Co działa na uczniów?
Ostro, surowo i krótko za twarz. Nie każdy nauczyciel to potrafi, ale wielu ceni właśnie takie metody. Niektórzy nawet planują, że po wakacjach wezmą wszystkich za łeb i nie popuszczą. Nie takie to łatwe, ale pomarzyć warto.
Z natury nie jestem ostry, surowy i nie potrafię trzymać za buzię. Aby takim być, muszę te cechy w sobie wypracowywać. To oznacza, że miewam problemy z dyscypliną. Czasem jak ktoś do mnie wpadnie na lekcję, to tak krzyknie, że uczniom włosy stają dęba ze strachu. Przed chwilą hałasowali, a tu na widok surowego nauczyciela truchleją. Ale bywa też tak, że wpada na moją lekcję nauczyciel, na którego widok uczniowie przybierają pozy „możesz mi skoczyć”. Strasznie to wygląda, a mnie uświadamia, do czego zdolni są moi uczniowie. Do tej pory wydawało mi się, że to mnie nie szanują, a tu proszę – pokazali, na czym polega prawdziwe lekceważenie.
Jestem gdzieś pomiędzy. Ani przesadnie szanowany, ani nadmiernie lekceważony. Zdarza mi się być potraktowanym fatalnie przez uczniów, ale też trafiają mi się chwile, że okazują wyjątkowy szacunek. Podejrzewam, że większość nauczycieli ma podobne doświadczenia: szacunek i uznanie mieszają się z lekceważeniem i brakiem szacunku. Bywają jednak nauczyciele, którzy otrzymują od uczniów tylko uznanie, oraz tacy, którzy otrzymują tylko lekceważenie. Czym sobie na to zasłużyli?
Czasem mam wrażenie, że nauczyciele z ciężką ręką i ostrym sposobem bycia mają lepiej. A jak komuś w piersi bije zbyt miękkie serce, to z góry skazany jest na porażkę. Dlatego od czasu do czasu, gdy mi już miękkość bokiem wychodzi, robię się twardy, ostry, surowy i wiecznie niezadowolony. Właśnie czuję, że bierze mnie przemożna chęć, aby stwardnieć. Nie na długo, ale przynajmniej na parę miesięcy.
Komentarze
Jak wynika z badań psychologów są dwa rodzaje ludzi (niektórzy mówią o wewnątrz i zewnątrzsterownych).Jedni sami się napędzają, ustalają sobie zadania, terminy i harmonogramy oraz ich dotrzymują.Oni wymagają rady, pomocy i wsparcia, z resztą sobie poradzą. Są idealni do relacji partnerskich w kontaktach uczeń-nauczyciel.Inni wymagają zewnętrznych terminów, harmonogramów, kar i podobnego bata.Do partnerstwa nijakiego się nie nadają.Problem polega na tym,że z tych samych badań wynika,że metody dobre dla osób o jednym typie motywacji skutecznie rujnują funkcjonowanie osób z tej drugiej. Każdy typ potrzebuje więc po prostu innego typu nauczyciela.Dlatego dla szkoly tak zabójcze są wszelkie urawnilowkowo-integracyjne pomysly.Ludzie, uczniowie też, są różni!!!
Ja myślę, że na uczniów działa osobowośc nauczyciela.Oni psychologii nie studiowali, ale szybko rozszyfrują tych z nas, którzy chcą krzykiem zbudowac swój autorytet. Moją receptą na sukces jest życzliwośc i konsekwencja oraz szczypta humoru, która pozwala rozładowac wiszący w powietrzu konflikt. Wiem również, że kto ma miękkie serce, musi miec twardą d.., jednakże w tym powiedzeniu jest sporo prawdy dotyczącej szkolnej rzeczywistości. Pracuję z trudną młodzieża licealną i gimnazjalną, muszę panowac nad swymi emocjami i miec cierpliwośc słonia i znajdowac coś dobrego w wypracowaniach uczniów, nawet gdyby to nie było zbyt widoczne.
