Fałsz wigilijny
W każdej szkole są utalentowani uczniowie, jednak musi być okazja, aby pokazali, co potrafią. Dzieciom pewnie jest wszystko jedno, z jakiego powodu dają występ, natomiast dorosłych pewne sprawy mogą niepokoić. Kiedy mnie za młodu ćwiczono w śpiewaniu pieśni rewolucyjnych, gdyż szkoła co roku hucznie świętowała rocznicę rewolucji październikowej, to rodzice nie kryli zdenerwowania. A potrafiłem śpiewać, a właściwie wydzierać się przy każdej okazji. Gdy więc po raz setny krzyczałem „Ludu roboczy, na barykady” albo „O, cześć wam panowie, magnaci, za naszą niewolę, kajdany”, to mama kazała mi się w końcu zamknąć, ponieważ wstyd przynosiłem rodzinie. Dzisiaj moja córka na okrągło śpiewa pieśni kościelne, ponieważ w przedszkolu na nic innego nie poświęcają tyle czasu, jak na uczenie się religijnych utworów.
Idę więc sobie ulicą, a moja 4-letnia pociecha ryczy „Przybieżeli do Betlejem…”, a następnie pyta: Tato, co to znaczy „przybieżeli”? Więc tłumaczę, że to samo, co przybiegli. A co to znaczy „Betlejem”? Odpowiadam, że to miasto, gdzie narodził się Jezus. A córka śpiewa dalej: „Chwała na wysokości…” Tato, co to jest „chwała”? Odpowiadam, że to samo, co niech będzie pochwalony. I tak idziemy ulicą, chodzimy po sklepach, siedzimy w kawiarni, pijąc czekoladę, a córka wszędzie śpiewa kolędy i za każdym razem pyta, ponieważ nie rozumie, o czym śpiewa. Zachowuje się tak samo jak ja, gdy śpiewałem pieśni rewolucyjne. Tak samo nie miałem pojęcia, o co w nich chodzi.
Nie lubię bezmyślnego śpiewania, dlatego śpiew córki zaczyna mnie drażnić. Podobnie przez ostatnie dni w szkole drażniły mnie ciągłe ćwiczenia uczniów, którzy zwalniali się, aby wytrenować do perfekcji śpiewanie kolęd. Zastanawiam się, ile osób rozumie, co śpiewa. Nie chodzi mi oto, czy licealiści rozumieją znaczenie słów. Mam na myśli sens moralny kolęd. Piszę o tym, ponieważ dzisiaj doszły do moich uszu pewne słowa. A było tak. Ktoś składał życzenia, w tle grały kolędy, i nagle ktoś inny po cichu powiedział: „Dobra, a teraz spadaj”. Słowa te były skierowane do osoby składającej życzenia, ale tak, aby ich nie słyszała. Pewnie to był żart, ale raczej niesmaczny. Ciekawe, ile osób niby bierze udział w świątecznej szopce, składa i przyjmuje życzenia, ale w głębi serca mówi do ludzi „spadajcie”. Może mnie też tak ktoś powiedział, tylko nie dosłyszałem.
Podczas klasowej wigilii kilkoro uczniów dla żartu zaśpiewało piosenkę „Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy” i ona była dzisiaj najprawdziwsza, nie było w niej ani nuty fałszu.
Komentarze
Każda przesada, brak umiaru, masowość prowadzą do wynaturzeń. To co było dobre przeradza się w karykaturę.
No to wracamy do tematu w kilku Pana grudniowych postach (zachowanie przy stole wigilijnym i opłatek w papierku) oraz komentarzach internautów: po co religia w szkole, po co przyjęcia pseudo-wigilijne? Jedna wielka obłuda, wzajemne oszukiwanie. Chyba większe niż na co dzień. Normalnie młodzi bez ogródek mówią do siebie, co najmniej „spadaj”. Z okazji Bożego Narodzenia mówią po cichu.
Komu to wszystko potrzebne, skoro wszyscy coś udają, pozują? Fasada ma być i koniec! Jak propaganda za komuny. Po cichu wszyscy mają na ten temat inne zdanie, ale wszyscy boją się o tym mówić głośno. Za komuny bali się szeptanki i wszechobecnej SB-cji. A teraz? Kogo się boją?
zante,
mam nadzieję, że było też trochę przyjacielskich gestów. Mnie najbardziej podobało się spotkanie z emerytowanymi nauczycielami. Naprawdę było przyjemnie spotkać starą gwardię. Aby emeryci przyszli do szkoły, musi być specjalna okazja, np. gwiazdka.
