Logopeda na pięć sekund
Praca z dziećmi ze specjalnymi potrzebami to priorytet MEN. Zadaniem nauczycieli jest rozpoznawać te dzieci, otaczać je szczególną opieką, a pracodawcy zgłaszać zapotrzebowanie na specjalistów, np. logopedów.
Nauczycielki przedszkola, do którego chodzi moja córka, wykonały kawał dobrej roboty. Wychwyciły dzieci ze specjalnymi potrzebami i zgłosiły zapotrzebowanie na logopedę. Zapotrzebowanie jest duże: z jednej grupy pomocy logopedy potrzebuje aż dziewięć osób (co trzecie dziecko). Podobnie jest w innych grupach – dzieci bowiem mówią źle, co wróży problemy w nauce szkolnej. Mają więc specjalną potrzebę i potrzebują pomocy specjalisty. Organ prowadzący, jak się dzisiaj dowiedziałem, zareagował na zapotrzebowanie i przyznał całej placówce (liczy ok. 180 dzieci) logopedę na trzy godziny w miesiącu. Wychodzi po minucie na dziecko, czyli dziennie pięć sekund. A tak poważnie – pomocą może zostać objętych zaledwie troje dzieci, czyli mniej niż 2 procent. Reszcie maluchów ze specjalnymi potrzebami władze państwa i miasta pokazują figę. Ciekawe, na jakiej zasadzie nauczycielki wytypują najbardziej potrzebujących? Proponuję urządzić loterię.
Słuchałem wczoraj, jak premier powiedział a propos zachowania pewnego polityka: „A co, łaskę robi?”. Tymi samymi słowami chciałbym skomentować zachowanie władz oświatowych w Łodzi: A co, łaskę robią? Czy objęcie opieką dzieci ze specjalnymi potrzebami to łaska? Chce się rząd chwalić, że otacza opieką dzieci, to niech wywiązuje się ze swoich zobowiązań. Tymczasem mamy do czynienia z potworną fikcją. MEN ogłosił akcję, ale zamierza ją wykonać nawet nie na pół gwizdka, lecz psim swędem. Guzik będzie, a nie opieka. Tylko papiery się zrobi. Obrzydliwa fikcja i tyle.
A teraz inna sprawa. Znajomi, z którymi rozmawiam o sprawach oświaty, zwrócili mi uwagę, że odkąd PO rządzi w Łodzi, miejscowy dodatek „Gazety Wyborczej” stracił pazur. Nagle w łódzkiej oświacie wszystko gra. Wcześniej dziennikarze wyciągali masę problemów, a teraz niczego nie widzą. O sprawach logopedów dla przedszkoli i o tym, jak realizowane jest zadanie otaczania opieką dzieci ze specjalnymi potrzebami, powinna „Wyborcza” trąbić. Tymczasem – mówią znajomi – cisza. Człowiek może mieć wrażenie, że Łódź ma najlepszą oświatę w Polsce. Problemów żadnych, tylko sukcesy i rocznice. Nie wiem, czy to prawda, ale się przyjrzę. „Gazetę Wyborczą” mogę czytać codziennie, gdyż w mojej szkole jest rozdawana za darmo (nagroda za sukcesy).
Komentarze
Pomyślał by kto, że mamy jakąś wolność słowa w tej naszej „demokracji”. Ten problem, drogi Gospodarzu, rozważał już kiedyś jeden z moich ulubionych komiksopisarzy.
http://dilbert.com/1992-01-12/
Trzy godziny? Szczęściary 🙂 Są przedszkola, gdzie nie ma ani jednej.
A w mojej szkole dyrektor nie złożył żadnego zapotrzebowania na specjalistów. Uczniami ze SPE mają się zająć wyłącznie pracujący w szkole nauczyciele. Całą robotę (dokumentację, zebrania komisji, pracę z uczniami) wykonujemy po lekcjach, za darmo i ku chwale ojczyzny!
polonista pisze: „Całą robotę (dokumentację, zebrania komisji, pracę z uczniami) wykonujemy po lekcjach, za darmo i ku chwale ojczyzny!”