Krzyczeć nie znoszę i wyjątkowo rzadko mi się to zdarza, ale nauczyłam się twardości i niebania się pójścia na konfrontację, gdy trzeba.Czy to łatwe? Nie, ale jeszcze gorsze jest pozwolenie na wejście sobie na głowę, bo wtedy o uczeniu czegokolwiek można zapomnieć. Teraz nie mam problemów z dyscypliną, spokojem na lekcji, ale nauczyłam się tego, nie bojąc się stanąć do konfrontacji z mojej pozycji 160 cm wzrostu, co przy męskiej klasie licealnej powoduje,że każdy uczen przerasta mnie minimum o głowę.
Starałem się przyciągać moich uczniów do czytania tego bloga i komentowania zamieszczanych tu wypowiedzi, bo na oświacie każdy się podobno zna. Mieliby okazję zabrania głosu w sposób przyjęty w tym miejscu. Bez tych swoich he,he, D: D; P, )))): i takich tam symboli.
Zachęcałem do czytania mojego bloga gdzie celowo, pod ich adresem przemycam pewne myśli, poglądy czy postawy. Marne mam osiągnięcia w tym przyciąganiu chociaż odnotowuję tu pewne sukcesy.
Gdybym miał większe osiagnięcia w tym przyciąganiu, to zapytałbym dzisiaj ich właśnie o odpowiedź na postawione przez gospodarza pytanie.
Oni najlepiej wiedzą co ich dyscyplinuje i kieruje uwagę na o czym mówi nauczyciel.
Najlepszy belfer ten, który potrafi krótko przytrzymać i potem swoją wyższością nad uczniami budować szacunek. Wtedy wszystko samo się układa. Zależne jest to też od „gatunku” ucznia. No i wspomniany przez pana dobroduszny nauczyciel, takiego młodzierz zaraz wyczuje.
Życzę powodzenia i wytrwania w postanowieniach i zarazem zalecam, by Pan nie przesadzał. Możliwe, że przesadna surowość obróci się przeciwko pańskeij osobie.
I wlasnie dlatego ja zrezygnowalem z nauczycielstwa. To bycie ani przesadnie lekcewazonym, ani za bardzo szanowanym.. I to wydzieranie sie, jak juz nie wytrzymujesz i chcesz byc twardym. Ja nie wiem… komletna porazka. I ta ciezka reka lub golebie serce.Chcesz cos dla nich zrobic, cos stworzyc, a oni niby z toba zaczynaja wspolpracowac, a potem nagle robia z ciebie balona. I ciebie to naprawde zaczyna draznic, i zaczynasz im dowalac w ten czy inny sposob. I czym sobie na to zasluzyles, albo i nie zasluzyles? Kazdy dzien przynosi ci zmiane nastroju o sto osiemdziesiat stopni!
Pozdrawiam kwiat nauczycilstwa polskiego i gospodarza oczywiscie tez.
Bo z dziecmi/młodzieżą jest tak jak w kawale o bacy….
Przytoczę tylko pointę: Panie, to nie dzieci. to sk*******
Zazwyczaj to ja (niestety) kończyłem dyskusję. Tym razem ją rozpoczynam.
1. Proszę być sobą: ani bardziej łagodnym, ani bardziej surowym niż jest Pan w rzeczywistości.
2. Z uczniami należy rozmawiać możliwie często i normalnie jak z rozumnymi istotami, a przede wszystkim nie przesadzać ani w pochwałach, ani w upominaniu (nauczyciele i uczniowie w dalszym ciągu są po przeciwnych stronach barykady!).
3. Każdy z moich nauczycieli był inny, ale każdy był sobą. Byli różnymi osobowościami – i dlatego właśnie byli bardzo dobrymi nauczycielami.
4. Nie wolno przed uczniami ani udawać, ani popisywać się (nawet w najlepszych intencjach) – bo wtedy przegrywa się wszystko.
5. Nie należy oczekiwać ani od siebie, ani od uczniów cudów kształceniowo-wychowawczych, ale trzeba umieć dostrzec przebłyski talentu!
Czy widzieliście niemiecki film Die Welle (Fala)? Dlaczego o tym wspomina? Wydaje mi się, że temat, który poruszyliście został fajnie zobrazowany w właśnie w tym filmie. Tam nauczyciel po przejściach, charyzmatyczny, w ramach szkolnego projektu wprowadza w jednej klasie ustrój autokratyczny. Naprawdę ciekawe doświadczenie. Gorąco polecam.
