Zamknij książkę, sięgnij po komórkę
Nowa podstawa programowa zmniejsza listę lektur obowiązkowych (zob. tekst w „Dzienniku”). W gimnazjum będzie się czytać dziewięć książek, a w licem osiem. Trzy książki na rok to i tak więcej niż średnia krajowa. W ten sposób dzieci nie będą się specjalnie różniły od osób dorosłych. Szkoła przestaje zmuszać do czytania.
Szkoła nie zmusza już do uczenia się na pamięć. Recytacje wierszy odeszły do lamusa. Jak ktoś jeszcze tego uczy, to musi być omszałym starcem albo starą wiedźmą. Ja sam jestem takim wiedźminem, gdyż czasem zadaję teksty na pamięć. W każdym razie obowiązku zapamiętywania utworów literackich już nie ma.
Teraz do lamusa odchodzi kolejne zjawisko edukacyjne, czyli czytanie lektur. Jeszcze pro forma mamy oficjalny kanon lektur, ale tyle w nim dzieł obowiązkowych, co kot napłakał. Chyba trzeba pogodzić się z faktem dokonanym, że czytanie książek to anachronizm. Chcą ludzie czytać, niech sobie czytają. Szkoła przestaje się interesować czytelnictwem.
Następne w kolejce do usunięcia jest pisanie długich tekstów. Po co nauczyciel ma trudnić się nauczaniem pisania wypracowań? Chcą uczniowie pisać nikomu niepotrzebne kilometry zdań, niech piszą, ale nauczycielowi nic do tego. W szkole wystarczy opanować naukę pisania liter i pojedynczych wyrazów.
Jestem staromodny. Uważam, że czytanie książek podnosi umiejętność koncentracji, skłania ludzi do aktywności, pomaga się odprężyć. To prawda, że współcześni ludzie są mniej cierpliwi, łatwo rozluźniają uwagę, mają problemy z samodyscypliną, dlatego czytanie książek przychodzi im z większą trudnością niż naszym przodkom. To jednak wcale nie znaczy, że należy się pogodzić z ułomnościami ludzi i nie wymagać od nich tego, co trudne. Należałoby raczej wymyślić programy, które wdrażałyby dzieci i młodzież do systematycznego czytania książek.
Nie popadajmy w przesadę. Złem jest zarówno zmuszanie uczniów do czytania wielu książek, jak też pozwolenie, aby nie czytali w ogóle bądź czytali bardzo mało. Trzeba znaleźć złoty środek, który byłby korzystny dla przyszłości dzieci (biegłe opanowanie umiejętności czytania ułatwia osiąganie postępów w wielu różnych dziedzinach, nie tylko w nauce języka polskiego), a jednocześnie uwzględniał możliwości percepcyjne oraz psychiczną wytrzymałość współczesnego człowieka.
Dzisiaj młodzi ludzie średnio poświęcają na czytanie książek dziennie jakieś dwie minuty, a na wysyłanie i odbieranie SMS-ów oraz rozmowy przez telefon ok. 90 minut. Dzięki nowej podstawie programowej młodzież zyska dwie minuty na posługiwanie się telefonem komórkowym. Dziękujemy! Prosimy o więcej! Z czego by tu jeszcze zrezygnować, aby uczniowie mieli więcej czasu na komórki? Może z nauki…
Komentarze
Taaaak.
Najlepiej nic nie czytać!
Hall o tym nie wie. Tusku, Tusku także nieświadom.
Wystarczy przelecieć brukowce i… wszystko jasne!