Współczuję, pewnie macie motywację do pracy, że hej! Przymusowa praca społeczna jest niemoralna.
Skąd te głupie godziny karciane???Czy lekarze, fryzjerzy, prawnicy pracują za darmo ???
lara
Ku chwale ojczyzny, kochana, ku chwale ojczyzny!
Dzięki, Gospodarzu za ten blog. Ale czy tylko do miasta Łodzi można odnieść uwagę, że odkąd zmieniły się władze samorządowe i dziennikarze „GW” przeszli do magistratu, na kilkanaście chyba stanowisk, wszystko, co dzieje się w oświacie (i nie tylko) przedstawiane jest w różowych barwach? Obawiam się, że przy zmianie ekipy dziennikarze, np. z „Rzeczpospolitej” i „Uważam Rze” a i (nie daj Boże) z „Gazety Polskiej” i „Naszego Dziennika” będą się zachowywać dokładnie tak samo, tyle tylko, że a rebours! Pozdrowienia dla internautów.
moje dziecko wymagało specjalistycznej opieki, więc wiem, o czym piszę, bo wydaliśmy na to ciężką kasę … jednakże… widzę, jak rodzice i dzieci podchodzą do darmowych zajęć logopedycznych w mojej szkole i cholera mnie bierze. Gdyby zapłacili choćby symbolicznie, toby z dzieckiem w domy poćwiczyli, pilnowaliby wizyt i szanowali pracę specjalisty. A tak – za darmo, to się nie trzeba przykładać i starać!
Musimy wypośrodkować (ale musimy mieć z czego;-)
Gospodar: „Zapotrzebowanie jest duże: z jednej grupy pomocy logopedy potrzebuje aż dziewięć osób (co trzecie dziecko).”
Znaczy, z grupy 180 dzieci, 60 dzieci nie umie mowic.
Pzrepraszam, ale miedzy bajki wloze. Nie zyjemy w kraju niemow. Teraz kazdy na zaswiadzcenie o dysleksji, dyskalkulii, dysmowie a niedlugo i dyzmozdzu. O ile wiem (kontakty, kontakty…) zaswiadczenie o owych przypadlosciach wystawia sie od reki.
Zakladajac ze jednodzieko potzrebuje 2 godziny tygodniowo, mamy 120 godzin tygodniowo dla specjalisty. To jest 2 i pol etatu (etat to 40 godzin tygodniowo)
Mysle ze nawet Ameryka by zbankrutowala gdyby miala zatrudic 3 logopedow na pelen etat w lazdej szkole. A dysmowie to nie jedyny problem. Tzreba miec specjalistow od dysleksji, dyskalkulii itede. Ilu specjalistow na szkole? Pol tuzina?… Na pelen etat?
Oj, cos to nazrekanie pachnie mi paradygmametem NAM SIE NALEZY…
A moze tak rodzice zajma sie leczeniem swoich dzieci? W ramach swojego ubezpieczenia medycznego?…
„Praca z dziećmi ze specjalnymi potrzebami to priorytet MEN”
Obserwując pracę dzieci zauważyłem, że praktycznie co drugiemu należałoby się wsparcie. Często „kuleją” z matematyki, robią błędy ortograficzne, są nadpobudliwe, część nie ma warunków w domu aby się uczyć. Można wymieniać i wymieniać.
Pani Hall chciała to załatwić jednym cięciem. Godziny karciane dla nauczycieli i wszystko będzie pięknie i bez kosztów.
W praktyce tak się nie da.
Okazało się, że nauczyciele nie mają gdzie „włożyć” w/w godzin. Gimbus przyjeżdża na pierwszą lekcję a odjeżdża po ósmej. Dzieciaki często jadą jeszcze około godziny do domu.
Przeciętny gimnazjalista ma około 7 lub 8 lekcji dziennie. Największą karą dla dziecka jest dodatkowa godzina w szkole. Rówieśnicy radośnie jadą na obiad a ono siedzi w klasie z nauczycielem.