Być sobą to recepta na aktualne zachowania młodzieży to trudne, ale
możliwe, powoli i systematycznie pozwala budować prawdziwy
autorytet, także wytwarza prawdziwą więź pomiędzy nauczycielem a uczniem, które poprawiają relacje i wzajemne zaufanie a przecież o to
chodzi w procesie dydaktyczno- wychowawczym. Egzekwowanie wiedzy
jest drugorzędne, opanowanie emocji, dostrzeżenie zdolności i umiejętności w każdym uczniu jest znacznie ważniejsze i przynosi efekty
w dorosłym życiu a nauczycielowi wiele satysfakcji, czego gospodarzowi
i innym belfrom życzę z całego serca. Anczyk
Postawiłam sie w miejscu nauczyciela… być surowym czy łagodnym ? to i to niesie ze soba i poztywy ale i negatywy- to już można samemu porozważać…..
Może jeśli jest się łagodnym to wystarczy być stanowczym i zasadniczym… ale też uśmiechniętym i swobodnym.
Ale… Ponoć nauczyciele surowi bądź charakterystyczni w swych działaniach są zapamiętywani na dłuuuugie lata….
pamiętam tekiego pana od matematyki. Pan Jurek miał niekonwencjonalne metody nauczania- jakieś domki, pieski, półgówki… czasem potrafił surowo ukarać, lecz matematyki uczył bardzo dobrze.
Pozdrawiam
Odwołuję to co powiedziałem wczoraj. Miałem dzisiaj okazję zapytać młodych z II LO o opinię na postawione w tym poście pytanie. Zabrało głos tylko 4 uczniów. Odpowiedzi nie będę cytował. Żałosne, ale nie potrafili powiedzieć niczego konstruktywnego. Jedna klasa to zbyt mała próba aby uogólniać, czy też wyciągać wnioski. Jednak moi nie potrafili wskazać odpowiedzi. Widocznie nie byli to uczniowie jakich chcielibyśmy spotkać w szkole, w roli partnerów procesu edukacyjnego.
Podobają mi się natomiast wypowiedzi wszystkich uczestników dyskusji, bo ich suma wyjaśnia wszystko. Ja o swoich sposobach na radzenie sobie z młodzieżą w szkole już tu pisałem, więc nie będę się powtarzał.
Wypowiem się jako uczennica.
Tak więc spotkałam już wielu nauczycieli, surowych, mniej surowych i takich, którzy wszystko mieli gdzieś.
W gimnazjum postrachem szkoły była nauczycielka od języka angielskiego, miała dosyć specyficzne metody nauczania: klasa, w której uczyła umeblowana była wg. zasad feng-shui, na tablicy pisała tylko kolorową kredą ojj różne takie dziwności. Wymagała od nas bardzo dużo, nie było mowy o jakichkolwiek nieprzygotowaniach, nie było zgłaszania nie przygotowań, musieliśmy być na każdą lekcję przygotowaniu, obowiązkowo. Wtedy było mi ciężko, musiałam dużo się uczyć, ale za to teraz z angielskim nie mam problemów.
Podziwiam nauczycieli, którzy potrafią utrzymać ciszę w klasie bez krzyku, zapanować nad trzydziestoosobową grupą żywiołowych ludzi. To naprawde świetna umiejętność, którą nie każdy posiada.
Co do surowych nauczycieli, są surowi nauczyciele, u których na lekcjach uczeń uczy się ze strachu, ale są też nauczyciele, którzy potrafią być surowi a naprawdę ulegają uczniom tacy szybko tracą szacunek wśród młodzieży. Są też nauczyciele „sztuczni”, którzy są dla mnie żenujący, śmieszni i mnie denerwują, nie mają za grosz poczucia humoru a próbują rozśmieszyć ludzi, do tego przeważnie mają zbyt wysokie poczucie wartości. Nauczyciel też człowiek, najbardziej ceni się tego, który jest sobą.
W mojej szkole za trzymanie za tzw. twarz zniszczono pani nauczycielce samochód. Został pomazany sprayem. Dziś biedaczka stawia go trzy ulice dalej. Straszne, lecz prawdziwe. Taka jest młodzież w gimnazjum.
