Atak na edukację
Maturę krytykuje się od lat, jednak w tym roku kopie ją, kto tylko może. W nieprzebranym mrowiu krytycznych głosów warto zwrócić uwagę na tekst Łukasza Guzy, zastępcy kierownika działu Praca „Dziennika. Gazety Prawnej” (zob. materiał). Według autora, problem mają nie ci, którzy matury nie zdali, ale osoby, które zdały. Wyniki bowiem o niczym nie mówią, przypadkowo są lepsze z tego, a gorsze z innego przedmiotu. W efekcie ludzie studiują to, co na podstawie tak przypadkowych wyników mogą studiować. Guza mówi wręcz o pułapce egzaminu dojrzałości, który zachęca do pójścia na łatwiznę. Nauka w liceum polega na wyborze tych przedmiotów, które łatwiej się zdaje. Prowadzi to do tłumienia zainteresowań i niszczenia pasji.
„Złe wyniki tegorocznych matur przyćmiły prawdziwy kryzys egzaminu dojrzałości. W obecnym kształcie nie spełnia on podstawowego zadania, czyli prawidłowej selekcji na studia. Premiuje szczęśliwców, którzy wybiorą prostszy egzamin lub wpasują się w klucz odpowiedzi, zamiast osoby konsekwentnie wybierające przedmioty, w których chcą się specjalizować.”
Zgadzam się w pełni z Łukaszem Guzą. Obserwuję od lat, że uczniowie uczą się nie tego, co lubią, i wybierają na maturze nie te przedmioty, które ich pasjonują. Edukacja przechodzi kryzys, ponieważ w całej rozciągłości zachęca uczniów, aby szli na łatwiznę. W końcu taki styl pobierania nauki młodym ludziom wchodzi w krew. Im szybciej dziecko pozbędzie się złudzeń, że szkoła jest po to, aby pomagać mu w rozwoju, tym będzie lepszym uczniem i z lepszym wynikiem zaliczy wszystkie egzaminy. Studiowanie także polega na szukaniu najłatwiejszych dróg i zabijaniu w sobie pasji.
Tak pojęta matura jest gorsza niż jej brak. Lepiej od razu nastawić się na kształcenie zawodowe. Od siebie dodam, że od pewnego czasu obserwujemy odwrócenie kierunku kształcenia. Dawniej słabsi uczniowie szli do zawodówek, kończyli je, potem niektórzy dojrzewali i kontynuowali naukę w szkołach średnich dla dorosłych. Następnie część z nich studiowała. Nawet na polonistyce spotkałem osoby, które przeszły drogę od zawodówki po uniwersytet. Obecnie jest odwrotnie. Słabi uczniowie idą do liceum ogólnokształcącego. Robią maturę, studiują, zostają licencjatami bądź magistrami, potem z braku pracy dokształcają się w jakimś zawodzie, do wykonywania którego nie potrzeba żadnych studiów. Ostatnio dowiedziałem się, że wielu kierowców tirów to ludzie po studiach, magistrowie. Jak tak dalej pójdzie, to na tirach pracować będą osoby z tytułami doktorów. W sumie czemu nie?
Komentarze
„Lepiej od razu nastawić się na kształcenie zawodowe. Od siebie dodam, że od pewnego czasu obserwujemy odwrócenie kierunku kształcenia. Dawniej słabsi uczniowie szli do zawodówek”
kształcenie zawodowe to także, a może przede wszystkim technika i nie widzę podstaw aby ubolewać, że coraz lepsi uczniowie trafiają do szkół zawodowych, sam w takiej pracuję i widzę, że coraz częściej są to młodzi ludzie z ambicjami, którzy już w czasie rekrutacji zadają konkretne pytania co ta szkoła może im dać. Więc może to liceum staje się powoli przeżytkiem?
„Lepiej od razu nastawić się na kształcenie zawodowe.”
No właśnie, lepiej.
A jak takie kształcenie ma wyglądać?
W jakich zawodach chciałby Gospodarz kształcić?
Bo moim zdaniem w dzisiejszych czasach, wykształcenie ogólne spełnia najlepiej funkcję kształcenia zawodowego.
Co Panu przeszkadza wykształcenie wyższe kierowcy tira?
Co to, kierowca tira musi być głąbem?
Jak nie będzie, mam większe szanse powrotu żywym z wakacji.
Nauczyciel nie powinien być głąbem, a często jest.
Skąd się bierze wśród nauczycieli ten imperatyw do ograniczania liczby klientów?
Przecież to niemądre, wbrew nauczycielskiemu interesowi.
Postawiłam pytania, ale nie licząc na odpowiedź. Gospodarz raczej rzadko odpowiada, a ze strony blogowiczów też raczej inwektywy się można spodziewać niż refleksji, więc się sam zastanawiam, skąd to zacięcie do decydowaniu o cudzym życiu się w braci nauczycielskiej bierze. Skąd ta potrzeba zaprojektowania komuś życia?
Co was tak boli jak się ktoś uczy? Głupi nie może? Z trudnej rodziny, nie może.
Cygan do szkoły specjalnej, prawda?
Czemu uważacie, że należy ludziom nie pozwolić na wybór własnej drogi życiowej?
Na własne błędy i złe wybory.
Że was drażni, jak kierowca Tira ma wyższe studia.
Bo co, czujecie się lepsi od kierowcy Tira?
Moim zdaniem to się bierze z braku wiedzy na temat współczesnego społeczeństwa.
Ze strachu przed światem, wolnym rynkiem i wolnym wyborem.
Wy się świata boicie, nie nadążacie za współczesnością.
Z waszej perspektywy, jak ktoś nauczycielem został, to nic innego robić nie może.
Bo wam by uwłaczało, pójście na kierowcę Tira. Prestiż za mały.
A taki jest współczesny świat.
Niczego nie można być pewnym i ci co się najlepiej potrafią przystosować najszczęśliwiej żyją.
Ci po studiach, nawet tych słabych, niepotrzebnych, lepiej sobie w życiu poredzą niż ci po zawodówkach.
I proszę mi tu przykładów dobrze sobie radzących po zawodówce nie dawać.
To że ktoś ma dziś popłatny zawód nie znaczy,że jutro będzie miał.
Jak będą zwalniać kierowców Tira bo się okaże, że kolej wypiera transport drogowy, to kierowcy Tirów z wyższym wykształceniem z łatwością się przestawią na bycie maszynistami czy kierownikami pociągów a ci po zawodówkach które się państwu marzą, na zasiłku skończą.
Wam się naprawdę marzą dawne czasy i nie jesteście wstanie pojąć, że tamtego świata już niema i nie będzie.
Trzeba uczyć wszystkich i przestać to kontestować, bo jak przyjdzie weryfikacja, to można rozmowy kwalifikacyjnej przed komisją nie przejść z takimi poglądami jakie na blogu dominują.
Bo są one sprzeczne ze stanem współczesnej wiedzy.
Ale żeby uczyć wszystkich, trzeba mieć kwalifikacje, papiery na uczenie.
Dyplom wyższej uczelni i kurs półroczny nie wystarczy.
Trzeba też mieć predyspozycje do zawodu.
Idą na szczęście czasy, kiedy szkoła za sprawa samorządów do społeczeństwa wróci. Już w wielu miejscach się tak dzieje.
Do manager
Droga do pracy w charakterze kierowcy tira przez maturę,licencjat magisteriu i doktorat [;-)] to jakieś 10 lat z życiorysu nie wiadomo na co. No masa kasy(to akurat managerów powinno obchodzić!) zarówno podatników jak i zainteresowanego. Doktor będzie kierowcą kiepskim, bo się przez większość (zdecydowaną !)życia do czego innego przygotowywał, a nie do tego. Na dodatek zdrowie(oczy) już nie to itd.
Dzisiejsze studia(razem z doktoratem) żadnej mądrości nie dają. Jeśli nie są przygotowaniem(być może szerokim) do jakiegoś „inteligenckiego” zawodu to prościej, taniej i sympatyczniej(bez egzaminacyjnego stresu!) jest po prostu czytać książki…;-)
„Co Panu przeszkadza wykształcenie wyższe kierowcy tira?
Co to, kierowca tira musi być głąbem?”
