Lepszy facet czy kobieta?

Od czasu do czasu każdemu wyrwie się niepolityczne twierdzenie, np. że lepszymi nauczycielami są mężczyźni albo przeciwnie – że kobiety. Potem trzeba się tłumaczyć i bić w piersi, przepraszać i zapewniać, że nie miało się nic złego na myśli albo że się człowiek przejęzyczył, a tak naprawdę płeć w zawodzie nauczyciela nie ma znaczenia.

Tymczasem ma znaczenie i to niemałe. Dla świętego spokoju mogę oczywiście udawać, że wszystko jedno, czy uczy chłop, czy też baba, ale zaryzykuję i powiem, że to wcale nie jest wszystko jedno. Sprawa wygląda tak, że im mniej facetów uczy w danej szkole, w tym większej są oni cenie. A jak są w cenie, to znaczy, że lepsi, czyli bardziej poszukiwani, milej widziani, wyróżniający się z tłumu, nieprzeciętni – po prostu rzadkie okazy. Gdy facetów jest w nadmiarze, uczy więcej nauczycieli niż nauczycielek, wtedy to kobiety są w cenie, a wartość mężczyzn spada na łeb na szyję, no i facet musi się starać, aby go w pracy ceniono i szanowano.

Doszedłem do tych wniosków na podstawie doświadczenia z ostatnich dni. Otóż byłem na wycieczce integracyjnej, którą opiekowało się dwunastu nauczycieli, w tym ośmiu mężczyzn i cztery kobiety. Facetów było więc dwa razy więcej niż kobiet. Sytuacja niezwykła, ponieważ na co dzień w gronie pedagogicznym układ jest inny (więcej pań niż panów). Skoro w codziennej pracy mężczyzn jest mniej, to naprawdę facet może niewiele robić, a i tak wszyscy biją brawo. Sytuacja komfortowa. Na nauczyciela-chłopa trzeba chuchać i dmuchać, bo inaczej ucieknie.

Gdy pracowałem w szkole podstawowej, to przyzwyczaiłem się, że trzeba nas nosić na rękach, ponieważ jesteśmy cenni, niezastąpieni, wyjątkowi, istne rodzynki w zakalcu. W obecnej szkole układ jest bardziej zrównoważony, ale i tak mężczyzn jest mniej, więc czujemy się jak towar lepszy, gdyż deficytowy. Aż tu nagle na wycieczce sytuacja się odwróciła i to kobiety okazały się – jako okazy rzadsze – lepsze. Chcąc nie chcąc trzeba było zejść z tronu i okazywać kobietom szczególne względy. Młodzież nagle zobaczyła, jak nauczyciel-mężczyzna bardzo się stara, np. być dżentelmenem. W szkole bywa z tym różnie. Ja sam zostałem przez piętnaście lat pracy w szkole tak niemiłosiernie rozpieszczony, że żona już nie może ze mną wytrzymać. Niestety, to nie moja wina, że każdy facet w szkole jest traktowany jak król i w końcu nabiera królewskich manier.

Sytuacja na wycieczce bardzo mnie zaniepokoiła. Co by to było, gdyby nagle do pracy w szkole zaczęli walić mężczyźni? Naprawdę byłoby dla chłopów, którzy już tu są, bardzo źle. Trzeba by się starać, wysilać, konkurować ze sobą. I jaka szansa na bycie królem? Niewielka. A dzięki temu, że facetów w oświacie jest mniej, jesteśmy traktowani jak geniusze. Ja nawet w to uwierzyłem. I wcale nie chcę rewidować swoich poglądów. Niech będzie, jak jest. W gronie pedagogicznym faceci górą – bo jest nas mniej. A na taką wycieczkę, gdzie wśród opiekunów jest więcej mężczyzn niż kobiet, już nie pojadę.