Wydawnictwa edukacyjne upadają
Po 25 latach działalności na rynku podręczników Wydawnictwo Edukacyjne Żak ogłosiło upadłość. Za przyczynę podano dość lakonicznie „zmiany ustawowe wprowadzone przez państwo” (pełne oświadczenie właścicieli tutaj).
Odpowiedzialnym za upadłość jest darmowy podręcznik wprowadzony przez rząd. Żak jest pierwszym, ale przecież nie ostatnim upadłym z tego powodu wydawnictwem. „Gazeta Wyborcza” wieszczy, że ofiar będzie znacznie więcej (zob. tekst). Na razie rynek podręczników zmniejszył się o 10 procent, czyli 90 milionów zł, a przecież to dopiero początek zmian. Gdyby darmowy podręcznik objął całą szkołę podstawową, dla branży wydawniczej byłaby to katastrofa. Tymczasem słychać głosy rodziców, że podręczniki powinny być darmowe aż do końca obowiązkowej edukacji, czyli do ukończenia przez dziecko 18 lat.
Wydawnictwa edukacyjne to przystań ratunkowa dla nauczycieli, którzy zostali zwolnieni z pracy, oraz dla tych pedagogów, którzy nigdy w szkole pracy nie znaleźli. Najczęściej pracują jako przedstawiciele handlowi. W pokoju nauczycielskim zawsze się mówiło, że nawet po zwolnieniu nigdy ze szkoły tak naprawdę nie odejdziemy. Wrócimy bowiem jako handlarze podręczników. Ostatnio nikt już tak nie żartuje.
Komentarze
Jak za komuny: jeden podręcznik i żadnej wolności, tyle że wtedy rodzice płacili, a teraz bulą wszyscy. No, głosować mi tu na PO-PSL, migiem! W końcu macie to, o co wam chodziło, i nie macie tego, czego nie chcieliście.
@takei-butei
I bardzo dobrze. Wolę to, niż co roku płacić kilkaset złotych za komplet podręczników razy ilość dzieci. Wreszcie robi się normalnie. A ograniczenia wolności nie widzę tu żadnego. Raczej czuję sporą sumkę, która pozostaje w moim portfelu wraz z początkiem roku szkolnego.
Podręcznik winien być jeden przynajmniej dla jednego województwa jeśli nie dla całego kraju. Dlaczego? Bo w szkołach publicznych winien być jeden program nauczania i jeden podręcznik. Rozumiem, że wydawnictwa doiły rodziców gdzie w jednej szkole potrafiło być dwóch nauczycieli jednego przedmiotu i obowiązywały inne podręczniki. Za dwójkę dzieci – szkoła podstawowa i gimnazjum płaciłem za podręczniki około 600 zł, a i to dlatego, że kupowałem je w czerwcu jak belfer wywiesił listę na stornie szkoły. A gdzie przybory, plecaki i inne pierdoły?? Mnie na to stać ale był to i tak poważny wydatek w budżecie domowym. A wielu, bardzo wielu rodzin na to nie stać. Książki były potwornie drogie, językowe nawet bezwstydnie drogie. Może wreszcie czas było ukrócić to szaleństwo??? A najśmieszniejsze, że np. podręczniki do historii zawierały błędy. Wydawnictwo zbankrutowało, bo tak jest biznesie. Nie dajesz rady – znaczy twój produkt jest słaby albo za drogi. Czasy komuny się skończyły do belfrów to nie dociera.
totmes72
4 lutego o godz. 11:54 243827
Czasy komuny się NIE skończyły. Podręczników powinno być tyle, ile zechce kupić rynek. Natomiast nauczyciele nie powinni być żadnymi pośrednikami, należałoby ich karać srogo za jakąkolwiek prowizję otrzymaną od wydawnictwa czy księgarni.
Nie jestem nauczycielem, tym bardziej belfrem. Nie dociera do ciebie, że NIE może być jeden podręcznik, bo nie ma jednego programu (jest tylko podstawa programowa), że są różne koncepcje, wizje, możliwości…
@takei-butei
Może i tak. Ale ten „wolny rynek” tak to wszystko wypaczył, że trzeba było zareagować. To ja już wolę tą „komunę” niż ten „wolny rynek”, który powinien się nazywać „dziki, nieujarzmiony, skorumpowany rynek”.