Sugerujesz, że człowiek jedynie z maturą jest większym głąbem od tego co ma dyplom uczelni?
„Skąd się bierze wśród nauczycieli ten imperatyw do ograniczania liczby klientów?
Przecież to niemądre, wbrew nauczycielskiemu interesowi.
”
Gdzie widzisz ograniczanie liczby klientów? Rozwiń ten wątek dokładniej.
„Skąd się bierze wśród nauczycieli ten imperatyw do ograniczania liczby klientów?
Przecież to niemądre, wbrew nauczycielskiemu interesowi.”
Parker, no właśnie, skąd? Ogólnie, w interesie nauczycieli jest, aby edukacja w ogóle upadła. Ach te korepetycje, żyła złota…
Trudno przez lata tolerować sytuację, która wszystkich męczy, rozwiązania nieefektywne , istniejące tylko ze względu na polityczną poprawność, cokolwiek to znaczy.
cvb: „kształcenie zawodowe to także, a może przede wszystkim technika i nie widzę podstaw aby ubolewać, że coraz lepsi uczniowie trafiają do szkół zawodowych,”
Tutaj w okolicy firma sie rozwija i potrzebyje tokarzy i frezerow. Niestety, maszyny sa sterowane komputerowo i wymagaja od robotnika sporych umiejetnosci nie tylko w zakresie „przestwiana wajchy”, ale o dziwo, matematyki. Firma ma okolo 50 otwarc. Przesluchala 800 kandydatow – i wybrala 5 (piec) osob. Reszta sie nei nadawala.
Neistety, „robotnik” coraz czesciej wymaga wyksztalcenie, moze nie „super wyzszego” ale dosyc wysokiego. Tego nie ucza na uniwersytetach, ale w Community Colleges, ktore ksztalca na polwyzszym poziomei zawodowym (po szkole sredniej) i sa bardzo tanie, nawet na przecietna kieszen. Wieke kursow zaliczonych w Community College moze byc zaliczone pzrez wyzsze uczelnie jezeli ktos zdecyduje sie studiowac dalej.
To ejst mniej wiecej odpowiednik polskich Technikow. Wydaje sie ze w Polsce Technika stoja troche w cieniu, a dobrze by bylo gdyby sie z owego cienia wydobyly
P.S. Wykladam w wolnych chwilach w takim Community College, i nei narzekam na jakosc studentow ani na jakosc programow
S-21: „Doktor będzie kierowcą kiepskim, bo się przez większość (zdecydowaną !)życia do czego innego przygotowywał, a nie do tego. Na dodatek zdrowie(oczy) już nie to itd.”
I na dodatek sfrustrowanym, bo robi nei to do dzego sie przez 10 lat przygotowywal i ma ambicje robic
@A.L. zgadza się, w dzisiejszych czasach nie wystarczy umiejętność machania młotkiem, a i u nas to zauważono bo po 10 latach dobijania szkolnictwa zawodowego ostatnio coś się ruszyło, mam tylko nadzieję, że nie jest to chwilowe
uprzedzając parkera, na ten moment wolałbym aby unowocześniono wyposażenie szkoły niż podniesiono mi pensję, jednak komfort pracy jest też bardzo ważny,
nowoczesne wyposażenie pociągnęłoby za sobą z kolei jeszcze większe zainteresowanie młodzieży i (teraz parker mnie znienawidzi) co za tym idzie można by zrobić lepszy nabór (selekcję :))
AdamJ pisze:
2011-07-30 o godz. 16:24
Proszę do tego nie mieszać politycznej poprawności.
Polityczna poprawność ma swoje cele do osiągnięcia, ale nie ma nic do edukacji.
Są potrzeby społeczne które nakazują kształcić ogólnie do pełnoletniości.
I te potrzeby społeczne, są akurat zgodne z interesem nauczycieli.
No tak się kurwa złożyło całkiem przypadkowo.
No to co to za beznadziejny, debilny opór?
W interesie nauczycieli jest, żeby edukacja publiczna stała na jak najwyższym poziomie.
Żeby trudno się było dostać do pracy ze względu na wysokie wymagania.
Żeby ze względu na wysokie wymagania, trzeba było płacić dużo.
I społeczeństwo by płaciło bo edukacja to oczko w głowie naszych rodaków.
Wystarczy wysoko poprzeczkę wymagań ustawić.
Władza ma obowiązek zapewnić nauczycieli i jak będzie trzeba, zapłaci każde pieniądze.
To wszystko są interesy zbieżne miedzy nauczycielami i resztą społeczeństwa.
Czemu tak nie jest, sam sobie odpowiedz.
Piszę zza kałuży. Większość podatków płacę za kałużą. W Polsce płacę właściwie tylko VAT. Jest jednak tego VATu całkiem dużo, nawet jakby liczyć tylko po najniższych stawkach. Z pewnością rok w rok tyle, ile przynajmniej jeden dobrze zarabiający Polak płaci podatku od zarobków. Z tego powodu ośmielam sie zabierać głos w sprawie polskiej.
W/g mnie co, kiedy i jak studiować i czego uczyć się na poziomie średnim powinno być całkowicie pozostawione uczniom czy studentom. Pod warunkiem, że za to sami zapłacą. Konieczny byłby oczywiście system stypendiów i pożyczek na naukę.
Inaczej, czyli tak jak jest teraz, to _bogata_ polska wieś funduje naukę _biednym_ miastowym. _Bogata_ Polska funduje wykształconych ludzi _biednej_ Europie czy USA. Tak długo, jak Europa nie jest jednym państwem ze wspólnymi podatkami i emeryturami, etc., tak długo wykształceni ludzie będą migrowali w poszukiwaniu lepszej płacy do bogatszych krajów. Podobnie z Polski do np. USA.
Tylko metodami stalinowskich nakazów pracy lub zwrotu kosztów nauki lub nowoczesnym, płatnym systemem nauki można zapobiec idiotycznemu w moim pojęciu dawaniu w prezencie ze _wspólnych_ pieniędzy wykształcenia _indywidualnemu_ odbiorcy, który sobie ten prezent zawiezie gdzie mu się zamarzy. I podatki płacić będzie na emerytury nie tych ludzi, którzy złożyli się na jego szkoły.
Albo cały świat staje się jednym organizmem podatkowo/emerytalnym i wtedy szkoła może być _za darmo_ albo jest jak jest teraz i szkoła powinna być płatna.
Nie chcę kraść cudzych pieniędzy i nie chcę być okradanym. A zjawisko emigracji nie jest marginalne, gdyż wystarczy przypomnieć sobie, że liczymy emigrantów w milionach. Ładny prezencik od _bogatej_ Polski dla tychże emigrantów i dla reszty świata.
manager,
nie lekceważę żadnego zawodu. To był tylko przykład. Osoby z wyższym wykształceniem spotyka się w wielu różnych zawodach, które nie wymagają ukończonych studiów. Niedawno spotkałem swojego byłego ucznia, który już po studiach pracował w sklepie. Tłumaczył się, że to przejściowe. Niestety, to się robi nie przejściowe, ale stałe. Jakiś czas temu rozmawiałem ze znajomym, który jest podwójnym magistrem. Powiedział, że poważnie rozważa przekwalifikowanie się na pracownika fizycznego w pewnej firmie. Inny po studiach humanistycznych podjął pracę w hurtowni. Koleżąnka po pięcioletnich studiach magisterskich pracuje w punkcie sprzedaży książek. Czy tak powinno być. Czy po to inwestuje się w studia, żeby podejmować pracę, która nie wymaga wyższego wykształcenia? Weźmy pod uwagę inny przykład: nie lekceważę listonoszy, ale wydałoby mi się dziwne, gdybym dowiedział się, że co drugi ma ukończone studia, jest inżynierem, prawnikiem, anglistą, lekarzem, matematykiem itd.
Pozdrawiam
DCH
@Gospodarz
Ja też tylko z podrzuconego przykładu skorzystałem.
Czy tak powinno być jak Pan pisze?
Ja tam dawno wyrosłem z wieku zastanawiania się, jak powinno być.
Jeden uważa, że tak powinno być, inny z kolei uważa, że powinno być wręcz przeciwnie.
Ja tam widzę jak jest.