Ja nie mam metody, ale często z klasą pracuje się super, a innym razem ta praca nie istnieje, jest jeden wielki krzyk. Myślę, że szkoła nauczyła rodziców, że potrafi wychowywać, czyli odeszła od uczenia. A rodzice to wykorzystali. Ostatni usłyszałem od ucznia, od którego chciałem spokojnie wyegzekwować ciszę, że jestem nienormalny i do psychiatryka ze mną. A matka na te słowa: ” bo wy nic nie robicie, macie pół roku wakacji, siedzicie po 2 godziny w tej szkole…” i rzuciła słuchawką. Dziś brak mi już metod na takie traktowanie i często zaczynam zazdrościć paniom przy kasie, że mają taką spokojną pracę. A tu człowiek za 1200 na rękę, z 3 fakultetami przychodzi do domu jak z budowy: brudny, zmęczony, zgnuśniały, z 60 sprawdzianami w ręku. Powodzenia!
1. Nie wolno trzymać „za twarz”, bo to nie jest metoda wychowawcza!
2. Nie należy się przejmować tym, że lekcja bardzo starannie przygotowana „nie wyszła”, a inna wyszła nadspodziewanie dobrze. Warto się jednak zawsze zastanowić – dlaczego?
3! Każdy nauczyciel ma bardzo skuteczną – nie tyle „broń” – ale metodę, za pomocą której może zdecydowanie wpływać bardzo korzystnie na klasę. Metodą tą jest rzetelne i uczciwe ocenianie uczniów. Ocenianie nie może być ani dowolne, a tym bardziej przypadkowe i byle jakie. Każdy nauczyciel powinien nie tylko możliwie precyzyjnie określić zasady oceniania, ale i bezwzględnie ich przestrzegać bez żadnych wyjątków. Nie zlikwiduje to różnego rodzaju zgrzytów, ale istotnie je ograniczy.
Rodzice mają pretensje do nauczycieli, a nauczyciele do rodziców. Uczniowie są tacy, jakimi są – a jeżeli nie są takimi, jakimi być powinni, to jest to wina zarówno rodziców, jak i nauczycieli. Nie tylko rodzice, ale i nauczyciele zbyt łatwo się rozgrzeszają i oczekują od innych (Pani Hall, posłów i Pana Prezydenta), aby zrobili za nich to, co mogą i powinni zrobić sami.
A teraz kilka dowodów do postawionej powyżej tezy. W ciągu ostatnich dwudziestu lat opublikowałem cały szereg artykułów poświęconych zmianie systemu ocenianie i kształcenia uczniów. Nic z tego, co napisałem, nie przestało być aktualne. Ani jeden rodzic czy nauczyciel nie podjął sensownej i rzeczowej dyskusji, ani nie zaproponował lepszego rozwiązania.
Na blogu „Ocenianie uczniów i inne nierozwiązane problemy” (http://aleksander-janik.blog.onet.pl) od sześciu miesięcy nie ma ani jednego sensownego komentarza na 1800 wejść. Dlaczego? Niech inni się wysilają – my wejdziemy na gotowe, jak nam się to będzie opłacać.
Na początku września otworzyłem forum „Aby ocenianie uczniów było wiarygodne!” (http://forum.onet.pl/0,0,1,0,48727,uforum.html), na którym postawiłem pytanie: Czy oceny wystawiane uczniom przez nauczycieli są rzetelne, uczciwe i wiarygodne? Zapraszam nauczycieli, uczniów oraz rodziców do udzielania wyważonych i uczciwych odpowiedzi. Na forum powinno być gorąco od argumentów i kontrargumentów przedstawianych przez nauczycieli, rodziców i uczniów. Do tej pory – brak komentarza.
– Dalsze komentarze z mojej strony są już zbędne.
P.s. Powyższa wypowiedź nie została „zaakceptowana”! Czyżby zawierała wulgaryzmy? Uzasadnienie decyzji Redakcji będzie mile widziane i uważnie rozważone.
Panie Janik,
Wystarczy przeczytać tekst o pomiarze dydaktycznym i można stracić ochotę do dyskusji. Polemika do EWD jest tak naciągana, ze nie ma z czym dyskutować. Obala pan teorię na podstawie wydumanych pochodnych. Na zasadzie „nie jedźmy nad morze, bo może się przytrafić wypadek samochodowy.”
A jakiegoś nieznanego forum nikt nie odwiedza, bo zwyczajnie o nim nie wie.
