Autorytety nauczycieli
Wielu nauczycielom nie daje spokoju zachowanie kolegi ze szkoły w Rykach. Dyskutujemy o tym namiętnie w pokoju nauczycielskim, rozmawiamy z przyjaciółmi, znajomymi, oceniamy i sądzimy. Zastanawiamy się, jak każdy z nas by postąpił na miejscu kolegi, czyli w obliczu uczniów, którzy nie mają żadnych hamulców, aby atakować i znieważać swojego nauczyciela.
Uczyłem podobnych uczniów, więc wiem, że nie ma prostej recepty. Kolega, któremu wychowankowie ukradli telefon komórkowy, a przy okazji nieźle naubliżali, poinformował policję. W rezultacie chłopcy zostali wyrzuceni ze szkoły, następnie uznani za bohaterów przez środowisko przestępcze (usunięcie ze szkoły uznano za chrzest bojowy) i nigdy już do nauki nie powrócili. Do dziś mają problemy z prawem, siedzieli w więzieniu za inne sprawy. Matka jednego z chłopców błagała wtedy mojego kolegę, aby darował jej synowi ten wybryk. To jednak nie było takie proste. Machina administracyjna już ruszyła i nie było sposobu, aby ją zatrzymać. Poza tym ten nauczyciel nie chciał wyjść na durnia. Do dziś ma wyrzuty sumienia, że przyczynił się do upadku moralnego tych chłopców (tzn. nie pomógł im odbić się od dna, bo degeneratami już byli).
Byłem świadkiem różnych reakcji nauczycieli na wybryki uczniów. Widziałem, jak wychowawca przylał, zresztą mnie też się zdarzyło fizycznie reagować. Nawet rodzice prosili mnie, abym lał ich dzieci, bo sami już nie dają rady. I – nie będę ukrywał – lałem, aż z tego jako nauczyciel wyrosłem. Widziałem też, jak nauczyciele stosowali metody administracyjno-urzędnicze. Spisywali notatkę służbową, znajdowali świadków zdarzenia, doprowadzali do usunięcia ucznia ze szkoły – nie było mowy o litości. Sam zresztą też stosowałem metodę na wyrzucenie ze szkoły. Metody administracyjne mam w małym palcu, podobnie jak agresję.
Żadna z tych metod – ani przylanie uczniowi, ani udupienie go w białych rękawiczkach – nigdy nie napawały mnie dumą. Wyrzekłem się ich i staram się nie stosować. Są łatwe i śmiesznie proste w użyciu. Najłatwiej jest chwycić kogoś za łeb i wylać go na zbity pysk ze szkoły. Łatwo też jest ucznia dobić papierkami, przesłuchaniami, radami pedagogicznymi, a w końcu się go pozbyć, zostawić na drugi rok czy zrobić mu coś innego, aby zapamiętał do końca życia. Zachować się wobec agresywnego ucznia jak policjant lub jak urzędnik formalista jest bardzo łatwo. To każdy potrafi. A jednak nauczycielom powinny przyświecać inne wzorce niż policjant i urzędnik formalista.
Jakie postacie powinny być wzorcem dla nauczycieli? Nie wiem, jak dla kogo, ale dla mnie niedościgłymi wzorcami są Chrystus, Gandhi i Korczak. Nie zachowuję się jak oni, ale bardzo bym chciał i czasem próbuję. Postawa nadstawiania drugiego policzka, niereagowania złem na zło, lecz dobrem, odrzucenie przemocy w kontaktach z ludźmi, pokazywanie swoim życiem, że można się nie mścić, że można wybaczyć nie raz, lecz nawet 77 razy tej samej osobie – to są ideały, do których warto dążyć, ale które niezwykle trudno wcielać w życie. Niewielu jest dorosłych ludzi, którzy potrafią wybaczyć, mimo że mogą się zemścić, potrafią spokojnie przeczekać agresję, mimo że mogliby narobić agresorom kłopotów itd. A przecież warto na swojej drodze życiowej spotkać takich ludzi. To robi wrażenie. Nie od razu, ale ma wpływ na przyszłe zachowanie.
Pewnego razu podczas studiów, gdy byłem potwornie zdenerwowany i pod wpływem (problemy sercowe i zwykła głupota), przystanął obok mnie na uniwersyteckim korytarzu profesor, starszy człowiek. Przyjrzał mi się, a następnie zapytał, czy coś mi jest, czy na kogoś czekam. Odpowiedziałem bardzo wulgarnie, że nie czekam na niego i żeby się ode mnie odczepił (relacjonuję to bez wulgarności, której byłem wtedy sprawcą). Profesor oniemiał, chwilę stał w osłupieniu, a następnie spuścił oczy i odszedł bez słowa do swojego gabinetu. Stałem tam jeszcze godzinę, a następnie poszedłem dojść do siebie w akademiku. Od następnego dnia i właściwie aż do dzisiejszej chwili myślę, dlaczego profesor nie zareagował. Dlaczego nie wezwał policji (mogli mnie sprawdzić alkomatem), dlaczego nie poinformował dziekana, dlaczego nie wszczął procedury wyrzucenia mnie z uczelni? Ktoś mógłby powiedzieć, że nic nie zrobił i że zachował się jak ofiara losu. Nieprawda, ten człowiek zrobił bardzo wiele. Wysłuchałem później wielu wykładów tego człowieka i uczestniczyłem w licznych zajęciach, jakie prowadził, poznałem wyjątkową osobowość i wiedzę tego starszego łagodnego pana, a dziś, gdy piszę te słowa, łza kręci mi się w oku. Nie chcę się rozkleić, więc skończę wspominać.
