Drony na lekcji polskiego, czyli rewolucja w nauczaniu

Sporo zamieszania narobili studenci Politechniki Łódzkiej, którzy wpadli na lekcję polskiego z dronami. W sali polonistycznej nie dało się latać, musieliśmy zejść do większego pomieszczenia.

Drony wzbudziły wielkie zainteresowanie młodzieży. Każdy chętny mógł posterować urządzeniem. O wzniesieniu się i spojrzeniu na wszystkich z góry nie było mowy, gdyż największa z maszyn, z którymi mieliśmy do czynienia, mogłaby podnieść przedszkolaka, ale licealistę czy licealistkę już nie. Szkoda.

Uczniom przejadły się metody dydaktyczne, jakie stosuję, dobrze o tym wiem. Nie pomaga nawet sięganie po materiały z internetu. A pogadanka czy praca w grupach to już kompletny anachronizm. Potrzeba czegoś naprawdę nowego, choćby dronów. Na razie jeszcze nie wiemy, jak je twórczo wykorzystać na lekcjach, ale niebawem jakiś odważny metodyk coś wymyśli i zacznie się rewolucja w nauczaniu. Nie mogę się doczekać.