Ludzie mają potrzebę kształcenia, często ponad swoje możliwości, ale władza czyli państwowa, publiczna edukacja, nie jest od tego, żeby to prawo po swoim uważaniu limitować.
Wolno ludziom za swoje pieniądze się uczyć. Bo publiczne to też ich. A nauczyciele szkół publicznych, nie maja się zastanawiać kogo warto uczyć, kogo nie warto.
Nie ich interes.
Biorą kasę, maja uczyć.
W interesie społecznym, bo za publiczne, społeczne pieniądze to robią i zgodnie z interesem pryncypała.
„Czy po to inwestuje się w studia, żeby podejmować pracę, która nie wymaga wyższego wykształcenia?”
A co to znaczy wyższe wykształcenie dzisiaj?
Pozwólmy ludziom popełniać błędy, odpieprzmy się od nich.
Nawet jak te błędy robią za publiczna kasę.
Małe szkody.
Mądrzejsi ludzie, mądrzejsze społeczeństwo.
To nie prawda ,że ci słabsi którzy się uczą, odbierają szanse tym lepszym.
Nauczycieli nie brakuje.
Warto również słabszych kształcić, tak jak dla niewyrobionej publiczności robić filmy i pisać książki.
Taki biznes.
Nie mam nic przeciwko temu, jak mi hydraulikę lub elektrykę fachowiec po studiach w domu instaluje.
Jestem skłonny więcej zapłacić za poczucie komfortu,że ktoś z głowa się tym zajmuje.
„Są potrzeby społeczne które nakazują kształcić ogólnie do pełnoletniości.”
Oczywiście. I koniecznie wszystkich w ten sam sposób i na takim samym poziomie. A jeśli nie, to mamy do czynienia z dyskryminacją. Matura oczywiście ma być tak skonstruowana, aby każdy ten egzamin zaliczył i to koniecznie bez żadnego wysiłku. Nawet w wynoszonej pod niebiosa Finlandii tak nie ma. Sprawdź.
Parker, przy całym szacunku dla Twoich egalitarnych poglądów, to co proponujesz, to fikcja. Współzawodnictwo i poprzeczka na rozsądnej wysokości nie oznaczają automatycznie wyścigu szczurów i bezpardonowej walki. Ludzie potrzebują wyzwań, ale też potwierdzenia, że włożony wysiłek się opłacił. Jeśli coś jest za darmo (i nie mam na myśli pieniędzy) to zazwyczaj jest niewiele warte. Co gorsze, zachodzą procesy, które opisał Gospodarz.
I nie traktujmy w ten sam sposób 8 letniego dziecka i 17 letniego ucznia szkoły średniej. Nawet prawnie podlegają pod inne kategorie. Odpowiedzialność za własną edukację też jest inna.
AdamJ pisze:
2011-07-30 o godz. 22:44
Czy do pełnoletniości kształcić tak, czy inaczej?
Ogólnie czy specjalistycznie?
Ok, można dyskutować.
Ja bym na wszelki wypadek kształcił tak, jak ludzie maja ochotę.
A po co ja mam brać za to odpowiedzialność?
I na taką postawę namawiam Szanowne Grono.
Dać ludziom spokój, do roboty chodzić, najlepiej jak się potrafi wykonywać swoje obowiązki.
Wiem, każdy jeździec chciałby ujeżdżać najlepszego konia.
Ale wszystkie konie trzeba jako tako ujeździć, w tym szkopuł.
„Współzawodnictwo i poprzeczka na rozsądnej wysokości nie oznaczają automatycznie..”
A czy ja mówię o zniesieniu współzawodnictwa i poprzeczki?
To, że matura dla każdego, nie oznacza zniesienia współzawodnictwa.
Jestem za selekcją na bezpłatne publiczne studia, a może na płatne, tylko z limitowaną dostępnością egzaminami? A może..?
To temat na odrębna dyskusję.
Teraz mówimy o kształceniu w powszechnych szkołach do 19 ego roku życia.
Chcą ludzie ogólnokształcące, niech mają.
Chcą do zawodówek, niech mają.
Ja się tylko pytam do jakich?
Murarz-tynkarz nie wymaga kształcenia w ogóle.
Każda wiedza jest zbędna.
To co, zwolnić z nauki po trzeciej klasie?
Nie, wiadomo.
To kiedy wiadomo, że zwolnić?
Ja uważam, że po maturze.
A Ty AdamieJ?
W naszym interesie leży, żeby do matury się ludzie uczyli a nie zbrojarzami tynkarzami zostawali.
I pod pojęciem matura nie mam na myśli egzaminu, tylko uczęszczanie do szkoły i pewien program.
To może lepiej jak człowiek który zostaje murarzem-tynkarzem ma szansę zostać zbrojarzem-betoniarzem, spawaczem, dekarzem, malarzem, hydraulikiem i tak dalej.
Komu to przeszkadza jak do szkoły chodzi?
Szkoła zawodu nie nauczy, bo zawody się skończyły.
No, nauczyciel został. Ale jak długo jeszcze?
Od nauki zawodu jest majster i życie.
@manager o jakim limitowaniu ty piszesz? czy ty chcesz każdego zmuszać do uczenia się tego samego, nawet jeśli zainteresowania i potrzeby ma inne?
nie każdy chce iść na studia, nie każdy kto na nie idzie widzi sens ich kończenia, nie każdy chce się uczyć w liceum, które dla niektórych, a może większości jest przechowalnią
nikt tu nie napisał niczego co mogłoby powodować taką wulgarna reakcję z twojej strony, masz jakieś urojenia?
i nikt niczego nie limituje, w liceach i na studiach jest obecnie więcej miejsc niż jest chętnych, co czyni twoje wywody pozbawionymi sensu
manager pisze: 2011-07-30 o godz. 22:37
_Wolno ludziom za swoje pieniądze się uczyć. Bo publiczne to też ich._
_Pozwólmy ludziom popełniać błędy, odpieprzmy się od nich. Nawet jak te błędy robią za publiczna kasę. Małe szkody._
Zawsze wiedziałem, że jeżdżąc w mieście na gapę nie robię nic złego. A kanary to najgłupsze osobniki na świecie i nigdy mnie nie dorwali. Konduktorom na kolei tylko na nosie grałem. Bilety sa dla frajerów, w końcu tory i druty są publiczne czyli też moje.
Jak byłem gówniarzem to szpilki wkłułem w kable i ominąłem licznik elektryczny. Mama z tatom takie dumne byli, że aż tato pozwolili napić się z najlepszej musztardówki w kredensie.
Tato mówili, że moje szpilki lepsze od jego kabla co go zrobił ze stłuczonej żarówki i wkręcał pod sufitem na korytarzu.
Licznik gazowy ominąłem jeszcze łatwiej, łączając rury od gazu przed i za nim bardzo dobrą bo chińską dętką rowerową. Trochę cuchnęło, ale nie tak jak wtedy, gdy tato robili w baniaku w łazience to, czego mi nie pozwalali się napić. Mama mogła ugotować ziemniaki i otwartym piekarnikiem nagrzać w zimie w mieszkaniu.
Licznik wody był jeden na kamienicę, więc nigdy nie chciało się mamuli kranu zakręcić, zresztą tato krzyczał na nią, że nigdy gupiej jednej się to nie uda, gdyż ostatnie uszczelki to w naszym mieszkaniu Niemce zakładali, jak tu mieszkali.
Odpieprzcie się od nas. Pozwólcie nam popełniać błędy. Nawet jak te błędy robimy za publiczna kasę. Małe szkody.
http://www.edunews.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=1568&Itemid=8
„Wszystko kiedyś było nowością. Od koła do mycia rąk przed operacjami (dopiero w latach 40-tych XIX w. zwrócono na to uwagę). W Paryżu, pod koniec tegoż wieku prognostycy załamywali ręce z powodu przyrostu pojazdów (oczywiście konnych) w mieście. Obliczyli, że w ciągu kilkudziesięciu lat góra nawozu końskiego sięgnie wyżej niż szczyt wieży Eiffla… ”
Sądzę, że mamy do czynienia z wojną dwóch światów.