Wypowiem się z punktu widzenia ucznia chociaż szkołę kończyłam jeszcze za komuny. Jedyną nauczycielką jaką darzyliśmy w liceum szacunkiem była pani profesor od polskiego. Miała w sobie coś takiego, że nawet gdy mówiła półgłosem nikt nie odważał się gadać na lekcji czy przeszkadzać. Kochała literaturę, potrafiła czytać nam pięknie na lekcjach, puszczała na czarnych krążkach recytującego Gogolewskiego. Nie przeszkadzało jej to, że mój kolega zawsze spał na jej lekcjach, ale z drugiej strony nie tolerowała byle jakich na odczepnego pisanych wypracowań. Moja mama zawsze zachwycała się chodząc na wywiadówki, że chętnie wysłucha tych wszystkich nudnych formalności, bo są przekazywane piękną polszczyzną. Nie wiem, na czym polegała magia pani profesor, po prostu miała klasę, godność i nie wyobrażam sobie, że ktoś mógłby się do niej odezwać lekceważąco czy po chamsku. Czy to były inne czasy? Chyba nie…
Tak, Anno!To byly inne czasy, zupelnie inne;-))))
Panie sajonara!
Gdyby problem „pomiaru dydaktycznego” oraz „EWD” dotyczył tylko Pana nie zabrałbym już w ogóle głosu. Nie czuję się w żadnym stopniu odpowiedzialnym za to, że nie jest Pan w stanie lub nie chce Pan zrozumieć tego, co napisałem. Nie wykluczam, że jest Pan jednym z Autorów EWD. Nie sądzę, żeby był Pan pracującym w szkole szeregowym nauczycielem.
Nie odpowiadają mi ludzie, którzy piszą to, co Pan pisze, ukrywając się za swoim nickiem – niezależnie od tego jak wygórowane mają opinie o sobie. Nie interesują mnie ani Pana opinie i oceny, ani Pana rady. Pana wypowiedź jest tak samo wartościowa jak i pomiar dydaktyczny oraz wyprowadzona na jego podstawie Edukacyjna Wartość Dodana EWD (rubbish in = rubbish out).
Dlaczego Pan i inni specjaliści oraz entuzjaści „pomiaru dydaktycznego” i „EWD” nie przeprowadzicie DOWODU EGZAMINACYJNEGO (http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID331870544,DA2008-07-25,index.html)? Możecie przecież bardzo łatwo wykazać – mnie, że moje zarzuty były i są bezpodstawne, a uczniom, których egzaminujecie, że wyniki Waszych „egzaminacyjnych pomiarów” są bezbłędne i w pełni godne zaufania?!
Jak sprawiedliwe ocenianie ma pomoc w opanowaniu gimnazjalisty, ktory siedzial juz 2 razy, rodzice maja go za kochanego chlopca / dziewczynke, tyle ze ci zli, leniwi nauczyciele sie uwzieli, dyrektor rozklada rece …. i takich mamy np z 2 -3 w klasie i rozwalaka wszystkie lekcje?
A. Janik
No i dziwisz się pan, ze nikt nie chce dyskutować? Jedynym argumentem przeciw EWD jest brak miarodajności, bo uczeńX może strzelać w teście wyboru, a nie odpowiadać na pytania.
Nie przedstawia pan żadnej alternatywy, więc z czym dyskutować.
Ja za mało wiem, zeby byc propagatorem EWD, ale z tego co wiem wydaje mi sie to system najbardziej zobiektywizowany. Na pewno lepszy od dzisiejszego wyścigu i testomanii.
Pan za to kompletnie nie rozumie prawideł rządzących się w sieci i próbuje chować z manierą, ze z nickiem nie rozmawiam. Co za różnica czy nazywam się sajonara, Jacek Piekarski, Matylda Rosłoń czy prof. Witold Kaznecki. W internecie wszystko to nicki, łącznie z Aleksandrem Janikiem.
Nie chce pan rozmawiać z nickami trzeba było pojawić się na kongresie OSKKO tam niedawno prof. Jeżowski i dr Dolata omawiali kwestie EWD.
pozdrawiam niezobowiązująco.
