Sygnalistka czy donosicielka?

Kiedy minister nauki Dariusz Wieczorek ujawnił dane sygnalistki, w panikę wpadli szkolni sygnaliści. A jest ich w oświacie od groma. Chyba w żadnej branży nie ma takiej skłonności do informowania o nieprawidłowościach, jak w edukacji. Zresztą nic dziwnego, w szkołach jest się czego czepiać.

W wyniku ujawnienia tożsamości osoby, która poinformowała ministerstwo o nieprawidłowościach, przestała być ona sygnalistką, a stała się donosicielką (szczegóły sprawy tutaj). Czegoś takiego obawiają się szkolni sygnaliści. Dopóki są anonimowi, tropią i ujawniają wady. Gdyby wiedzieli, że zostaną zdemaskowani, trzymaliby język za zębami.

Pamiętam, jak parę lat temu dyrektor szalał po szkole, grożąc, że gdy odkryje, kto doniósł na niego do kuratorium, to mu nogi z d… powyrywa. Padło podejrzenie na mnie. Niełatwo było przekonać szefa, że to nie ja. Sprawa zrobiła się bardzo poważna. Szef był znany z tego, że dotrzymuje słowa.

Wiele mnie to kosztowało, aby znaleźć świadków, którzy potwierdzą moje alibi. Na niewiele by się to zdało, gdyby nie mój człowiek w kuratorium. Zapewnił dyrektora, że to nie ja. Ktoś inny, ale nie ja. Dzięki temu wciąż mam nogi na swoim miejscu. Byłem uratowany. Jak ktoś ma ochotę zaryzykować, jego sprawa. Zachowanie Wieczorka dowodzi, że urzędnikom lepiej nie ufać. A ministrom ani za grosz! Jak sygnalizować, to tylko nie do ministerstwa!