Odpowiedzialność dzieci
Od kiedy można mówić o winie samego sprawcy? Ile lat musi mieć uczeń, aby za jego złe zachowanie nie winić rodziców czy szkoły, lecz tylko jego samego?
Młodzi ludzie świetnie rozumieją, że w razie czego nie będą winni oni, lecz ich rodzice albo nauczyciele. Piją na wycieczce alkohol, mimo że jest to zabronione, ale w razie wpadki zwalają winę na nauczycieli, że im nie zwrócili uwagi, tzn. nie zabrali alkoholu, nie wyrwali kieliszka z ręki, nie wydobyli wódki z żołądka. Młodzi zachowują się tak, jakby mieli immunitet zapewniający całkowitą ochronę przed odpowiedzialnością.
Szkoła ma swoje wady, także rodzice nie są idealni. Łatwo więc jedną i drugą stronę obarczać winą, że czegoś nie dopilnowała, coś zaniedbała itd. Rodzice winią szkołę, nauczyciele rodziców, a uczniowie wykorzystują tę sytuację i uważają, że są bezkarni. Dopóki czyny, jakich dopuszczają się młodzi ludzie, są drobne, nie ma problemu. Gorzej, gdy uczeń dopuści się naprawdę czegoś strasznego i trafi w ręce policji. Wtedy okazuje się, że jest już dorosły i musi odpowiadać za swoje czyny przed sądem. Już go mama nie uratuje ani tata nie obroni. Tylko że młody człowiek nie został nauczony ponoszenia odpowiedzialności za swoje czyny. Rodzice zwalali winę na szkołę, a szkoła na rodziców, a dzieciak rósł na moralnego imbecyla, który robi, co chce.
Nie mam nic do rodziców niesfornych uczniów, to często nie ich wina, że dzieci zachowują się ohydnie. Ale na Boga, kochani rodzice, nie chrońcie swoich dzieci przed odpowiedzialnością, bo bardzo szkodzicie i sobie, i swojemu potomstwu. Nic się nie stanie, jeśli dziecko poniesie karę za swoje postępowanie. O wiele większym złem będzie, gdy tej kary nie poniesie, ponieważ rodzic załatwił nietykalność. Na przykład postawił się nauczycielom i udowodnił, że jego dziecku nie można nic zrobić. Także nauczyciele nie powinni chronić swoich uczniów przed ponoszeniem odpowiedzialności. Zachował się jakiś uczeń ohydnie, niechże poniesie karę za swoje postępowanie. Tymczasem wychowawca lub jakiś inny nauczyciel wstawia się za sprawcą złego czynu i prosi, aby darować. Nieraz mówi: „proszę, zrób to dla mnie, odpuść mu”.
Nic się nikomu nie stanie, jeśli dziecko odpowie za swój czyn i absolutnie nikt – ani rodzic, ani nauczyciel – nie załatwi mu zwolnienia od odpowiedzialności. Nie chodzi o straszne kary, chodzi jedynie o wdrożenie dziecka do tego, że to, jak się zachowuje, jest przede wszystkim jego sprawą i że zostanie za swoje zachowanie pociągnięte do odpowiedzialności. Najpierw do odpowiedzialności dziecięcej, później do odpowiedzialności młodzieńczej, a na końcu do odpowiedzialności człowieka dorosłego. Do wszystkich etapów odpowiedzialności trzeba człowieka wdrożyć, inaczej naprawdę fundujemy mu moralny imbecylizm, a społeczeństwu kolejnego bandytę.
Komentarze
To nie jest kwaestia apeli tylko funkcjonowania prawa i nadzoru pedagogicznego.To są czynniki wymuszające bezkarność(szkolną)mlodzieży!
Nauczyciel prosi młodzież o nie picie alkoholu podczas wycieczki. Weźmy przykład skrajny: uczniowie skończyli 18 lat, klasa maturalna, ostatnia wycieczka klasowa. Proszę powiedzieć, czy jako uczeń nie wypiłby Pan piwka mimo zakazu? Rozumiem, że zakazy dotyczą dzieci, ale jak brać odpowiedzialność za dorosłych? I jak radzi sobie Pan z hipokryzją(?) polegającą na tym, że np. zabrania Pan/szkoła komuś dorosłemu alkoholu/papierosów a sam nie ma Pan zakazane? Moim zdaniem takie zakazy powinny dotyczyć w równym stopniu opiekunów.