Nie dziwi mnie wcale, że ucznia, który „siedzial już 2 razy, rodzice maja za kochanego chlopca / dziewczynke”. Nauczycielowi nie wolno nie lubić takich uczniów. Obowiązkiem nauczycieli jest rzetelnie i uczciwie oceniać wszystkich uczniów według aktualnie prezentowanej przez nich wiedzy (również tych najsłabszych) i spokojnie ich o tym informować. Nie jest to tylko obowiązek, ale i najlepsza strategia kształceniowo-wychowawcza nauczycieli w stosunku do uczniów; jedyna, która skutecznie likwiduje, a przynajmniej ogranicza iskrzenia na stykach nauczyciel-uczniowie.
„takich mamy np z 2 -3 w klasie i rozwalaka wszystkie lekcje”. Nie tylko Panu ciężko uczyć w takich klasach, ale i tym 2 – 3 uczniom też nie jest miło w nich się uczyć. Dlaczego nauczyciele nie chcą rozwiązać tego problemu i milczą (http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573). Rozwiązanie problemu zostało przecież podane (zob. Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy).
Do sajonara
Obecny stan EWD to wynik „przerabiania” przez urzędników i paru „naukawców”(Dolata, Jeżowski itd.)wielkich środków z EFS.
Natomiast sama idea wykorzystania do oceny szkoly efektów jej pracy przez porównanie poziomu umiejętności i wiedzy ucznów na wejściu i wyjściu ze szkoly.Na pewno lepsze to niż urzędnicze odgrzewane pomysly TQM czy, obecnie panujące , widzimisię urzędasów, dające im pelnię wladzy i 0 odpowiedzialności.
Oczywiście:”sama idea jest sluszna!!!”
Pan Aleksander Janik jawi mi się natomiast po jego postach zadufanym doktrynerem-utopistą;-)
Do Pana Zenka
Dlaczego koncentruje się Pan na tym kim – zdaniem Pana – jestem, a nie na tym, co napisałem? Z tego rodzaju wygłaszanych przez pana ex cathedra ocen oraz opinii nie ma żadnego pożytku. Ponieważ solidaryzuje się Pan z Panem sajonara, proszę zatem jeszcze raz przeczytać uważnie moją wypowiedź („Pomiar dydaktyczny jest takim pomiarem, który pomiarem nie jest” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID347213589,DA2008-10-23,index.html, zob. również w google: „aleksander janik” site:vulcan.edu.pl/eid) i udowodnić, które z zawartych w niej stwierdzeń są – Pana zdaniem – nieprawdziwe lub „utopijne”. Nie mam zamiaru przekrzykiwać się „w sieci” (nie po to wymyślono „sieć”) z nauczycielami, którzy wstydzą się – nie wiadomo dokładnie dlaczego – swoich poglądów, swoich nazwisk czy też wiązania wygłaszanych przez nich poglądów z ich nazwiskami.
Panie Janik!
Ja piszę o wrażeniu z czytania Pańskich postów, nie o Panu bo Pana nie znam.Post wyżej wyrażam się krytycznie o zachwycie sajonary na temat obecnej „urzędniczo-naukawej”, nastawionej na wyciągnięcie po prostu środków z EFS, wersji EWD.
Zenek
Ten mój zachwyt nad EWD to trochę twoja konfabulacja. Równie dobrze mógłbym napisać, ze ty tez się zachwycasz bo cytuję „idea jest słuszna”
Owszem EWD uważam za bardziej wartościowy sposób oceny pracy danej placówki niż to jest dzisiaj. Czy jest to system idealny nie wiem, bo bliżej się nie zapoznawałem. Krytyka EWD poprzez podważanie wiarygodności osób zajmujących się (bo chodzi o konsumpcję kasy z EFS) to żadna krytyka, a erystyczny wybieg. Dziecinny.
A. Janik lansuje swój blogowy wpis w którym przeprowadził krytykę na zasadzie. EWD jest kiepskie bo uczniowie mogą ściągać na teście albo strzelać na chybił trafił. No i?? No i żadnej alternatywy. Wychodzi więc, ze jest obrońcą obecnego kulawego sposobu oceny pracy szkół. konsumenci renomowanych placówek lubią się szczycić wynikami. Ci ze „słabszych” placówek żartują, że nawet ślepa teściowa by zrobiła taki wynik z takimi uczniami.