Uważam, że nauczyciel z Ryków nie ma sobie absolutnie nic do zarzucenia. Jestem przekonany, że pokazał on młodzieży osobowość wyjątkową – dorosłego człowieka, który mimo zła wokół siebie usiłuje w spokoju prowadzić lekcję. Niby nie robi nic, a w rzeczywistości bardzo wiele. Szczerze go podziwiam. Nie byłbym w stanie tak postąpić jak on, gdyż jestem bardziej impulsywny i mniej panuję nad sobą. Jest mi jednak miło wiedzieć, że są nauczyciele, którzy potrafią nie odpłacać złem za zło, którzy potrafią cierpieć dla dobra innych, którzy spokojnie szerzą najwyższe wartości. Myślę, że taka postawa zrobiła na uczniach wrażenie i za jakiś czas docenią ją jako coś niezwykłego. A choćby nawet tylko jeden z jego uczniów to docenił, to dla tego jednego warto tak właśnie się zachować. Kto bowiem ratuje jednego człowieka, ten ratuje cały świat.
O takiej postawie pisał Fiodor Dostojewski w „Idiocie”, bo też świat traktuje łagodnych ludzi jak idiotów. Tak też przedstawili nauczyciela z Ryków dziennikarze w wywiadzie, jakiego udzielił: zagubionego, niepewnego siebie, przepraszającego. Nie ma się czego wstydzić. To raczej szkoła, w której pan pracował, powinna się wstydzić. Nie tylko łobuzy z lekcji, ale także dyrekcja, która teraz, gdy ma poparcie władz, bierze sprawców zła za łeb i wywala ze szkoły. Wyrzucenie ze szkoły to metoda bardzo skuteczna, ale ma ona niewiele wspólnego z pedagogiką, lecz jest typowym makiawelizmem: osiąganiem celu bez oglądania się na środki. Nie tak się powinno postąpić z tymi uczniami, nie tak. Ale raczej jak… No właśnie, jak kto?
Komentarze
Przez dwa lata pracy w szkole starałam się odpowiadać spokojem i łagodnością na uczniowskie wygłupy. Co prawda uczniowie nie traktowali mnie aż tak źle, jak nauczyciela z Ryków, ale na lekcjach bywało za głośno. Jako początkująca nauczycielka dostałam zresztą klasy trudne – taka zasada obowiązuje w wielu szkołach.
Od dyrekcji nie dostałam minimalnego wsparcia. Marzeniem Pana Dyrektora było, by przechodząc podczas lekcji szkolnym korytarzem, słyszał bzyczenie muchy. Ale zza drzwi mojej sali słychać było inne dźwięki. Już nie pracuję w szkole.
Więc moim zdaniem Pańska refleksja nijak się ma do rzeczywistości.
Ja tez uwazam ,iz nauczyciel w Rykach postapil dobrze. Chociaz akcja rozegrala sie w klasie- on ukazal to, czego niestety uczeszczajac do szkoly- nie posiadali jego uczniowie- klase. Klase- dobrego czlowieka, ktory nie chce nikomu zaszkodzic. A przede wszystkim tym, ktorych zna i uczy. Nie wiem jak postepowac z taka trudna mlodzieza. Nie umiem zaradzic chamstwu i obojetnosci. A jednak buntuje sie- jak ktos krzywdzi drugiego czlowieka. I to bez wzgledu na to, czy ma lat 15 czy 50. Tym pierwszym nalezy sie dobre wychowanie a tym drugim szacunek.
Nie zgadzam sie z Gospodarzem
Chrystus i Gandhi uczyli tez przede wszystkim odpowiedzialnosci za swoje slowa i czyny i stawiali BARDZO wysokie wymagania. Jako absolwentce szkoly imienia J. Korczaka, (w ktorej jego teorie wychowania traktowano serio) takze stawiano mi wymagania co do zachowania i nauki, ale tez pokazywano rozne mozliwoci rozwoju. Nie byla to szkola w ktorej byloby przyzwolenie na ponizanie uczniow, ale tez nie do pomyslenia bylo ponizanie nauczycieli. Oczywiscie zdarzaly sie nam rozne wybryki, czasami bardzo chamskie i glupie. Nikt nie wylatywal za to ze szkoly, ale tez nie bylo na to przyzwolenia, „zamiatania pod dywan” Musielismy przyjrzec sie swoim czynom. Bylam uczennica, ktora wielokrotnie stala na dywaniku u pani dyrektor, sama wpisalam sobie so zeszytu wiele uwag. Kazdy moj wybryk byl omawiany, az zrozumialam, ze byl niewlasciwy. A pani dyrektor byla goraca zwolenniczka J. Korczaka i wymagala od nauczycieli szacunku dla uczniow i wierzyla ze kazdy uczen jest niezwykly!
Glowny blad jaki popelniaja rodzice i nauczyciele to wlasnie zle zrozumienie tzw. „bezstresowowego wychowania” a nawet nauk Chrystusa czy Gandhiego. Wychowuje bezstrosowo to znaczy kocham, szanuje, daje dobry przyklad, nigdy nie ponizam, nawet jak ktos mnie poniza, ale tez UCZE JAK ZYC i nie boje sie wymagac od dziecka bycia szlachetnym, dobrym czlowiekiem, ktory dazy do samodoskonalenia sie i chce osiagnac wiele w zyciu. Wiekszosc nauczycieli i rodzicow rozumie „bezstresowe wychowanie” jako pozwalanie na wszystko, nawet na ponizanie drugiego czlowieka. Takie wychowanie wczesniej czy pozniej prowadzi do stresow, z ktorymi mlody czlowiek nie potrafi sobie poradzic. Wg mnie na tym polegala nauka Jezusa – naucz sie kochac i szanowac SIEBIE, a drugiego czlowieka jak siebie samego. I drugie – nikt nie jest bez grzechu, wiec trzeba przebaczac sobie i innym – przebaczac, ale nie byc obojetnym na krzywde innych.
