Sposób na nauczyciela

W zeszłym tygodniu mieliśmy dużo sprawdzianów. Wielu uczniów było chorych, ale na powtórzenia i sprawdziany przychodzili. Niektórzy prosili mnie nawet, abym wpisał im nieobecność, ponieważ łatwiej jest usprawiedliwić cały dzień niż pojedyncze godziny. Odmawiałem poświadczenia nieprawdy, więc mieli kłopoty. Oczywiście bywa też inaczej: zdrowi udają chorych i nie przychodzą na sprawdziany. Mnie jednak interesują dziś tacy uczniowie, którzy mimo choroby pojawiają się na ważnych lekcjach.

Chorzy, uczęszczający na wybrane lekcje, np. matematyki czy chemii, poczuwali się w obowiązku przyjść i wytłumaczyć mi, dlaczego nie byli lub nie będą na języku polskim. Kilkanaście osób każdego dnia chuchało mi swoimi zarazkami, więc nic dziwnego, że i ja w końcu zachorowałem. Zresztą nie tylko ja. Zachorowało ok. 30 procent nauczycieli w szkole, z tego co drugi spośród chorych już jest na zwolnieniu, a pozostali na razie udają bohaterów, ale niedługo gorączka zmusi ich do pozostania w domu. Dzisiaj rozmawiałem z polonistą, który w gorączce 38,5 stopnia uczy literatury, a przecież wiadomo, że dla 40-letniego mężczyzny taka temperatura jest już zabójcza. Jeszcze trochę i odpłynie do szpitala z zapaleniem płuc. Uczniowie odpoczną od niego przez miesiąc albo i dłużej.

Tak sobie pomyślałem, jak prymitywne były kiedyś sposoby na nauczyciela. Zabranie klucza od sali lekcyjnej, zjedzenie kredy czy wywołanie do telefonu. Dzisiaj młodzież stosuje o wiele potężniejszą broń – zarazki. W gronie 600 uczniów zawsze ktoś jest chory, zwykle kilkanaście, a czasem nawet kilkadziesiąt osób. Wystarczy sprowadzić takiego, który zaraża, i wysłać go do pokoju nauczycielskiego, aby porozmawiał tam z kimkolwiek. Można też skierować go do nauczycieli dyżurujących na korytarzach. Niech ich też spróbuje zarazić. Wystarczy, że przyjdzie kilku chorych uczniów do szkoły, a jest szansa, że wybuchnie w niej epidemia. Nie trzeba dzwonić z informacją, że ktoś podłożył tu bombę. Wystarczy być cierpliwym.

Jeśli więc komuś nie podoba się, że chorują nauczyciele (np. ambitnym uczniom czy ich troskliwym rodzicom), niech ani sami nigdy nie przychodzą chorzy na wybrane lekcje, ani też nie wysyłają na nie swych chorych dzieci. A dyrekcję proszę o przedsięwzięcie kroków, żeby obecność chorych uczniów tylko na sprawdzianach przestała być w naszej szkole zwyczajem. Jeśli ktoś jest chory, niech siedzi w domu, a jeśli zdrowy, niech będzie obecny na wszystkich lekcjach.