Czas podwyżek

W wywiadzie dla „Wyborczej” premier zapowiedział „50-procentowy wzrost wynagrodzeń dla nauczycieli do roku 2011 (w porównaniu z zarobkami w 2007 r.)”. Jak powiedział poeta, „pięści, noże i kule nie trafiają w próżnię”, dlatego trzeba z nimi uważać. Donaldowi Tuskowi wydaje się chyba, że na słowa w ogóle nie trzeba uważać, że można pleść trzy po trzy, obiecywać gruszki na wierzbie, rzucać słowa na wiatr, a pozostanie się bezkarnym. Tymczasem „słowem złym – jak powiedział inny poeta – zabija się tak jak nożem”. Mnie uwaga premiera o 50-procentowej podwyżce dla nauczycieli trafiła w samo serce i dobiła.

Kto nie pracuje w szkole, ten wierzy słowom premiera, że nauczyciele dostali tak kolosalne podwyżki. Jak powiedział Heraklit, „Ludzie dają się oszukiwać w tym, co jest oczywiste”. Im bardziej oczywiste jest kłamstwo, tym więcej ludzi w nie wierzy. Ja najbardziej boję się reakcji żony na tę wiadomość. Jak uwierzy Tuskowi, że moja pensja tak znacząco wzrosła, to zacznie podejrzewać, iż mam jakieś tajne konto, bo na nasze wspólne pensja wpływa o kilkanaście procent większa, a nie o kilkadziesiąt. A na rok 2010 zapowiadana jest podwyżka prawie żadna. Czy cała reszta będzie w 2011?

Tak to premier, niby prorodzinny, zasieje podejrzenie w głowie mojej ukochanej i zniszczy nasze szczęście rodzinne. Na kogo ja wydaję tę podwyżkę, skoro nie na rodzinę? Koledzy już dzwonili z gratulacjami. Trzeba będzie opić podwyżkę. Wszystkim obniżają wynagrodzenia, a nam podwyższają. Przecież premier nie kłamie. Jak to pięknie, że edukacja rośnie w siłę, a nauczycielom żyje się dostatniej.