W moim mniemaniu ważniejsze od czytania książek jest rozumienie i interpretowanie tekstu.Pamiętam różne roczniki na studiach,które czytały tony tekstów łatwych i trudnych,mądrych i głupich zadanych na zajęcia i nie umiały wyłuskac głównej idei,odnieśc problemu do współczesnego życia…a juz wogóle zapomnijmy o umiejętności krytycznego czytania.Na nic się zda systematyczne czytanie bez myślenia nad tekstem.Autor bloga byc może powie,że właśnie tego naucza na lekcji języka polskiego.Ale żeby nad czyms pracowac,trzeba najpierw duzo czytac.Zgoda.Ale czy koniecznie trzeba czytac książki?Nie zgadzam się,że młodziez mało czyta (Choc to prawda,że to już generacje wychowane raczej na kulturze obrazkowej niż kulturze słowa.) Mlodzież czyta rózne teksty:fantastykę,gazety,czasopisma (niekoniecznie górnych lotów),a przede wszystkim wszystko to,na co wpada w internecie.Na pewno nie są to pożądane przez szkołę treści.Nie zmienia to jednak faktu,że to jest to, z czym spotykamy się na co dzień.I moim pragnieniem jest,żeby młodzi nauczyli się selekcjonowac dostępne masowo materiały i krytycznie się do nich odnosili.Ot,tyle…
Mam podobne zdanie jak zaprezentowane przez Gospodarza bo jak kazałem uczniowi w I technikum przeczytać 3 zwrotkowy wiersz to ten aż jęknął: – aż tyle!?
W Polityce z 20.09 2008 znalazłem krótką notkę pt. Powieści na telefon, a w niej informacja” o „keitai shosetsu”- powieść na komórkę. To odcinkowe formy literackie rozsyłane drogą esemesową. Ostatni hit, romantyczna opowieść”Koizora” (Niebo miłości), miał 25 mln czytelników! Komórkowe medium narzuca ograniczenia: forma musi być zwięzła, treść niezbyt obfita, stosowane skróty i żargon używany przy pisaniu esemesów. Takim przebojom towarzyszy komiksowa wersja manga, płyta z muzyką a także film,szybko wypuszczany także na DVD. To wszystko można ściągnąć za grosze z sieci.Okazuje się,żeto teraz główna strawa kulturalna japońskich 15-24-latków. Znaczy:swoich noweych przyzwyczajeń nie porzucą.”
Jak Państwo sądzicie, za ile lat ten wynalazek dotrze do nas? Czy proces odchodzenia od tradycyjnego podejścia do nauczania języka ojczystego, mającego rozbudzić umiłowanie literatury i to wg. zadekretowanego przez kogoś kanonu dopiero się zaczyna czy na naszych oczach dobiega końca?
Zawracamy” kijem Wisłę”czy wybierzemy tzw. ucieczkę do przodu?
Nigdy nie zarazimy dzieci pasją czytania, zmuszając je do czytania lektur. Mój syn zaczął pochłaniać książki dopiero po przeczytaniu Harrego Pottera. Pierwszą część sama mu czytałam gdyż był za mały aby samodzielnie przez nią przebrnąć, następne już czytał sam nie mogąć się od nich oderwać. Teraz wieczorem dzieli czas między komputer i książki, telewizja dla niego nie istnieje.
Owszem harry Potter tez moze być,a le nei jest lekarstwem na całe zło.Dzieci nalezy zarażać czytaniem znacznie wcześniej.
I Tuwim oraz Brzechwa są świetni.:)
Musze przyznac ze sie bardzo dobrze czyta te panskie artykuliki, problem z czytaniem zostal potraktowany przez MEN(p.Hall) bardzo lekko kak gdyby nie zdawano sobie sprawy z waznosci lektur dla rozowoju uczni.Po fali krytyk poprzedniego ministra wydawalo sie ze nastapi poprawa w tym wzgledzie ale wychodzi nato ze wpadlismy z deszczu pod rynne i tyle
Z powazaniem
Hm, słyszałem, że w takiej np. Francji na studia inżynierskie zdaje się egzamin z literratury, bo nie ważne, co przyszły inżynier będzie tworzył – mosty, wieże czy programy komputerowy – MUSI mieć rozwiniętą wyobraźnię…
Do Gospodarza
>Szkoła nie zmusza już do uczenia się na pamięć.<
Zmusza.Zamiast czytać książki i uczyć się ich czytania na przyszlość(nie chodzi o mechaniczną czynność tylko odbiorze literatury) uczniowie uczą się co „mądrzy ludzie” [autorzy opracowań i bryków;-)]o danym gniocie napisali bo to jest dzis najefektywniejszy sposób zdania matury w jej obecnym ksztalcie!!!
Wszystko racja tylko problem jest jak to osiągnąć. Co z tego, że będziemy zaklinać rzeczywistość jeśli młodzież nie czyta. Co z tego, że zmusimy ich do czytania (i tak przeczytają opracowania) jeśli potem po żadną książkę nie sięgną.
