Zakaz telefonów nie powinien działać wstecz

Na moim osiedlu zamieniono większość dróg dwukierunkowych w jednokierunkowe. Ludzie jeżdżą po staremu, tylko że teraz pod prąd. Czasem jakiś nowy mieszkaniec się zdenerwuje, ale z przyzwyczajeniem nie wygrasz. To samo będzie z zakazem używania telefonów w szkołach. Tego pokolenia nie zmienisz.

Uczniowie mówią, że prawo nie powinno działać wstecz. Skoro telefonów używają od maleńkości (rodzice dawali im, aby zajęli się klikaniem i nie przeszkadzali w domu), to teraz nie można tak po prostu zakazać. Całą podstawówkę przechodzili z telefonem, co było na rękę nauczycielem, gdyż dzieci gapiące się w smartfony nie rozrabiają.

W salach mojego liceum wiszą zakazy korzystania z telefonu podczas lekcji. Gdy egzekwuję zakaz, uczniowie zachowują się jak palacze, którzy odstawili papierosy. Jedni kładą się na ławkach i nie mają siły podnieść głowy. Inni odkrywają ze zdumieniem, że jak zamkną oczy, to nie słyszą tego, co mówi nauczyciel. Ktoś słyszy, jak pająk chodzi po ścianie. Inny boi się osy, której wcale nie ma. Komuś zbiera się na wymioty, więc musi wyjść. Zadaję pytanie uczniowi, a ten robi się agresywny.

W takich warunkach nie da się prowadzić lekcji. Daję więc uczniom zadanie, aby przeczytali jakiś wiersz Piotra Macierzyńskiego. Otwierają podręczniki i szukają. Ktoś mówi, że nie ma. Jak nie ma, to musicie wyciągnąć telefony i poszukać w internecie. I o to chodzi!

Info o poecie tutaj.