Ofiarami godzin karcianych najczęściej są dzieciaki mało asertywne. Nauczyciel kazał zostać po lekcjach to ono musiało się podporządkować.
Mam nadzieję, że po zmianie rządu karcianki zostaną wywalone ku uciesze młodzieży oraz nauczycieli.
Na stronie
http://www.men.gov.pl/index.php?option=com_wrapper&view=wrapper&Itemid=350
ukazała się ankieta. Jest bardzo MENowska. Można wskazać, które ze zmian ma największe znaczenie.
Oczywiście nie można wskazać, które są chybione i nierealne. Typowa propaganda sukcesu. Zmiany mogą być tylko dobre lub bardzo dobre.
Przekaż dalej dyslektykom i rodzicom dzieci z dysleksją !!!
Zakończmy Dyktaturę Ciemniaków w Ministerstwie Edukacji
Zapraszam serdecznie dziennikarzy, oraz osoby mające dysleksję lub dzieci z dysleksją, do udziału w panelu dyskusyjnym, który poprowadzę w dniu 28 września o godz. 13 w Warszawie, przy ulicy Augustówka 9.
Ministerstwem Edukacji zawładnęli Ciemniacy. Ciemniak to osoba, która nie tylko nie rozumie podstawowych zjawisk i ludzi, ale też nie przejawiająca elementarnej kultury i wrażliwości. Z wielką pasją wyżywa się zwłaszcza na osobach, które mogą okazać się od niego lepsze. Na ofiary Ciemniacy z MEN upatrzyli sobie dyslektyków.
Dysleksję kojarzymy zazwyczaj z trudnościami w nauce pisania, czytania i ortografii. Ma ona jednak jeszcze inną twarz, której Ciemniacy nie znają. Dyslektyk myśli obrazami, a nie słowami. Ma nadzwyczajną zdolność przetwarzania i kreowania doznań percepcyjnych. Dużo większą, niż inni, ciekawość świata i wrażliwość na otoczenie oraz nadzwyczajną intuicję i przenikliwość. Jeśli te cechy zostaną u dyslektyka rozwinięte, osiąga on wiele. Dyslektykami byli m.in.: Albert Einstein, Leonardo da Vinci, Winston Churchill, Alexander Bell, Nelson Rockefeller, Hans Christiana Andersen czy Walt Disney. Oni mogli się rozwinąć dlatego, że żyli w społeczeństwach o wysokiej kulturze, które potrafiły zrozumieć i zaakceptować inności drugiego człowieka.
Ciemniacy z MEN przyjęli sobie za cel szykanowanie dyslektyków poprzez wykorzenienie u nich rozumowania obrazami i zmuszenie do myślenia słowami. Wprowadzili system egzaminów wymuszających myślenie werbalne, pod rygorem zamknięcia drogo do liceów i na wyższe studia. Zabronili prawidłowego uczenia dyslektyków nauczycielom, którzy przecież potrafią ich uczyć. Zamiast pozwalać uczyć, wymagają od nauczycieli opracowywania programów i pisania bzdurnych sprawozdań.
Ciemniacy z MEN gnębią dyslektyków z siłą mającą doprowadzić do wykluczenia ich z życia społecznego. Spowodowali, że szkoła i nauka jest dla dyslektyków piekłem. Żeby nikt im nie przeszkadzał, załatwili sobie w Sejmie uchwalenie przepisu, że działanie Ciemniaków nie podlega kontroli sądowej. Uzyskali więc status dyktatorów. ( Z wyroków sądowych – Działanie organu władzy publicznej, mieszczące się w jego prawem określonych kompetencjach, ale noszące znamiona arbitralności i niepoddające się kontroli i nadzorowi, nie może być uznane za zgodne z prawem.). Dyktatura to władza absolutna, bezduszna i okrutna.