Pozdrawiam
DCH
A ciekawe czy to by zrozumieli, czy by im sie spodobało? Mnie i moim kumpelkom/kumplom to się podobało, śpiewaliśmy sobie cząsto. Tyle, że szkoła nam tego nie wtryniała na siłę – a wręcz przeciwnie.
http://www.youtube.com/watch?v=JDRz9f9HCKQ
Gospodarzu, znaczy, że pomimo wszystko uważasz, że odprawianie Świąt w szkołach jest OK, tak?
A spotkanie z emerytowanymi nauczycielami, skądinąd wierzę, że naprawdę przyjemne, nie może odbywać się z okazji Dnia Nauczyciela?
zante,
mam mieszane uczucia. W szkole zawsze było dużo uroczystości. Tę pustkę po PRL musi coś wypełnić. Akurat n a miejsce uroczystości komunistycznych weszły religijne. Wolałbym urozmaicenie, jedno święto religijne w ograniczonym zakresie, np. dwie-trzy godziny w danym dniu, oraz inne uroczystości, sportowe, kulturalne, patriotyczne, regionalne itd. Obecnie mamy przesyt świąt religijnych, do tego celebrowanych przez wiele dni, dlatego jestem przeciwny. Uważam, że dla wszystkich opcji jest miejsce, ponieważ święta, uroczystości różnego typu są wartościowe z wychowawczego punktu widzenia. Nie samą nauką żyje człowiek, zatem z umiarem świętujmy co się da.
Pozdrawiam
DCH
W szkole bylo w porzadku. Dzieci spiewaly, skladaly sobie zyczenia, lamaly sie „po polsku” oplatkiem. Moje wlasne – jeszcze malutkie- spiewalo „TRWALA na wysokosci ” i nic nie bylo w stanie zmienic jego slow! Potem pojechalismy jeszcze odwiedzic starszych ludzi w D.S. Smutne to miejsce, pomimo swiatecznego nastroju i dekoracji wszelakich. I niby wszystko byloby w porzadku, gdybym nie zadzwonila do bliskich, znajomych w kraju, aby uslyszec ich przed Swietami. Powiedzialam- „Dzwonie, aby zlozyc jeszcze zyczenia …” Na co uslyszalam- ” Ale przeciez Ty kartke juz wyslalas …” I czar swiatecznej magii prysnal, jak banka mydlana ( nie mylic ze swiateczna, ktora tak wlasnie nazywa sie tam skad pochodze. „Banka” a nie „bombka”)> A Panu i rodzinie zycze dobrych Swiat. Takich z farszem, ale bez falszu. Z koleda – nawet spiewana tysiac razy i usmiechem pomimo mrozu, sniegu i wiadomosci z polskiej TV.
Gospodarzu
Jaką pustkę chcecie wypełniać po uroczystościach szkolnych za komuny? A kto z nas brał poważnie te uroczystości? Nauczyciele zresztą też robili to bo musieli – dla świętego spokoju i bez żadnego zaangażowania. To było bezsensowne więc po co chcecie wypełniać to bezsensem tym razem religijnym. Przed pierwszym maja co roku dwa dni maszerowaliśmy wokół szkoły ćwicząc szyk i machając kwiatami ze styropianu. Do tego akademia-agitka z racji dnia rewolucji październikowej i jakieś narodowowyzwoleńcze dyrdymały od czasu do czasu. Tego nawet zdyscyplinowane kujony z pierwszych ławek nie brały poważnie. Ja nie bardzo chcę się wtrącać bo nie jestem z branży ale moim zdaniem Zante ma rację, że tego jest za dużo i to nie żadne zajęcia kulturowe tylko agitka religijna. Prostacka zresztą, jak Pan dzisiaj pisze. Praca – a nauka jest ciężką pracą dla nauczycieli i uczniów – wymaga konsekwencji, skupienia, jakiejś stabilności. Proszę wybaczyć ale przeszkadza mi w pracy, gdy mnie ktoś bez przerwy od niej odrywa i dekoncentruje jakimiś opłatkami, wigiliami, przemowami sylwestrowymi, imieninami itp. Mnie po prostu szlag na to trafia, bo nie mogę skończyć roboty i iśc na piwo tylko mi się to wszystko wlecze i rozciąga jak stara guma od gaci. Pisał Pan, że w teatrze uczniowie nie mogą się skupić, że nie mogą do końca dociągnąć wybranych przedmiotów fakultatywnych. A jak oni mają się skupić skoro, jak czytam bez przerwy koledują. Albo przeżywają konkursy kolędnicze. Przecież taki konkurs z przygotowaniami zajmuje od cholery czasu. A po konkursie zarywają szkołę bo jadą ze starymi na okazyjne wczasy zimą. Panie Dariuszu – oni po prostu prowadzą rozlazłe życie i trudno się dziwić, że nic nie potrafią dociągnąć do końca. Wiem co piszę bo przy stażystach i praktykantach opadały mi zwykle ręce.
