Stopnie dla szkół
MEN musiało pozazdrościć instytucjom, które organizują rankingi szkół, skoro samo wymyśliło coś podobnego. W życie ma wejść ustawa (zob. informację), w myśl której szkoły będą oceniane przez nadzór według pięciostopniowej skali (najlepsza – A, najgorsza – E). Co o tym myśleć?
Nie ma ucieczki przed ocenianiem placówek – tego domagają się rodzice, uczniowie i nawet sami nauczyciele. Zresztą szkoły już dziś są oceniane, więc MEN chce tylko mieć w tym udział, ponieważ do tej pory stało bezczynnie z boku. Poza tym pracodawca ma prawo oceniać, jaki poziom reprezentują instytucje, którymi zarządza. Intencje są zatem godne pochwały, a sam pomysł wspaniały.
Niestety, są też wady tego pomysłu. Przede wszystkim należy on do niezliczonej już liczby rozwiązań MEN, które spadają na środowisko nauczycielskie jak grom z jasnego nieba. Rok temu przecież wycofywaliśmy się z badania jakości własnej pracy na rzecz innych priorytetów. Wtedy tłumaczono, że jakość pracy szkół, prowadzenie badań w tym zakresie i dokumentowanie ich, to są sprawy drugorzędne, tzw. papierkomania. Teraz okazuje się, że to, co wyrwano z reki nauczycielom i dyrektorom, trafia w łapy urzędników. A przecież warunkiem przyjęcia zewnętrznej oceny jest umiejętność dokonywania samooceny. Jestem pewien, że gdy urzędnicy zaczną przyznawać szkołom stopnie, nauczyciele wypną się na takie ocenianie i pokażą ministerialnym znawcom drzwi. To bardzo źle, że obecnego pomysłu MEN nie połączono z badaniem jakości własnej pracy, jakie prowadzili nauczyciele i dyrektorzy w ostatnich latach.
Ocena szkół ma wielki sens, jednak należy zacząć od zbudowania autorytetu osób, które będą tych ocen dokonywały, i od wypracowania – wspólnie ze środowiskiem nauczycielskim – zasad oceniania. Tymczasem znowu Katarzyna Hall wyciąga królika z kapelusza, a wcześniej zabiła kurę, która mogła znosić złote jaja. Trzeba wrócić do wspólnego badania jakości pracy nauczycieli i dyrektorów, a potem zrobić następny krok, czyli nadawać szkołom stopnie. Szkoła to nie podręcznik, że można do jej oceny wysłać urzędnika albo wynająć eksperta, który w ramach fuchy oceni, co mu się podoba, a co nie.
Komentarze
Oczywiście, trzeba stworzyc rozważny system oceniania szkól. Należy, np. zwrócic większą uwagę na wzrost uzyskanych przez ucznia osiągniec podczas testów, które kończą poszczególne etapy jego edukacji, a także na specyfikę mlodzieży i jej środowiska.Moi uczniowie pochodzą z ubogich, często rozbitych rodzin, nie mają w domach wpojonego kultu wiedzy, nie sa pompowani korepetycjami, a ich zachowanie podczas lekcji jest, delikatnie mówiąc, dalekie od normy. Nauczyciele tworzą dosyc zgrany zespół, tyramy przeważnie jak dzikie osly. I co? W rankingach szkolnych prowadzonych przez lokalną prasę jesteśmy gdzieś w dolnej strefie ich głupawych tabel,co rzutuje na wielkośc naboru. A przecież oni robią postępy, drobne, malo zauważalne…..
Ach ta minister Hall! Zaiste, Roman, z którego się śmiano nielitościwie, przy Hallowej był stolicą mądrości, wieżą z kości słoniowej, gwiazdą zaranną. Szkole nie trzeba nowych (tfu!) procedur, nowych wymysłów,badań, bo można starych belfrów zapytać, a oni powiedzą za darmo, to co urzędnicy i firmy wynajęte ogłoszą w głupawej formie za grube miliony. Nasza zdrojowa-pomysłowa ministerka już znalazła kasę na szafki dla dzieci, kupiła pierwszakom komplety podręczników, ogłosiła godziny „karciane” , teraz kontynuuje ofensywę intelektualną. Stanęliśmy nad przepaścią, ale dzięki Pani minister, zrobiliśmy zdecydowany i to nie krok, ale skok naprzód. Tylko – skąd ta mentalność stachanowca w permanentnej pożal się Boże „reformie”.
Nasze oświatowe władze wykonują chaotyczne ruchy tonącego. Wydalają coraz więcej niespójnych pomysłów, co świadczy o braku koncepcji w większości obszarów szeroko pojętej dydaktyki i wychowania. Pomysł przypięcia każdej szkole literki wyraźnie koliduje z tegoroczną – majową – decyzją CKE o nieujawnianiu wyników sprawdzianu szóstoklasistów. Serwis wynikiegzaminow.pl zawiesił działalność w wyniku takiej właśnie decyzji, a dyrektorzy szkół dostali do rąk kwit, który pozwolił im odmówić podawania wyników tego sprawdzianu zainteresowanym instytucjom.