Zdecydowanie nie pochwalam zachowania nauczyciela ze szkoly w Rykach. Z drugiej strony wiem, ze jestem osoba, ktora nie wiedzalaby jak sie zachowac w podobnej sytuacji, wiec taka sytuacja moglaby sie zdarzyc i na mojej lekcji. Dlatego nie nadaje sie do uczenia w panstwowej szkole. Za to dobrze sprawdzam sie pracujac ze studentami, wiec zycze temu nauczycielowi, zeby znalazl sobie inne miejsce, innych uczniow, ktorzy skorzystaja z jego wieloletniego doswiadczenia.
Pisze Pan bzdury. Ciekawe, czy chciałby Pan aby ten (lub taki) nauczyciel uczył Pana dzieci. Nie osądzam nauczyciela, gdyż on reaguje tak, jak media, współczesna oświata i „kultura” od niego wymaga tzn, nie reagować, róbta co chceta. I tyle.
„Myślę, że taka postawa zrobiła na uczniach wrażenie i za jakiś czas docenią ją jako coś niezwykłego.”
Bzdura. Podobne scenki miały miejsce wcześniej, wielokrotnie.
To jakie wrażenie na uczniach zrobiło i jak docenili można było obejrzeć na filmiku.
A wywalić ze szkoły to powinni tego nauczyciela.
Zgadzam się z Izabelą.
Co jest takiego wspaniałego w nie reagowaniu? przyklad podał Pan nietrafiony – studia to inna sprawa niż trudna młodzież. Pierwszy wyskok to tez co innego niż czyjaś systematyczna postawa, bark „publiki”, wykładowca nie brał odpowiedzialności za Pańskie zachowanie – i w gruncie rzeczy, porozmawiał z Panem o tym incydencie potem? Tu bym widział różnicę między jego przemyślanym zachowaniem a „olaniem” Pana jako pijanego idioty i pójściem w swoja stronę.
Stawiać młodzieży jasne granice i prowadzić dialog. Granice których przekraczanie w jedna stronę jest in plus, ale nieobowiązkowe, granice które nagięte w druga stronę jest bezwzględnie karane. Tak jest w życiu, wszyscy sie w takich granicach obracamy, one i tak są-bo jest policja j kuratorium, udawanie że ich nie ma i znoszenie „kosza na głowie” 77 razy nie uczy niczego. I podkreślam, ze bycie surowym jest fair. Jeśli ktoś „przegnie pałę” choćby trochę ale oberwie za to to będzie wiedział że granica jest i mam możliwość wyboru. Pułapką dobroduszności jest sytuacja gdy wpierw ustalamy granice, potem przymykamy oko na ich zacieranie i wybryki „na pograniczu” a gdy granice juz będzie przekraczał każdy i po kilka razy stwierdzamy że sobie nie radzimy, ustalamy granice od nowa, stanowczo i nieraz ze skutkiem wstecznym płacąc świętym oburzeniem „jak oni mogli”. Przecież sami uśpiliśmy ich czujność na zło ich zachowania przymykając oko. Dać jasne (i ludzkie, młodzież nie będzie chyba nigdy 100% skupiona i cicha-gdzieś trzeba lufcik uchylić) zasady i możliwość świadomego wyboru.
Po drugie-dialog i komunikacja, jak są wybryki przerwać lekcję, zasygnalizować (to nie to samo co powiedzieć! to cały zespół czynności z których mówienie nie jest najważniejsze!) swoja ocenę tego co sie dzieje i jeśli to możliwe pozyskać w miarę klarowną odpowiedź klasy na swoje stanowisko. Pewnie upraszczam bom nie pedagog ale nauczycieli którzy przychodzili robić swoje jak automaty olewało się z automatu, z nudy robilo czasem głupi żart i ogólnie życzyło by sczeźli marnie przed końcem 45 min bo przerwa będzie dłuższa. Nie wspominam ich jako autorytetów.
Jak kto? Hmmm Kant z jego imperatywami z odrobina twardego realizmu Nietzschego i spora dawką prawdy, pokory i finezji Sokratesa. Dokładniej nie umiem bo nie znam się na życiorysach.
Dobrze byłoby trzymać się faktów. Wszyscy pensjonariusze przetłoczonych więzień w Polsce byli kiedyś uczniami. Nie odnotowano jeszcze agresji uczniów początkowych klas szkoły podstawowej w stosunku do nauczycieli. A zatem proces demoralizacji uczniów wzrasta z wiekiem i szkoła kompletnie traci kontrolę nad tym procesem – a zatem nie reaguje wtedy, kiedy powinna reagować.
Nie każdy wybryk ucznia świadczy o jego demoralizacji. Pańskie zachowanie w stosunku do profesora jest tego najlepszym przykładem. Każdy ma trudne dni, trudne dni mają też uczniowie. Najczęściej jednak uczniowie nie przewidują konsekwencji swoich impulsywnych działań. Nauczyciele i szkoły reagują histerycznie, a w konsekwencji pogarszają sytuację. Dlaczego uczniów, którzy już w szkole podstawowej „testują” nauczycieli nie przenosi się na miesiąc lub trzy miesiące do odpowiednio odległej szkoły, aby dojeżdżając o około pół godziny dłużej mieli czas na przemyślenie swojego zachowania?