Waldeck_13
4 lutego o godz. 11:50 243826
Łudzisz się, że masz podręczniki za darmo? NIC nie jest za darmo. Ty zapłacisz jeszcze więcej, tyle że nie wprost, a pośrednio dla urzędników, którym właśnie udaje się likwidować wolny rynek podręcznikowy. Teraz już tylko urzędasy będą mieć kontrolę nad tym, komu powierzyć pisanie podręcznika, wydanie…, a to znaczy, że to TY, tak: TY, słono za to zabulisz, ale bez bólu, bo w podatku…
@takei-butei
Tak, widzę że jesteś kolejnym piewcą niczym nie ograniczonego „wolnego rynku”. Zastanawiam się tylko, dlaczego, skoro ten wolny rynek jest taki wspaniały, to w żadnym kraju na świecie, nie jest tak, że nie jest on kontrolowany przez państwo, w mniejszym czy większym stopniu? No dlaczego? Może i za coś płacę w podatkach, w tym za podręczniki. Ale i tak je płacę. Jakoś nie płaciłem mniejszych podatków, kiedy te podręczniki były na „wolnym rynku”. Za to płaciłem za nie ze swojej prywatnej kieszeni. I to dużo. A teraz nie muszę płacić i ta kasa zostaje w mojej prywatnej kieszeni. Jest różnica? Jest.
Moim zdaniem winni są wydawcy do spółki z nauczycielami. Wydawcy drenowali kieszenie rodziców wydając co roku nowe wersje podręczników. Z kosmetycznymi zmianami lub poprawkami błędów. A nauczyciele szli na lep ich podarunków reklamowych, każąc rodzicom co roku nowe wersje kupować. Ministerstwo jest winne o tyle, że problem próbuje rozwiązać najtańszym i najprostszym do skontrolowania sposobem. A tak naprawdę wystarczyłyby pewne zmiany organizacyjne. Nie trzeba nawet wymyślać prochu, wystarczyło skopiować system z innych krajów, np. Niemiec czy Holandii. Tam podręczników na rynku jest również kilkanaście. Wyboru podręcznika dokonują również nauczyciele, tylko że jest to podręcznik jednakowy we wszystkich klasach danej szkoły. Wybór musi być dobry, bo tego samego podręcznika (bez możliwości zmiany!) używa się przez co najmniej 4-5 lat. Szkoła zakupuje taki podręcznik dla całego rocznika. Do kompletu są także zeszyty ćwiczeń i materiały dodatkowe. W Holandii to szkoła dba o zakup wszystkiego i w całości finansuje, w Niemczech za ćwiczenia płacą rodzice, ale zamówienia dokonuje szkoła (i robi to w taki sposób, żeby rodzice jak najmniej odczuwali to finansowo, np. poprzez zamawianie co kilka miesięcy kolejnych transz, dzięki czemu opłata rozkładana jest na raty). Materiały dodatkowe pewnie też są pewną formą zachęty wydawnictw dla nauczycieli. Komplet podręczników jest używany przez kilka lat. W wielu szkołach (w Holandii zawsze) pozostają one zawsze w szkole, dzięki czemu nie ulegają szybkiemu zniszczeniu. A do domu dzieci zabierają tylko pojedyncze kartki z zadaniami lub streszczeniem materiału do nauczenia na test. I wilk syty (wydawnictwa) i owca cała (nauczyciele mają wolny wybór) i trawa nadal rośnie (mają z czego się uczyć, a rodzice oszczędzają)…
Widać, że idą wybory, widać, skoro pani ministra pochyla się z troską 😀
http://wiadomosci.onet.pl/kraj/kluzik-rostkowska-apeluje-o-rozwage-przy-likwidacji-szkol/y723f
Waldeck_13
4 lutego o godz. 13:50 243829
Myślisz, że urzędnicy są z kryształu i nie są podatni na korupcję? Doświadczenie wskazuje, że to właśnie urzędnicy korumpują i są korumpowani.