Jeśli dojdzie do akcji literkowania (w co wątpię, patrząc realnie na możliwości wypracowania przez ministerialnych urzędników czytelnych zasad i kryteriów oceny), jak znajdzie się w niej, forsowana nie tak dawno, tzw. edukacyjna wartość dodana ?
Pamiętam wizytę tzw. trójki giertychowskiej oceniającej stan bezpieczeństwa w naszym zespole szkół. Trzy godziny – trzy spotkania: z uczniami, z rodzicami i z nauczycielami. Pospiesznie wypełniane ankiet, nerwy przedstawiciela gminy, luzak policjant… i pojechali. Nikt dziś nie pamięta rezultatu tego najazdu, trzeba by w papiery zajrzeć. Oby kolejny pomysł menowskich urzędników nie stał się typową, naszą, polską, akcją – ze wszystkimi jej atrybutami. Bo jeśli tak się stanie, jeśli będzie to jednarazowy wytrysk menowskiej inwencji, konsekwencje mogą być smutne. Szkoły na „D” pozostaną takimi na wieki.
Niestety, i tym razem nie chodzi Hall o dobro oświaty.Jak podał jeden z dzienników telewizyjnych chodzi o to,że jest do wzięcia kasa z jakiegos funduszu unijnego (mówiono o jakimś funduszu modernizacyjnym,wpadłam na końcówkę newsa).Jest okazja,by urzędnicy oswiatowi trochę dorobili.Podział szkół na A,B,C, itd. będzie nie tyle okreslał szkołę i jej edukacyjny wysiłek, co stygmatyzował uczniów chodzacych do szkół C,D,E.Wszyskim wiadomo,że brak rejonizacji powoduje segregację młodzieży po gimnazjum.Słabi uczniowie uczą się wśród podobnych sobie,mocni z mocnymi.Jak zmierzyć wysiłek nauczycieli w tak różnych szkołach, gdy już na wejściu nastąpiła segregacja młodzieży? Gdzie jest on większy ? I gdzie efektów widocznych gołym okiem nie będzie widać?
Zgadzam się z poprzednikiem. Władze szkoły i Samorząd już podjęły decyzję: interesują ich wyniki egzaminów zewnętrznych. Dobre „efekty” mogą być uzyskane „dowolnym sposobem” – wynik idzie w świat. Zwycięzcy nikt nie będzie oceniał negatywnie.
Cały czas mam wrażenie, że nie o to chodzi w tej bajce.
Jestem za ocenianiem szkół i ich dyrektorów za efekty(różne!) pracy.Wtedy dopiero niech sobie zainteresowany efektami dyrektor może oceniać nauczycieli. Ten pomysł MEN sugeruje,że parę osób z tej instytucji postanowiło sięgnąć po (niezłą) kasę.Teraz muszą coś pokazać i to robią;-)))
Ino, jesteśmy w podobnej sytuacji. Szkoły, które pracują z dziećmi z naprawdę trudnych środowisk będą najbardziej pokrzywdzone, a tak naprawdę, to ich wysiłek wychowawczy powinien się liczyć najbardziej. Z dobrego ucznia zrobić olimpijczyka, to nie problem. Namówić chociażby średniozamożnych rodziców do współdziałania również. Nikt nie będzie widział pracy z rodzicem, który nie ma nawyku dbania o podstawowe potrzeby dziecka. Nikt nie zauważy, że potencjalny kandydat na degenerata został zmieniony w ucznia. Bo to takie mało efektowne jest. A szkoły zostaną ‚ukarane’ tym, że mają dzieciaki z trudnych środowisk, biedne lub nieudolne samorządy. Śmietankę jak zwykle zbiorą szkoły z wyselekcjonowanym starannie narybkiem. A może takie szkoły, które dbają o najniższe warstwy społeczne, po prostu nie są potrzebne? Takie mało medialne? Może od razu zamknąć, niech wstydu nie przynoszą, a dzieciaki niech rodzice w domach uczą (bo już widzę, jak super szkoły przyjmują młodzież zwaną niejednokrotnie elementem).
Co do zaś innego wymiaru oceniania- niektórzy się ucieszą. Ktoś zorganizuje szkolenia i dostanie kasę, kto inny za kasę oceniać będzie. I będzie niektórym się ślicznie wiodło.