Czerpiąc cynicznie z dyslektyka Machiavellego, wprowadzili ulgi na egzaminach po to, żeby kampaniami medialnymi nastawiać społeczeństwo przeciw dyslektykom. A przecież dyslektyk żadnych ulg nie potrzebuje. Wystarczy przygotowywać dla niego pytania i zadania uwzględniające, że myśli obrazami, a nie słowami.
Powstrzymajmy Dyktaturę Ciemniaków
Jerzy Krzekotowski,
Niezależny Kandydat na Senatora RP
01 682 Warszawa, ul. Gombrowicza 17
http://www.krzekotowski.com.pl, tel. / faks 22/8331160, kom.603996408, krzekotowski@krzekotowski.pl
Przekaż dalej dyslektykom i rodzicom dzieci z dysleksją !!!
Zatem ciemniakami są też Scott O. Liliebfeld oraz Steven Jay Lynn profesorowie psychologii uznani w świecie, gdyż twierdzą, że nie ma powaznych dowodów na to, że Einstein był dyslektykiem – jest to raczej miejska legenda powtarzana z ust do ust.
Ci sami ciemniacy twierdzą (na podstawie udokumentowanych badań psychologicznych), że „dyslektycy najczęściej maja problemy z czytaniem i pisaniem nawet wtedy gdy pobierają odpowiednie nauki w szkole; trudność sprawia im zwykle identyfikacja słów ”
Panie kandydacie, warto zapoznac się z „50 mitami na temat psychologii popularnej”
Jak wszyscy wiemy, szkoła publiczna służy tworzeniu bezmyślnych robotów, powtarzających bez odrobiny wątpliwości wszelkie otrzymane tam informacje. Szkoła nie jest natomiast miejscem gdzie bierze się pod uwagę indywidualne predyspozycje. Nikogo to nie obchodzi, że ktoś myśli tak czy inaczej, obrazami, dźwiękami czy czymkolwiek. Poza tym, Panie Szanowny Kandydacie, co z resztą dzieci? Dlaczego pozostałe dzieci nie mają być traktowane indywidualnie wedle posiadanych przez siebie predyspozycji? Czemu wszyscy muszą zostać przemieleni przez ten sam bezmózgi mechanizm tylko dyslektycy nie? Dlatego, że tak mamy. Zmieniaj cały system edukacji, a nie wymyślaj kolejnych ulg dla myślących inaczej.
Do Overdrive
>Jak wszyscy wiemy, szkoła publiczna służy tworzeniu bezmyślnych robotów, powtarzających bez odrobiny wątpliwości wszelkie otrzymane tam informacje. Szkoła nie jest natomiast miejscem gdzie bierze się pod uwagę indywidualne predyspozycje.<
Są różne szkoły zarówno publiczne jak i niepubliczne i do niektórych(z obu typów!!!) ta definicja pasuje!
Natomiast, owszem, takie rzeczy o szkołach publicznych chętnie powtarzają ludzie ze środowiska szkół wysokopłatnych typu STO itp.oraz pokrywającego się w dużym stopniu z tym środowiskiem otoczenia min.Hall.Oni w ten sposób chcą sobie zniszczyć konkurencję w postaci dobrych szkół publicznych. No bo jaki troskliwy rodzic dziecko na zatracenie odda. To się czarny PR nazywa czy jakoś tak;-)
„Ciemniacy z MEN przyjęli sobie za cel szykanowanie dyslektyków poprzez wykorzenienie u nich rozumowania obrazami i zmuszenie do myślenia słowami. Wprowadzili system egzaminów wymuszających myślenie werbalne, pod rygorem zamknięcia drogo do liceów i na wyższe studia. Zabronili prawidłowego uczenia dyslektyków nauczycielom, którzy przecież potrafią ich uczyć. Zamiast pozwalać uczyć, wymagają od nauczycieli opracowywania programów i pisania bzdurnych sprawozdań.
Ciemniacy z MEN gnębią dyslektyków z..”