To nie wolny rynek wypaczył, a brak wolnego rynku. Jak pisano w prasie, jednym z ogniw na drodze od wydawcy do rodzica w wielu przypadkach stali się nauczyciele. Jakim prawem? Czy mieli ci nauczyciele zarejestrowaną działalność gospodarczą? Czy odprowadzali podatki? W moim odczuciu, powstał czarny rynek…
Skoro urzędnicy otrzymywali sygnały o nieprawidłowościach, to powinni ukarać tych, którzy niemoralnie postąpili. A nie: winni czy niewinni – wszyscy po d…
Waldeck_13
4 lutego o godz. 14:02 243831
Nie, nie jestem piewcą, a tym bardziej niczym nieograniczonego wolnego rynku. A poza tym napisałem wyraźnie, że nauczyciele nie powinni być pośrednikami w obrocie podręcznikowym. Z tego jasno wynika, że pisałem o ograniczeniach.
Różnica jest pozorna; pozorna, bo nie dokonujesz bilansu. Owszem, masz pieniądze w kieszeni, ale jeśli dokonałbyś bilansu (np. o ile wzrosną podatki, jaka będzie inflacja, jakie zadłużenie Polski, bo przecież rząd skądś musi wziąć pieniądze), to myślę, że byś się przekonał, że teraz za podręczniki płacisz o wiele, wiele więcej…
Znam pewną gminę (nie moją), w której jeden samorząd zlikwidował małą szkołę, następny ją reaktywował, w tych wyborach niektórzy kandydaci znowu obiecywali likwidację, przegrali, ale w następnych chyba wygrają, więc szkołę zlikwidują, z kolei za kilka lat inni ją reaktywują…
Jak wynika z zapowiedzi, ok. 4000 tys. szkół padnie w tym roku.
Najgorsze zło w oświacie, to przekazanie szkół samorządowemu organowi prowadzącemu. Granda, jakiej mało.
W mojej gminie padły wszystkie małe szkoły, została jedna duża i dzieci dowożone już od szóstej rano. Szóstej rano!
allochtonka.blogspot.com
4 lutego o godz. 14:19 243832
„Wydawcy (…). Z kosmetycznymi zmianami lub poprawkami błędów.” – to nie tak. Wydawcy muszą otrzymać zgodę na wydanie podręcznika. Natomiast co rusz zmiany i poprawki to sprawka urzędników, to oni zmieniali programy nauczania (podstawy programowe, trudno się w tym połapać, tyle tych zmian w nazwach zmian). A skoro zmienia się program, choćby tylko kosmetycznie, musi zmienić się podręcznik.
Kto zada pytania urzędnikom, czemu np. za ich błędy nie oni odpowiadają, a niewinni? Ja nie zadam, bo ja szary obywatel, za wysokie PO-PSL-owskie progi, na moje szare nogi… Ale już „Polityka” wspierająca PO mogłaby…
Wypowiem się jako nauczyciel szkoły ponadgimnazjalnej.
1. Nie wiem, które wydawnictwa dawały nauczycielom wielkie profity za wybór podręcznika – chyba w podstawówkach i gimnazjach… Ja otrzymałem dwa razy foliogramy (ależ wynalazek w erze komputerów) oraz płytę z reprodukcjami obrazów (kolejny rarytas – ha ha).
2. Korekty podręczników są faktem. Wystarczyły czasami dwa lata i najnowsze wydanie różniło się diametralnie od poprzedniego. Zapyta ktoś – jaka przyczyna… Błędy – ewidentne błędy w podręcznikach zatwierdzanych przez MEN…
3. Dziś sytuacja jest kuriozalna… Nauczyciel ma obowiązek wybrać program nauczania (nie jest kontrolowany przez MEN ani zatwierdzany) i to nauczyciel odpowiada za tenże wybór (zgodność z podstawą programową), natomiast podręczniki – wszystkie – powinny być dopuszczane przez MEN, a ta naprawdę nie są ani obowiązkowe, ani potrzebne na zajęciach…
pharao29
4 lutego o godz. 17:54 243838
Nauczyciel nie może otrzymać od wydawnictwa nic, nic, nawet zapachu po foliogramie. Chodzi o zasady.