Księżyc jest wprawdzie daleko od ziemi, ale od niego zależą przypływy i odpływy morzach. Kiedy poprawi się istotnie (a nie tylko pozornie) zarówno ocenianie „wewnątrzszkolne”, jak i „ocenianie zewnętrzne” poprawi się tez istotnie zachowanie uczniów w naszych szkołach.
Nie zgadzam się z autorem. Nauczyciel brakiem swojej reakcji godził się na to co się zdarzyło. Niestety nie idealizowałbym tej sytuacji. Jest to niestety przykład bezsilności i braku jasnych reguł w oświacie – nauczyciel po prostu nie wiedział jak ma się w tej sytuacji zachować. Jestem o tym przekonany. Jestem z innego środowiska, jednak uważam, że bez wyciągania konsekwencji za takie zachowania nie uzdowimy tego społeczeństwa. Należy mieć odwagę cywilną i stawiać jasne granice łącznie z wyciąganiem konsekwencji. W innym przypadku będziemy społeczenstwem psychopatów. Milczenie = przyzwolenie. Uważam, że głównym problemem w tym w większości sfeminizowanym zawodzie pozostaje bardzo słabe sito z zakresu psychologii i umiejętności działań w sytuacjach kryzysowych.
Czy, jeśli ktoś jest nauczycielem, to prawa człowieka się doń nie odnoszą?
Czy, jeśli ktoś jest nauczycielem, to przestaje być mężczyzną, musi udawać, że splunięcie to deszcz i bronić godności własnej nie może? Gandhi, Chrystus, to chyba nazbyt górnolotnie. To wychowanie i propaganda naszych czasów i uczonych mężów, tych którzy odrzucili naturalne odruchy, boć to agresja, a oni piszą za srebrniki programy przeciwko niej. Nauczyciel unisex, ni on ni ona, oto stoi na pomniku ideał!!! A tego Pana z Ryk, to szkoda. A swoją drogą jaka znakomita dyrekcja, jakiż pomnik światłej polityki kadrowej organu prowadzącego szkołę, ąz rośnie we mnie dusza …
Na początku, gdy zobaczyłam sytuację w szkole w Rykach zareagowałam świętym oburzeniem, że niby jak to – nauczyciel z takim stażem nie potrafił poradzić sobie z aroganckimi uczniami!? Po czym szybko przypomniałam sobie swoje niedawne początki pracy nauczycielskiej, gdy średnio raz na tydzień skarżyłam sie wychowawcom danej klasy, że nie potrafię opanować rozmów i zachowań uczniów. W odpowiedzi otrzymałam sugestię, że widocznie jestem za łagodna i mam zastosować metodę terroryzującą, czyli zacząć pytać przeszkadzających delikwentów. Ponieważ jest to metoda sprzeczna z moim charakterem i pojmowaniem nauczania języka polskiego ( nie potrafię po prostu odpytywać z interpretacji wiersza z poprzedniej lekcji)stosuję ją w momentach kryzysu mojego tzw. powołania.
Pytanie, które zrodziło sie w mojej głowie po lekturze powyższego wpisu niepokoi mnie bardzo… Czy sytuacja łagodnego wg jednych, a nieudolnego wg innych „współbraci” ze środowiska, nauczyciela dotknie kiedyś i mnie?
Czy prędzej idealizm wywietrzeje z mej głowy i tak jak jotka wybiorę zmianę zawodu, gdyż wg kryteriów min. Handke pewnie nie mam predyspozycji zawodowych do misji nauczania? Oto jest pytanie na miarę belfra-Hamleta XXI wieku…
Dariusz Ch. – prawie jak Victor Hugo. Ideologia XIX wieku w czystej postaci. Nie żżymać się, nie komentować, tylko ściągnąć, wydrukować i zalaminować. Albo zaimpregnować w spirytusie. :/
Niestety większość dyskutantów reaguje instynktownie jak wilki w stadzie, czyli odpowiada „zgodną z prawem” agresją na agresję. Karać, wyrzucać, poniżać, bić, wszystko tylko nie wychowywać. Jakby nie rozumieli, że prowadzi to na ogól do eskalacji agresji, a na tym polu uczniowie mają zdecydowaną przewagę, aż do pobicia czy zabójstwa włacznie. Z moich doświadczeń wynika, że konsekwentne stosowanie motywacji pozytywnych (nagroda cenniejsza od kary) daje w 95% przypadków odpowiednie rezultaty. Myślę, że rozumiem intencje Autora i popieram je.
Wyjątkowo pięknie napisany odcinek bloga i świetne niektóre komentarze. Dobrze że w końcu ukazany został ludzki wymiar pracy nauczyciela, z problemami i dylematami z jakimi się zmaga. Często, jak to opisał Gospodarz, problemami szalenie trudnymi do rozwiązania. Bo to nie jest tak jak sobie myślą niektórzy, że nauczyciel jest takim trollem ktory tylko siedzi za biurkiem, łypie złym okiem na klasę, co jakiś czas wykrzykuje: „Malinowski, pała!” i nic tak naprawdę go nie interesuje.
Wszyscy jesteśmy ludźmi i o tym trzeba pamiętać.
Natomiast to że nie jesteśmy doskonali nie oznacza zgody na nic nierobienie gdy sytuacja tego wymaga.