Pozdrawiam
Tu przydałyby się wspomnienia starych ludzi oraz refleksje historyków kultury. Jak bywało drzewiej. Czy dorośli i dzieci tak ostentacyjnie celebrowali święta ? Tworzy się nowa tradycja: wpychanie kolęd, opłatka i życzeń każdemu i wszędzie. Jak widać staje się to przyczyną rozdrażnienia wielu ludzi oraz konfliktów. A to jest zaprzeczeniem świętowania.
Jakie życzenia ma złożyć dyrektor firmy pracownikowi, którego uważa za szkodnika ? I vice versa ? Zbiorowe składanie życzeń i łamanie się opłatkiem bywa obrzydliwe. Dzieci i młodzież muszą złożyć życzenia kilkudziesięciu osobom jednocześnie. Jaka może być jakość tych życzeń ? Opłatek w sejmie to parodia.
Jedyne wytłumaczenie jakie znajduję na tę przesadę to mizerna kondycja polskich rodzin: alkoholizm, molestowanie, przemoc, kazirodztwo, rozbicie, skłócenie. Proszę dodać i odjąć od całości.
Poproszę o zabranie głosu osobę duchowną lub katechetę. Jestem otwarty na inne poglądy, jestem gotów do zmiany zdania. Naprawdę.
A propos pieśni szkolnych.
Mimo upływu lat nadal dużą popularnością cieszy się utwór (przywołany już przez Gospodarza) zaczynający się od słów:
„Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły,
zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki
chodnik zapluły, ludzi przepędziły
siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie”
Jest to z całą pewnością najprawdziwszy opis zachowań okołoszkolnych (około-, bo wokół szkoły).
Pozdrawiam świątecznie i życzę hartu ducha
Pozdrawiam wszystkich serdecznie. Planowałem wprawdzie nie wypowiadać się już więcej na tym blogu z powodu brzydkich komentarzy celujących w Kościół, głównie z powodu pięknego zwyczaju wigilijnych spotkań klasowych, lecz postanowiłem iż jednak zabiorę głos w sprawie tak dla nas ważnej. Jako katecheta z dobrym już paroletnim doświadczeniem, nie zgodzę się z tą częścią kadry, która uporczywie co roku będzie twierdzić, że Wigilia to „oszukiwanie”. Kto jest nieszczery wewnętrznie, temu wszystko będzie nie w smak. Nie takie święto państwowe, nie ten co trzeba dyrektor, niepotrzebne wyjście do kina, niewłaściwe pieśni… lista może być długa. Podoba mi się historia przytoczona przez samego Gospodarza o jego córeczce śpiewającej kolędy. Pięknie. Czyż poprzez tłumaczenie tych wersów nie udziela pan pierwszej katechezy własnemu dziecku? I to jakże bezczennej, bo płynącej wprost od rodzica. Oto jak powoli, aczkolwiek systematycznie spełnia się nam piękny plan Kościoła dotyczący religijnej edukacjii naszych pociech, gdzie szkolna wigilia jest centralnym punktem roku szkolnego. Ale Gospodarza już śpiew własnego dziecka „drażni”, czego ja nie rozumiem. W naszej szkole kolędy są bardzo lubiane prze wszystkich, nikt nie odzywa się do siebie per „spadaj”, bo nad wszystkim czuwają odpowiednio przygotowani nauczyciele, a ci co są nietolerancyjnie nastawieni zawsze mają prawo do rezygnacjii z uczestnictwa. Kościół Katolicki w Polsce nie lamentuje, lecz realizuje swój konkretny plan i to przy poparciu większości społeczeństwa, a z tego, co można wywnioskować po lekturze tego blogu, państwo nauczyciele potrafią tylko narzekać, co u mnie osobiście wywołuje wrażenie słabości i niezdecydowania, swoistego braku kierunku i konsekwencji. Proszę zaproponować coś ciekawego w zamian. Z świątecznymi życzeniami jeszcze raz pozdrawiam.
