Skandal z poziomem rozszerzonym

Na czym w liceach polega podział na poziomy? Cała klasa ma z góry ustalone, jakie przedmioty prowadzone są na poziomie rozszerzonym, a jakie na podstawowym. Jeśli uczeń w trakcie nauki zmieni zdanie, co jest częste, na przykład zechce zdawać geografię i biologię na poziomie rozszerzonym, a jest w klasie, gdzie poziom wyższy obejmuje historię, wiedzę o społeczeństwie i język obcy, to ma problem. Prosi o przeniesienie do innej klasy, ale dyrekcja mu odmawia. Zmiany klasy występują sporadycznie, zwykle tylko po pierwszym roku (jedna-dwie osoby mają szansę się przenieść). Reszta musi się uczyć niechcianych przedmiotów, zdawać z nich maturę i najczęściej iść na niechciane studia, czyli tam, gdzie z takim świadectwem przyjmują.

Jako polonista odczuwam podział na poziom rozszerzony szczególnie boleśnie. Na przykład w tym roku tylko trzy osoby w klasie prawniczej chcą zdawać maturę na poziomie podstawowym, a reszta na poziomie wyższym. Niestety, klasa od początku oficjalnie jest prowadzona w systemie podstawowym. Kompletny bezsens. To tak, jakby ktoś poszedł na kurs prawa jazdy, a myślał o udziale w rajdzie samochodowym. W klasach młodszych prawniczych już realizuję poziom rozszerzony, gdyż mam inną liczbę godzin. Jednak w klasach europejskich (z poszerzoną nauką niemieckiego) nic się nie zmieniło – w obowiązkach mam poziom podstawowy, a młodzież zdaje rozszerzony (około 90 procent uczniów).

Dlaczego w szkołach uprawiana jest taka fikcja? Wiadomo, że istniejący przed laty podział na fakultety był dużo droższy od obecnego podziału na klasy profilowane i poziomowane. Nauczycielowi państwo płaci za realizację poziomu podstawowego (mniej godzin), a wymusza (dyrektor odwołuje się do sumienia nauczycieli, do renomy szkoły itd.) realizację poziomu rozszerzonego (poprzez bezpłatne dodatkowe godziny, koła zainteresowań i inne formy uzupełniania braków w wiedzy uczniów).

Ja nie mam nic przeciwko temu, aby władza państwowa poprzez swoich urzędników (począwszy od ministra edukacji na dyrektorze szkoły skończywszy) zmuszała nauczycieli do dodatkowej pracy, odwołując się do ich sumienia. Niech i tak będzie, czemu nie? Jednak relacja oparta na sumieniu musi działać w obie strony. Tymczasem w dobie przymuszania nauczycieli do dodatkowej bezpłatnej pracy to samo państwo podnosi rękę na nauczycielskie przywileje, zapisane w Karcie Nauczyciela: prawo do wcześniejszych emerytur, prawo do płatnego urlopu na podratowanie zdrowia, prawo do trzynastki i inne. Niedługo wszystko potracimy. Ten rok jest ostatnim, jeśli chodzi o niższy wiek emerytalny.

Ostrzegam! Jeśli stracimy przywileje, nikt nie będzie miał prawa odwoływać się do naszego sumienia. Będziemy mieć napisane, że realizujemy poziom podstawowy, to nie wykonamy nic z poziomu rozszerzonego, choćby dyrekcja nazywała nas potworami. Odebranie Karty Nauczyciela podziała na nas jak uderzenie obuchem siekiery ? zrzucimy z ramion płaszcz społecznika i wiecznej siłaczki.