Czy Orzechowski ma rację?

Wiceminister edukacji Mirosław Orzechowski przejawia zamiłowanie do mówienia wprost tego, co mu ślina na język przyniesie. Dzięki tej zalecie ujawnił, komu MEN pozwala zostać dyrektorem szkoły, a komu nie. Otóż kandydatów na dyrektorów dyskwalifikuje przynależność do ZNP. Kuratorzy mają pilnować, aby władza w szkołach nie dostała się w ręce osób splamionych posiadaniem legitymacji tego związku. ZNP, według Orzechowskiego, to organizacja komunistyczna, a on nienawidzi komunistów, stąd ostracyzm wobec członków tego związku zawodowego, w sumie wobec ponad 200 tysięcy osób.

ZNP jest związkiem prawnie zarejestrowanym w Polsce. Zatem przynależność do niego nie może nikogo dyskwalifikować. Tak samo jak nie może nikogo dyskwalifikować przynależność do dowolnego wyznania religijnego, spośród tych, które są zarejestrowane w naszym kraju. Organizacje zarejestrowane przeszły pozytywną weryfikację, więc żaden państwowy urzędnik nie ma prawa prześladować ich członków. Może zgłosić swoje podejrzenia prokuraturze, ale potem powinien zdać się na wyrok sądu. Choćby Orzechowski był przekonany, że za posiadanie legitymacji ZNP albo za przejawianie wiary innej niż katolicka czeka ludzi potępienie w piekle, nie ma prawa urządzać im piekła na ziemi. Tymczasem, co wyraźnie powiedział, ma w głębokim poważaniu polskie prawo, bo przecież LPR wie lepiej, kto jest w Polsce przestępcą, a kto nie. ZNP to organizacja przestępcza – zawyrokowała LPR.

Teraz MEN wykluczył z możliwości awansu członków ZNP, ale jutro równie dobrze może pozbawić tego prawa działaczy każdej innej organizacji, podając ten sam powód – to komuniści. Dzisiaj nic już nie chroni człowieka przed oskarżeniem, że jest komunistą. Wystarczy mieć lewicowe poglądy, już komunista. Zresztą można mieć poglądy prawicowe, ale jeśli nie je się z ręki Giertycha, to już jest się komunistą.

Uczestniczyłem kiedyś w spotkaniu z sędziwym łodzianinem, który był prześladowany przez wszystkich – najpierw w obozie koncentracyjnym przez Niemców, potem, gdy wracał z obozu, uwięzili go Rosjanie i zesłali do łagru. Gdy wrócił, po 1956 roku, prześladowała go Polska Ludowa, teraz daje mu w kość Rzeczypospolita. To nie był film, bo takiego życiorysu nie wymyśliłby żaden scenarzysta. Tylko w rzeczywistości zdarzają się takie absurdy, ponieważ po świecie chodzi mnóstwo oszołomów, którzy nienawidzą ludzi za to, że są inni. To prawda, że członkowie ZNP różnią się od członków LPR, ale to żaden powód, aby jednych uznawać za lepszych, a innych za gorszych. Rozumiem, że ministrem czy wiceministrem zostaje się z klucza partyjnego, a nie z powodu umiejętności. Nie sądziłem jednak, że ten żenujący sposób awansu MEN wprowadził też do szkół.