Edukacji zdrowotnej mogą uczyć nauczyciele bez kwalifikacji. Jakiś problem?

MEN opublikowało projekt rozporządzenia, z którego wynika, że edukacji zdrowotnej będą mogli uczyć nauczyciele posiadający kwalifikacje do nauczania wychowania do życia w rodzinie. Przedmiot będzie więc nowy, natomiast kwalifikacje nauczycieli stare. Decyzja Barbary Nowackiej ośmiesza reformę oświaty.

Ministra widocznie założyła, że nauczyciel WDŻ automatycznie zna się na edukacji zdrowotnej. Jest w tym jakiś sens. Są przecież badania, które mówią, że najzdrowsi są ludzie żyjący w rodzinach, natomiast single często chorują. Dla mężczyzny nie ma skuteczniejszej ochrony przed zawałem niż opieka żony. Rodzina pomaga też na raka. Płynie z tego wniosek, że o zdrowiu powinien uczyć ekspert życia rodzinnego.

Edukacja zdrowotna wejdzie do szkół już za 10 miesięcy (zastąpi WDŻ). Zwracano uwagę Nowackiej, że to za szybko, gdyż nie ma wykwalifikowanych osób do nauczania nowego przedmiotu No i ministra rozwiązała problem. Przecież zmienia się tylko przedmiot, natomiast kwalifikacje nauczycieli nie muszą. Boję się, co będzie, gdy MEN wpadnie na pomysł, aby wprowadzić do szkół przedmiot AI (sztuczna inteligencja). Okaże się, że uczyć go mogą fachowcy od robótek ręcznych. Jakiś problem?

Z projektu rozporządzenia wynika, że nauczycielami edukacji zdrowotnej mogą być: biolodzy, wuefiści, specjaliści od WDŻ, psycholodzy oraz – wymienione na samym końcu – osoby, które ukończyły studia w zakresie edukacji zdrowotnej. Szczegóły tutaj.