Już po etyce

Los etyki prawdopodobnie jest już przesądzony. Niedługo całkowicie zniknie ze szkół. Stanie się tak, ponieważ niepotrzebnie się ją przeciwstawia religii. Gdy tylko mowa jest o religii, zaraz ruszają do boju obrońcy etyki. I sprawa natychmiast się upolitycznia. Taka obrona przynosi więcej szkody niż pożytku, gdyż nie chodzi w tej walce o przywrócenie etyki w szkołach, lecz o to, aby dokopać religii. Gdyby nagle zaczęto przeciwstawiać naukę języka ojczystego nauce języków obcych, ludzie też mieliby dylemat, co wybrać. Pewnie wybraliby mowę ojczystą i nie zastanawiali się, ile na tym tracą, a ile zyskują. To po prostu byłby wybór podyktowany uczuciami.

Tak samo jest z religią. Wybiera się ją ze względu na uczucia, to przecież kwestia wiary. Dlatego uważam, że etyka albo powinna być przedmiotem niezależnym, albo jej w ogóle nie powinno być w szkołach. Należy zatem rozważyć z ręką na sercu, czy dzieci i młodzież potrzebują kształcenia z zakresu etyki. Jeśli uznamy, że nie, bo przecież rodzice, wychowawcy i ksiądz wystarczająco dobrze wychowują, to wyrzućmy etykę ze szkół. Jeśli zaś uznamy, że dzieci odniosłyby pożytek z nauki etyki, wprowadźmy ją powszechnie. Niech uczą się jej wszyscy, także ci, co chodzą na religię. Teraz bowiem wołanie o etykę tylko dla tych, którzy na religię nie chodzą, rodzi fatalne konsekwencje. Wygląda bowiem na to, że etyka to jest przedmiot dla jakiejś mniejszości, np. dla ateistów, ludzi innej wiary albo dla satanistów. Takiej etyki większość Polaków nie poprze. Tymczasem etyka to jest normalny przedmiot, dobry dla każdego dziecka.

Jestem całym sercem za tym, aby skończyć z przeciwstawianiem sobie tych dwóch przedmiotów. Nie może też nauczyciel etyki być w szkole konkurentem dla księdza. Uczmy etyki wszystkich albo nikogo.