Jedni chcą kontynuacji i spokojnej ewolucji dotychczasowego systemu edukacji. Edukacji opartej na wszczepianiu w ludzi jednakowych porcji wiedzy i umiejętności, na sprawdzaniu i ocenianiu w jakim stopniu spełnili wymagania władzy oświatowej, na porównywaniu-rankingu poziomu osiąganych wyników uczniów, nauczycieli, klas, szkół i kolejnych roczników. Edukacji opartej na prostym założeniu: im lepiej uczysz się (masz lepsze stopnie) tym wyżej zajdziesz na ścieżce edukacji (wyższy szczebel wykształcenia – tym lepszy zawód zdobędziesz, a tym samym będziesz miał lepszą pracę (nie koniecznie lepiej płatną, ale tę wymarzoną i oczekiwaną). Ilustracją takiego systemu jest piramida. Im wyższy poziom wykształcenia, tym wyższa pozycja w hierarchii społecznej (no i tym jest nas mniej u góry piramidy).
Przeciwnicy mówią, że to jest piramidalna bzdura. Wasze myślenie o oświacie jest anachroniczne, przypomina myślenie dziewiętnastowiecznych Paryżan o systemie komunikacji opartej na sile pociągowej koni. Nie da się ciągle kontynuować i ewoluować. Historia pokazuje, że co jakiś czas trzeba radykalnie zmienić paradygmaty, fundamenty. Ta zmiana musi zacząć się od naszego myślenia. Drogi i ulice mogą być, ale będą poruszać się po nich zupełnie inne pojazdy. A te pojazdy to nie tylko zmiana ilościowa i techniczna. One zmieniły cywilizację, zmieniły nawet nasze cele i zachowania. Jaka ma być ta nowa edukacja, naszkicował tutaj manager. Ja tylko dorzucę, bo trudno jest napisać w miarę wyczerpująco. Współczesna szkoła, patrząca w przyszłość (no proszę: wyobraźcie sobie rok 2053, przecież tam będzie Jasio, który teraz siedzi w ławce i musi słuchać jak ważną sprawą jest jego matura) to okazja, dla większości (?) jedyna okazja w życiu, żeby zetknąć się z … (no właśnie, z czym ?). Szkoła powinna stworzyć człowiekowi szansę na … , bo później może nie mieć okazji. Nie będzie miał okazji, bo świat coraz intensywniej bombarduje człowieka informacjami, pracą, konsumpcją, pop-kulturą, ofertami, wymaganiami, szybkością, migotaniem.
Ja należę do przeciwników rozwoju komunikacji opartej na dotychczasowych zasadach, siłach i narzędziach. Skojarzenie z odchodami nie jest zupełnie nie na miejscu.
Sparafrazuje słowa managera:
Kontynuujemy dotychczasowy system ze strachu przed światem, wolnym rynkiem i wolnym wyborem.
Boimy się świata wolności, odpowiedzialności, dialogu i wyboru, nie nadążamy za współczesnością.
Róbmy taką szkołę jak jest, wszyscy są z niej niezadowoleni, ale tak jest bezpiecznie i wygodnie. Znamy to historii – prawda ?
Jak może wyglądać kształcenie zawodowe, można przeczytać tutaj (to pisze człowiek z Łodzi, stary praktyk, nie jakiś młodzieżowy kontestator):
http://www.edufakty.pl/download/ef08/29.pdf
Bardo polecam.
Praca na miarę aspiracji.
A aspiracje na miarę wykształcenia.
A wykształcenie marne bo student słabo wykształcony ze szkoły trafił.
Czy słabo zdolny czy słabych nauczycieli miał, nieważne, nie o tym dyskutujemy.
Bo do marnej szkoły wyższej trafił słaby absolwent studiów.
No to jakie aspiracje ma taki absolwent uczelni, często wysokie jak głupi i nie widzi co skończył, ale większość ma aspiracje znaleźć sobie możliwie przyzwoicie płatna pracę i szukać dalej możliwości na rynku pracy. Jakiś interes otworzyć, zagranicę pojechać na jakiś czas, może na stałe.
Po studiach wszystko łatwiej, bo studia dodają pewności siebie.
Uczą życie w wielkim mieście, czasem mniejszym ale to i tak jest wyrwanie się w świat dla wielu.
Choćby po to warto ludziom pozwolić na studia mimo braku predyspozycji intelektualnych.
Praca na miarę aspiracji?
Nauczycieli?
Bzdura!
Mój atak na edukację z innej flanki.
Na drogach giną tysiące ludzi. Główne przyczyny to „brak wyobraźni i odpowiedzialności kierowców”. Szkoła daje dobre podstawy do rozwoju tych dwóch cech u swoich uczniów, czyli przyszłych kierowców.
Wiele spraw robi się u nas w pośpiechu, niestarannie, niedokładnie (budowa i remonty dróg, stanowienie prawa, etc.). Taki styl pracy, edukacji jest powszechny w naszych szkołach. Czym skorupka za młodu … .
Społeczeństwo obywatelskie kuleje, dominuje bierność, niskie zaangażowanie w działania oddolne. Aktywność obywatelska wymaga czasu, odwagi cywilnej, gotowości do dialogu, kompromisu i współpracy, postawy otwartości, itp. Każda szkoła ma to w statucie. A jaka jest praktyka ? Przykład sprawy Alana Szwajkowskiego jest wyjątkiem czy regułą ?
Czytelnictwo wśród młodzieży i dorosłych słabe. Przecież szkoła bardzo skutecznie zniechęca do czytania książek.
Pracodawcy i cały świat oczekują od człowieka kreatywności, nieszablonowości, samodzielności i odpowiedzialności, umiejętności współpracy, gotowości do ciągłego samokształcenia się, umiejętności rozwiązywania problemów. Szkoła skutecznie zabija te cechy, nastawiając ucznia na osiąganie wyników i stawiając oceny. Zamiast kształcenia zadaniowego, szkoła rozwija uczenie się dla wyniku.
Narzekamy na niską jakość polityków. Przyszli politycy siedzą teraz w ławkach szkolnych. Czy w szkole uczą się prowadzenia dialogu, okazywania szacunku, słuchania, prowadzenia sporów i rozwiązywania konfliktów ? Wręcz przeciwnie !
Chcielibyśmy aby jak najwięcej Polaków interesowało się kulturą w jak najszerszym zakresie: różnorodną muzyką, literaturą, sztukami wizualnymi, historią. W kluczowym okresie życia młodego człowieka, szkoła mówi jemu sto razy dziennie: skup się na maturze, ćwicz do matury, najważniejsza jest matura, itd. Po maturze bywa już za późno.
Spodziewam się, że ktoś skomentuje mój atak tak: „znów wszystkiemu winni są nauczyciele, to fałszywy pogląd”. Odpowiem na to precyzyjnie: „jak nie, jak tak ?”.
Ciągle gotowy do dialogu i współpracy, z wyrazami szacunku – ync.
http://wyborcza.pl/1,95892,9990208,Szkola_wypuszcza_absolwentow_z_gleboka_niechecia_do.html
No tak, gospodarz nie moderuje, a pisać się chce.
Wiecie dlaczego tak cenią polskich fachowców budowlanych za granicą?
A bo są uniwersalni, wszystko potrafią.
Bo mają wyższe od ich odpowiedników wykształcenie ogólne.
Potrafią glazurę położyć, ale jak trzeba hydraulikę zrobić, nawet co wydaje się trudne, elektryką się zająć, że o malowaniu czy tynkowaniu nie wspomnę.
Bo to w dzisiejszych czasach proste do opanowania czynności.
Dlaczego proste?
Bo ludzie lepiej wykształceni i więcej kumają, narzędzia lepsze i prefabrykaty.
Czy ludzie się uczą tylko po to żeby im się w pracy przydało?
Przecież to oczywiste,że nie.
To czemu fachowiec budowlany ma matury nie mieć, licencjatu jak mu się zamarzy czy nawet wyższych studiów, nie koniecznie politechnicznych.
Bo mu nie potrzebne?
A może lubi wiedzieć więcej?
A po Politechnice jak się chce firmę budowlaną prowadzić to co, nie wykonuje się z pracownikami prostych czynności?
Przecież nie zaczyna się od teczki i sekretarki.
Żadna praca nie hańbi i żadna nie jest lepsza od drugiej.