Jeśli Gospodarz przywołuje tu Chrystusa to trzeba zaznaczyć że On zawsze reagował na zło, nigdy nie przechodził obojętnie obok niego. Łagodność i bezgraniczne miłosierdzie rezerwował dla tych, którzy przychodzili prosić o litość i chcieli naprawić swoje życie. I tylko dla tych (jakże często wypowiadał słowa: „twoja wiara cię uzdrowiła”). Człowiek więc musi być odpowiedzialny a jeśli jest dzieckiem, to musi się tej odpowiedzialności uczyć. Tu całkowicie zgadzam się z Izabelą.
Co do dzisiejszej szkoły to myślę że brak jest wypracowanych metod reakcji na takie zachowania uczniów. Reakcja ta nie może być według widzimisie wymyślonego na poczekaniu przez tego czy innego nauczyciela. Uczniowie muszą wiedzieć co może ich za takie zachowania spotkać. Jak pisałem we wcześniejszych postach, czas wreszcie uwolnić się od patologicznie rozumianego „bezstesowego wychowania” gdzie dziecku wszystko wolno i co by nie zrobiło to jest dobrze.
Obecna „paleta kar” według mnie jest zbyt wąska i albo za wybryki uczniowi się upiecze albo stanie mu się krzywda (co opisał Gospodarz). No tak być nie może bo nie chcąc robić dziecku krzywdy utwierdzamy go w bezkarności. Należy wprowadzić kary nie robiące krzywdy ale dokuczliwe i przy okazji wychowawcze. Może być np. nakaz posprzątania szkolnego podwórka. Musi oczywiście być na to przyzwolenie społeczne ale innej drogi nie ma bo widać że szkoła sama sobie w tej materii nie poradzi.
do Lordjohn
O tej motywacji pozytywnej to ja ciągle slyszę i nawet to jest prawda;-)Problem w tym, że to mielenie jęzorami motywacji pozytywnej sluży również za argument dla braku adekwatnej reakcji w przypadku tych trefnych 5%;-)(najbardziej dokuczliwych jak nietrudno się domyślić!).
A potem przychodzi jakis Giertych czy inny Kaczyński i traktuje te 5% jako argument,że trzeba wszystkich(!!!) uczniów [i nie tylko;-)] wziąć za twarz, im mocniej tym lepiej.
W ten sposób jedna pedagogicza utopia i skrajność wspiera drugą!!!
Rozumię Pana jeśli chodzi o wyeliminowanie fizycznej agresji. Ja też ją wyeliminowałem. Rozumię, że misją szkoły jest, aby nie robić uczniom krzywdy. Zastanowić się 10 razy, zanim ucznia się wyrzuci (w gimnazjum nie da się). Procedury administracyjne też mają sens, ale nie muszą się kończyć usunięciem ze szkoły. Mają taki sens, że coś czego nie ma w dokumentacji – tego nie było. Przynajmniej dla sądu, kuratorium czy rodziców, inaczej wszystkich, którzy sięgają po przepisy prawa, gdy sytuacja wymknie się spod kontroli. Zapominamy też o jednym – swoją miarką mierzymy świat. Jeśli Pan jest człowiekiem pełnym, może sprzecznych, ale jednak uczuć, to inni też uczucia mają podobne do Pana. Prowodyr klasowy może uczuć nie przeżywać podobnie jak Pan, może na przykład być psychopatą, co ze względu na młody wiek wydaje się nieprawdopodobne. A na psychopatę przykład Chrystusa czy Ghandiego nie działa. To co wtedy, mamy sprawiać mu przyjemność nadstawiając drugi policzek, bo liczymy, że sami zostaniemy wtedy świętym ?
Myślę, że od tego są różne metody wychowawcze, aby je stosować stopniowo – z wyrzuceniem ze szkoły włącznie. Dalej twierdzę, że do tego potrzebna jest współpraca całego grona i odpowiednie szkolenia, które konieczność takiej współpracy uzmysłowią. Inaczej nauczyciel zostaje sam i eksperymentuje tracąc siły, autorytrt i czas. Aż się zaskorupi w postaci kata lub ofiary, w zależności od jego własnej psychiki. Jeśli na jego drodze nie stanie przypadkiem uczeń-psychopata, to może tak przetrwa do emerytury. Nauczyciel w Rykach nie miał takiego szczęścia.
Jak zawsze młodzi sprawdzają,jak daleko mogą się posunąc w swoich wybrykach.Sprawdzają swoją siłe.Przesuwają granice.Coraz bardziej czują się bezkarni,ponieważ nie zareagowano,nie podjęto z nimi dialogu,nie przedstawiono swojego stanowiska.Sytuacja,w której nauczyciel nadstawia policzek,będzie dla młodych zawsze oznaką słabości człowieka,którą można wykorzystac.Klasa szkolna czy wogóle przestrzeń szkolna,to zawsze była jest i będzie próba sił:władza vs bunt.Nie zawsze jest to agrasja ze storny uczniów,tak jak chca to postrzegac nauczyciele.Jednak w wielu przypadkach sfrustrowany bunt przeradza się w agresję.Podobnie jak nauczyciele czują duży dykomfort struktur edukacyjnych w skali makro,tak samo uczniowe czują skrępowanie w skali mikro (np.forma prowadzenia lekcji przez nauczyciela).