Fakt, o tych kuriozalnych (a w mojej opinii: skandalicznych) postawach urzędników pisałem.
Oczywiście, że podręczniki są zbędne, a poza tym: nauczyciel – o ile się orientuję – może uczyć według swojego autorskiego programu… Miał taką wolność, że mógł tworzyć swoje podręczniki dla swoich uczniów (nie biorąc pieniędzy, a np. dając skserowane teksty), ma wolność tworzenia autorskich programów. Tej wolności zabieranej przez komunistyczne władze PO-PSL bronię. Bronię wolności, która została zabrana…
Nauczyciel, który deklarował wcześniej wybór danego podręcznika i zamawiał te podręczniki dla uczniów online, kupował je z rabatem (dla uczniów) – foliogramy moje leżą… nieużywane…
Co do kserowania – za swoje pieniądze ma nauczyciel kserować materiały? Czy masz pojęcie, jak funkcjonuje szkoła? Myślisz, że to kopalnia papieru i toneru? Hmm…
pharao29
4 lutego o godz. 18:24 243840
Czemu nie zauważasz, że napisałem, np. dając skserowane. Np. czyli na przykład. Mogę podać inny przykład rozwiązania sprawy autorskiego podręcznika: uczeń dostaje link do strony, na której jest tekst. Albo link do strony elektronicznej nauczyciela-autora podręcznika… To kwestia rozwiązań.
W mojej gminie koszt ksero dla szkoły: 4 gr za A4. A zatem sto stron to 4 zł, dwudziestu uczniów to 80 zł, tyle zatem, co jeden podręcznik kupiony w wydawnictwie. A zatem 20 podręczników autorskich za jeden z wydawnictwa. Gdyby wójtowi przedstawić takie wyliczenie, bez wahania dałby te pieniądze z budżetu gminy… Kwestia rozwiązań, podejścia do sprawy, zwłaszcza że nauczyciele i tak masowo kserują teksty dla uczniów.
Mam doskonałe pojęcie o tym, jak funkcjonuje szkoła. DOSKONAŁE. Siedzę w tym po uszy, nie będąc nauczycielem.
Nie ma znaczenia, co się dzieje z otrzymanymi przez ciebie foliogramami. Zasada to zasada: nie można brać niczego.
Jest proste rozwiązanie kwestii podręczników, rynkowe i regulowane jednocześnie a zapewniające wysoką jakość podręczników i wybór.
MEN powinien przygotować konkurs dla autorów. Zwycięzcy za odpowiednim honorarium przekazywaliby MEN prawa autorskie a MEN je upubliczniał. Zwycięzców konkursu może być kilku, nie wiem jak liczny wybór jest potrzebny, to detal.
Gdyby każdy mógł wydawać takie podręczniki bez opłacania praw autorskich, drukować choćby w Chinach jak by mu się opłaciło, każdy mógłby sobie wydrukować fragmenty lub całość z internetu, rynek by zrobił swoje, podręczniki byłyby tanie jak barszcz, budżet wydałby niezauważalne pieniądze a jakość podręczników byłaby wysoka. To właśnie jest liberalizm w myśleniu, wolny rynek służy ludziom
parker
4 lutego o godz. 19:51 243842
Otóż to, kwestia podejścia, rozwiązań, a nie: ciach, likwidacja z mocy urzędu. I jest jak za komuny.