Najlepsza jest taka, jaka jest a wykształcenie ogólne sprzyja jej znalezieniu i opanowaniu niezbędnych umiejętności.
Powtarzam sie trochę ale ” repetitio est mater studiorum”.
ync pisze:
2011-07-31 o godz. 08:51
To co proponuje ten Pan mądre, tylko nie do wprowadzenia w naszym elitarnym społeczeństwie.
Bo szkoły zawodowe zasiedli określony wyselekcjonowany model uczniów.
Jaki nauczyciel pośle swoje dziecko do najlepszej zawodówki?
Jaki człowiek sukcesu pośle tam dziecko.
Będzie tak, że elita bez względu na zdolności i predyspozycje będzie się kształciła ogólnie a ci z gorszych środowisk w zawodówkach, również bez względu na zdolności i predyspozycje.
I będziemy mieli nadal lekarzy i farmaceutów homeopatów przygłupich adwokatów i nauczycieli.
To ja bym był za wprowadzeniem do programu gimnazjów i liceów programu zajęć praktycznych w wielu potrzebnych do życie dziedzinach.
Moim zdaniem na przykład, szkoła powinna uczyć zdrowo i smacznie gotować. Chłopców i dziewczynki, Obsługi prostych maszyn i urządzeń.
Niech ludzie kończąc szkołę będą lepiej do życia przygotowani.
A kto chce studiować niech studiuje.
Nikomu to nie zaszkodziło. Dziś połowa studiuje za własne pieniądze. Idzie niż. Mamy likwidować miejsca na bezpłatnych studiach?
Zmniejszać liczbę miejsc żeby trzymać poziom?
Przecież pracodawca jak chce, to się w indeks może wpatrzyć, w osiągnięcia, jeżeli go to w ogóle obchodzi. Na próbę się zawsze absolwentów przyjmuje i nikt w papiery nie patrzy.
Przecież można studiować na odczep się i można na poważnie.
Czy na studiach też ci słabsi ciągną w dół?
Czy w szkole uczą wypełnić pit?
Co to jest budżet i skąd się biorą w nim pieniądze?
Jakie są konsekwencje wydawania więcej niż się zarabia, zarówno w skali budżetu domowego jak i krajowego?
A może wniosek kredytowy uczą w szkole wypełnić?
A może porównać oferty kredytowe?
A może o zaletach leasingu i jego rodzajach?
A może elementy prawa ma w programie szkoła ogólnokształcąca, żeby absolwent liceum wiedział jakie ma prawa, obowiązki, coś o prawie spadkowym, pracy, cywilnym?
A może o antykoncepcji się czegoś uczy, o unikaniu AIDS?
Bo jak to wszystko będzie w zawodówkach, to się licea wyludnią.
manager pisze: pozwólcie uczniom robić błędy. Żeby móc robić błędy, trzeba mieć możliwość próbowania. Szkoła nie pozwala. Od setek lat szkoła mówi człowiekowi: chodź do nas, my ciebie sprawdzimy, spróbujemy co i jak potrafisz, ocenimy i sklasyfikujemy, a na koniec podsumujemy. Nowoczesna szkoła powie tak: choć do nas, spróbuj co potrafisz, sprawdź i oceń swoje możliwości, my docenimy twoje wysiłki, pomożemy w dokonaniu wyborów. Najlepszym weryfikatorem twoich możliwości i efektów będziesz ty sam oraz życie.
Tradycyjna szkoła otwiera przed dzieckiem świat konieczności (musisz, powinieneś), nowoczesna – możliwości (masz możliwość, próbuj, wybieraj).
@manager „Czy w szkole uczą wypełnić pit? (…)”
A Postawy przedsiębiorczości?
A widziałeś część ekonomiczną egzaminu zawodowego?
Do zawodówki prowadzonej przez Janusza Moosa wysłałbym nie tylko własne dziecko, sam bym się zapisał. Nauczyć się matematyki, polskiego, historii to jest pestka. Nauczyć działania, wiązania teorii z praktyką, tworzenia i rozwiązywania zadań-problemów – to jest sztuka !
Tak powinno wyglądać kształcenie do zawodu nauczyciela, czyli edukacja zawodowa dla dorosłych – bardzo wysoka półka.
nn pisze:
2011-07-31 o godz. 14:10
A ja się pytam, czemu w liceum nie uczą?
Przedsiębiorca to musu być albo po zawodówce albo po studiach?
A po maturze nie może?
„Nauczyć działania, wiązania teorii z praktyką, tworzenia i rozwiązywania zadań-problemów ? to jest sztuka !”
coraz więcej techników wprowadza kształcenie modułowe, uczący się w niektórych łódzkich technikach mają korzystają też z bazy łódzkiego centrum, z tego co wiem to łódź mocno stawia na kształcenie zawodowe na wysokim poziomie
manager: „Wiecie dlaczego tak cenią polskich fachowców budowlanych za granicą?
A bo są uniwersalni, wszystko potrafią”
Dziekuje, nie skorzystam. Probowalem cos ze 3 razy. Sa niesolidni, nieucziwi, nieterminowi i oszukuja. Mowia ze „mozna cos zrobic” podczas gdy prwdziwy fachowiec mowi ze nie mozna i wyjasnia logicznie dlaczego nei mozna. W dwoch przypadkach znikneli na zawsze przed zakonczeniem parcy, zabierajac ze soba resztki materialow. Kafelki w lazience zaczely odpadac po miesiacu.
To nie tylko moje doswiadczenia, znajomych tez. Polski „specjalista” wymienial im dach. Skonczylo sie tym ze zaczal padac sneig, a oni mieli dach nakryty folia. „Mistrz” pzrepadl bez sladu. O „naprawach” samochodow dokonanych przez polskich „majsterklepkow” tony pisac.
A ja się pytam, czemu absolwent ogólniaka nie jest przez szkołę przystosowany do życia w społeczeństwie.
Czemu jeśli w rodzinie są braki w zdolności do przygotowania, szkoła zapóźnień nie nadrabia?
Czemu młody człowiek ma dwie lewe ręce do życia jak kończy szkołę.
W przenośni i dosłownie.
Czemu nie można kształcić w szkole ogólnokształcącej kończącej sie maturą praktycznych przedmiotów.
Szkoła do studiów przygotowuje, studia uczą specjalistycznie, a kto do życia ma przygotowywać?
Przecież najpierw trzeba nauczyć poruszać się samodzielnie potem szukać swojej drogi w życiu a potem dopiero wybierać,czy uczyć się dalej, czy iść do pracy i uczyć się dalej, pracując. Czy pracować i zdobywać kwalifikacje tylko w zawodzie.
Czemu szkoła średnia nie może byc naprawdę ogólnokształcąca.
No bo jak macie racje drodzy polemiści, to ogólnokształcąca jest bez sensu.
Jak w wieku piętnastu lat chcecie decydować kto do ślusarki a kto na fryzjera, to i medycynę albo historię sztuki, Politechnikę z konkretnym wydziałem proszę wybierać i do technikum specjalistycznego iść.
Wtedy to rozumiem.
Przynajmniej logicznie, chociaż głupio.
Ogólne zlikwidować.
ni uczą? http://www.wsipnet.pl/kluby/przedsiebiorczosc.html?k=1248
nn pisze:
2011-07-31 o godz. 18:38
Nie uczą. Bo jak się takie lekcje nazywają?
Zaczęli, też rano w TOKFMie o tym słyszałem.
Nie miałem czasu słuchać, więc czekam aż się na podcaście ukarze.
Bardzo dobrze, szkoda, że tak późno, to zdaje się pilotażowy program.
Miejmy nadzieję, że się przyjmie.
A co z innymi umiejętnościami?
Miejmy nadzieję, że się też programy pilotażowe pokarzą.
Selekcja na studia, jak i gdzie indziej, powinien być na podstawie egzaminu wstępnego, a nie końcowego. I tyle.
A.L. pisze:
2011-07-31 o godz. 17:02
Chciałem Ci zwrócić uwagę, że ja, to parker.
To dosyć jasno wynika z przebiegu bloga w którym aktywnie brałeś udział.
Ale się wtedy zarzekałeś, że to jedyny raz kiedy się do mnie odezwałeś.
Jak mam zrozumieć te zaczepkę?
Pomyliłeś się, czy po raz kolejny przegrałeś zakład?