Takie sytuacje przedstawiane w mediach nie powinny skupiac się nad obwinianiem jednej czy drugiej strony,bo wina zazwyczaj leży pośrodku,np. w bezczelności uczniów i bezradności nauczyciela.Jak już tu ktoś wspomniał wcześniej w komentarzach,powinniśmy się skupic nad ustaleniem wyraźnych granic,konsekwentnym ich rzestrzeganiem(bez przymykania oka na niektóre występki),i stworzeniem katalogu róznorodnych kar odpowiadających za ciężar przewinienia.Jednak myślę,że chłodny system,pewna struktura oraz pewne procedury postepowania w pewnych sytuacjach,o których tu mówimy nie załatwi wszystkiego.Do tego wszystkiego obowiązkowo powinien dołączony byc dialog,chcec rozmowy,zrozumienia i pomocy.I szkoła tak samo jak rodzic jako pierwszy powinien wyciągnąc rękę do młodego czlowieka z uwagi na doświadczenie,autorytet i misję jaką prowadzi.Mówi się,że wychowanie młodych ludzi pozostawiono ulicy,szkole i sądom dla nieletnich.Niestety to prawda.Dlatego dialog nie powinien zatrzymywac się jedynie na poziomie nauczyciel-uczeń.Myślę,że współpraca jest potrzebna między tymi wszystkimi instytucjami dołączając do tego zwłaszcza rodziców.Bez wspólpracy i dialogu każdy (uczeń nauczyciel szkoła rodzice ośrodki wychowawcze) będzie samotną wyspą borykającą się z eskalacją problemów.
Bardzo wazne glosy w dyskusji. To przeciez podstawy, a jakze czesto o tym zapominamy.
Atomowka
„Jak zawsze młodzi sprawdzają,jak daleko mogą się posunąc w swoich wybrykach.Sprawdzają swoją siłe.Przesuwają granice.Coraz bardziej czują się bezkarni,ponieważ nie zareagowano,nie podjęto z nimi dialogu,nie przedstawiono swojego stanowiska.Sytuacja,w której nauczyciel nadstawia policzek,będzie dla młodych zawsze oznaką słabości człowieka,którą można wykorzystac”.
Oen
„Stawiać młodzieży jasne granice i prowadzić dialog. Granice których przekraczanie w jedna stronę jest in plus, ale nieobowiązkowe, granice które nagięte w druga stronę jest bezwzględnie karane. Tak jest w życiu, wszyscy sie w takich granicach obracamy”
Male dzieci i mlodzie ludzie lubia jasno wytyczone granice, takich granic sie domagaja, szukaja ich, to porzadkuje ich swiat. Jako nastolatkowie probuja przekroczyc i to jest normalne zachowanie. Z mojego doswiadczenia wynika, ze tych granic we wspolczesnym wychowaniu jest zbyt malo.
Andre
„Co do dzisiejszej szkoły to myślę że brak jest wypracowanych metod reakcji na takie zachowania uczniów. Reakcja ta nie może być według widzimisie wymyślonego na poczekaniu przez tego czy innego nauczyciela. Uczniowie muszą wiedzieć co może ich za takie zachowania spotkać. Jak pisałem we wcześniejszych postach, czas wreszcie uwolnić się od patologicznie rozumianego ?bezstesowego wychowania? gdzie dziecku wszystko wolno i co by nie zrobiło to jest dobrze.”
>Klasa szkolna czy wogóle przestrzeń szkolna,to zawsze(?) była jest i będzie próba sił:władza vs bunt.<
Oj chyba mamy wąskie horyzonty;-))))Jest jeszcze wspólpraca pod warunkiem wspólnoty interesów,co się da zrobić.
Mam inne doświadczenia!Z harcerstwa przede wszystkim, ale i ze szkoly.Jesli w jakiejś szkole jest tylko taka alternatywa, to przez prymitywów-dyrektorów, którzy albo tylko tak postrzegają rzeczywistość albo mają tyle za uszami,że tylko totalne przecięcie normalnej komunikacji może ich i ich stolek uratować;-))))
Zenku,
Nie watpię w to,że ludzie w szkole mogą ze sobą współpracowac.W moim poprzednim komentarzu patrzyłam na szkołe jako na instytucję przemocy symbolicznej ze swoim ukrytym programem.Z tego punktu widzenia szkoła ze swojego założenia jest swojego rodzaju naciskiem instytucjonalnym na uczniów a jej funkcjonariusze swoim oddziaływaniem przedstawiaja się niektórym uczniom jako władza uzywająca pewnych form przemocy.Nic dziwnego,że uczniowie się buntują i znajdują ujście swojej frustracji w agresji.(Co oczywiście nie usprawiedliwia ich zachowań!)
Szkoła jest instytucją przekazu kultury uprawomocnionej, tej którą reprezentują klasy uprzywilejowane.
Przemoc symboliczna w szkole ma wiele form,które nie pomagają w dialogu z uczniem a właśnie ustawiają go w opozycji.Takimi formami jest już sam układ sali,postawa nauczyciela,który przedstawia siebie jako funkcjonariusza pewnej hierarchicznej struktury oraz tego,który jako jedyny posiada monopol na wiedzę;ocena wykorzystywana jest przez nauczycieli jako etykietowanie uczniów itd.Poza tym cały ukryty program szkolny skonstruowany jest po to,by odtwarzac struktury społeczne.(Z podkreśleniem tego,że wcale nie dązy się do wyrównywania szans!)
Zenek,nadal uważasz to za wąskie horyzonty?!;-)
Naczytalaś się Kwiecińskiego(bądź innego doktrynera z tej szkólki),ale on o innej szkole pisal, na dodatek wyidealizowanej negatywnie
Widzę, że nadszedł czas na zwierzenia. Mam za sobą historię podobną trochę do tej Nauczyciela w Rykach. Tzn. moja była na gruncie prywatnym. Nie będę się rozpisywać, jaka była przyczyna.