Zgadzam się, że święta różnorakie w szkole to bardzo potrzebne wydarzenia. Nie uważam jednak, że akurat święta katolickie powinny mieć swoje odzwierciedlenie w życiu szkoły, która jest świecka, publiczna, państwowa. Czy masz, Gospodarzu, orientację jakiej wiary są uczniowie w szkole, poza katolikami?
W kolędach jest mnóstwo przykładów pięknego starego języka: „czem prędzej się wybierajcie”, „lulajże”, „anieli grają” etc
Panie Norbercie: tak ładnie pan chwali Gospodarza, za to, że udziela pierwszej katechezy swojemu dziecku i tak pan Go gani, że Go to drażni. Nie zauważył pan, dlaczego? Bo ktoś dziecko Gospodarza w przedszkolu uczy kolęd, ale dziecko nie wie co śpiewa! Więc w imieniu katechetów niechże pan sam uderzy się w piersi, że nie wypełniacie swojej roli, tylko tłoczycie do głów starszych i młodszych , na zasadzie: nie trzeba rozumieć-trzeba być posłusznym. I o to najbardziej tu chodzi. Tak jakby katecheci bali się tłumaczyć to, co głoszą (jestem pewna, że jest taka część, że sama nie rozumie co gada), bo mogliby w młodych ludziach wywołać sporo wątpliwości. Argumenty typu „tak ma być, bo to piękne” były dobre bardzo dawno, w mało wykształconym, nieświadomym, z brakiem dostępu do wiedzy, społeczeństwie.
Brawo panie Norbercie, bardzo mi się podoba pana wpis. Krótko i na temat, lepiej ująć pewnych spraw chyba już nie można. W mojej szkole, gdzie ja mam zaszczyt i przyjemność nauczać religii, wigilia była udanym spotkaniem młodzieży z nauczycielami wszystkich klas. Jest nas dwie katechetki na całą placówkę, więc zorganizowałyśmy to po prostu w sali gimnastycznej, przy gościnnym udziale prałata naszej parafii i pani radnej z gminy, przy czym osoby niewierzące (które my żartobliwie nazywamy niewiernymi) nie musiały wcale się pojawiać. I tak np. pani od angielskiego dostała od nas życzenia świąteczne pocztą z czego jak wiem była zadowolona. Jak się chce, to można wszystko zrobić i z klasą i wygodnie dla każdego.
Panie Ync, Jezus Chrystus jest drogą i światłem, bo nie każda droga prowadzi nas do szczęścia.
Wesołych i spokojnych…
@ zante
Czy masz, Gospodarzu, orientację jakiej wiary są uczniowie w szkole, poza katolikami?
Odpowiadamy za pana Darka: żadnej innej, jest tylko jeden Zielonoświątkowiec i jedna jehowa, ale ta chyba już skończyła w zeszłym roku.
Norbert Krzecz : „Planowałem wprawdzie nie wypowiadać się już więcej na tym blogu z powodu brzydkich komentarzy celujących w Kościół, głównie z powodu pięknego zwyczaju wigilijnych spotkań klasowych, lecz postanowiłem iż jednak zabiorę głos w sprawie tak dla nas ważnej.”
Najbardziej mnie drażni, gdy księża, politycy, dziennikarze i wszyscy, którzy mają w tym własny interes mówią o „brzydkich komentarzach celujących w Kościół”lub używają podobnych określeń sugerujących, że Kościół i jego wyznawcy są w Polsce prześladowani. Tego typu retoryka w zderzeniu z realiami, których doświadczamy na co dzień (za mojego życia Kościół Katolicki jeszcze nigdy nie miał tylu praw i przywilejów co obecnie) sprawia, że czuje się ten fałsz, o którym jest dzisiejszy post gospodarza. Fałsz ten czujemy na każdym kroku, a w szkole jest on wszechobecny.
zante, mam w klasie cztery osoby niewierzące, które przychodzą tego dnia do szkoły, trzy z nich dzielą się z nami opłatkiem. Czwarta po prostu wczoraj przyszła pół godziny później, już po składaniu życzeń. Dla nich to tradycja, okazja do spędzenia miło czasu. Mamy w klasie dwóch gitarzystów, więc oczywiście śpiewaliśmy trochę kolędy, później jednak przerzuciliśmy się na Kaczmarskiego czy Kazika ;). A i nauczycieli można poznać z innej, bardziej ludzkiej strony (dziennikiem nie straszą ;)).