Swoje wątpliwości wyraziłem na swoim blogu i to jest mój głos w dyskusji
http://pjerry.blox.pl/2008/11/Lista-lektur-obowiazkowych.html
Poprzednio wszyscy narzekali, że każdy z ministrów dokłada lektury obowiązkowe do już przeciążonego kanonu.
Brak czasu na omawianie i dyskusje z uczniami miał powodować popularność ‚bryków’.
Minister Hall odchudziła listę obowiązkową i pozwala na dużą dowolność polonistom i uczniom w wyborze lektur.
Zostawia czas na zrozumienie tła historycznego w jakim lektura powstała, doświadczenia życiowego autora, ….
‚Nie da się’, ‚Pomysł do dupy’, ‚nie robimy tego’
Obawiam się, że tylko Hallowa-Salowa sankcjonuje rzeczywistość. Miałem pecha zadać klasach maturalnych pytania: Kto przeczytał jakąkolwiek powieć=ść Sienkiewicza, Żeromskiego itd. Jedna osoba na 6 maturalnych klas, troszkę ze wstydem się ujawniła. Zapytałem o tych bardziej „nowoczesnych” pisarzy i … A, tego nie czytał nikt. Zresztą słusznie, na maturze to zbędne. Zapytałem mędrców od j. poskiego czy jeżeli na maturze w każdym możliwym słowie zrobię ordynarny błąd ortograficzny, to czy ja maturę zdam? Odpowiedź była twierdząca. Polska szkoła … są szkoły dobre, ale proszę zauważyć, że chyba opisałem standardzik, cichy, wstydliwy, ale obowiązujący. Powodzenia więc koleżankom i kolegom w dziele dalszej reformy. Oby tak dalej …
Mysle ze ksiązki nalezy czytac. Czytanie rozwija wyobraznie i uczy tolerancji. Rodzice powinni zachecac dzieci do czytania, uczyc ich tego od najmłodszych lat bo czym skorupka za młodu… Czytanie pomaga w nauce, wyrabia pamiec i koncentrację. Pomaga przetrwac nudny czas i jest świetna rozrywka. Dziwi mnie ze minister edukacji podejmuje takie decyzje, niepedagogiczne.
Zgadzam się z Gospodarzem. Zmierzamy w złym kierunku. Chcąc nie chcąc, obowiązkowe czytanie lektur jest konieczne. Przecież tylko nieliczni siegną po szkole po książki z kanonu lektur i zazwyczaj będą to studenci polonistyki. W ten sposób szkoła staje się jedynym miejscem, gdzie lwia część młodzieży może się spotkać z pewnymi dziełami i pewnymi autorami. Jeśli będzie to stopniowo ograniczane, to strzelamy sobie w stopę.
Zgadzam się także z tezą, że dzieci powinno się oswajać z książkami od najmłodszych lat. Choć nie zawsze ma to zastosowanie w praktyce. Przykład z życia. Moi dwaj młodsi bracia bliźniacy, lat 11 – jeden jak tylko nauczył sie czytać, nie odrywa się od książek. Czyta setki stron miesięcznie. Zarówno po polsku, jak i po niemiecku. Drugi, pod naciskiem rodziców też miał sporo czytać, ale nic z tego. Książki w ogóle go nie interesują. Zamiast tego potrafi wyśmienicie malować. Z mlekiem matki wyssał talent malarski. Dlatego właśnie szkoła powinna stać na straży i być instytucją, które takie osoby, jak drugi bliźniak, zmusza do czytania. Może to nic nie da, kto wie, ale może z czasem przekona się do książek?
Ostatni przykład z autopsji. Jako dziecko czytałem książki sporadycznie. W gimnazjum nie przeczytałem żadnej lektury, opierałem się wyłącznie na brykach. W liceum parę już musiałem przeczytać, parę mnie zainteresowało i sięgnąłem po nie z przyjemnością. Z pewnością wielka w tym zasługa mojej wychowawczyni, polonistyki, która oprócz zwykłych lekcji, wychowywała nas, uczyła życia. Dzięki właśnie wychowawczyni pod koniec liceum zacząłem częściej i czętniej czytać. Dziś brakuje mi miejsca na książki, zarówno w domu rodzinnym jak i w mieszkaniu, które wynajmuję.