Uczę w podstawówce. Od wydawnictw nie dostawałam żadnych upominków, prezentów itd. Dostawałam natomiast darmowy egzemplarz podręcznika dla siebie oraz pomoce naukowe tzn. w przypadku historii, której uczę, filmy, mapy ścienne, karty do gier z powtórkami, osie czasu, plakaty, słuchowiska. Wszystko na wysokim poziomie. W podstawie programowej jest mowa o wykorzystaniu tych pomocy, ale, przepraszam, mam sobie nagrać sama film? Ja nawet ołówka nie dostaję od dyrektora, a co dopiero mówić o innych pomocach. Abym mogła pracować i tak wydaję z własnej kasy ok. 60 zł na miesiąc na ksero, papier,toner do drukarki. Szkoda, że wydawnictwa padają. Były wielką pomocą w dostosowaniu polskiej szkoły do wymogów współczesności.
pharao29
4 lutego o godz. 18:24 243840
Aby nie było niejasności: nauczyciele nie płacą u nas za kserowanie ani grosza, te cztery grosze za stronę A4 – koszt ponosi gmina.
„Jak pracuje się z podręcznikiem, ocenili na razie tylko nauczyciele i organizacje pozarządowe. Oceny nie napawają optymizmem”
„Reforma gimnazjalna, maturalna i obniżenia wieku szkolnego do lat sześciu – to tylko niektóre z ważnych zmian, które wprowadzono w ostatnich latach w polskiej edukacji. Żadna z nich nie została uczciwie podsumowana i rozliczona.”
http://fakty.interia.pl/prasa/news-dziennik-gazeta-prawna-uczen-ofiara-rzadowych-testow,nId,1602280testow,nId,1602280#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=chrome
Nie można mówić o wolnym rynku jeśli to nie klient na podstawie ceny i jakości, decyduje o zakupie. Wyboru dokonywał nauczyciel, niekoniecznie najekonomiczniejszego. Wybierał podręcznik, z którym mu się najlepiej pracowało, często drogi, do kupienia tylko w komplecie z zestawem ćwiczeń, a płacił rodzic. Jaki to wolny wybór klienta? Dodatkowo aktualizacje co rok (na które pozwalał MEN), uniemożliwiały dziedziczenie, czy sprzedaż podręczników w kolejnym roku. Jeśli nawet nie było zmian, to przecież były karty pracy, w których uczeń wypełniał luki, więc kolejny już nie mógł z tego korzystać. Porównajmy to do rynku samochodów, w którym ktoś za nas wybiera model i potem nie możemy go odsprzedać. Jeśli dodamy do tego sytuacje, w których często nauczyciel wybierał podręcznik (bo wypada), który potem był używany raz na rok, to dla wydawnictw to złoty interes, a dla klientów niekoniecznie. Jestem zwolennikiem wolnego rynku, liberałem, ale rynek podręczników nigdy nie był wolnym rynkiem. A MEN nigdy nie dbało o interesy rodziców zapobiegając ciągłym aktualizacjom, dbając o jakość podręczników (lepszy system dopuszczania na rynek) i zapobiegając wyborowi przez nauczycieli z jednej szkoły różnych podręczników, zarówno w poziomie, jak i kolejnych latach. Wydawnictwa miały Eldorado, które teraz się skończyło, a za które płacili rodzice.
racjonalistka69
5 lutego o godz. 10:14 243847
Otóż to, nauczyciel w żadnym przypadku nie powinien być w jakikolwiek sposób włączany w dystrybucję podręczników. Od tego są: dyrekcja, jej sekretariat, rada rodziców, odpowiednie referaty w urzędach gminy. Nauczyciel zaś wykonuje zlecone mu zadanie. Powinien mieć wolną rękę w metodzie uczenia, bo od tego jest specem. A tak w ogóle, podręcznik jest mu niepotrzebny, ani jemu, ani jego uczniom. To właśnie kwestia metody nauczania, jaką wybierze, jaką zastosuje.
takei-butei – Klasycznie teoretyzujesz. Uczyłeś kiedykolwiek w szkole? Czy kiedykolwiek przygotowywałeś uczniów do egzaminów zewnętrznych? Wątpię.
MEN zabrnął w kolejną, wynikającą z niekompetencji ministry, głupotę, którą trzeba będzie długo naprawiać. Temat podręczników można było rozwiązać racjonalnie, z korzyścią dla uczniów. Wystarczyło tylko wziąć pod uwagę zdanie tych, którzy coś na ten temat wiedzą.