I zgadzam się z poprzednikiem (-czką), ale jak tę sprawę w taki razie uregulować prawnie?
Pozdrawiam
student
Do Eponym. Jak uregulować? Bardzo prosto. Traktujemy regulamin szkoły jak kodeks, lub regulamin pracy. Złamanie prawa jest równoznaczne z usunięciem ze szkoły. W szkole obowiązuje zakaz palenia papierosów i picia alkoholu, dla wszystkich. Nie ważne ile pozostało do matury. Nie odpowiada, pozostaje szkoła dla dorosłych, w której są podobne zasady i co ważne, trzeba płacić.
Popieram Z.O. Inny pomysł: przed wycieczką uczeń pełnoletni wpłaca kaucję, np. 500 zł, i podpisuje deklarację zgody na jej utratę w przypadku złamania regulaminu wycieczki. Inne zagadnienie, to do czego są potrzebne wycieczki szkolne i jakie korzyści przynoszą.
Dobrze powiedziane – do odpowiedzialności trzeba wdrożyć, a obecnie chronimy przed nią, a w konsekwencji zezwalamy na złe zachowania. Przykład – skopana dziewczynka – winna szkoła, a sprawca? Może, bo ma tylko 13 lat. Straszne, ale prawdziwe! Rodzic też winił szkołę. W Uwadze więcej mówiło się o szkole, a mniej o samych sprawcach! Chore i straszne.
Zgadzam sie z Eponimem.To tak jak ja, kiedy ide ze swoim czteroletnim dzieckiem do sklepu z zabawkami i mam kupic prezent dla innego dziecka, bo akurat zostalsmy zaproszeni na urodziny. Musze JEJ tez COS kupic.Nie powiem wtedy, ok,popatrz sobie tylko na zabawki i wychodzimy, a ja cos tam kupie dla kogos innego.Ten sam dylemat pojawia sie na wycieczce. Przeciez mlodziez tylko czeka zeby sie napic.Tak jak my, dorosli, po ciezkim dniu pracy,Gospodarz sam o tym co i rusz wspomina. Nara.
Traktowanie kodeksów/ prawa z taką surowością uważam za niebezpieczne. Role uczniów są narzucone w systemie, który ma ich chronić przed niebezpieczeństwem. Kto natomiast przypilnuje, by – mówiąc bez ceregieli – nauczyciele nie chronili swoich tyłków przed takim kodeksem, o jakim mówimy?
W mojej karierze szkolnej bywałem na wycieczkach, gdzie alkohol stanowił normę zarówno dla uczniów jak i nauczycieli. Proszę teraz wyobrazić sobie normę, który napływa jako nakaz z góry – w takim wypadku uczniowie ponoszą konsekwencje, nauczyciele ich unikają. Może taki scenariusz niekoniecznie musi mieć miejsce, jest tylko prawdopodobny, ale zaostrzanie stosunku do stosowania się do prawa pogarsza sytuację tych, którzy są najgorzej reprezentowani przy jego ustanawianiu.
Do Eponym! Ja napisałem, że zakaz obowiązuje WSZYSTKICH. Czyli nauczycieli też. Nie sądzę, że uczniowie są szczególnie represjonowani. Raczej winni są wszyscy tylko nie uczeń.
A czemu to, szkolne prawo ma bronić tego, czego nie bronią ustawy? Bo jest takie „misięwidzi” pani polonistki, czy pana od WF-u? Nie trzeba mędrkować, tylko przestrzegać parawa (tego normalnego).
