Płonie szkoła
Kilka dni temu mieliśmy w szkole ćwiczenia w posługiwaniu się gaśnicami, a dzisiaj dowiaduję się, że pali się szkoła podstawowa w Zamościu. Niechętnie szliśmy na ćwiczenia przeciwpożarowe, gdyż trudno nam było sobie wyobrazić, że taka umiejętność może być przydatna. Całe popołudnie zmarnowane. Przecież szkoły nie płoną.
Dwa razy w roku organizowane są w moim liceum próby ewakuacji w razie pożaru. To dużo ponad obowiązujące normy. Ale nadal ćwiczymy. Potrafimy ewakuować się w ciągu 3 minut. Jednak co roku w szkole wymianie ulega jedna trzecia uczniów. Nie wiadomo, czy nowy narybek został odpowiednio przeszkolony w poprzednich szkołach. Jeśli nie, może być problem. A zatem wciąż ćwiczymy, gdyż licho nie śpi. Oprócz tego kadra regularnie się szkoli. Nie wszystkim to się podoba.
Dawniej zdarzało się, że podczas prób niektórzy nauczyciele lekceważyli alarm. Kartkówkę trzeba było dokończyć, sprawdzian doprowadzić do końca, a temat wytłumaczyć. Teraz już nikt tak się nie zachowuje (znowu pewności nie można mieć w przypadku nowych nauczycieli, dlatego znowu sobie poćwiczymy), gdyż dyrekcja przemówiła ludziom do rozsądku. Przede wszystkim odpowiadamy za bezpieczeństwo uczniów, natomiast za wiedzę i umiejętności odpowiadamy w dalszej kolejności.
Szkoła może się zapalić, w klasie może zawalić się podłoga, dach może spaść ludziom na głowę, może też oberwać się poręcz – wszystko to być może, a nawet jeszcze więcej. Najważniejsze jest wiedzieć, jak się zachować, gdy nieszczęście przytrafi się właśnie w naszej placówce. Aby wiedzieć, jak być może, trzeba przeprowadzać próby. Naprawdę niech nikomu nie będzie żal czasu przeznaczonego na próbne ewakuacje, gdyż dzięki takim ćwiczeniom można będzie uratować ludzkie życie. Szkoły, niestety, płoną. Wszyscy pracownicy szkoły i uczniowie muszą więc na wszelki wypadek wiedzieć, jak się w podczas pożaru zachować.
Komentarze
ja nie pamiętam kiedy ostatnio w mojej szkole odbyły się takowe ćwiczenia w razie „W”…..
w każdym bądź razie powinno coś takiego być zorganizowane. Czyżby nie starczało czasu? Czyżby lekcje się marnowały? hymmm pomyślmy…
Bardzo odpowiedzialny człowiek kieruje Waszą szkołą skoro wielokrotnie przekraczacie normy wykonywania próbnych alarmów.
Ja mam przyjemność zajmować się tą sfera bezpieczeństwa szkoły. Rzetelnie szkolę co roku pierwszaków i przypominam uczniom klas drugich zasady ewakuacji młodzieży z budynków szkoły. Przy okazji – podążając za apelem miejscowej Policji – informuję młodzież o przepisach prawa karnego dotyczących mobbingu oraz odpowiedzialności karnej za wywoływanie fałszywych alarmów. Są przygotowani. Dyrekcja nie przeprowadza jednak tej normatywnej próby, a młodzież nawet upomina się o taką atrakcję. Póki co – odstukać w niemalowane – jest bezpiecznie. Nie ma problemów z mobbingiem, od paru lat nie było fałszywych alarmów. Sielanka. „Strzeżonego… „Takie hasło powiesiłem w gablocie gdzie eksponuję materiały propagandowe na temat wszelkich form bezpieczeństwa. I to działa.
nie przypominam sobie by w 21 odbyły się kiedykolwiek cwiczenia przeciwpożarowe, a uczęszczam do tej szkoły już trzeci rok
Oj, jaki istotny wpis!
Czyli gospodarz tworzy tu wirtualną szkolę swoich marzeń;-))))
Szanowny Panie Profesorze,
ćwiczenia ewakuacji są potrzebne. Pewne odruchy należy wpajać aż do momentu, gdy stana się odruchami mięśniowymi, czyli wykonywanymi automatycznie, bezmyślnie wręcz, w odpowiedzi na jakiś tam bodziec (sygnał alarmu). Pozwala to zmniejszyć panikę, która doprowadza do wielu szkód. W przypadku pożaru szkoły- budynku wielokondygnacyjnego- panika może spowodować ofiary. Czy uczy się kogokolwiek jak zapanować nad np. setką panicznie zbiegających po schodach uczniów?
prusak:
Eee, nie siej tu herezji, raz były!
Odkąd chodzę do liceum nie przypominam sobie żadnych prób ewakuacji, owszem na PO pan profesor wkładał nam usilnie sposób ewakuacji, tłumaczył jak ewakuować się z naszego budynku.
Uważam, że takie ćwiczenia powinny odbywać się w każdych szkołach. Przecież chodzi tu o nasze bezpieczeństwo!
Cwiczenia ewakulacji w angielskich akademikach odbywaja sie co pol roku. Wyglada to tak: zwykle o jakiejs niehumanitarnej porze (jak 5.45 – za wczesnie na wstawanie i za pozno aby wracac do lozek) rozbrzmiewa alarm. tlumek niemrawo sunie do lazienki, potem do kuchni po kawe, potem po zapomniane skarpetki i czapke (zimno i mrzy, jak tu wyjsc w pizamie?) i wreszcie wysypuje sie na zewnatrz…
Ciekawe czy efekt zakodowania czynnosci powtorzyl by sie w czasie prawdziwego alarmu…
A pozar szkoly przerobilam. Dziekuje, nikomu nie zycze. Ofiar paniki nie bylo, ale ci ktorzy zignorowali alarm trafili do szpitala zaczadzeni…
wyrazy wspulczucia