Byłam nękana przez jedną z matek z klasy przez cały rok szkolny. Chamskie teksty na ulicy, telefony z awanturami, smsy, rechoty, miny. Żenada kompletna. Zachowywałam spokój i próbowałam z twarzą wyjść z tej sytuacji nie reagując na zaczepki. Nie ukrywam, że z jednej strony gotowałam się w środku (ileż można!), z drugiej – miałam satysfakcję, że nie daję się sprowokować do publicznej pyskówki, że umiem zachować klasę. Niestety – moja postawa nakręcała jeszcze bardziej rzeczoną mamę. Czepiała się mojej córki itd. Miałam nadzieję, że po wakacjach da sobie spokój. Nic z tych rzeczy. Od września wznowiła szykany. W końcu zadzwoniłam do jej męża i zagroziłam, że zgłoszę sprawę na policję. Pani w miarę się uspokoiła chociaż intryguje dalej.
Powiem tyle – na chamstwo zachowanie spokoju, klasy, bycie ponad NIE DZIAŁA. Nakręca jeszcze bardziej. Myślę, że tym ludziom potem chodzi już o to, żeby wyprowadzić z równowagi osobę nękaną. Gdyby sprawa w Rykach nie wyszła poza ściany klasy, łobuz posunąłby się dalej. A w otoczeniu zawsze znajdą się ci, którzy pytają – co ty mu takiego zrobiłeś , że tak cię nienawidzi. I zostaje się kompletnie samemu na polu walki, której nigdy nie chciało się prowadzić. Jestem przekonana, że ten nauczyciel nigdy nie tępił swoich uczniów, wręcz był dla nich za dobry. No to ma.
Piekny wpis Gospodarzu!
„Najłatwiej jest chwycić kogoś za łeb i wylać go na zbity pysk ze szkoły. Łatwo też jest ucznia dobić papierkami, przesłuchaniami, radami pedagogicznymi, a w końcu się go pozbyć, zostawić na drugi rok czy zrobić mu coś innego, aby zapamiętał do końca życia. ”
Wychowywac i tlumaczyc wymaga juz mnostwa, czasu, wysilku, zdolnosci. „Wychowywac” w polskiej szkole nie jest uznawane w „papierach” do awansu, wiec nauczyciele ida na latwizne-zeszmacic i pozbyc sie. W tym kontekscie nauczyciel z ryk jawi sie idealem – profesjonalista, ktorego Pan, w imie propagowawanej przez siebie, lojalnosci srodowiskowej, broni.
Jako czlowieka i owszem nalezy mu sie szacunek i wspolczucie ale my tu dyskutujemy takze o roli nauczyciela w szkole i wielu poczatkujacych nauczycieli nas tu czyta-nie mozna im mowic, ze w tym zawodzie wystarczy byc „dobrym sercem”. Pewnie najlepsza recepta na nauczyciela to: dobry ale srogi, albo srogi ale dobry.
Mysle jednak, ze co innego piekna dobroc i wyrozumialosc a co innego bycie pedagogiem, ktorego obowiazkiem jest reagowanie i pokazywanie uczniom granic, dla ich dobra. W kazdym podreczniku dla poczatkujacych matek i ojcow mozna to wyczytac. Niestety na polskich uniwersytetach tego nie ma? Czy tylko moj univerek taki slaby byl? Co o tym sadzicie koledzy?
Nie chcialabym przylaczac sie do ogolnopolskiej fali krytyki dla nauczyczyciela z Ryk, niemniej jednak przychylam sie do zdania Andre:
„Co do dzisiejszej szkoły to myślę że brak jest wypracowanych metod reakcji na takie zachowania uczniów. Reakcja ta nie może być według widzimisie wymyślonego na poczekaniu przez tego (nie reagowac, robta co chceta, przyp. tsubaki) czy innego nauczyciela (wyrzuce sku…la ze szkoly, przyp. tsubaki). Uczniowie muszą wiedzieć co może ich za takie zachowania spotkac.”
A od siebie dodam, ze wypracowywanie metod powinno zaczac sie juz na poziomie wychowania przedszkolnego czyli na wydzialach sie tym specjalizujacych. Trudno tu winic nauczycieli zdanych na samych siebie.
Co do prac spolecznych, Andre, uwazam, ze wartosc sprzatania wlasnego czy szkolnego podworka winna byc drobiazgowo omowiona z uczniami i wykonywania nie jako kara ale z poczucia obowiazku; jazda na drugi koniec miasta, do innej szkoly przez kilka miesiecy, zeby mial czas przemyslec to i owo, brzmi „efektywniej”.
Pewnie juz Giertychowi chidzilo o zerwanie z falszywie rozumiana zasada bezstresowego wychowania tylko ubral mysli malo „przyswajalnie” dla poczciwego Polaka, byl tez za szybki i stad taka porazka. Musi sie jeszcze pare pokolen „bezstresowo” wychowac, tysiace kublow na glowach zladowac, i kilka pokolen rodzicow musi wypic gorzkie lzy rozczarowania, by wreszcie powaznie problem zaczac traktowac.
Obserwacje swoje opieram nie tylko na pracy w szkole ale i w domu wychowujac dziecko. Nie ma kar i nagrod, nie ma dyskusji za co sa kary i nagrody, jest coraz wiecej samowoli i przeciagania granic. Dyskuska natomiast wymaga WYSILKU.