Zgadzam sie z Tobą, ale nie we wszystkim. Sama jestem matką nastoletniej córki(18lat) i syna(prawie 17 lat). Wiem, że na chrakter mają wpływ geny i otoczernie ale przede wszystkim to ja jestem odpowiedzialna, za to jak ukształtuje się moje potomstwo. bo do mnie należalo wpojenie im pewnych zasad, co wolno a czego nie, także to o czym piszesz o ponoszeniu konsekwencji, nawet za małe niewinne wybryki, oczywiściie konsekwencje powinny być wspólmierne do czynów. Wychowuję dzieci niestety sama już ponad 10 lat, ponieważ ich ojciec to alkoholik. Teraz pracuje ale gdy były mniejsze sporo czasu spędziłam przy nich w domu. Nie gapiłam się wtedy w telewizor i nie szukalam rozrywek tylko dużo czasu poswiecałam dzieciom. Oboje chodzą do ogólniaka, nawet dobrze sobie radzą z nauką. Nie mam z nimi większych problemów ale cały czas jestem czujna, nie toleruje picia pzrez nich alkoholu. Jesli kiedyś któreś z nich popełni jakiś istotny błąd w swoim życiu to bedzie to jej lub jego błąd ale wiem, ze będzie tam tez cząstka mojej winy. Główny wzozrec dla dziecka to rodzicei jeszcze jedno braku czasu poświęconego własnym dzieciom nie powinno rekompensować się pieniędzmi bo uczucie i troski nie zastąpi żadna suma ani żaden nawet najdroższy sprzęt. Pozdrawiam
Zapomnialam dodać jeszcze cos na temat nauczycieli. Bywają rózni tak jak ludzie bywają różni. Niektórzy sa pobłazliwi dla dzieci nawet dosc bezczelnych ze względu na stanowiska i koneksje. Jesli wążny tato czy mama to bywa ze dziecku w szkole pozwala się na więcej. Poza tym niektórzy nauczyciele na wycieczkach szkolnych czy wychowawcy na koloniach upijają sie nawet do nieprzytomności. I jak wtedy matka ma wytłumaczyć synowi czy córce, że to złe? Przecież nauczyciel to też często wzorzec dla młodego człowieka. Rodzice i nauczyciele powinni choć odrobinę ze sobą współpracować.
„Weźmy przykład skrajny: uczniowie skończyli 18 lat, klasa maturalna, ostatnia wycieczka klasowa. Proszę powiedzieć, czy jako uczeń nie wypiłby Pan piwka mimo zakazu?”
Dla 18-nastolatkow, ktorzy nie byli wdrazani do odpowiedzialnosci, na zakazy za pozno.
Inna sprawa to sposoby uczenia odpowiedzilnosci. Nakazy, zakazy i usuwanie ze szkoly brzmia okropnie. Choc nie wiem jakby glupi i ohydny czyn uczen potepil to wciaz jest czlowiek, mlody czlowiek, ktorego osobowosc ksztaltuje sie pod wplywem wlasnie reakcji otoczenia na jego/jej wybryki.
Policyjny system zastosowany dla mlodego czlowieka tylko utrwali go w przekonaniu, ze jest on po drugiej stronie barykady.
„W szkole obowiązuje zakaz palenia papierosów i picia alkoholu, dla wszystkich. Nie ważne ile pozostało do matury. Nie odpowiada, pozostaje szkoła dla dorosłych, w której są podobne zasady i co ważne, trzeba płacić.”
Konsekwentne wdrazanie do odpowiedzialnosci i bezduszne wdrazanie do odpowiedzialnisci to dwie rozne sprawy.
Bezdusznymi kodeksami tylko sie wyrzuca mlodziez na margines spoleczny co margines ten wciaz powieksza. Jest chyba w szkole miejsce na cieplo i zrozumienie? Mozna wytluamczyc dziecku, wyrostkowi ze nie akceptuje sie tego co uczynil, jego samego zas szanuje, lubi. Mlodziez, wbrew temu co mysla dorosli, ma naturalne poczucie sprawiedliwosci i konsekwentnie przyzwyczajana do ponoszenia opowiedzialnosci traktuje ja naturalnie, wrecz jej oczekuje (osobiste doswiadczenie: „Pani, dzisiaj nie zasluzylismy na gry?” „Mamo, za kare 5 dni bez komputera czy caly tydzien?”
