Legalne wagary

Kościół spłatał młodzieży figla, ustalając rekolekcje na tradycyjny dzień wagarowicza. Nastąpiła w tym roku kompromitacja tradycji. Ale przynajmniej nikt nie będzie kompromitował dnia wagarowicza. Gdyby nie rekolekcje, większość uczniów kilka dni wcześniej przyniosłaby od swoich rodziców usprawiedliwienia, że akurat 21 marca wypada ważny wyjazd rodzinny albo planowana wizyta u lekarza.

W zeszłym roku zdarzało się, że całe klasy dostarczały wychowawcy takie zwolnienia, a potem udawały się na Piotrkowską pić piwo. Zresztą stary zwyczaj uciekania ze szkoły – nie tylko w pierwszy dzień wiosny, ale w ogóle, np. w wyniku spontanicznej potrzeby opuszczenia lekcji – uległ jeszcze większej kompromitacji. Nie tak dawno zdarzyło się w moim liceum, że pewna klasa nie chciała zostać na tzw. zastępstwie z nieznanym im nauczycielem, wolała po prostu wyjść wcześniej ze szkoły. Potrzeba całkiem normalna. Jednak sposób załatwienia tej sprawy dziwny. Najpierw kilka osób udało się do dyrekcji, prosząc o zwolnienie. Dyrekcja odmówiła, uzasadniając, że nie mogą przepadać lekcje (przedmiot maturalny). Wtedy wszyscy uczniowie wyciągnęli zwolnienia, podpisane przez rodziców, dali wychowawcy i na tej podstawie opuścili szkołę. Lekcja się nie odbyła.

Nie ulega wątpliwości, że ci uczniowie posiadają zwolnienia na każdą ewentualność, podpisane in blanco przez rodziców (podpisy autentyczne), wystarczy tylko wstawić datę. Podziwiam zaradność młodzieży, jestem pełen uznania dla współpracy dzieci z własnymi rodzicami. Ostatecznie nic wielkiego się nie stało. Po prostu klasa poszła na wagary za pozwoleniem swoich rodziców. Warto jednak wiedzieć, że przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Jak dziecko przyzwyczai się, że może opuszczać szkołę według własnego widzimisię, podobnie będzie się zachowywać w pracy. Gdy wracam z żoną do domu, ona, pracownik prywatnej firmy, zawsze widzi kilku, czasem kilkunastu kolegów z pracy, którzy dostarczyli zwolnienia, że są obłożnie chorzy, a tymczasem chodzą po mieście zdrowi i weseli. Koszty niesłusznie wystawionych zwolnień to dla pracodawcy jakieś 10-15 procent funduszu płac. A przecież będzie gorzej. Pokolenie, które nosi w plecakach zwolnienia podpisane in blanco przez rodziców, jest jeszcze w szkole. Co będzie, gdy pójdzie do pracy? Z opasłą książeczką lekarskich zwolnień w zapasie? Czemu nie?