No, spisek, po prostu spisek. Przy okazji, nie przypominam sobie aby gdzies napisano ze Einstein byl dyslektykiem, momo ze mam chyba wszystko co o Einsteinie napisano. I przeczytalem to. Lacznei z kopia manuskryptow pisanych oprecznie, z ktoreych wynika ze calkiem niezle mu szlo pisanie.
Natomiast mam wrazenie ze roze dys…. sa wygodnym wytlumaczeniem neiuctwa.
Przy okazji, chcialem zauwazxych ze nie odwazylbym sie nazwac nikogo „ciemniakem”. Z roznych powodow
„Powstrzymajmy Dyktaturę Ciemniaków
Jerzy Krzekotowski,
Niezależny Kandydat na Senatora RP”
Ach… No to wiem na kogo nie bede glosowal…
Znowu czepiają się czasu pracy nauczycieli, a mało komu przeszkadzają nasze pensje.
Polecam artykuł w Dzienniku Łódzkim:
http://www.dzienniklodzki.pl/stronaglowna/454097,polscy-nauczyciele-ucza-niewiele,id,t.html
Szanowny Gospodarzu, pamiętam ostrą dyskusję w GW na temat zamykania szkół,jej echo pobrzmiewało także na tym blogu.Czyżbyśmy nie wiedzieli, że nie na wszystko nas stać, zarówno w skali mikro jak i makro.
janek pisze:
2011-09-24 o godz. 18:58
Znowu czepiają się czasu pracy nauczycieli, a mało komu przeszkadzają nasze pensje.
A co to za wpis? Jedno z drugim się przecież wiąże. Transformacja zaczęła się 20 lat temu, a w szkołach nic się nie zmieniło. O tym trzeba pisać.
U mojego syna godziny dla logopedy przeznaczono dla nauczyciela, dla którego zabrakło godzin zapewniających mu pełne pensum (18). Nie jest logopedą. O takich absurdach piszcie i je piętnujcie.
Drogi Anonimie, jeżeli uważasz, że w naszych szkołach przez ostatnie 20 lat nic się nie zmieniło, to:
a) patrzysz i nie widzisz,
b) jesteś z Kosmosu,
c) bardzo nie lubisz nauczycieli i szkoły,
d) Twój syn uczęszcza jeszcze do ośmioklasowej szkoły podstawowej (ale ona musi działać w podziemiu, tzw. tajne komplety). 😉
PS. Był taki pan, który nazywał się Handtke i w 1999 r. zrobił gruntowną reformę oświaty. Utworzył np. 6-cio klasowa szkołę podstawową i gimnazja oraz licea profilowane, wprowadził stopnie awansu zawodowego nauczycieli.
A to, co zmieniła (przeważnie schrzaniła) w oświacie pani Hall, to można przeczytać na stronie MENu.
Pozdrawiam.
Mam nieodparte wrażenie, że problemy oświaty w taki sam sposób przestały istnieć we Wrocławiu, jak w Łodzi.Przynajmniej w lokalnym dodatku Wyborczej – co szczególnie przykre, że właśnie w tej gazecie, ale nieszczególnie zaskakujące – lokalnej władzy lokalna gazeta niezbyt chce patrzeć na ręce, nawet Wyborcza… Gdyby ten wątek się Szanownemu Autorowi rozrósł, służę rzeczowymi uwagami.
Gospodarz oraz
fk pisze: 2011-09-25 o godz. 23:38
„Mam nieodparte wrażenie, że problemy oświaty w taki sam sposób przestały istnieć we Wrocławiu, jak w Łodzi.”
Nie wiem, jak w Łodzi, ale we Wrocławiu musiano rozwiązać już wszelkie oświatowe bolączki, skutkiem czego Wrocław jest wymieniany w tej samej lidze co Nowy Jork, Londyn i Rzym ze wskazaniem raczej na Wrocław!
I to wymieniany nie przez jakąś tam Gazetę Wybiórczą ale prze „The Economist” w artykule z 17 wrzesnia 2011 roku pt. „The great schools revolution.”