Myślę,że problem jest inny-zachęcać w szkole i w domu do czytania i uczyć odbioru książek czy wymuszać pamięciową znajomość polonistycznych mądrości o lekturach zawartą w brykach.Jesli to drugiei to po co to robić i komu(poza autorami ‚mundrych”opracowań i kiepskimi polonistami ze szkól)oraz czemu to ma slużyć?;-)))
Czego nie chcą zrozumieć nauczyciele?
1. Niezależnie od tego, czy uczniów określimy jako „też obywateli”, przyszłych obywateli, czy też będziemy ich uważać za młodzież oraz dzieci, które wymagają rozumnej troski rodziców i nauczycieli, to w końcu należy przyznać uczniom prawo do rzetelnych i wiarygodnych ocen. Nie będzie to jednak możliwe bez starannego skontrolowania jakości oceniania prac egzaminacyjnych uczniów i maturzystów przeprowadzanych przez CKE i OKE (zob. „Ocenianie prac egzaminacyjnych uczniów” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID331870544,DA2008-07-25,index.html oraz
„Uniwersalny standard wiedzy – 1 punkt cke!” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID320196872,DA2008-05-30,index.html)
2. Uczniowie mają prawo do nauki w warunkach zapewniających wszystkim uczniom zarówno bardzo zdolnym, średnio zdolnym, jak i mało zdolnym takie same i równe szanse rozwojowe. Nie jest to jednak równoznaczne z nauczaniem wszystkich uczniów tego samego rocznika, tego samego materiału przedmiotowego i w takich samych zbiorczych klasach.
Nowoczesne szkolnictwo, to w istocie rzeczy szkolnictwo tradycyjne – ale nie tylko … http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID350615520,DA2008-11-18,index.html
Podstawowy problem – jak dzielić uczniów na klasy? http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID345176122,DA2008-10-07,index.html
3. Nadzwyczajna Komisja Sejmowa do zbadania skutków dotychczasowych reform oświatowych pozwoliłaby poznać rzeczywisty stan naszego szkolnictwa. Jest to zarówno w interesie nauczycieli, rodziców jak i uczniów. Komisja stworzyłaby też możliwość zaproponowania najlepszych rozwiązań systemowych wszystkim tym, którzy rozwiązania takie są w stanie przedstawić.
„Nadzwyczajna Komisja Sejmowa do zbadania skutków dotychczasowych reform oświatowych (3)” http://aleksander-janik.blog.onet.pl/2,ID352369722,DA2008-12-02,index.html
„Nadzwyczajna Komisja Sejmowa do zbadania skutków dotychczasowych reform oświatowych (1)” http://chetkowski.blog.polityka.pl/?p=600#comment-52173
Mogę jeszcze zrozumieć, że w czasie kryzysu związanego z przekształceniami ustrojowymi nauczyciele pozwolili się przekształcić nadzorowi administracyjno-pedagogicznemu w stado posłusznych i bezwolnych baranów, ale nie mogę w żaden sposób zrozumieć, dlaczego w wolnym i demokratycznym kraju – mimo wszystkich jego ułomności – nauczyciele sami siebie przekształcają w stadka rozbieganych w różnych kierunkach osłów.
Czuje się co najmniej staro – tekstów do wkucia było sporo, recytowania również w tym pały za zły akcent, złą intonację i tak dalej.
Wypracowania też były, choć miałam mądre polonistki i patrzyły też, a właściwie przede wszystkim na jakość a nie tylko ilość.
A czytania było uuu i jeszcze trochę w porównaniu z podaną ilością.
Mimo że wiele czytam, mam problemy z samodyscypliną – mając do wyboru książkę i odrabianie pracy domowej (a myślałam że na studiach nie będą jej zadawać!) wybieram książkę.
A teraz z teorii spiskowej: Sterowanie ciemnym ludem, ktory wszystko kupi jest o niebo latwiejsze anizeli oczytanymi omnibusami. Szkola rowniez odpowiada na zapotrzebowanie korporacji – szkolimy wyrobnikow i konsumentow. Nadzorcy tluszczy beda szkoleni w prywatnych elitarnych szkolach. Po co czytac, po co myslec – zrobi to za nas pan z TV i google. My mamy kupowac, konsumowac i pracowac. Korporacyjnym skrytozercom mowimy NIE!