A.L. pisze:
2011-07-31 o godz. 17:02
A teraz ad rem.
Z Twojego komentarza wynika, że do niczego się nie nadajemy i każdą prace partolimy.
OK.
Można tak przyjąć.
I co?
Co w związku z tym?
Mamy się zastrzelić, popełnić zbiorowe seppuku?
Masz coś do powiedzenia, czy od tak, pierdolisz?
Co wynika z Twojego komentarza?
Że trzeba wrócić do zawodówek i wtedy będziesz zadowolony z polskich emigrantów?
Przecież Chicago jest pełne polskich absolwentów zawodówek.
W trzecim pokoleniu po angielsku nie mówią.
Co za emigracja, ja nie mogę.
cvb
„kształcenie zawodowe na wysokim poziomie”
Tak jest. Pracodawcy będą pytać coraz częściej: „co potrafisz ?” , a nie „jakie masz wykształcenie ? „.
Wykształcenie można pogłębiać i poszerzać przez całe życie. Z postawami, nawykami, umiejętnościami o charakterze uniwersalnym jest inaczej: lepiej nabywać je w młodości, trudniej korygować w latach dojrzałych.
zza kałuży napisał:
„Mama z tatom takie dumne byli, że aż tato pozwolili napić się z najlepszej musztardówki w kredensie.
Tato mówili, że moje szpilki lepsze od jego kabla co go zrobił ze stłuczonej żarówki i wkręcał pod sufitem na korytarzu.”
Świetne!!! Piszesz? Daj poczytać! Normalnie zasuwasz Stasiukiem.
A odnośnie tematu, powiem tak. Akurat zainteresowanie edukacją zawodową w mojej szkole słabnie dość drastycznie. Podobnie jest z maturą. Matematyka zmniejszyła liczbę chętnych do minimum. Ludzie ogólnie stracili zaufanie do papierka. Teraz rzeczywiście liczy się bardziej co kto umie.
Tak się składa, że uczę przedsiębiorczości w liceum i dla urzędu pracy. I wiecie co? Różnica jest ogromna. W szkole to jest po prostu kolejny przedmiot, który trzeba zaliczyć. Po co komu to, jak wypełnić pita! Przecież jak przyjdzie czas to poszukam w necie albo ściągnę program. To nie wina nauczyciela. A na kursie jest inne nastawienie, determinacja, więcej godzin, zajęcia indywidualne, ciężka harówa.
A propos wykształcenia wyższego u budowlańców…
Firma, która właśnie kończy u mnie kafelki należy do magistra inżyniera budownictwa lądowego, który zasuwa razem z ekipą cały czas. Pełen szacunek. Fachowiec. Szczerze go polecam. A jego tytuł, o którym wiem z podpisu pod kosztorysem, upewnia mnie w przekonaniu.
@manager
Przedsiębiorczość jest w liceach już od dawien dawna. I jak pisze Danuta, jest to przedmiot zupełnie wyprany z sensu przez program i samych uczniów, którzy traktują przedsiębiorczość jako kolejny niepraktyczny przedmiot na wykucie. Mnóstwo czasu zajmuje tam omawianie abstrakcyjnych dla wielu zasad rynku, za mało jest czasu na uczenie użytecznych dla każdego tematów jak prawo pracy czy podatkowe. Oczywiście co nieco jest. Jednak uczniowie zniechęceni „kuciem” zasad rynku próbują tak samo wkuwać wypełnianie PIT-a. Efekt? Na prostym sprawdzianie z wypełniania PIT-a wielu poległo z niezrozumiałego dla mnie powodu, bo przecież przy każdym polu są objaśnienia, a jeśli pole odwołuje się do przepisu określającego kwotę czy próg, to ten przepis jest uczniom podany. Ale wszyscy próbują kuć przedsiębiorczość jak historię i taki jest efekt.
Przedsiębiorczość to niebywale zmarnowany wspólnymi wysiłkami uczniów i autorów programu przedmiot, podobnie jak przysposobienie obronne (dzięki któremu moglibyśmy mieć np. 90% młodych ludzi umiejących udzielać pierwszej pomocy, gdyby większość tych zajęć nie była poświęcona mało komu przydatnym informacjom na temat obronności).
A co do wpisu Gospodarza – zgodzę się w całej rozciągłości. Jeszcze kilka lat temu w moim liceum była całkiem spora grupka uczniów z talentem informatycznym. Trwałym śladem po tym, że rozwijali go i wykorzystywali były różne informatyczne udogodnienia podpisane przez nich, jak i rozliczne zabezpieczenia w oprogramowaniu serwera i architekturze sieci (administrator sieci opowiadał, że zdarzały się przypadki całkiem zmyślnych nieuprawnionych dostępów).
Obecnie informatyką w szkole nie interesuje się nikt. Największą umiejętnością są programy w stylu „Hello World”, a nawet gdyby porozdawać wszystkim hasła do usług i komputerów, to i tak nikt nie potrafiłby np. zalogować się do bazy danych, nadać sobie uprawnień administratora w Linuksie czy posłużyć telnetem. Jaki jest tego powód? Informatyka jest punktowana przy rekrutacji tak samo jak matematyka, natomiast jest trudniejsza (tzn. taki sam wynik z informatyki wymaga zazwyczaj więcej pracy i wiedzy niż analogiczny z matematyki). W efekcie matematyka „zjada” taką na przykład informatykę czy miejscami fizykę (której trudność wynika głównie z niewielkiej liczby godzin).
parker: „Jak mam zrozumieć te zaczepkę?
Pomyliłeś się, czy po raz kolejny przegrałeś zakład?”
ja juz ci napiawlem parker co to znaczy „aaspiration level”: to poziom nonsensu przy ktorym wszelkie obietnice nie odzywania sie ida w odstawke.
To ze manager to parker dosyc latwo widac. Po stylu pisania. Ja, parker, tez mam ze 20 ksyw, wiec mnei nei zaskoczysz zmianami
Xander pisze:
2011-07-31 o godz. 23:58
Nie wiedziałem, że przedsiębiorczość jest, podobnie ja niedawno się dowiedziałem że przysposobienie obronne nadal funkcjonuje mimo, że pobór do wojska udało się zlikwidować.
Żeby nauczyć udzielania pierwszej pomocy wystarczy kurs i egzamin.
Na maturze pisemnej bym pytał z teorii a na ustnej z praktyki. Nie żartuję.
Pewnie kilkanaście osób rocznie można by dzięki temu uratować.
Nie tak dawno toczyła się na tym blogu dyskusja o tzw. przedmiotach michałkach. Rozumiem że przedsiębiorczość do nich należy.
Ale czy to co piszesz nie dowodzi, że uczenie się dla matury jest bez sensu?
Że matura jest między innymi sprawcą tych patologi systemu?
Dużo trzeba zmienić w polskiej szkole żeby ją przystosować do wyzwań współczesności.
Szkoda,że na drodze tych zmian stoi również dominująca mentalność nauczycieli.
To będzie najtrudniej pokonać.
Kiedyś wydawało mi się, że najtrudniej w życiu to unowocześnić Związek Radziecki ale byłem w błędzie.
Zreformować polską szkołę wbrew nauczycielom i części rodziców, to zadanie o wiele trudniejsze.
Akcja ratujmy maluchy, zebrała 350 tyś podpisów.
W brew opinii specjalistów.
A dzieckiem to jak małe, to się najlepiej babcia zajmie.
Ale ja nie ma dwudziestu ksyw a ta jest znana starszym uczestnikom bloga. Zmianą Cię zaskoczyłem jak pamiętam, bo w polemikę z absurdalnymi pomysłami się wdałeś. Jak można było wygłupów nie zauważyć, nie wiem, emotikonów zabrakło. Zaskakiwałbym dalej, ale przez nieuwagę zepsułem sobie zabawę, czego może nie zauważyłeś, więc Ci zwróciłem uwagę.
Cieszę się, że zmieniłeś zdanie i będziesz się do mnie odzywał.
Uprzedzam jednak, emotikonów nie stosuję a jaja sobie lubię robić, więc zanim odpiszesz, daj komuś do przeczytania komentarz który masz w planie zjechać, żebyś z siebie wałka nie robił, profesorowi nie wypada.