Również emerytowani nauczyciele i pracownicy szkoły są zapraszani tego dnia do wspólnego świętowania. Bardzo licznie przychodzą. Widują się pewnie tylko przy okazji takich uroczystości, dlatego te spotkania opłatkowe na prawdę wiele dla nich znaczą.
Duże wrażenie robi staruszek, który uczył kiedyś w naszej szkole historii, a dzisiaj ze łzami w oczach prosi nas, żebyśmy dali mu potrzymać sztandar przez chwilę, bo kiedyś był chorążym. Albo przemiła pani (uczyła kiedyś francuskiego), która prosi, żeby zaprowadzić ją „na wieżę”, ponieważ zaraz po drugiej wojnie światowej mieszkała tam w przyszkolnym internacie (szkoła liczy ponad 100 lat i od początku znajdowała się w tym samym budynku).
Szkolne wigilie należy rozpatrywać nie tylko pod kątem obchodzenia katolickich świąt w państwowej szkole, która powinna być świecka. To raczej okazje do spotkania, spędzenia razem czasu. Święta Bożego Narodzenia to chyba święta najbardziej zakorzenione w polskiej tradycji, żadne inne nie są tak hucznie obchodzone.
Do szanownej osoby Zante.
„…jakby katecheci bali się tłumaczyć to, co głoszą (jestem pewna, że jest taka część, że sama nie rozumie co gada), bo mogliby w młodych ludziach wywołać sporo wątpliwości.”
Ja jestem może trochę dziwnym katechetą, dużo podróżuję, interesuję się sportem, do tego języki obce itp. i z mojego punktu widzenia odczuwam braki intelektualne innych nauczycieli. Poprosiłem raz naszą anglistkę o przetłumaczenie mi słowa „wytrzymały”, to powiedziała, że jest to „strong”, a naprawdę było „resilient”. Pana od wuefu pytam o krótki program joggingu do zastosowania w weekendy, nie potrafi mi nic poradzić, pytam o zasady gry w rugby, też nie wie. Pani od przyrody zapytana o historię półwyspu helskiego na przestrzeni wieków odsyła mnie na google (chyba chociaż wie gdzie to jest?). Przepraszam, sypię przykładami z życia. Pan od informatyki nie potrafi mi postawić komputera na nogi, mimo że daję mu wszystkie sterowniki, pani od polskiego przyznaje, że nie przeczytała nic z Kapuścińskiego bo „tego chyba nie było w programie”. Przestaję pytać o cokolwiek i wiem jedno, uczniowie też raczej się nie wysilają, bo po krótkie wyjaśnienie tej, czy innej kwestii muszą udawać się na internet. Niegrzeczny uczeń opuszcza naszą szkołę, więc pytam panią pedagog co z nim dalej będzie i słyszę: „On mnie już nie obchodzi”. To się nazywa podejście do zawodu.
Widzimy drzazgę w czyimś oku, a belki w swoim nie dostrzegamy.
Brawo Norbert Krzecz za odwagę i zdecydowanie w wyrażaniu swojego punktu widzenia.
Do leniwimaturzyści ( skądinąd super nick;-)))): a ateistów, agnostyków, apostatów?
Do Deep: stąd można wyprowadzić wniosek, że w Twojej szkole umiejętnie uwypuklono wspólną zabawę i radość z bycia razem. Jak po kolędach „leci” Kaczmarski czy Kazik to tylko potwierdza obraz, jaki powstał we mnie po przeczytaniu Twojej notki. Święta są bardziej tradycją niż manifestacją wiary. Tak jednak jest w zdecydowanie mniejszej ilości miejsc publicznych. Nurtuje mnie jeszcze pytanie czy wszyscy nauczyciele, we wszystkich klasach w Twojej szkole, oceniają brak kilku osób, na klasowej wigilii, z powodu przekonań tak normalnie i naturalnie?
Ha, ha, ha! Norbert zwalił nam posta. Nasz etatowy rycerz krzyżowy.