Rewolucja wspaniałych szkół!
A tutaj nauczycielstwo marudzi o stresie, pięciu sekundach uwagi, szambie i płaceniu za wszystko w darmowej, publicznej szkole.
Prosze drogich belfrów! Polska szkoła jest stawiana durnym Rzymom i Londynom jako wzór niedościły!
http://www.economist.com/node/21529014
Uwielbiam artykuły zaczynające się od:
Sep 17th 2011 | DRESDEN, NEW YORK AND WROCLAW
FROM Toronto to Wroclaw, London to Rome, pupils and teachers have been returning to the classroom after their summer break.
A dalej tabele i opowiadanie historii doskonałości m.in. polskich rozwiązań:
>Lekcje (nauki) z Polski są równie imponujące. Czwarte co do wielkości miasto, Wrocław, nie może rywalizować z Warszawą pod względem biznesowym czy z pięknem Krakowa, ale poziom jego szkół średnich wprowadził go do kategorii „znacząco powyżej średniej” w rankingu PISA, znacznie powyżej Wielkiej Brytanii i Szwecji, a także powyżej rywali z byłego bloku wschodniego.
Polska, podobnie jak Ontario, ilustruje zalety decentralizacji. Wykorzystała swoją nowo zdobytą wolność do demontażu scentralizowanego systemu, który kierował około połowy uczniów w kierunku kształcenia akademickiego, a resztę, jako ?mięso fabryczne? (aluzja do ?mięsa armatniego?) do gorzej wyposażonych szkół zawodowych. Finansowanie i administracja są wciąż kontrolowane przez urzędników państwowych, ale dyrektorom wolno zatrudniać nauczycieli a także wybierać jaki chcą program (curriculum) z listy prywatnych dostawców. Egzaminy przeprowadzane na szczeblu krajowym dla uczniów w wieku 12-13 lat, 15-16 lat oraz 18-19 lat w połączeniu z dodatkowymi testami każdego roku umożliwiają organom lokalnym śledzić uważnie osiągnięcia szkół.
W Liceum nr 12 Danuta Daszkiewicz-Ordylowska, dyrektorka szkoły, świętuje kolejny niezwykle pomyślny rok. Szkoła największe sukcesy odnosi w naukach przyrodniczych oraz w nauce języków obcych. Angielski nadal jest popularny, ale powraca rosyjski. „Teraz kiedy nie muszą się jego uczyć jak ich rodzice uważają, że jest przydatny,” mówi pani Danuta. Przyznaje, że uczniowie odczuwają presję („Zbyt wielką”, narzeka były rodzic. „Kończymy z dużo większą ilością dzieci muszących chodzić do psychologa w związku ze stresem?) Ale Jarosław Obremski, zastępca burmistrza, bardzo cieszy się z postepów uczniów w nauce.
Pan Obremski ilustruje potęgę lokalnej dumy obywatelskiej na rzecz poprawy szkoły. „Możemy to zrobić lepiej”, mówi. „Martwię się, że nie zachęcamy naszych elit wystarczająco mocno. W jaki sposób dorobimy się polskiego Oxfordu czy Harwardu? Wciąż mamy skrupuły zmuszając najlepszych do rzeczywiście ciężkiej pracy.”
Sceptycznie podchodzi on do roli rządu krajowego. Rządu, który na przykład podpisał umowy ze związkami zawodowymi nauczycieli dające im, zdaniem pana Obremskiego, zbyt wiele władzy.
Obremski ma duszę sportowca. „Spójrz tylko za nami w tabele ligi,” (? ? przypisek mój) mówi. „Najlepszymi są najuboższe regiony ze wschodu kraju. Drepczą nam po piętach.?