A może wcześniej odpowiedzcie sobie na pytanie
Dlaczego kiedyś wychodziło się na dwór? Dlaczego jak już siedziało się w domu , czytało się książkę? Podpowiem, w TV był Ekran z Bratkiem około 16 i na tym koniec.
Już za moich czasów czytanie lektur (z wyjątkiem kilku) to była katorga. A co dopiero teraz. Jeśli ktoś czyta i tak będzie czytał. Jeśli nie, przerabianie lektur w obecnej postaci do czytania go nie skłoni. A że będzie miał kontakt z wielką polską literaturą? Hmmm. Większość wybitnych książek i tak dla przeciętnego czytelnika jest niezrozumiała (patrz Gombrowicz).
Proponuję wrócić do podstaw i zadać sobie pytanie. Jaki jest cel nauczania języka polskiego? Jaki jest cel edukacji? Bo mam wrażenie, że zbyt rzadko zadajemy sobie to pytanie. A odpowiedź na nie wcale nie jest taka oczywista
Zastanawia mnie, jaki sens w prowadzeniu lekcji widzi polonista jeśli zadaną lekturę przeczyta mniej więcej połowa klasy? Pół biedy, jeśli sytuacja dotyczy renomowanego liceum, bo sposoby kombinowania inteligentnych nastolatków często potrafią wprowadzić w błąd nawet najbardziej schizofrenicznego nauczyciela śledczego.
Środki i metody z jakiego repertuaru powinien wykorzystać nauczyciel języka polskiego, by nakłonić do czytania wychowane na elektronice dzieci z podstawówki? W zasadzie ów repertuar ogranicza się do zbioru środków i metod – wymuszania (np. dyscyplinowania, zastraszania ocenami, gromienie wzrokiem, donosy do rodziców) oraz – uwodzenia (np. czarowania osobowością, uśmiechem, marchewką, pomocami naukowymi, aluzjami do ledwo co kształtującej się seksualności).
Która z metod jest bardziej etyczna?
Panie Aleksandrze Janik! Będąc nauczycielem i mężczyzną muszę stanowczo zaprotestowac przeciwko porównywaniu uczących do ,, stadka rozbieganych w różnych kierunkach osłów”. Wśród naszego grona jest rówież wiele kobiet i chociażby dlatego dałbym Panu, po poznansku mówiąc, solidnie w pysk.
Panie Ino. To pod byle pretekstem – a nawet bez pretekstu – potrafi też zrobić każdy szalikowiec! Proszę jeszcze raz przeczytać uważnie i ze zrozumieniem, to co napisałem – a szczególnie to, do czego podałem odnośniki. Dopiero po wykazaniu błędów (a nie przekrętów) w tym, co napisałem, będzie się Pan mógł popisywać swoja poznańską męskością.
Przykro mi, ale tym razem dopisał się Pan ( mówię o Gospodarzu) do listy narzekaczy bez sprawdzenia faktów. Proszę zapisać się na warsztaty poświęcone reformie w zakresie języka polskiego. czytanie bez komentarza autorów ( np. p. prof. Żurka) nie jest uczciwe. Zapewniam, jest miejsce na naukę tekstów na pamięć i czytanie wielu książek, a do tego rozmowę o współczesności. Obowiązkowa bedzie także lektura tygodniów, w tym może felietonów w Polityce. Bardzo lubię czytać Pana wypowiedzi, ale tym razem to Pana poniosło! Proszę nie narzekać, trzeba wesprzeć zmiany, bo do tej pory pomysły nie okazywały się najlepsze. Trzeba stale coś udoskonalać w tym systemie. Kłaniam się i zaznaczam, że uczę wiele lat z przyjemnością!
PS Warsztaty odbędą się 11 i 12 grudnia w Bielsku Białej.