Bezduszne kodeksy sa proste w obsludze, wystarczy wine udowodnic i wyrzucic.
Konsekwentne wdrazanie uczniow do odpowiedzialnosci wymaga dlugofalowego zaangazowania, jest trudne, nuzace.
Oczywiscie sposob reagowania zalezy tez od okolicznoci. Mlody nauczyciel, na wyciecce z maturalna klasa , nad ktorej poczuciem odpowiedzialnoscia nikt nigdy nie pracowal, moze co najwyzj modlic sie o szczesliwe zakonczenie.
Jeszcze jedno: z komentarzy wynika, ze picie alkoholu przez nauczycieli na wycieczkach jest oczywistoscia. Niech ktos zareaguje! To przeciez nieprawda?!!
Policyjny system kontroli uczniów istnieje już teraz, różni się tylko zastosowaniem – w każdej szole jest inaczej, ale trend mamy ten sam. Fakt, że nie daje on żadnych efektów jest powszechnie wiadomy. Próba naprawy szkoły poprzez zwiększanie kar i zaostrzanie kodeksów – odgórnie – to w wersji hard Giertych.
Każda szkoła to inna tradycja postępowania i relacji uczeń-nauczyciel. Nie chodzi o to, żeby pozwalać uczniom na wszystko. Uczniowie są (powinni być) pełnoprawnymi uczestnikami i podmiotami szkoły. Tylko wychowanie, które nauczy ich jak korzystać z prawa do współtworzenia regulaminów oraz włączanie ich do wspólnego podejmowania decyzji wyeliminuje tolerancję i bierność wobec zachowań bandyckich. Te prawa, o których Państwo mówicie, szermując na lewo i prawo słowem ‚odpowiedzialność’ są narzucaniem uczniom, którzy mają niemniej wrażliwości moralnej od nas, roli w której odpowiedzialność jest tożsama z posłuszeństwem.
Jak zauważył autor bloga, chodzi o to, że uczeń odpowiedzialny to taki, który rozrabia na rachunek swój a nie nauczyciela i wie o tym. To zaś możliwe jest przy radykalnej zmianie podejścia, dlatego, że uczniowie są doskonale swiadomi swoich czynów i traktując ich protekcjonalnie wzmacniamy przekaz: cokolwiek zrobisz nie jest to Twoja wina.
I moje zdanie jest takie, że zmiana jest możliwa tylko wtedy, gdy zaczniemy z nimi rozmawiać i traktować bardziej jak partnerów – z pewnością daje to lepsze rezultaty niż „wychowywanie” kijem.
Tsubaki
Reaguję. Jeżdżę jako opiekun na wycieczki od początku swojej pracy zawodowej (blisko 20 lat), od 10 na kolonie i obozy. Nie piję alkoholu na takich wyjazdach, mimo że do abstynentów nie należę. Nie wyobrażam sobie być pod wpływem, mając pod opieką dzieci czy młodzież. To właśnie kwestia odpowiedzialności.
Podczas wycieczek nauczyciele mojej szkoły nie piją alkoholu, ta zasada obowiązuje również w trakcie innych szkolnych imprez, co nie oznacza, że tworzymy klub abstynentów. Przeciwnie, lubimy wesołą zabawę, ostre, męskie popijawy, lecz wiemy, kiedy i gdzie strzelić kielicha. Na jednym się nie kończy, zawsze impreza jest organizowana z dala od szkolnych realiów, tylko gro tematów poruszanych w oparach dymu i alkoholu dotyczy , niestety , oświatowej rzeczywistości .
Dr Fedyszak (socjolog) użyła kiedyś takiego sformułowania „nie robiliby tego, gdyby ich za to nie nagradzano”. Brak kary, gdy się na nią zasłużyło, jest nagrodą Kiedy młodzi ludzie mają nauczyć się odpowiedzialności, gdy się ich przed nią wybrania? W praktyce małoletni (czyli uczeń) jest bezkarny. Reguły w szkole powinny być jasne, konsekwentne dla WSZYSTKICH , także dzieci nauczycieli, samorządowców, lokalnych i centralnych władz, i często tu jest problem. Tym niemniej odpowiedzialność i kinderstuba powinny czym prędzej wrócić do szkół, o ile nie chcemy w najbliższej przyszłości mieć do czynienia z gromadami etycznych i społecznych troglodytów.
