Zdolni i trudni

Nauczycielom przekazano priorytety edukacyjne na nowy rok szkolny. W Łodzi, a podejrzewam, że w całej Polsce jest podobnie, mamy zajmować się uczniami zdolnymi oraz osobnikami sprawiającymi trudności. Jednym i drugim trzeba poświęcić maksimum czasu i środków. Będą z tego sprawozdania, opisy, pójdą na to godziny karciane i cała kasa. A skoro tak, to na innych nie zostanie już nic. Jeśli więc ktoś jest uczniem, który nie sprawia problemów i do tego przeciętnie zdolnym, to od szkoły otrzyma tylko miejsce do siedzenia i nakaz trzymania gęby na kłódkę.

Jeśli uczniowie mają trochę oleju w głowie, to powinni kreować się na trudnych i zdolnych (najlepiej jednocześnie). Wtedy nauczyciele będą się dwoić i troić, aby im pomóc. Opłaca się to wszystkim. Dzieci się czegoś nauczą, nauczyciele otrzymają dodatek motywacyjny, a dyrekcja nagrodę od wójta czy prezydenta. To nie wszystko. Na uczniach trudnych i zdolnych nauczyciele robią awans zawodowy, piszą programy naprawcze i ustalają cele edukacyjne. Jest potem o czym i o kim mówić podczas egzaminu. Szkoła otrzymuje większe pieniądze, także unijne, bo przecież ma w swoich murach zdolną i trudną młodzież. Po prostu serca pęka z radości. A dla cichych, posłusznych, mniej zdolnych nie ma nic. Bo niby dlaczego?

Mam więc gorącą prośbę do Opatrzności, aby zesłała mi trudną i zdolną młodzież. Do uczniów też mam prośbę, aby tacy właśnie starali się być: utalentowani i zbuntowani. I niechby nie trafili mi się żadni przeciętni i łatwi. Dla takich nie znajdę ani chwili czasu. Niech mi nie zawracają głowy.

To tyle jeśli chodzi o uczniów. Natomiast z nauczycielami powinno być odwrotnie. To znaczy mają być przeciętni i łatwi, bo gdyby było inaczej, to kazaliby szanownej władzy wsadzić te priorytety edukacyjne i inne cudowne pomysły polityków tam, gdzie można pana belfra w tyłek pocałować. Bowiem priorytety dla swoich uczniów to powinni ustalać sami nauczyciele, wg autentycznych potrzeb dzieci, oczywiście, a nie widzimisię tego czy innego polityka.