P. Dariuszu – Kolego Polonisto – w sobotę 29 listopada byłam na spotkaniu z p. dr. S. Żurkiem, koordynatorem prac nad NASZĄ podstawą programową. Ma wciąż formę projektu, ale zapewniam – w gimnazjum do przeczytania jest w ciągu trzech lat 15 (słownie: piętnaście) lektur! „Ogwiazdkowanie” (cyt. za prowadzącym spotkanie) ma znaczenie rzeczywistego „przymusu”, pozostałych 10 pozycji wybiorę sobie z uczniami (albo z tego, co jest w bibliotece). I my w gimnazjach startujemy we wrześniu 2009 (obietnica nowych podręczników i programów na luty lub marzec), Koleżanki i Koledzy w liceach dopiero w 2012 – więc życzę spokojnego obserwowania (nas) i przygotowań.
Żurek dostal za tego gniota 50tys.Ciekawe ile Ty?;-)))
Zawsze jak czytam podobne biadolenia na temat upadku czytelnictwa ksiazek, zastanawiam sie, jak to sie stalo, ze ja na dlugi okres zniechecilem sie do czytania. Ano zniechecila mnie ta tona lektur obowiazkowych w liceum, ktore zalet nie maja zadnych, a same wady. Z niesmakiem patrze na ludzi, ktorzy kupuja te rozne Prusy i Sienkiewicze „bo takie rzeczy trzeba miec w domu na polce”, albo gloryfikuja te ksiazki, zwac je wielka literatura polska. Snobizm – oto czym to jest. Fakt, ze ktos przeczytal Reymonta czy Gombrowicza ma niby oznaczac, ze nalezy do tzw. inteligencji. Nie znam osoby z mojego pokolenia albo mlodszej, ktorej tego rodzaju literatura by sie naprawde podobala. Dla dzisiejszej mlodziezy „Trylogia” Sienkiewicza jest zwyczajnie nudna i nieprzystajaca do rzeczywistosci, a problemy bohaterow nie sa jej problemami. Oczywiscie sa wyjatki i nie ma sensu generalizowac.
Z drugiej strony ksiazki sa czytane. Inaczej wydawnictwa i ksiegarnie upadlyby z hukiem, a jednak sie kreca. Jednak sprzedaje sie literature, na ktora polonisci kreca nosem. „Harry Potter”, fantastyka, romanse, kryminaly… Jedyne w Polsce niedotowane przez Ministerstwo czasopisma literackie zajmuja sie fantastyka. Ale to sie nie liczy, bo Ktos nie uznal tego za Wielka Literature Polska.
A z trzeciej strony jest jeszcze internet. Po co chodzic do biblioteki, jesli wele ksiazek mozna znalezc w internecie? Ale to sie nie liczy przeciez…
A z czwartej strony, co z filmami? Ze niby czlowiek, ktory duzo czyta to inteligent, nawet, jesli nie wie, kto to jest Fellini czy Bergmann albo Tarantino? A co z calym balastem wspolczesnej kultury, z manga, swiatem gier, telewizja, internetem? Mam wrazenie, ze szkola zatrzymala sie na pewnym etapie gdzies kolo II wojny i cala reszta dla niej nie istnieje albo nie jest warta uwagi.
A co do lektur obowiazkowych – moim zdaniem trzeba przestac trzymac sie twardo kanonu i spojrzec glownie na to, co zostalo wymyslone po 1945 roku.
Panie Dariuszu czy to jakaś prowokacja?
Niedawno narzekał pan, ze w kanonie jest tyle lektur, ze nie sposób ich omówić w ciągu 2 i pół roku w liceum. Teraz jak okrojono liste obowiązkową to znowu źle.
Wg mnie dobrze. Wolałbym aby uczniowie rzetelnie omówili dwie lektury w ciągu semestru (z całą obudowa kulturową danej książki z jej odnośnikami do historii, z porównaniem z innymi dziełami i głębokim omówieniem znaczenia postaci i zastosowanych środków formalnych w książce) aniżeli galopadę po tytułach, która generuje patologię bryków i streszczeń.