Jak ktos tu juz wspomnial a co wielu specjalistow powtarza, dziecko czuje sie bezpieczniej znajac dokladnie granice, ktorych przekroczyc mu nie wolno. Wbrew pozorom takze spodziewana kara jest dla dziecka bardziej ksztalcaca niz jej brak w sytuacji kiedy sie jej spodziewal. Takich niuansow trzeba uczyc nauczycieli a nie marudzic, ze studenci coraz gorsi.
Ryba psuje sie od glowy.
Zenek, lepiej Ci powiem…..Foucault ” Nadzorowac i karac”, Bernstein „Odtwarzanie kultury” i Bourdieu „Reprodukcja”.Polecam.Same szlagiery,który każdy światły obywatel powinien znac.
Zenek,w sumie to się dziwie,że po raz pierwszy nie jesteś dośc krytyczny?Czyżbyś czuł słodką wolnośc w szkole?;-)
Kwieciński też ich czytal i upowszechnial.Problem w tym,że tamci „znawcy” podobnie jak nasi nie splamili się szkolnymi pozadziecięcymi doświwdczeniami.Oni po prostu, tak z glowy, wiedzieli jak jest i jak ma być;-)I ladnie o tym pisali;-)
Ten typ „intelektualisty” i filozofa bardzo ladnie eksperyment Sokala zdemaskowal [każdy światly obywatel powinien znać;-)]
Mnie by bardziej pasowalo myślenie o szkole w kategoriach wspólczesnych nauk o kierowaniu i zarządzaniu – one są oparte na praktyce i doświadczeniu;-)))
Zenek,
kto to ten Sokala?co to za eksperyment?
I oni tak nie z głowy,a z badań lub analizy.Zresztą co w tym złego,że ktoś przedstawia jak jest i jak powinno byc.CHyba od tego powinno się zacząc.Co chcesz zmieniac,jeżeli nie masz ogólnego,krytycznego,demaskacyjnego i emancypacyjnego oglądu na całośc a tylko na fragment swojej rzeczywistości?
Czepiając się kierowania i zarządzania.Kierowanie i zarządzanie czym dokładnie i w jakim celu?Nie jest to zły pomysł,ale tez broń obosieczna.Ową idee bowiem możnaby spłaszczyc tylko do kwestii ekonomizmu działania.Cała esencje humanizmu szlag by trafił w takim podejściu.A wydaje mi się,że z takim pomysłem byłoby trudno o wyważenie wszystkiego.Ekonomiz z ludzką twarzą to wielka sztuka,nie wydaje mi się,żeby udał się na masową skalę.
Swietny wpis Tsubaki!
„Mysle jednak, ze co innego piekna dobroc i wyrozumialosc a co innego bycie pedagogiem, ktorego obowiazkiem jest reagowanie i pokazywanie uczniom granic, dla ich dobra. W kazdym podreczniku dla poczatkujacych matek i ojcow mozna to wyczytac. Niestety na polskich uniwersytetach tego nie ma? Czy tylko moj univerek taki slaby byl? Co o tym sadzicie koledzy?”
Niestety mimo wielu godzin historii pedagogiki i roznego typu psychologii, nie wynioslam duzo z zajec na swoim uniwersytecie, nic przydatnego na lekcji, teoria zupelnie oderwana od szkolnej rzeczywistosci. Ale kilka lat pozniej mialam ogromna przyjemnosc przejsc przez prawdziwy kurs pedagogiczno-metodyczny przygotowany przez Melanie Ellis. Pamietam niebieska ksiazeczke do cwiczen nazywany zeszytem obserwacji (100 godzin samodzielnej pracy polegajacej na obserwacji innych nauczycieli, a co najwaznejsze analiza swoich lekcji na video, albo obserwowanych przez zaprzyjaznionego nauczyciela.
Ktos na ty forum dal przyklad amerykanskiej super niani – gdzie wszystko zaczyna sie od obserwacji domu przez ukryta kamere, (a potem zawsze wychodzi, ze to rodzice sa przyczyna takiego a nie innego zachowania dzieci), a nastepnym krokiem jest analiza. Mniej wiecej na tym to polegalo, tylko ze lekcje ocenialo sie zwracajac za kazdym razem uwage na cos innego. To tak w bardzo wielkim uproszczeniu.
Dziekuje Melanie!
Poszukaj nazwiska Sokal w googlu, ew.książki wyd.Prószyński „Modne bzdury” wspólautorstwa tegoż pana…;-)
>I oni tak nie z głowy,a z badań lub analizy.<
Problem polega wlaśnie na tym,że oni nie z badań i analizy tylko tak im się widzi i tak się ladnie i ciekawie dla publiki napisalo;-)
Nauczyciel w Rykach miał obowiązek zareagować, bo oprócz kilku bandytów miał też nauczać resztę. Do niego należy proces kierowania pracą uczniów. kierował tak, że mu lżyli i zrobili z niego małpę. Jakim przykładem był dla młodych uczniów.
Gdyby granice były jasno okreslone, a konsekwencje klarowne i natychmiastowe to uczniom nieskoro byłoby do sprawdzania hdzie sa te granice.
Zgadzam się z poglądem, że za dużo jest skrajności. Nauczyciel atakowany przestaje wchodzić w dialog z uczniami tylko zasłania się procedurami lub przesuwa granice jak ten bohater medialny. Dlaczego tak jest? Bo nikt nie oczekuje od nauczyciela aby było inaczej. Nie patrzy sie na to jaki uczeń wychodzi ze szkoły, ale czy potrafi rozwiązywać testy. jak przy okazji potrafi powiedzieć dziękuję lub przepraszam to mozna mu śmiało dac wzorowe zachowanie.