Nic, tylko się cieszyć! Głowa do góry. „The Economist” robi Wrocławiowi ( i Polsce) bardzo dobrą robotę, w reklamie zawsze byli super! 🙂
AL
Nie chodzi o to, że 60. dzieci niw umie mówić. Chodzi o to, że mają różne problemy z mówieniem: seplenią, nie wymiawiaja wszystkich głosek itd. Jeśli się wcześnie nie reaguje dzieci łapią złe nawyki i coraz trudniej je z tego „wyprowadzić”. Problemy z mówieniem przekładają się później na problemy z pisaniem (dziecko pisze tak, jak mówi – jesli mówi s zamiast sz, to tak samo napisze). Taniej i efektywniej jest poświęcić 9 godzin w wieku przedszkolnym niż dwa razy tyle w wieku szkolnym. Tak, jak w medycynie – najtańsza jest profilaktyka.
melania: ” Tak, jak w medycynie ? najtańsza jest profilaktyka.”
Wszystko prawda. Tyle ze nawet w najbogatszym panstwie na swiecie nikt nie bylby w stanie zapewnic specjalistycznej opieki 1/3 uczniow w szkole.. Owszem, sa specjalne przypadki, ale te przypadki sa naprawde specjalne, i komisja musi ustalic ze „special education” jest potrzebna. Natomiast zarowno Gospodarz jak i Przyszly Senator uwaza ze NALEZY SIE WSZYSTKIM. Po rowno.
Niestety, jeszcze dlugo nie bedzie nas na to stac. Zwlaszcza ze zapewne owa specjalna opieka musialaby sie odbyc kosztem uczniow ktorzy takiej opieki nie potzrebuja
Jako logopeda, proponuję rodzicom poświęcić odrobinę więcej czasu swoim pociechom, a nie płakać nad tym, że źle mówią. Pracując w Przedszkolach zauważyłam, że rodzice nie zwracają żadnej uwagi na to, w jaki sposób dziecko się wypowiada. W szatni wielokrotnie słyszałam, jak dziecko 5-letnie! spieszcza przedmioty (czyt. zamiast szafa jest siafa) a rodzic nie zwraca na to ŻADNEJ uwagi. O zgrozo! Nawet nie chcę myśleć, co działo się wcześniej… smoczek do 3 roku życia? Kubek niekapek (bo przecież dziecko nie zaleje nowiutkiej sofy)? Czy też może podejście, że przecież tatuś czy mamusia także źle mówili i wyrośli z tego, więc nasz Szkrab również??? Jak to dziecko ma się nauczyć mówić skoro osoby, którym na nich najbardziej zależy, są mało zainteresowane tym by dziecko uczyć i poprawiać???
Wyniki badań przesiewowych mogą przyprawić o zawrót głowy. Terapią logopedyczną powinnam objąć 50% dzieci z grup 6-cio i 5-cio latków! I to nie jest wina dzieci, a rodziców i najbliższego otoczenia.
W momencie kiedy dzieciom dawałam ćwiczenia do domu, co usłyszałam? Ano to, że ich rodzice nie będą chcieli tracić czasu na takie głupoty. Dziecko samo sobie to wymyśliło?? Raczej śmiem twierdzić, że usłyszało to w domu.
Zanim zaczniecie wieszać psy na to, że jakiegoś specjalisty w szkole u Was brakuje, to może spójrzcie na swoje postępowanie wobec swojego dziecka. A tak na marginesie… Każde dziecko od momentu narodzin do 26 roku życia podlega opiece Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, w której także znajduje się logopeda. Więc nie widzę problemu by po zajęciach w szkole udać się tam na diagnozę i ewentualną terapię, za którą nie trzeba płacić.
Drogi A.L. Oczywiście, że złe traktowanie dyslektyków nie wynika ze spisku, lecz gry interesów. Dyslektyk wymaga większego wysiłku, a to nie jest nauczycielowi na rękę.
Za komuny nie było żadnych dys-funkcji, a poziom edukacji mieliśmy bardzo wysoki. Wygląda na to, że albo dys-funkcje wyrosły jak grzyby po deszczu w nowym systemie, albo można je przezwyciężyć ciężką pracą. Stawiam na to drugie.
u mojego syna w przedszkolu problemy logopedyczne syna byly bagatelizowane