Ync! Na co ty jesteś otwarty, bo nie zrozumiałam. Na ponowne przyjęcie chrztu?
Do Mariusza: nie jestem nauczycielem, więc nie jest tak, że belki w oku swojego środowiska nie dostrzegam. Choć środowisko, z różnych względów, jest mi bardzo bliskie. O tym, że wielu, wielu nauczycieli nie powinno być w zawodzie, bo przynoszą ujmę nauczycielstwu, nie ma nawet co mówić, bo by netu mogło nie starczyć.
Natomiast takich katechetów jak Ty, światłych, błyskotliwych i wykształconych naprawdę nie jest większość, niestety. Już sam fakt, że wchodzisz na stronę Polityki świadczy o tym, że coś więcej od świata i życia chcesz, niż tylko nauczycielską pensję psim swędem. Pozdrawiam serdecznie
Do zante: Wydaje mi się jednak, że w większości szkół spotkania wigilijne mają charakter bardziej towarzyski niż „wyznaniowy”. Oczywiście pomijając szkoły z założenia katolickie (prowadzone przez siostry zakonne itd.), ale jeśli się posyła dzieciaka do takiej szkoły, to pewnie chce się, żeby szkoła pogłębiała katolickie wychowanie (a przynajmniej nie ma się nic przeciwko).
I w podstawówce, i w gimnazjum do których chodziłam odbywały się spotkania wigilijne na podobnej zasadzie jak teraz w LO.
Nie słyszałam, żeby kogoś spotkały nieprzyjemności czy jakiekolwiek komentarze, ponieważ nie był tego dnia w szkole. Przyniesie usprawiedliwienie, będzie miał usprawiedliwione. Nieobecność na sprawdzianie z matematyki, to by była afera (zazwyczaj nawet chorzy starają się przyjść ;)).
Nie pojechałam na rekolekcje (trzydniowe, wyjazdowe), podobnie jak kilka innych osób z mojej klasy i nieobecność mieliśmy usprawiedliwioną („z urzędu”). Na lekcjach religii ze strony księdza, też nie spotkały mnie żadne komentarze, ani nawet pytanie dlaczego nie chce jechać. Nie wpłynęło to także na ocenę końcową.
Co więcej, trzeci rok w tej szkole, więc pewne obserwacje poczynione ;), są nauczyciele którzy co roku w dzień szkolnej wigilii mają wpisane L4, a w dzień rekolekcji odprowadzają młodzież do kościoła, sami wracając do szkoły. Nie spotykają ich z tego powodu żadne prześladowania (a i z księdzem w dobrych stosunkach żyją :)).
Luta, kiedy Ty zamilkniesz? Strach z Tobą dyskutować. Jak to leciało? Obyś cudze dzieci nie musiał uczyć? Oby tego nie robiła Luta. Strach się bać.
A Gospodarz powinien zrozumieć młodzież. Co roku każą im to samo śpiewać, to śpiewają… swoje. Trudny to materiał, ta młodzież…no cóż:-)! Tabula rasa.
@Mariusz
Piszesz:Brawo Norbert Krzecz za odwagę i zdecydowanie w wyrażaniu swojego punktu widzenia.
A co to za odwaga, stać na stanowisku niezłomnie z uporem osła?
Odwaga, to było przybić tezy do drzwi katedry w Wittenberdze.
Że księdza Norberta może spotkać parę przykrych słów na blogu?
No, takie to medium.
Męczennikiem za wiarę, raczej tutaj nie zostanie.
„…oni (uczniowie) po prostu prowadzą rozlazłe życie i trudno się dziwić,”
Komentarz uderzajacy w sedno sprawy. Nauczyciele sami ucza rozlazlosci a potem trzeba sie meczyc z takimi rozlazlymi pracownikami.
@ Mariusz: okazje do spotakania czy poznania nauczycieli z innej strony, mozna rowniez stworzyc organizujac np Obon-japonskie swieto zmarlych z lampionami i tancami, ktore przyblizyloby uczestkikom inna kulture i religie. Celebrowanie w 21-szym wieku tylko swiat chrzescijanskich to zasciankowosc. Co to za Europa?
Do Mariusza: Jak na katechetę, powinieneś mieć w sobie wiecej miłości bliźniego, a mniej miłosci własnej. W Twoim wypadku to wazniejsze niż podróże, zainteresowanie sportem i znajomość języków. A zresztą w kazdym wypadku.