Zanim uczeń skończy szkołę i zacznie płacić podatki to PIT tak się zmieni wraz z towarzyszącymi przepisami, że akurat nauka tego jest głupotą.Zwałaszcza, że są programy wspomagające wypełnianie PIT;-)
Nie od dziś
niejedna wykształcona
wykonuje zawód – żona.
parker: „Cieszę się, że zmieniłeś zdanie i będziesz się do mnie odzywał.”
Ja nie tyle sie nei bede odzywal, co znikam z tego blogu. Slyszalez moze o lyzce dziegciu w beczce miodu? No, to jest wlasnei to
@manager
„Akcja ratujmy maluchy, zebrała 350 tyś podpisów.
W brew opinii specjalistów”
Ile razy mozna tlumaczyc ze eksperci sa wlasnie przeciwni wysylaniu dziecka do szkoly przygotowanej dla starszych dzieci i ze we wszystkich krajach, ktore wysylaja dzieci do szkol w wieku pieciu lat, szkoly te wygladaja jak polskie przedszkola i to do ok. 9-10 roku zycia. Porownaj tez programy nauczania w tych szkolach – dla wielu Polakow smieszne niski poziom.
Zastanowmy sie, co wlasciwie robimy. W czasie, kiedy dziecko ma naturalna potrzebe ciaglego ruchu, sadzamy je do lawki na pol dnia, albo dluzej. Kilka lat pozniej wprowadzmy programy promujace aktywny sposob zycia i dziwimy sie, ze aktywnosc fizyczna dziecku nie sprawia radosci. Wprowadzamy programy przeciw otylosci, cukrzycy itd.
Dzieci ucza sie przez zabawe – dlatego ewocucja „wymyslila” zabawe jako najskuteczniejszy sposob uczenia. Zobacz jak sie ucza programy komputerowe zwane sieciami neuronowymi i dlaczego tak sie wlasnie nazywaja. Ucza sie tak jak ucza sie male dzieci przez dokonywanie setek prob. Dlatego ukladanie godzinami klockow lego (samodzielne bez wskazowek nauczycia) jest lepsze od robienia szklaczkow (pod opieka nauczyciela, wyprzedzajac naturalny rozwoj nadgarstka). Nie wpominajac o zabawach w odgrywanie roznych rol (sklep, nauczyciel, strazak, informatyk – bardzo wazne dla rozwoju dziecka, a na tego typu zabawy dzieci maja coraz mniej czasu, ze wzgledu na natlok zajec rozumianych przez nauczycieli i rodzicow jako edukacyjne.
Jezeli jeszcze Pan nie rozumie, mozna wejsc na YouTube i poszukac wykladow prof uniwersytetu Berkeley Alison Gopnik. To na poczatek. Polscy pedagodzy tez to wiedza (przynajmniej ci od nauczania przeszkolnego), ale moze zachodni autorytet bedzie dla Pana bardziej przekonujacy.
Na pierwszej lekcji pedagogiki cytuja mistrzow i jest to:
„Zabawa jest praca dziecka”
„Rozwoj fizyczny idzie w parze z rozwojem umyslowym”
Ignorowac to, to jak zapomniec litery „A”.
Warto zapytac tez po co wysylac dziecko do szkoly wczesniej, skoro, jak wielokrotnie opisywano na tym blogu, szkola coraz mniej uczy i coraz mniej wymaga?
Izabela pisze:
2011-08-01 o godz. 17:02
Protest nie dotyczy nieprzystosowania szkół, tylko posyłania dzieci.
Nie widziałem szkoły nieprzystosowanej dla sześciolatków, do której by sześciolatki chodziły.
To demagogiczne i fałszywe argumenty.
Jak ten „we wszystkich krajach, ktore wysylaja dzieci do szkol w wieku pieciu lat, szkoly te wygladaja jak polskie przedszkola”
O sześciolatkach mówimy. Ale skoro sześciolatek, pięciolatek jeden czort, to sześciolatek, siedmiolatek też.
Dla siedmiolatków szkoły są od dawna przystosowane.
Mamy na tym poziomie dyskusje prowadzić?
A jak wygląda to przedszkole dla dziesięciolatków, które jest w krajach gdzie się pięciolatki wysyła?
Ławeczki ma takie malutkie, kolorki żywe na ścianach, czy tablicy nie ma, żeby nie straszyła?
„kiedy dziecko ma naturalna potrzebe ciaglego ruchu, sadzamy je do lawki na pol dnia, albo dluzej.”
Pół dnia to jakieś osiem godzin, a dłużej strach pomyśleć.
Gdzie taki program znalazłaś?
Program dla sześciolatków nakazuje przerywanie każdej lekcji zabawami ruchowymi przynajmniej dwa razy a od ławek się często odchodzi.
Dzieci uczą się przez zabawę, to prawda.
I tak wygląda program dla sześciolatków.
Przydałoby się go kontynuować do końca szkoły średniej inaczej rozumiejąc zabawę, ale to temat na inna dyskusję.
Co do zdania pedagogów, wolę słuchać tych lepiej wykształconych, niż tych od wychowania przedszkolnego praktyków.
Jak wspominałem na tym blogu w Polsce jest duża grupa lekarzy homeopatów.
Niby wykształceni ludzie, a durnie jakich świat nie widział.
Szkodliwi, mimo że homeopatia to czysty cukier, spirytus lub woda.
Mojej koleżanki z pracy dziecko często chorowało.
Ponieważ mamy dzieci w tym samym wieku, nie dziwiła mnie częstotliwość co ciężar chorób które się kilka razy w szpitalu kończyły.
Teraz urodziła nowe. I znów na zapalenie płuc w szpitalu.
No jedno dziecko chorowite, ale drugie, co za niefart sobie pomyślałem.
Ale coś mnie tchnęło.
Może zmień lekarza rodzinnego zaproponowałem.
Skąd, to taka dobra pani doktór.
A po czym wnosisz, że taka dobra, przecież ciągłe sensacje masz, a to zapalenie ucha, a to zapalenie oskrzeli.
Teraz zapalenie płuc u trzymiesięcznej dziewczynki.
Nie wiem, ale tak czuję, odpowiedziała.
A teraz już dobrze z dzieckiem, drążę temat?
No, po antybiotykach w szpitalu ma cały czas katar i leje jej się z nosa.
Po antybiotykach w szpitalu to ono żyje, odpowiedziałem.
A co dostaje na ten katar?
To co zawsze, krople homeopatyczne do nosa.
I ona ci zawsze tak tą homeopatią dzieci leczy?
No tak, bo to bardzo skuteczna metoda i pani doktór ją stosuje od wielu lat.
Z jakimi skutkami, widać, odpowiedziałem
Myślisz, że przekonałem moją koleżankę do zmiany lekarza?
Ci pedagodzy na których się powołujesz, to tacy homeopaci pedagogiki.
@manager
Tyle slow, zeby tylko zagadac fakt, ze zlapales sie na propagande polityczna a nie na naukowe argumenty (do ktorych oczywiscie nie chce ci sie nawet zajrzec). Rozumiem, ze troche boli, ale bez przesady, kazdy moze sie od czasu do czasu zlapac na argumenty expertow od marketingu, ktorzy dobrze wykonuja swoja prace. Pani Hall robi jednak kawal dobrej roboty, bo do czesci spoleczenstwa jej argumentacja dociera i odnosi skutki. Nawet do takich, ktorzy uwazaja, ze mysla samodzielnie.
„O sześciolatkach mówimy. Ale skoro sześciolatek, pięciolatek jeden czort, to sześciolatek, siedmiolatek też”.
Oj, manager! To sa wlasnie PODSTAWY pedagogiki rozwojowej! I jak tu dalej z Toba dyskutowac? Jest ogromna roznica miedzy siedmiolatkiem i pieciolatkiem. Rozumiesz roznice miedzy dzieckiem polrocznym a poltorarocznym?. Nie ma za to roznicy miedzy 25-latkiem a 27-latkiem. Roznice sie zacieraja wraz z wiekiem, im dziecko mniejsze, tym roznice wieksze. Widzisz juz swoj blad w rozumowaniu?
„Pół dnia to jakieś osiem godzin, a dłużej strach pomyśleć.
