Bardzo młodzi wychowawcy kolonijni
Obserwowałem dzieci wracające z kolonii. Towarzyszyli im opiekunowie – jak na mój gust – też dzieci. Założyłem się, że opiekę sprawują licealiści. Okazało się, że to studenci. Nikogo starszego nie było.
Podopieczni ewidentnie polubili swoich opiekunów. Zanim się wszyscy rozeszli, wspólnie z wychowawcami wzięli się za ręce i odśpiewali jakąś pieśń o przyjaźni. Potem rzucili się sobie na szyję i długo żegnali.
Była też druga strona medalu. Panował straszny bałagan, dzieci plątały się po ulicy, niektórzy nie mogli doszukać się swojego bagażu, pieniędzy, dokumentów. Ewidentnie wychowawcom brakowało doświadczenia, jak zapanować nad dużą grupą ludzi.
Zdziwiłem się, że w gronie opiekunów nie było nikogo starszego. Trudno się jednak dziwić. Sam odmówiłem udziału w podobnej imprezie. Za stary jestem, za bardzo zmęczony, brzuch mi urósł. Po całym roku pracy w szkole muszę odpocząć od dzieci. Podejrzewam, że podobnie zachowali się inni nauczyciele.
Robota ta dostaje się więc w ręce bardzo młodych ludzi. Mają zerowe doświadczenie w pracy z dziećmi, ale za to dużo serca i sympatii. Przydałby się jednak chociaż jeden senior w tej gromadzie, gdyż bez odpowiedniego porządku nieszczęście wisi na włosku.
Komentarze
@Gospodarz
Pozwolę sobie zauważyć, że przyroda daje głośno do zrozumienia iż miesiące lipiec i sierpień(a nawet II połowa czerwca!) z wielką szansą na 30-39 stopniowe upały nie są dobre na posyłanie dzieci do polskich nieklimatyzowanych szkół … 😉
Trochę się z gospodarzem zgodzę, ale nie więcej.
Ci młodzi opiekunowie wcale nie muszą być niedoświadczeni.
Są spore kręgi młodych ludzi mających duże doświadczenie w udziale i organizacji sporych lub dużych przedsięwzięć turystycznych: wypraw rowerowych, kajakowych, żeglarskich, pieszych, po górach, w rejony w których rządzi przyroda, z plecakami, survivalowych; harcerze, lub byli harcerze itp, i wiedzą o tym często sporo więcej niż szkolny nauczyciel oddelegowany do zajęć kolonijnych, w dodatku nieruchawy, posiadający nadmiar brzucha i niedomiar chęci.
Obserwowany przypadek może był wyjątkiem, a może gospodarz dokonał zbyt pobieżnej obserwacji.
Nie ma się co spieszyć z wnioskami.
Starym nie chce się…
„Przydałby się jednak chociaż jeden senior w tej gromadzie, gdyż bez odpowiedniego porządku nieszczęście wisi na włosku.”
Jak pisałem tu w 2011:
„bo kto w wieku szesnastu lat musi przeprowadzić dwudziestkę zuchów mroźną zimą przez głęboki snieg z jednego schroniska do drugiego? I choćbyś znał teren jak własną kieszeń masz pietra o maluchy. Albo zająć je przez trzy dni w schronisku tak, aby sobie krzywdy nie zrobiły, czekając na samochód z jedzeniem. Jak przyjedzie, bo może się nie przekopać.
Kto wogóle teraz jest harcerzem?”
To było o moim kumplu z obozu żeglarskiego, który opowiadał mi jak się tymi zuchami zajmował samemu będąc w pierwszej licealnej, jak im zabawy wymyślał i czym ich karmił czekając na ten gazik.
Zuchom nic się nie stało, wróciły zadowolone z zimy, schroniska i swojego opiekuna.
„Kto jest sternikiem z jeszcze większą ilością wodniaków we mgle, na szlaku pchaczy, bez wiatru, zakotwiczony “w tratwę”, przy samym podejściu do portu, ale całkowicie bez widoczności. Zero, mleko. I tylko zostaje rakietnica z kończącą się ilościa rakiet i róg mgłowy z wyczerpującą się baterią. A jak pchacz w ciebie wejdzie to będzie mogiła i wiadomość w gazetach o nieodpowiedzialnych harcerzykach. A ty, wtedy dziewiętnastolatku, nie spałeś już trzy dni i dwie noce.”
A to było już o mnie, thank you very much.
Ciekaw jestem jaką różnicę zrobiłby wtedy wiek „kierownika wycieczki”? 50-latek byłby bardziej odporny na brak snu?
Starszy rozgoniłby mgłę? Cudownie rozmnożył rakiety do rakietnicy?
Radio jako wyposażenie harcerskiego jachtu na Mazurach w czasach Gierka? Wystarczająca ilość paliwa do harcerskiego silnika? Za czyje pieniądze? Mieliśmy tyle ile mieliśmy i trzeba było sobie radzić. Zresztą kto miał płynąć po pomoc i pod czyją opieką zostawiać resztę?
