Nauczyciel leworęki

To dziwne, ale nauczycieli leworękich jest bardzo mało. Gdy spojrzeć na uczniów, to leworęcy zdarzają się dość często, czasem kilka osób w klasie. Natomiast leworęcy nauczyciele to rzadkość. Jak jest jeden w całej szkole, to już dużo. Bywają nawet szkoły, gdzie nie ma ani jednego leworęcznego nauczyciela. Jeszcze gorsza sytuacja jest wśród kadry zarządzającej oświatą. Leworęczny dyrektor, wizytator bądź kurator to wyjątkowa rzadkość. Nie wiem, czy minister edukacji jest prawo- czy leworęczna.

Nie zrozumie lewus praworęcznego i vice versa. Ponieważ leworęczność wśród nauczycieli jest rzadkością, a wśród uczniów wprost przeciwnie, pewnych problemów szkolnych nie sposób rozwiązać. Dlatego uważam, że dyrekcje powinny pilnować, aby w skład rady pedagogicznej wchodził przynajmniej jeden nauczyciel leworęczny. W razie problemów z leworęcznymi uczniami mógłby służyć pomocą. Po prostu lepiej by się wczuł w sytuację i szybciej pojął, w czym problem. Dla dobra społeczności uczniowskiej nawet zastanawiam się, czy nie należałoby wprowadzić zasady, że dyrekcja nie powinna być albo wyłącznie praworęczna, albo leworęczna. Jeśli więc dyrektor jest praworęczny, to jego prawa ręka powinna być leworęczna. W grę wchodzi też inny układ: leworęczny szef i praworęczny zastępca.

 

Ja sam w sprawach ważnych jestem leworęczny, to znaczy lewą ręką rozdaję karty, zapalam papierosa i wypełniam kupon totolotka. Także lewą ręką biorę kieliszek do ust, otwieram torbę z prezentami i rozrywam koperty listów priorytetowych. Natomiast prawą ręką wykonuję mniej ważne czynności, np. wpisuję tematy do dziennika czy zaznaczam nieobecności uczniów. Oczywiście najważniejsze sprawy wykonuję dwiema rękami, np. prawą i lewą ręką piszę na komputerze. Przyznam się, że z leworęcznymi uczniami dogaduję się jakoś szybciej. Także z leworęcznymi nauczycielami zwykle nie wchodzę w konflikty. Niestety, z praworęcznymi miewam na pieńku. Podejrzewam, że jestem człowiekiem leworęcznym, którego rodzice zmuszali do praworęczności. Dałem im się przekonać w mniej ważnych sprawach, natomiast w zasadniczych pozostałem jednak sobą.