‚Zenek’ całkiem sluszne uwagi czyni. ‚Zachęcać w szkole i w domu do czytania i uczyć odbioru książek czy wymuszać pamięciową znajomość polonistycznych mądrości o lekturach zawartą w brykach.Jesli to drugiei to po co to robić i komu(poza autorami ?mundrych?opracowań i kiepskimi polonistami ze szkól)oraz czemu to ma slużyć?;-))) Myślę, że wlaśnie tu jest rzeczy sedno. Ilość lektur obowiązkowych to jedno,a czytanie książek to drugie. Nie należę do specjalnie opornych uczniów, (zawsze odrobiona praca domowa,lektura przeczytana, material zrozumiany i przećwiczony), a jednak niektóre lektury mnie przerosły-bo nudne, bo długie bo o niczym ,a jeśli juz o czymś, to o czymś tak mi odelgłym, że szybko się zniechęcałam. Dodajmy do tego polonistkę, która sama owych książek nie rozumiala i problem gotowy. Po co to tyle szumu? Jeśli polonista, albo jakikolwiek inny nauczyciel będzie umial zachęcić ucznia do przeczytania danej książki, to słowo honoru, nawet największy rozrabiaka po nia sięgnie. Pamiętam zastępstwo z innym polonistą w moim lo. Polonista ten mial zarysować nam sylwetkę Gombrowicza i zrobić wstęp do Ferdydurke. I wówczas, PanPolonista powiedzial rzecz która zbulwersowala klasę, bo śmiał stweirdzić, że Ferdydurke to wielkie gówno jest i że nie mamy w ogóle po co otwierać tej książki bo i tak nie zrozumiemy…i wiecie co? wszyscy te książkę przeczytaliśmy. Bo skoro nauczyciel mówi, że gówno, to może to być coś fajnego. Myślę, że trzeba by się nad tym zastanowić(a przy okazji nad autorytetem nauczyciela w dzisiejszych czasach). Więc wracając do puenty- jeśli nauczyciel lub rodzic nie zachęci (nie ZMUSI!!) do czytania, to nie dziwota że dziecko nic fajnego w czytaniu nie zobaczy. Tu nie chodzi o zarzucanie farmazonami typu: ‚czytaj, to będziesz mądra’, ale nawet podsunięcie dziecko(lub już nawet prawie doroslemu czlowiekowi) czegoś, co je zainteresuje. Nawet jeśli to będzie Harry Potter. Proszę grono Polonistów o wybaczenie, ale skoro według Państwa Sienkiewicz rozwija wyobraźnię mlodego czlowieka(może i by rozwijal gdyby nie fakt że wszystkie opisy są omijane, czytamy tylko dialogi…tak tak,może to prawda okrutna ale dosyć oczywista), to ja już wolę być nierozwinięta i czytać Pottera. Czytać. Bo o to w końcu chodzi tak?
Myślę,że dużo jest racji w ty,żeby zachęcac do czytania w domu.Niestety nic nie dzieje sie jedynie przez samo zachęcanie.Większośc zachowań,zainteresowań,sposobu bycia wynosi się z domu.Rodzice przeważnie są tymi,na których wzorują się dzieciaki.Więc jeżeli rodzice czytają,mają zainteresowania,angażują się w jakąś działalnośc społeczna, to automatycznie dzieciak uważa to za naturalną rzecz w swoim małym świecie.Oczywiście potem to wszystko weryfikuje się w okresie buntu i dzieciaki uczą się od towarzystwa w jakim się obracają.Wtedy jak wiadomo jest więcej ciekawszych zajęc niż np.czytanie książek.Normalka.
I jeszcze cos a propos tematu:
http://niedoczytania.pl/?p=2052
NN, nie dostrzeglas, ze tez nauczyciel, z ktorym mieliscie zastepstwo jest geniuszem. Ja nim nie jestem ale tez uzywam takich chwytow. Lapie sie nawet maz i dziecko nie tylko z lekturami. Zrobia cokolwiek zechce jesli tylko umiejetnie im to „uatrakcyjnie”. A ze dla dzieci slowo „gowno” jest atrakcyjne to wszyscy wiedza, geniusze zas potrafia to wykorzystac jako material dydaktyczny:)
Podstawa jest dziełem Żurka, zarobił facet (ciekawe ile?), wpisując się w grono dzielnych edukatorów niszczących poziom naszej oświaty i polonistyki szkolnej. Zmiany programowe to zawracanie kijem Wisły, w źle pomyślanych strukturach (wszyscy wiedzą, że gimnazjum to porażka), zmienianie programów nie pomoże, a już na pewno nie takie. Miejmy nadzieję, że kolejny minister to posprząta, szkoda tylko wyrzuconych w błoto pieniędzy.