
pozdrawiam
Pochodzę z rodziny nauczycielskiej. Rodzice zaczęli uczyć jeszcze w latach 20-ch ubiegłego wieku. Przed wojną i po wojnie byli bezpartyjni. W PRL ojciec m.in. zorganizował i dyrektorował do śmierci Studium Nauczycielskiemu. Obydwoje byli autorami podręczników, matka w ostatniej fazie życia zawodowego kierowała sekcją języków zachodnioeuropejskich w Kuratorium. Oczywiście w latach stalinowskich byli piętnowani za bezpartyjność, przeżywali wiele upokorzeń z tego tytułu, ale wytrzymali i zostali w pamięci tysięcy swoich uczniów jako wspaniali PEDAGODZY. Sądzę, że nie byłoby to wbrew prawom człowieka, gdyby funkcjonował przepis o zakazie agitacji politycznych w szkołach, na równi z zakazem umieszczania wszelkich symboli religijnych i ideologicznych. Pozdrawiam.