Nie opłaca się wagarować
Organizujemy uczniom wiele atrakcji, aby tylko nie poszli na wagary. W tym roku Dzień Wagarowicza wypada szczególnie nieszczęśliwie, czyli w sobotę. Uczniowie mogą więc, opacznie pojmując ideę wagarowania, opuścić szkołę w piątek 20 marca i w poniedziałek 23. Całe szczęście, że po niedzieli mamy rekolekcje, czyli wagary z urzędu. Niech więc księża martwią się tym, jak zatrzymać uczniów w kościele.
Najbardziej prawdopodobnym Dniem Wagarowicza będzie więc piątek. Dlatego w piątek uczniowie będą mieć tak dużo atrakcji, aby zupełnie nie opłaciło im się uciekać ze szkoły. Klasa II d chciała mnie wprawdzie nabrać, błagając kilka dni temu, abym przełożył sprawdzian ze środy na ten właśnie piątek (miałaby świetny pretekst, aby pójść na wagary), ale nie dałem się zrobić w konia. Skoro szkoła traktuje 20 marca jak Dzień Wagarowicza i chce uczcić ten dzień czymś specjalnym, nie mogę działać na przekór i robić wtedy klasówki.
Niestety, niektórzy uczniowie wyczuli, że szkoła zorganizuje coś ekstra w piątek, dlatego uznali, że na wagary pójdą w czwartek, czyli dwa dni przed świętem. I tu spotkał ich niemiły zawód, bowiem dzisiaj też czekało na młodzież tyle atrakcji, że czystą głupotą byłoby uciekanie ze szkoły wtedy, kiedy prawie nie ma lekcji. Niektóre klasy nawet zostały wyprowadzone ze szkoły na takie atrakcje w mieście, że tylko brak rozumu skłoniłby kogokolwiek do pójścia na wagary.
Mam poważne obawy, że uczniowie w całym marcu nie znajdą takiego dnia, kiedy będzie im się opłacało ze szkoły uciec. Już my nauczyciele o to się postaramy, aby przez cały miesiąc działo się tyle ciekawych rzeczy, że nikt nawet nie pomyśli o wagarach. Kto wie, czy w ramach walki z wagarami rada pedagogiczna nie uzna, że w marcu należy w ogóle nie prowadzić lekcji. A gdyby uczniowie wpadli na pomysł, że w takim razie Dzień Wagarowicza przeniosą na kwiecień, to także w kwietniu możemy lekcji nie prowadzić. W ogóle możemy żadnych lekcji nie prowadzić do końca roku szkolnego, a tylko same gry, zabawy i rekolekcje, jeśli dzięki temu wybijemy uczniom z głów wagary.
Komentarze
Wojewodzki i Figurski zachowali sie niegodnie.Prezydentowi nalezy sie dwoja z minusem.
Tu gdzie obecnie mieszkam- nie ma Dnia Wagarowicza. Malo tego- oni nawet nie wiedza, ze mozna ze szkoly „sie urwac”. Bo po co? Lekcje sa ciekawe, nauczyciele wymagajacy ale i wyrozumiali, szkola uczy i bawi ( sa wystepy- po lekcjach w piatek mlodzi bez przymusu jada na przedstawienia). Mozna dostac w szkole nagrode za nauke, oddane w terminie zadania. Wiosna jak kazda pora roku jest wszedzie obecna. Gorzej w szkolach polonijnych. Tutaj musimy sie troche ponaciagac, aby zdazyc z programem. Tak, sa rekolekcje i Droga Krzyzowa ( szkoly przykoscielne maja swoje plusy, minusy tez sie znajda), a jednak nikt nigdzie nie ucieka. My robimy swoje, uczniowie swoje. Czego nie zdazymy w szkole, mlodzi nadrabiaja w domu. Tak wiec problemu nie ma. Ale gdy zapachnie kwietniem- to nie oni- a ja biore plecak, zalatwiam zastepstwo i ide na wagary od codziennosci. Wtapiam sie w tlum wielkiego miasta albo siedze nad jeziorem. Kazdego roku mam swoj Dzien Wagarowicza. Celebruje to, chociaz jako uczennica szkoly polskiej w Polsce- na „typowe” wagary nie chodzilam. Wiec skad to wszystko? Z potrzeby wolnosci. Z tego, aby pobyc sama ze soba. Swiat pedzi, a ja spokojnie zamawiam sobie kolejna kawe.