Jednocześnie na tym przykładzie jasno widać mechanizm „zdobywania” poparcia dla reformy p.Hall czy przynajmniej neutralizacji potencjalnych krytyków.Pani Joanna Berdzik, która ten program(wart 2,mln euro!)za bardzo dobrą unijną kasę koordynuje,jest jednocześnie szefową największego stowarzyszenia dyrektorów OSKKO.No i jakoś nie mogę sobie wyobrazić krytycznych czy choćby neutralnych wypowiedzi tej organizacji o poczynaniach MEN;-)))
Sam pomysł oceny szkół jest dobry, jednak wszystko zależy od sposobu jej dokonania. Z zapowiedzi widać że ocenione zostaną parametry najłatwiejsze do oceny, jak zdawalność egzaminów, aktywność czy respektowalność norm społecznych, z nakierowaniem na efekty wyjściowe. Zgadzam się z @belferrrką że trudno jest sprawiedliwie ocenić szkołę na podstawie jej absolwentów, bez uwzględnienia poziomu jaki prezentowali przed wstąpieniem do danej szkoły. Czy wielką sztuką jest zrobić ze zdolnego dziecka olimpijczyka czy prymusa przygotować do egzaminu? A może większą jest z dziecka z rodziny patologicznej zrobić średniego, solidnie przygotowanego do życia w społeczeństwie człowieka? Jak porównać wkład pracy dydaktyczno-wychowawczej w takich szkołach?
Oceniając jedynie parametry wyjściowe od razu możemy pozamykać szkoły z gorszych dzielnic czy biedniejszych rejonów Polski bo wiadomo że tam wielkich osiągnięć nie będzie.
W porządku, coś trzeba ocenić, chciałbym jednak aby w opracowanie kryteriów oceny było włożone przynajmniej trochę wysiłku i inwencji. Zgadzam się z Gospodarzem że znacznie lepiej byłoby aby projekt był szerzej przedyskutowany i by nauczono się wreszcie korzystać z wcześniejszych doświadczeń a nie wyciągano królika z kapelusza.
Rodzic ma prawo wiedziec, do jakiej szkoly chodzi jego dziecko. Kolezanka kupujac dom- brala pod uwage przede wszystkim to, jakie sa w poblizu osiedla szkoly. Ja sprawdzalam stopien kryminalnosci w okolicy. Inni ilosc w szkole dzieci- bialych, Azjatow itd. ( wszystko w procentach). A takze osiagniecia szkoly, wyksztalcenie nauczycieli itd. A jednak „oceniania” szkoly – zawsze troche sie boje- szczegolnie jezeli chodzi o wyniki nauczania. Bo przeciez zalezy to od wielu czynnikow- przede wszystkim „ludzkich”. I nikt nam nie zagwarantuje, ze nasze dziecko w najlepszej szkole- bedzie sie dobrze uczylo, mialo przyjaciol i dobre podejscie do przedmiotow. Jest cos jeszcze. Czy jednakowo bedzie sie traktowalo nauczyciela i jego uczniow z bardzo dobrej szkoly i tej ocenionej bardzo slabo? A przeciez kazdy ma szanse zmiany. Na lepsze badz na gorsze. I co wtedy?
Do belferrrka
>Z dobrego ucznia zrobić olimpijczyka, to nie problem.<
Pewna jesteś???
Są dziesiątki czy setki tysięcy dobrych uczniów.Olimpijczykow(z sukcesami) garstka!!!
Nie lubisz, gdy nie doceniają twojej pracy, to nie deprecjonuj pracy innych!
S-21- tak, pewna jestem. W poprzedniej szkole w innej dzielnicy nie miałam z tym żadnych problemów.
Nauczyciele mają serdecznie dość papierkowej roboty!
Moim zdaniem najlepszym „stopniem’ dla szkoły jest jednak opinia rodziców.
Jeśli rodzic nie jest zadowolony z pracy szkoły, z nauczycieli- to w dzisiejszej dobie braku rejonizacji po prostu przenosi dzieci do innej szkoły. Proste jak drut.
Zgadzam się z opinią, że decyzje ministerstwa spadają „jak grom z jasnego nieba”. Wydaje mi się, że podstawą dobrego funkcjonowania oświaty jest stabilizacja. Niestety, te „gromy z jasnego nieba” to raczej ciągła destabilizacja. Elastycznym to należy być uprawiając gimnastykę, ale co to może dać podczas edukacji i wychowania ? Same nonsensy i bałagan.
>S-21- tak, pewna jestem. W poprzedniej szkole w innej dzielnicy nie miałam z tym żadnych problemów.<
To czemu tam nie zostałaś mając tak wspaniałe wyniki???
Podejrzewam jednak,że „mijasz się z prawdą”.Każdy, kto ma realne i powtarzalne skucesy w rozwoju wybitnie zdolnych wie,że rzadko sa oni typem „dobrego ucznia”;-)
@Maura
To przenoszenie dzieci nie jest wcale taką prostą sprawą, jeśli mieszkasz w miejscu gdzie w promieniu kilku kilometrów istnieje tylko jedna szkoła.
Problem jest właśnie w tym że te wszystkie teksty o łatwej zmianie szkół, wyborze najlepszej placówki itd. odnoszą się jedynie do dużych miast. Tam jest z tym względna łatwość, choć też nie do końca. W wielu miejscach wyboru nie ma i dzieci posyła się do szkoły najbliższej.
Maura, rodzice są zawsze niezadowoleni z pracy szkoły i nauczycieli, tak samo jak z pracy polityków, lekarzy, kolejarzy, urzędników itd. itp. Wynika to po prostu z braku zaufania do innych i przeświadczenia o tym, że samemu wie się wszystko najlepiej