@zza kałuży
>Mieliśmy tyle ile mieliśmy i trzeba było sobie radzić. Zresztą kto miał płynąć po pomoc i pod czyją opieką zostawiać resztę?<
No właśnie! A teraz lepiej żeby się nic nie działo niż powstał cień ryzyka. Bo niech się co stanie(statystyka!) to prokurator za ten cień posadzi albo będzie dręczyć jakieś 5 lat! No i wszędzie muszą być dorośli etatowi wychowawcy mający "na oku" nawet 17-18 latki. Na wyjeździ zagranicznym niezależnie od liczby uczestników (np. 5 na różne międzynarodowe zloty, symulacje itd.,) musi być minimum dwóch etatowych opiekunów (kierownik + 1) … 😉
Po raz ostatni pojechałem z młodzieżą w 2004 r. I po tym, jak o drugiej w nocy kierownik schroniska kazał mi ściągać z dachu pijanych wychowanków ( gimnazjalistów) doszedłem do wniosku, ze jestem juz za stary.
Przez wiele lat pracowałam na obozach młodzieżowych. Dziś mi się już zwyczajnie nie chce. Nie chce mi się psuć nerwów, zdając sobie sprawę z odpowiedzialności i „kreatywności” podopiecznych jednocześnie. Nie chce mi się udawać, że nie widzę, nie wiem, nie słyszę… Dzieciaki się pozmieniały. Bardzo. Dziś zamiast dodatkowo zarobić wolę zapłacić i po prostu mieć wakacje.
To nie problem.
Fakycznie nie młodość jest problemem tych, którzy odpowiadają za jeszcze młodszych lub rówieśników.
Teraz moja/nasza córeczka jet w bułgarskich Złotych Piaskach.
Opiekunkami grup są juz dorośli, o dwa – trzy lata starsi od polskich gimanzjalistów.
Relacje między nimy sa poprawne.
Dlaczego ?
Myślę, a jestem rodzicem jednej z uczestniczek bułagarskiego wypadu po międzynarodowe wrażenia, 2015, że aksjomatem zachowań młodych ludzi nie są przypadkowe zachowania, lecz odwzorowywanie nauk bezpośrednio i posrednio zaczerpnietych z rodzinnego i srodowiskowego wychowania.
Pozdrawiam z chłodnych, nadodrzańskich Słubic-nocą.
Rakoczy
Kiedy mialam 19 lat spedzilam 2 miesieczne turnusy jako wychowawczyni na koloniach. Nie pamietam wiekszych problemow z dziecmi, choc mial je kolega, ktory usilowl wprowadzac w swpjej grupie wojskowa pruska dyscypline, wiec dzieci mu robily rozliczne psikusy i nawet byla jakas wieksza awantura, gdy zabronil im chodzenia do ubikacji po zgaszeniu swiatla wieczorem. Moja grupa nie miala takich restrykcji.
Pamietam ze duzym powodzeniem cieszyla sie moja tajna polanka z poziomkami, a takze obserwacja seksualnego i rodzinnego zycia zab nad stawem – trzy godziny zlatywaly nam jak z bicza trzasl, w ciszy i spokoju. Dzieci sie nieustannie domagaly powrotu nad ten staw i kazda zaba miala imie i znaki rozpoznawcze.. No i przedstawienia raz na tydzien. Duzo wierszy, duzo piosenek. Dzieci byly w wieku osmiu-dzewieciu lat.
Jako wielokrotna kolonistka i obozowiczka mogę z dużą pewnością napisać, że samodzielność dzieci i młodzieży jakieś 30-40 lat temu była nieporównywalnie większa. Natomiast roszczeniowość rodziców i wygodnictwo kolonistów zdecydowanie mniejsze. Nami także opiekowali się czasami studenci. Oczywiście absolutnie ich uwielbialiśmy (zwłaszcza dziewczyny podkochiwały się w wychowawcach) Inna sprawa, że nie mieli oni kompletnie umiejętności przewidywania konsekwencji dawanej nam swobody. Cudem nic poważnego się stało (moje kolano ze szramą na 5 cm, którego nie zaszyto, bo szpital był za daleko, co pozostawiło bliznę do dzsiaj, uznano za tzw „szczegółę drobną”, a rodzice nie robili wokół tego szumu). Dzisiaj podejmowanie się opieki nad kolonistami jest sportem ekstremalnym. Dzieci przyzwyczajone do domowych wygód (nie wszystkie, oczywiście) kręca nosami na w sumie drobne niedogodności, które dla nas byłyby niezauważalne. Rodzice zamęczają wszystkich ciągłymi telefonami i pretensjami w stylu „bo zupa była za słona”. Dlatego też nauczyciele chcą mieć święty spokój chociaż w wakacje i odpoczywać z dala od dzieci, przynajmniej nie swoich.
Polscy medaliści międzynarodowych olimpiad!
Bywają jeszcze uczniowie i nauczyciele, którym się chce, choć coraz ich mniej … 🙂
http://wyborcza.pl/1,75478,18526353,olimpijska-swiatowa-potega.html?v=1&pId=35473989&send-a=1#opinion35473989
A MEN i pań Kluzik&Berdzik to kompletnie nie interesuje :_(
@belferxxx, je interesuje wyłącznie autopromocja