Bez przywilejów

Ten rok ma być podobno ostatnim w szkolnictwie publicznym, kiedy to nauczyciele korzystają z przywilejów. Pewności co do daty nie mam, ponieważ była ona ciągle przesuwana, że w końcu zacząłem się w tym gubić. Największą zmianą ma być długość pracy: kobiety do ukończenia 60 lat, mężczyźni – 65. Nie mam nic przeciwko sprawnym seniorom w roli nauczycieli, ale jestem pełen obaw o stan publicznej oświaty, gdy mistrzami młodych i pięknych będą niedołężni starcy i rozhisteryzowane staruszki.

Ktoś powie, że obecnie ludzie zachowują sprawność fizyczną i umysłową w coraz późniejszym wieku. Sądzę jednak, że ten postęp w niewielkim stopniu dotyczy nauczycieli. Niemiłosierny hałas (szkoły podstawowe, gimnazja), arogancja rodziców i chamstwo uczniów (gimnazja), ciągła postawa roszczeniowa dyrekcji, rodziców i uczniów (gimnazja, licea) oraz niskie pensje tak niszczą układ odpornościowy nauczycieli, że po kilkunastu latach pracy większość z nich wygląda jak fizyczne wraki. Na ulicy, w sklepie, w kościele z daleka można poznać, czy dany osobnik jest nauczycielem, czy też nie. Belfer różni się od społeczeństwa, nie ma co ukrywać. Oczywiście bywają wyjątki – zadbane, eleganckie, atrakcyjne kobiety w dojrzałym wieku, zadbani, wysportowani, atrakcyjni mężczyźni po czterdziestce. Niestety, to rzadkie okazy, które w każdej radzie pedagogicznej tak bardzo rzucają się w oczy, że aż się człowiek zastanawia, co one tu robią, przecież zupełnie do szkoły nie pasują.

Teraz nauczycielom jakoś udaje się doczołgać się do emerytury (55 lat), głównie dzięki zwolnieniom lekarskim (po kilka tygodni rocznie) i płatnym rocznym urlopom na podratowanie zdrowia (nawet kilka w ciągu kariery). Co jednak się stanie, gdy do pracy trzeba będzie przychodzić w wieku 55-65 lat, a urlopy zostaną zlikwidowane? Jeśli dzisiaj narzekamy na problemy wychowawcze i edukacyjne w szkołach, to wtedy dopiero przekonamy się, co to znaczy mieć z młodzieżą problemy. Żaden program „zero tolerancji” nie pomoże, gdy niedołężni staruszkowie będą usiłowali kształcić nowe pokolenia.

Dlatego uważam, że zanim każe się nauczycielom pracować do wieku zniedołężnienia, należy zmienić system edukacyjny w Polsce. Dobrym rozwiązaniem mogłaby być praca po dwóch nauczycieli na klasę – np. młody i starszy (jeden w roli właściwego nauczyciela, drugi – opiekuna). Korzyść dla uczniów olbrzymia, natomiast koszty niewielkie, jeśli weźmie się pod uwagę fakt, że starszy nauczyciel będzie w kółko na zwolnieniach, a za zastępstwa i tak trzeba płacić. System po dwóch likwiduje kwestię opłat za zastępstwa, bowiem w razie choroby jednego nauczyciela, jego partner pracuje sam. A gdy akurat chorują obydwaj, można pożyczyć na ten czas nauczyciela z innej pary (bez dodatkowych opłat).

Jeśli klasy nie będzie nauczać dwóch nauczycieli, należy zmniejszyć liczbę uczniów w oddziałach. Wątpię, czy starszy nauczyciel, schorowany, niedosłyszący i znerwicowany, da sobie radę z grupką większą niż 10-15 osób.

Dobrym rozwiązaniem tego problemu jest też zwiększenie zarobków nauczycieli, aby wystarczyło na leki. Sam wydałem w ciągu ostatniego miesiąca pół pensji na niezbędne leki, więc zacząłem myśleć o oszczędzaniu pieniędzy na medykamenty potrzebne w wieku starczym. Ale z czego może odłożyć polski nauczyciel? Jeździłem przez wiele lat do szwajcarskiego nauczyciela w Bernie – moja roczna pensja to było tyle pieniędzy, ile on zarabiał w ciągu jednego miesiąca. Jak będę miał 12 razy tyle, co teraz, to mogę uczyć do śmierci i bez żadnych przywilejów!