Pozdrawiam
Daniel Krztoń
Zespól pracujący nad EWD sklada się z urzędasów MEN, CKE/OKE i kuratoriów oraz „naukawców”Wszyscy o lata świetlne od realnej szkoly, uczenia itd.To mówi za siebie!!!
Chyba sie nie rozumiemy. Odnioslem sie dokladnie do wpisu
1. Nie wolno trzymać ?za twarz?, bo to nie jest metoda wychowawcza!
Mniemam wiec, ze mamy inna defunicje terminu „trzymanie za twarz”. Osobiscie nie mam problemow z klasami, bo sa one „trzymane za twarz”. Dla mnie oznacza to jasne granice po przekroczeniu ktorej dostaje sie nagrode lub kare. Bez wzgledu kto ja przekracza. Inaczej traci sie panowanie nad sytuacja. Problemy skrajne, ktorych przyklad podalem nie zostana rozwiazane samym systemem oceniania, bo ich zrodlo jest w kilku miejscach.
Dodatkowo sa sytuacje gdzie na nauczyciela sa naciski ze strony frontu rodzica, ucznia i dyrekcji, dodatkowo polaczone z grozba skargi do kuratorium. Nic przyjemnego i wiele osob dla swietego spokoju machnie reka.
Nie ma cudownych lekarstw. Trzeba zmienic wiele zaczynajac od samej pwinicy, czyli system.
Pana krytykowanie stosowania w Internecie nicków jest bezpodstawna, co juz wyjasnila Szanowna Sajonara (o ile sie nie myle to Pani). Dodatkowo prosze pamietac, ze sa tu czesto podawane konkretne przypadki a blog jest ogolnodostepny i w tych przypadkach osoby o nich piszace moglyby miec spore klopoty. Ze o inwigilacji uczniow nie wspomne a jest ona spora, o czym wielokrotnie sie przekonalem.
Do Pana sleuth.
1. Dobre kształcenie i wychowywanie polega na sztuce utrzymywania równowagi między nauczycielem i uczniami – a nie na dominacji nauczycieli. „Trzymanie za twarz” nie oznacza jasnego i ostrego rozgraniczenia praw i obowiązków między nauczycielami oraz uczniami, tylko dominację nauczycieli, która zamiast pomagać w dłuższej perspektywie czasowej szkodzi zarówno uczniom, jak i samym nauczycielom.
2. Nicki powinny być wykorzystywane tylko w celach technicznych (unikalne identyfikatory), a są najczęściej wykorzystywane do „dokładania innym”, a nawet do obrzucania oponentów błotem. Proszę sprawdzić to na kilku forach nauczycielskich. Rozumiem doskonale, że „osoby piszące (i podpisujące się imieniem i nazwiskiem) moglyby miec spore klopoty”. Ale powinien Pan sobie zdawać sprawę, że jeżeli ten stan rzeczy będzie utrzymywany, to może być tylko gorzej – i to nie tylko w szkolnictwie …
3. Przy pomocy jednego czy nawet 100 krótkich, niepełnych, w pośpiechu pisanych postów i uwag niczego istotnego nie uda się załatwić. Proszę zatem odpowiedzieć, dlaczego nikt z kilku setek tysięcy nauczycieli nie ustosunkował się w sposób rzeczowy (podając wyczerpujące kontrargumenty, a nie tylko same zaprzeczenia) do systemu organizacji szkolnictwa istotnie różnego od obecnego (zob. „Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy?” http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=573#comment-48677)
Do Pana Daniela Krztonia
Dziękuję za podpisanie postu swoim imieniem i nazwiskiem. Niestety, Pańskie zarzuty kierowane pod moim adresem są całkowicie bezzasadne. Proszę się opierać nie na tym, co Pan o mnie sądzi, ale na tym, co napisałem. Nie czuję się odpowiedzialny za Pańskie błędne interpretacje. Wycofam się z moich stwierdzeń tylko wtedy, kiedy Pan udowodni, że są błędne. To, że Pan tak uważa, to jeszcze nie wystarczy.
Łączę szczere pozdrowienia
Aleksander Janik
Do Pana Aleksandra Janika
Odnosnie kultury w internecie
Jedna z technik pozyskiwania czytelnikow jest dyskutowanie (czesto sztuczne) na lepiej uczeszczanych stronach i zastawianie linkow do swoich blogow itp.
