Dostali się na studia i co dalej?

System przyjęć na studia jest wspaniały, chociaż przeczy wszelkim regułom matematycznym. Ludzie bowiem czytają, że na jakiś kierunek, na który limit miejsc wynosi powiedzmy 100 osób, dostało się 500. Czy jak ktoś jest na 380 miejscu, to dostał się na ten kierunek czy nie? Panie w dziekanacie zapewniają, że z takimi wynikami na pewno się dostał, a liczbami niech się nie przejmuje.

Mnie się ten system bardzo podoba, ponieważ daje on szkołom prawo wpisywania w reklamówkach informacji, że wszyscy absolwenci dostali się na studia. Wprawdzie termin „dostał się” jest potoczny, a uczelnie stosują inny: „zakwalifikował się”, ale dla szkół nie ma różnicy. Dawniej sumiennie badaliśmy, ilu naszych absolwentów szło na studia, teraz w ciemno możemy pisać, że 100 procent. Każdy bowiem, kto zdał maturę, gdzieś się zakwalifikował. Inaczej mówiąc, dostał się.

Gratuluję młodym ludziom, którzy dostali się tam, gdzie naprawdę chcieli. Życzę szczęścia wszystkim, którzy dostali się tam, gdzie nie chcieli, ale musieli.

Po przejrzeniu list zakwalifikowanych (tropiłem nazwiska moich uczniów) nasunął mi się wniosek, że drzwi do studiowania są naprawdę szeroko otwarte. Nieraz aż za szeroko. Niektórzy uczniowie z wielkim trudem i w boleściach skończyli liceum, a teraz zaprasza się ich na akademickie salony niczym geniuszy.