Piękna dyskusja i potrzebna. Ja opisałem spotkanie opłatkowe w mojej szkole dla dopełnienia tematu duchowego przygotowania się do świąt Bożego Narodzenia. Zamiast dyskutować z przeciwnikami tego typu uroczystości szkolnych lub wspierać entuzjastów zaproszę do przeczytania posta „Gdzie Bog się zrodził? ” na moim blogu: http://www.tatulowe.blog.onet.pl
Jestem starszym już nauczycielem przedmiotów ekonomicznych i przysposobienia obronnego
Jak miło znów odnaleźć tu Czesława. W wolnej chwili na pewno też zajrzę na Jego blog.
Pozdrawiam wszystkich świątecznie.
Szanowni blogowicze, nauczyciele i uczniowie! Nie zaglądajcie przypadkiem na ten blog, bo uderzy was fala przenikliwej i nie do opanowania nudy (czytaj: wody) i nie wrócicie już tu więcej. Panie Czesławie, po co pan to wszystko produkuje, żeby nam pokazać jaki pan jest wspaniały? Dajmy spokój z tym nudziarstwem.
Szanowni blogowicze, nauczyciele i uczniowie poproście „Lutę” aby pokazała link do swojego i arcyciekawego świata. Poczytamy jak jest wspaniała . Przekonamy się czy ma prawo do krytyki jaką tu uprawia.
Emilię serdecznie zapraszam do pozostawienia (na blogu)komentarza na temat, który jest tu przedmiotem dyskusji
@Pan Czesław
Słuchaj Czechu, nie odzywaj się o mnie w ten sposób, bo na to ci akurat nie zamierzam pozwolić. Chcesz się wyżywać na mnie, to rób to na swoim blogu, biednej Emilki w to nie mieszaj. Ona i tak z resztą nie ma nicciekawego do powiedzenia. My wszyscy nauczyciele i tak wiemy, że uczenie w żeńskim ekonomiku to najłatwiejsza rzecz na świecie. Proszę zapytać o opinię samego Gospodarza.
Pani Luto, proszę wrócić do tematu posta, nad którym tu dyskutowaliśmy, a później ponownie przeanalizować swój wpis z 26.12.2009, godz.15.47.
Później może Pani odpowiedzieć sobie i nam na zasadnicze pytanie: – kto i na kim się wyżywa.
Zasadniczy panie „proszę wrócić do tematu” Czesławie…
Piszesz:
„Później może Pani odpowiedzieć sobie i nam na zasadnicze pytanie…”
Jakim „nam”? Czy jest tam was więcej Czesławów piszących ten okrutny blog? I co to za tytuł „Tatulowe opowieści – pisane nie tylko dla córek”? Czy to oznacza, że każesz swoim córkom to wszystko czytać? Niebożęta, współczuję. Co do wszelkich analiz, to dobrze ci radzę Czechu, sam się przeanalizuj, bo jakoś nie ma żadnego wpisu od Emilii, a wiesz dlaczego? Ponieważ niemożliwe jest dotrwanie do końca choćby jednego z twoich wpisów i sto złotych daję każdemu, kto takiej sztuki dokona.
Czesławie, szkoda czasu i atłasu na polemiki z Lutą. Ona /on wpisuje się w poczet chamstwa polskiego.
Słyszałeś Czesiek, szkoda „czasu i atłasu”.
Pamiętaj, z Lutą nie dyskutuj w ten sposób. Im bardziej ja będę cię krytykować, tym bardziej ty musisz pozostać niewzruszony, niczym kamień węgielny pod jeden z wielu pomników Ojca świętego, których tak wiele w naszym kraju. Nie daj się sprowokować, pamiętaj, trzymaj się sztywno na swojej pozycjii i to za wszelką cenę.
P.S. Wiadomość z ostatniej chwili: Poczytałam uważniej blog Czesława i znalazłam link do blogu jego córki Małgosi. Jest jeszcze lepszy niż blog tatula, tu już kompletne lanie wody odchodzi… Jestem tak tym zmęczona, że chyba pójdę na jakieś zwolnienie czy co…
Emilio, nie obrażaj ludzi na tym blogu, to takie „niechrześcijańskie”.
Panie Norberice
Jak to jest, że wszystkie ataki na KRK są brzydkie i niegodne. A z drugiej strony KRK nie atakuje tylko co najwyżej poucza lub konstruktywnie krytykuje?