Niebezpiecznie brzydko

Miałem zaszczyt zamienić parę słów z księdzem Andrzejem Augustyńskim z Krakowa. Poruszyło mnie wiele spraw, o których mówił, a między innymi jego uwaga, że w polskich szkołach zmienia się wiele, oprócz estetyki.

Nie byłem w pracy kilka tygodni z powodu choroby, najpierw dziecka, potem własnej. Chodząc codziennie do jakiegoś budynku, powoli przestajemy zwracać uwagę na jego wygląd. Podobnie było ze mną. Wydawało mi się, że nie jest z moją szkołą tak źle. Złudzenie. Dziś, gdy spojrzałem na swoje miejsce pracy świeżymi oczami, poczułem się zażenowany. Biedna państwowa szkoła.

Przypomniała mi się scena sprzed nieomal roku. Oprowadzam matkę z synem po korytarzach, zachwalając atrakcje liceum – pracownie tematyczne (duma nas wszystkich), wybitnie uzdolniona młodzież, brak fali, zgrana kadra, wysoki poziom nauczania, kultywowanie najlepszych tradycji… „Ale tu jest tak brzydko… nie, mój syn nie powinien tu się uczyć”. Mój kolega, słysząc opinię zatroskanej mamusi, powiedział: „Z powodu tak drugorzędnej sprawy, jak estetyka budynku, chce pani pozbawić swojego syna możliwości chodzenia do jednej z najlepszych szkół w Łodzi. Miejsce to nie wszystko. Liczą się ludzie”. Wydaje mi się jednak, że popełniamy błąd, zgadzając się na to, aby państwowe szkoły wyglądały jak bieda z nędzą. Narzekam na swoje miejsce pracy, a przecież znam szkoły, gdzie jest sto razy gorzej. Aż człowieka odrzuca, gdy wchodzi do budynku. Co na to dyrekcja, nauczyciele i uczniowie?

Planując przyszłoroczny budżet, znowu władze przewidują mniej pieniędzy na edukację. Najtęższe głowy w rządzie zastanawiają się, jak zarządzać szkołą, aby zmniejszyć wydatki. Przebiegli specjaliści, zatrudnieni w MEN przez ministra Giertycha, wymyślili podobno, że 300 milionów można pozyskać, oszczędzając na sprzątaniu. Z remontów już dawno władze oświatowe zrezygnowały, teraz pozostaje im dobrać się do czystości szkół. Otóż fachowcy ci stwierdzili, że jeżeli szkoły sprząta się często, to brud przyrasta w tempie geometrycznym, natomiast jeśli się sprząta rzadko – to w tempie arytmetycznym. To fakt potwierdzony naukowo! Im więc w jakiejś placówce bardziej dba się o czystość, tym jest ona brudniejsza. Wniosek: przestać sprzątać, a będzie czyściej. Dyrektorzy już dostali odpowiednie wytyczne. Następnym krokiem będzie zwolnienie woźnych, co w Łodzi już próbował zrobić prezydent Kropiwnicki, ale mu się nie udało.

Prowadzę lekcje o pięknie poezji i staram się nie patrzeć na okna, które rozpadają się przy każdym podmuchu wiatru. Odpoczywam w pokoju nauczycielskim i staram się nie patrzeć na firanki. W ogóle staram się na nic nie patrzeć, najwyżej w tekst wiersza i w oczy uczniów. U mnie w liceum zresztą nie jest najgorzej. W duchu śmieję się, przypominając sobie poprzednie miejsce pracy. Dyrekcja zakazała tam nie tylko urządzania wszelkich zabaw, biegania po korytarzach, ale nawet zbyt energicznego chodzenia po budynku. A wszystko to z obawy, aby od wibracji nie zarwała się podłoga. Nawet tupnąć nie mogłem. Dyrektor tamtej placówki nie miał jednak odwagi postawić się swoim przełożonym, żądając pieniędzy na remont – liczył się dla niego stołek, a nie bezpieczeństwo młodzieży i pracowników.

Oby tylko pogoń za oszczędnościami i lęk o własny stołek nie były powodem tragedii. Wielu szkołom grożą katastrofy budowlane, Nie tylko małe (okno wpadnie do środka i przygniecie uczniów, urwie się lampa), ale także te większe (zarwie się strop, sala spadnie piętro niżej, zawali się ściana). Jak powiedział Pablo Neruda, „czeka nas męczeństwo i śmierć”, pewnie w murach szkoły. Ja nie jestem jeszcze na to gotowy.