Jeden podręcznik dla wszystkich

Dzisiaj w Senacie ważą się losy nowelizacji ustawy o systemie oświaty. Posłowie w większości opowiedzieli się za zmianami, można się spodziewać, że podobnie uczynią senatorowie. Niektórzy nauczyciele nie jedzą mięsa w intencji oświecenia naszych mężów stanu przez Opatrzność. Każdy robi, co może, bo przecież idiotyzmów w tej nowelizacji jest tyle, że trzeba być kompletnym głupcem, aby tego nie widzieć.

Najbardziej drażni mnie zapis, że w szkole ma być tylko jeden podręcznik danego przedmiotu dla wszystkich uczniów. Aby to wymyślić, trzeba w ogóle nie rozumieć, jakie zmiany nastąpiły w polskim szkolnictwie. Obecnie w ogólniakach mamy prawie całą młodzież, bo szkoły zawodowe upadają. Nie ma chętnych do liceów profilowanych, mimo że dyrekcje starają się wymyślać najbardziej chodliwe specjalizacje (niedaleko mnie wyrosło liceum dla ochroniarzy).

Klasy w ogólniakach też są profilowane, ja uczę prawniczą i europejską, koleżanki i kolega – ekonomiczną, turystyczną, informatyczną oraz dziennikarską. Posługuję się trzema podręcznikami (krakowskim, warszawskim i gdańskim), a w szkole w ogóle funkcjonuje co najmniej siedem podręczników do języka polskiego. Ambitnej i uzdolnionej młodzieży daję podręcznik napisany przez profesorów (Uniwersytetu Jagiellońskiego albo Warszawskiego), a mniej ambitnym łopatologię stworzoną przez praktyków szkolnych. Jeden podręcznik dla wszystkich znaczy tyle, co żaden podręcznik. Można nie kupować nic, bo i tak trzeba będzie kserować potrzebne materiały z innych źródeł.

Wierzę, że intencje posłów są dobre, ale mam wrażenie, że chodzi im tylko o to, aby przyszła edukacja była przeciwieństwem tej obecnej. Trzeba więc wszystko wywrócić do góry nogami. Dawniej zgodę MEN otrzymywał każdy podręcznik, nawet ten zawierający przedruki z wersji peerelowskich. Niektórzy autorzy powyciągali z szuflad przedpotopowe teksty i sprzedali je wydawnictwom jako świeże materiały dydaktyczne. Niektóre podręczniki to kompletne badziewie. Nie znaczy to jednak, że dobrym rozwiązaniem będzie zamiana wolności wyboru w tyranię jednego podręcznika. Do tej samej placówki edukacyjnej rzadko chodzi jednolita intelektualnie i emocjonalnie młodzież. Będąc zmuszonym do wybrania jednego podręcznika, zdecyduję się na ten najprostszy. Ideałem byłby komiks. Ambitnych uczniów odeślę do bibliotek i Internetu.