A a propos odpowiedzialności to z fizjologicznego punktu widzenia część mózgu odpowiedzialna za poczucie odpowiedzialności i świadomość konsekwencji za to, co się robi wykształca się dopiero w 12. roku życia. Nie to, że bronię uczniów, ale młode to głupie i czasem trzeba powiedzieć 10 razy a nie raz i wyciągać konsekwencje a nie straszyć. Młody człowiek nie wypije na wycieczce dlatego że złapie go rozkmina ” Czy to aby na pewno byłoby właściwym zachowaniem?” tylko co najwyżej dlatego, że faktycznie się przestraszy konsekwencji.
To już nie pierwsza na tym forum dyskusja o wychowaniu i odpowiedzialności dzieci za swoje czyny. Ja w dalszym ciągu uważam że chronienie dzieci i młodzieży przed odpowiedzialnością jest szkodliwe, ponieważ działa antywychowawczo. Ostatnimi czasy w utarł się jakiś dziwny zwyczaj że dziecko, co by nie zrobiło, jest niewinne. Czego zwyczaj ten ma dzieci nauczyć? Jaki jest jego cel? Jakich ludzi chcemy wychować rezygnując z wpajania im poczucia odpowiedzialności za siebie i innych? Już wcześniej doszliśmy chyba na tym forum do porozumienia że tzw. wychowanie bezstresowe to wielka lipa która na dobrą sprawę nie sprawdziła się nigdzie na świecie, niemniej jednak niektórzy z oślim uporem usiłują forsować je w dalszym ciągu.
Tak, zgadzam się że złym uczynko dzieci winni są rodzice, szkoła, nauczyciele i wychowawcy, psychologowie i ini dorośli którzy zajmują się wychowaniem. Ale winni są nie dlatego że w porę nie zastosowali jakichś wyrafinowanych metod wychowawczych tylko dlatego że w procesie wychowawczym zaniechali nauki odpowiedzialności, cechy która jest niezbędna do prawidłowego funkcjonowania w społeczeństwie.
Doszło już do takich absurdów że samo słowo „kara” zostało wyrugowane ze słownika „ludzi kulturalnych”. Ostatnio omawiany był tu przypadek poniżania nauczyciela przez klasę 19-latków. Nawet ci, dorośli już ludzie, z racji tego że uczyli się jeszcze w szkole, przez wielu ludzi traktowani byli jak dzieci które nie wiedzą co czynią. To czysta paranoja.
Uważam że w procesie wychowawczym dzieci należy jak najwcześniej uczyć odpowiedzialności. Tłumaczenie wielu rodziców że dziecko jest jeszcze za małe jest często niepoważne. Bo nie chodzi tu o to aby od razu karać jak dorosłego. W samej szkole repertuar kar za różne przewinienia uważam za zbyt mały, o czym już wcześniej pisałem, przypomnę tylko że zła jest sytuacja w której mamy do dyspozycji tylko dwie możliwości – albo napiszemy uwagę do zeszytu, którą dziecko się w ogóle nie przejmie i utwierdzimy je w bezkarności, albo wezwiemy policję czy wyrzucimy ze szkoły i tym samym skrzywimy mu życie. Taki wybór rzeczywiście do niczego dobrego nie prowadzi.
Wsłuchuję się w to, co mają mi do powiedzenia uczniowie mający rozliczne problemy w szkole, obserwuję ich zachowanie, by dojrzeć to, co im często przez gardło przejść nie może i zawsze zadaję sobie pytanie dlaczego to dziecko nie potrafi sprostać naszym wymaganiom. Jedno jest pewne, to my dorośli tak kształtujemy rzeczywistość, że dziecko w niej czuje się bezradne, niepewne i zagubione. Zatraciliśmy umiejętność prostego komunikowania dziecku z czym ma problem, zbyt często zapominamy przywołać wartości, które są niezbędne w relacjach z innymi ludźmi. W domu rodzice /opiekunowie/ zabiegani i zapatrzeni w utrzymanie rodziny nie mają dlań czasu. Relacje z dziećmi obarczone do bólu problemami dnia codziennego, dziecko staje się balastem spychanym na margines życia, nie ma czasu na spokojne wysłuchanie , a mały człowiek sam boryka się z tym, co los mu w darze przyniósł. Na domiar seria gier komputerowych gdzie tak łatwo wyeliminować przeciwnika z gry Zaprawa „na sucho” jak dowalić temu, co na drodze, w „realu” póżniej łatwiej rozwiązać problem metodą podpatrzoną – przećwiczoną w grze.