Gdzie taki program znalazłaś?”
Policzmy: 4 godziny zajecia wg programu, Ale w wiekszosci szkol nie ma mozliwosci zrobienia przerw od siedzenia , bo nie ma placu zabaw, w klasie nie ma kacikow zabaw, a jesli sa ,to wlasnie sa „kacikami” a nie miejscem gdzie mozna biegac, skakac, turlac sie itp. Kto udostepni sale gimnastyczna maluchom, skoro starsze dzieci cwicza na korytarzu? itd.itd
Potem dzieci przechodza na przeladowana swietlice, gdzie czekaja, az rodzic odbierze je po pracy (17-18). Czyli w wielu wypadkach kaze im sie siedziec dluzej niz 8 godzin, bo po prostu jest bezpieczniej. Zreszta poszukaj w internecie, ktos zdaje sie zbiera informacje jak to wyglada w rzeczywistosci.
W mojej miejscowosci nie ma takiego problemu, bo szkoly sa nowoczene, nagrodzone, od dawna przygotowane (piekne kolorowe sale, dostosowane toalety, baseny, place zabaw, edukacyjne zabawki na swietlicy, itd). Ale w okolicznych miejscowosciach jest ogromny problem, co staram sie przynajmniej zauwazac,
O przyjaciolce nie czytalam dokladnie. Nigdy nie odwazylabym sie mowic pogardliwie o nauczycielach wychowania przedszkolnego, lekarzach jakiejs specjalnosci, paniach sprzatajacych, kucharkach…..A Ty kim jestes z zawodu?
Czy przekonalam Cie do przypomnienia sobie przyslowia „Mowa jest srebrem a milczenie zlotem”?
Rozumiesz roznice miedzy dzieckiem polrocznym a poltorarocznym?
A rozumiesz, że o dzieciach sześcioletnich rozmawiamy, a Ty używasz demagogicznie argumentu o pięciolatkach i ich szkołach jak przedszkolach w dalekich krajach?
To intelektualnie nieuczciwe ale typowe dla braku argumentów.
Przecież wystawiasz się na śmieszność zarzucając mi niedostrzeganie różnic kiedy ja na te różnice zwracam Ci uwagę.
„4 godziny zajecia wg programu, Ale w wiekszosci szkol nie ma mozliwosci zrobienia przerw od siedzenia , bo nie ma placu zabaw”
Żeby zrobić przerwę od siedzenia, trzeba wstać albo pisać do naczelnika więzienia.
To byś chciała na plac zabaw w czasie lekcji dzieci wyprowadzać?
A zimą przebrać jeszcze w międzyczasie?
Przecież mówimy o parominutowych przerwach w lekcji, żeby zadania zilustrować zabawą ruchową, jaka sala gimnastyczna?
Dzieci czekają w przeładowanej świetlicy.
A może bawią się z rówieśnikami?
A może w przedszkolu przeładowanym siedzą czekając na rodziców?
Co za demagogiczne argumenty.
jak dziecko chodzi do przedszkola to siedzi w przedszkolu czekając na rodziców, jak do szkoły, to w szkole.
U nas statystyki mówią, że najczęściej siedzi z babcią.
Piszesz, że w twojej okolicy jest ok, ale gdzie indziej..
Zajmij się swoja okolicą a nie na ogólnopolskim blogu zabierasz głos.
Protestują właśnie ci w których okolicy jest ok, ale czuja taką głęboka potrzebę pomocy tym z gorszych okolic.
Ciemnogród.
O przyjaciółce nie czytałaś dokładnie?
To umiesz czytać niedokładnie?
A jak to robisz?
A jak czytałaś niedokładnie to po co zabierasz głos?
„Matura to bzdura”. Po niej uczeń umie wszystkiego po trochu – czyli nic…
Gdyby miał jakiś zawód wyuczony to łatwiej by pracę znalazł i nie miał by problemu z wybraniem kierunku studiów (o ile chciałby się kształcić dalej). Bo już za dużo mamy filozofów, marketingowców, filologów.
@manager
Niestety nie potrafisz podac zadnego argumentu a nawet poszukac argumentow w powaznej literaturze. Coz, to wlasnie jest umyslowy ciemnogrod. Zamkniecie na jakikolwiek informacje z zewnatrz i przekonanie o wlasnej nieomylnosci. Madrzy ludzie wiedza, ze nie wszystko wiedza i czasem nawet polegaja na opinii przedszkolanki. Wiedza tez, ze prawda zazwyczaj lezy posrodku. Glupi mysla ze sa najmadrzejsi na swiecie i moga wypowiadac sie jako specjalisci np. z medycyny, gdyz sa przekonani o swej wyjatkowosci. Wybacz, te prawde sa w stanie przyswoic sobie szesciolatki, wiec dziwie sie troche……
„czasem nawet polegaja na opinii przedszkolanki.”
Czasem?
Wyłącznie i to w dodatku nie najmądrzejszej.
A prawda lży po środku, ta głupota robi ostatnio oszałamiającą karierę.
Jak dwa razy dwa jest cztery, a głupek uważa że pięć, to po środku jest cztery i pół.
Nie trzeba być specjalista z medycyny, żeby wiedzieć, że jak w lekarstwie nie ma substancji czynnej ani najmniejszej cząsteczki, nic, zero, w dodatku od kilku rozcieńczeń wstecz już jej nie ma, i rozcieńcza się ją dalej, aby wzmocnić moc substancji, to bujda na resorach.
A tłumaczenie, że istnieje coś takiego jak „pamięć” rozcieńczalnika która leczy i pamięć tym silniejsza im bardziej rozcieńczone to nic, w dobie fizyki kwantowej to już nie szarlataneria, tylko zwykły debilizm.
I takie debile lecza dzieci i wpędzają je w ciężkie choroby.
Ale rozumiem, że tu też prawda leży po środku.
Polecam się zapisać do Stowarzyszenia Zwolenników Płaskiej Ziemi.
Tam poglądy na edukację będziesz miała uznawane przez wszystkich.
jest jeszcze stowarzyszenie przeciwko szczepieniom, ale tam pewnie już należysz, bo mi to do twojego profilu pasuje.
Co do argumentów za posyłaniem sześciolatków do szkoły to są ci znane jak się interesujesz tematem. Nie mam nic nowego do dodania.
Pokazuje więc niepedagogiczność i faktyczny brak argumentów z Twojej strony.
350 tys podpisów nie widnieje pod petycja za przystosowaniem szkół dla potrzeb sześciolatków.
To są podpisy przeciw posyłaniu ich do szkoły.
A tu specjaliści z wyjątkiem niedouczonych szarlatanów są zgodni, że służy to rozwojowi dzieci.
Nielogiczność a nie niepedagogiczność miało być.
@manager bredzisz Pan strasznie, ludzie podają sensowne argumenty a ty w kółko swoje, z Panem nie da się prowadzić dyskusji na żadnym poziomie, to tyle z mojej strony
http://gazetapraca.pl/gazetapraca/1,90439,10030173,Doktorat_albo_zycie.html
antymanager pisze:
2011-08-02 o godz. 21:30
Mądrości piszesz, że nie sposób się z Tobą nie zgodzić.
Tak lapidarnie, że można dyskusję z Tobą prowadzić na każdym poziomie.
Prosto sprawę ująłeś ,a jednak genialnie.
Wiesz co Lem powiedział o internecie?
To tyle z dupy strony.
Do manager
>350 tys podpisów nie widnieje pod petycja za przystosowaniem szkół dla potrzeb sześciolatków.
To są podpisy przeciw posyłaniu ich do szkoły.
A tu specjaliści z wyjątkiem niedouczonych szarlatanów są zgodni, że służy to rozwojowi dzieci.<
Z tymi specjalistami(?) to różnie bywa. Np.czołowa macherka od podstawy programowej dla nauczania początkowego prof.Gruszczyk-Kolczyńska, dopóki jej MEN nie wynajął za sowite bardzo unijne pieniądze, to była przeciw masowemu posyłaniu wszystkich(!) jak leci sześciolatków do szkoły. Są publikacje, całkiem świeże;-) A potem jej się nagle odmieniło 😉
Więc ja bym z powoływaniem się na tych "specjalistów" był ostrożny…;-)