Pisze pan duzo o zasadach, a jednoczesnie kilkakrotnie na jednym forum reklamuje swoje strony (nie kliknelam). Bardzo czesto gospodarze blogow nie pozwalaja na publikacje odpowiedzi zawierajacych linki…
:-((((((((
Do Pana Janika,
Byc moze Pana zabiegi sa szlachetnie umotywowane, tym bardziej przepraszam za to co napisze teraz. Zdaje sobie sprawe, ze niektorych spraw nie da sie przkazac inaczej jak drobiazgowymi, dlugasnymi zdaniami. Niemniej jednak przebic sie przez gaszcz Panskich wywodow i zrozumiec o co Panu chodzi bylo mi ciezkawo. Czas tez goni. Nauczyciele to specyficzna grupa czytelnicza, co dzien zawalona tomami do drobiazbowego czytania i oceniania (nie dotyczy to tylko polonistow), zmuszona do selekcji tresci, ktore moze czytac w wolnym czasie. Wszyscy zgodza sie ze mna zapewne, ze w wolnym czasie wybieramy tresci wazne ale i napisane z zyciem, krotko wezlowato i ze szcypta humoru. Moze tu tkwi problem w niskiej „ogladalnosci” pana blogu (bloga). Moze jesli poprosi Pan Pana Chetkowskiego o reedycje tekstow to sie troche wiecej nauczycielskiej wiary zabierze do studiowania panskich wywodow;) Problemy, ktore Pan porusza brzmia interesujaco, tym bardziej przepraszam.
I. Moim celem jest zastąpienie obecnego systemu kształcenia, w którym:
1. uczniowie są uzależnieni od nauczycieli, a nauczyciele od zbiurokratyzowanego nadzoru urzędniczo-pedagogicznego,
2. ocenianie nie tylko pracy uczniów, ale i pracy nauczycieli jest arbitralne i dowolne.
systemem kształcenia, który będzie rzetelny, uczciwy, sprawny i skuteczny.
System ten – istotnie różniący się od obecnego – będzie:
1. korzystny dla wszystkich uczniów, nie wyłączając uczniów najzdolniejszych, jak i najmniej zdolnych.
2. Będzie również korzystny dla wszystkich rzetelnie pracujących nauczycieli, a szczególnie tych. którzy są najlepszymi i niedocenianymi. W systemie tym uczniowie i nauczyciele będą wspólnie pracować i współpracować po tej samej stronie edukacyjnej barykady.
II. Internet jest jedynym w pełni demokratycznym forum i takim powinien pozostać. Każdy ma prawo pisać to, co uważa, oraz zamieszczać linki do tych stron, które zawierają bardziej szczegółowe informacje. Pozostali użytkownicy każdego forum mogą te posty czytać lub nie, korzystać z podanych linków lub nie, pisać własne komentarze albo nie pisać!
III. Nie będę już więcej odpowiadał na adresowane do mnie posty, w których wypacza się i zniekształca to, co napisałem, lub przedstawia się problem niezgodnie z tym, co napisałem. Nie czuję się również odpowiedzialny za wmawiane mi – a nie moje poglądy. Uważam, że nauczyciele powinni czytać ze zrozumieniem również trudne teksty.
Do Pani tsubaki.
Zgadzam się z Pani opinią, że moje zdania są „ciężkawe”. Muszę jednak pisać ściśle, aby nie dać nikomu szansy robienia lub szukania dziury w całym – a amatorów na takie działania jest aż za dużo. Zapewniam Panią, że po przeprowadzeniu dowodu egzaminacyjnego, którego celem jest wykazanie, że w obecnym systemie oceniania uczniów nauczyciele nie są w stanie oceniać lepiej niż oceniają („Ocenianie prac egzaminacyjnych uczniów” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID331870544,DA2008-07-25,index.html), mój styl będzie znacznie lżejszy. Przeprowadzenie tego prostego dowodu leży w interesie nauczycieli. Dlaczego zatem nauczyciele nie zażądali do tej pory przeprowadzenia takiego dowodu od twórców oraz entuzjastów „pomiarów dydaktycznych”?
O żall ale czerstwe dostałabym za to jedynke zall..hahahaa
Zrtuje bardzooo fajne dzieki że to napiałes przyda mi sie na polski dziaaa…hahahah