Kiedy rozmawiam z dziećmi o ich sprawach , o tym co ich trapi boli i zabiera pewność siebie głównie przekonuję, że to co nam doskwiera można zmienić. Widzę na ich twarzy niedowierzanie i zdumienie. Spokojnie pokazuję, że to jest możliwe na przukładach im bliskich. Tłumaczę, że każdy ponosi odpowiedzialność za siebie od najmłodszych lat, ze każdej krzywdzie trzeba zadośćuczynić., że to trudniejsze od odbycia kary. Co raz częściej sobie myślę, że edukację szkolną należałoby zaczynać nie od poznawania literek i rachowania, ale od pokazania i wdrożenia właściwych form porozumiewania, współpracy, nauczenia spostrzegania potrzeb drugiego człowieka, umiejętności rozwiązywania drobnych spraw w poszanowaniu drugiego człowieka. Zbyt wiele dzieci nie zna tych norm, bo zwyczajnie nikt ich nie nauczył, pewnie ich rodziców także, bo przecież nie wszystkim było dane urodzić się w rodzinie gdzie wyznawano czytelne zasady, gdzie mądra, konsekwetna postawa rodzicielska była wzorem do naśladowania.
Jesteśmy świadkami swojej niepełnej dorosłości w zakresie wychowywania potomków, wymagamy wiele, a tak mało od siebie dajemy. Wychowujemy dzieci okaleczone brakiem miłości, znerwicowane, niedowartościowane i dziwimy się dlaczego one takie są, i dziwimy się dalej , że przecież w domu takie spokojne -(zwykle zapatrzone w monitor komputera lub ekran tv).
Zamiast się oburzać, wszyscy obdarzajmy się szacunkiem, nie poniżajmy bez powodu, bądżmi sprawiedliwi, tolerancyjni, uczynni, nauczmy się słuchać innych, a dzieci patrząc na nas będą się uczyć mimo woli jak godnie żyć
Ewa cała wypowiedź jest mądra i bardzo mi się podoba, ale – nie ma powodu aby poniżać dziecko, nigdy. Żadne dziecko nie zasługuje na poniżanie przez osobę której powinno ufać i która powinna się nim/nią opiekować.
Jeśli uczniowie maja problem z pijanymi opiekunami na wycieczce, czemu tego nie zgłaszają tego na policji?? Pijani nauczyciele to margines. Owszem bywa, ale ja też jeździłem jako uczeń i jako nauczyciel i może raz czy dwa widziałem podpitego nauczyciela.
Szkoła nie jest od wychowywania. Ma wspierać wychowanie, ale nie zrobi tego zamiast domu rodzinnego.
Niestety z tym wspieraniem też różnie bywa. Przeważnie się nie chce, bo wychowanie to zmudny proces i nalezy zacząc od najmłodszych lat. Na każdą akcję reakcja, a przecież trzeba program zrealizować, a po 4 lekcjach to się nie chce zostawac tylko do domu drugiej pracy leci i tak się wypycha ucznia ze szkoły niech się teraz ci w gimnazjum gryzą, a potem niech ci w szkole ponadgimnazjalnej niech sobie nie dadzą kubeł na głowę założyć.
Nie potrzeba restrykcji, ale własnie reagowac natychmiast i być w tych reakcjach konsekwentny inaczej wszystko się rozmywa i wciaż jest zabawa w ciuciubabkę. Uczniowi raz się uda, a rzadziej nie uda. Dlatego próbują.