Jak rodzice wypowiadają się o nauczycielach?
Uczniowie liceum rzadko zdradzają, co rodzice mówią o nauczycielach. A mówią źle, wulgarnie, obrzydliwie. Czasem jednak nastolatek w przypływie szczerości lub buntu podzieli się tą wiadomością, a wtedy szczęka opada. Zdarzyło mi się kilka razy prosić rodziców, aby przestali mówić w ten sposób o nauczycielach przy dziecku.
Bardziej szczere są dzieci z podstawówki. A najbardziej szczere są maluchy z przedszkola. Pamiętam, jak przedszkolanka zwróciła się do rodziców ze słowami: „Proszę nic nie mówić, ja wszystko wiem, co się dzieje u państwa w domu i co państwo mówicie o mnie”. Podejrzewam, że niektóre opowieści mogły jej sprawić przykrość.
Mieszkam przy podstawówce, więc często słyszę, jak rodzice odreagowują stresującą rozmowę z nauczycielem. Najczęściej ubliżają mu, mówiąc poza jego oczami, ale przy dziecku, a nawet do dziecka, np. „Czego chcesz, przecież twoja wychowawczyni jest poj…bana”.
Niedawno usłyszałem, jak matka po wyjściu ze szkoły wykrzyczała do dziecka, że „już nigdy do tego poje… anego zj…ba [nauczyciela matematyki] nie przyjdzie”. Łza mi się w oku kręci, gdy przypomnę sobie, jak 20 lat temu uczeń zakomunikował, iż zdaniem taty jestem głupi. Dzisiaj na taką delikatność nie można już liczyć.
Komentarze
Kolejne pokolenia wychowane w duchu ” róbta co chceta”. Teraz także „mówta co chceta”. Upadające autorytety. Promowane pseudo autorytety
Można było klaskać jakiemuś (…) za to, że udostępnił grę, w której rzucało się fekaliami w prezydenta Komorowskiego, można było szczuć na nauczycieli, że to roszczeniowe nieroby, można było publicznie wyzywać przewodniczącego ZNP od komuchów, to nie dziwmy się, że rykoszetów jest mnóstwo i że wlatują w przedziwne miejsca z najbardziej nieoczekiwanych stron.
Karma bowiem czasem wraca do karmiącego jak bumerang, a czasem, zwłaszcza gdy nadmie się jak para w samowarze, sama sobie znajdzie ujście.
Mądrze mówi stare przysłowie: czym skórka przed telewizorem nasiąknie, tym na nauczyciela trąci.
@Gospodarz
Skutki „rynkowej” reformy i propagandy Handkego i Dzierzgowskiej – zwłaszcza jej. Skoro nauczyciel/szkoła to usługodawcy po prostu, a uczeń/rodzic – klienci, to czym w tych relacjach nauczyciel różni się od kelnera, fryzjera, malarza(pokojowego) czy sprzątaczki do wynajęcia … 😉 I tak to poszło … 🙁
Ach, zapomnieliśmy! Zapomnieliśmy, że dziś cała Polska ma miesiączkę! Więc przypomnijmy treść sponiewieraną, zakazaną, wyklętą:
Pamięci 95 ofiar Lecha Kaczyńskiego, który, ignorując wszelkie procedury, nakazał pilotom lądować w Smoleńsku w skrajnie trudnych warunkach. Spoczywajcie w pokoju. Naród Polski. Stop kreowaniu fałszywych bohaterów!
Proponuję od przyszłej kadencji wprowadzić obowiązkowe coroczne badania psychiatryczne i dostępny publicznie coroczny raport o stanie zdrowia.
Kij ma dwa końce. Rodzice też są sfrustrowani brakiem kontaktu, nie w sensie fizycznego tylko mentalnego (np. komunikacja w rodzaju „czort swoje a pop swoje) oraz niezrozumiałymi przepisami (?) wewnątrzszkolnymi. Na przykład nauczyciel matematyki w jednym z rzekomo lepszych warszawskich ogólniaków ma manierę prowadzenia lekcji poprzez pisanie na tablicy jedną ręką i ścierania drugą, bez jakiegokolwiek tłumaczenia. Prośby o zmianę sposobu wykładu uporczywie ignoruje. To jest akurat wiadomość z drugiej ręki.
Z kolei ja osobiście od wielu lat nie mogę się dowiedzieć (a pytam się też w domu, bo jestem szczęśliwym małżonkiem „ciała pedagogicznego”) dlaczego szkoły nie zezwalają na wynoszenie prac klasowych do domu do wglądu rodziców. Chciałbym mieć taką możliwość na bieżąco, by pozyskać informację z czym dziecko miało problem, jakiej partii materiału nie opanowało, czego nie zrozumiało, co warto powtórzyć. To, że mogę po czasie – często zwalniając się z pracy przyjść na „konsultacje” mnie nie zadowala. Bardzo często nie mam nawet takiej możliwości, a gdy mam to temat jest już dawno zapomniany albo nieaktualny. W odpowiedzi od małżonki słyszę „takie są wytyczne”. Gdy pytam się czyje – nie potrafi mi odpowiedzieć. Sam zastanawiam się skąd taka praktyka – czy prace klasowe są dokumentacją, z której nauczyciel musi się rozliczać i obawia się, że w przypadku gdy uczeń jej nie zwróci będzie musiał się tłumaczyć? Ostatnio usłyszałem (mam nadzieję że nieprawdziwą) informację, że zakaz wynoszenia prac klasowych wynika stąd, że zestawy testów są powtarzalne, a często po prostu powtarzane więc mogą być po prostu udostępniane innym grupom.
Faktycznie wulgarne wyrażanie się o nauczycielach jest słabe, a jeśli wynika z poczucia nieuzasadnionej wyższości managerki do spraw parzenia kawy w korpo nad belfrem nawet megasłabe. Proszę tylko pamiętać, że może mieć różne przyczyny. Nie tylko roszczeniowość i poczucie nieuzasadnionej wyższości, ale być przejawem bezsilności, niezrozumienia i efektem starcia z bezdusznością systemu.
Ciężkich, grubych słów używają dzisiaj wszyscy, z oficjelami na czele. Media, zbliżając się do widza, tego języka używają powszechnie. Właśnie czytałem książkę, gdzie tzw. ‚brukowane ‚ słowa. I mógłbym próbować zrozumieć, że autor, wkładając w usta bohaterów taki język, chce ich urzeczywistnić. Ale autor używa tego samego języka w tekście, w opisach, czyli, jego zdaniem, jest to poprawny język polski.
No to nie ma się czemu dziwić, że wchodzą do języka potocznego. I tego, że tak na oko pięcioletnia dziewczynka przystanęła sobie i powtarzała: ‚kulwa, kulwa, kulwa…’ (to naprawdę cytat) Nie wymyśliła sobie tego słowa. Tak mówią rodzice o wszystkich, również o nauczycielach, dlaczego mieliby być wyjątkiem, nawet o sobie nawzajem. Mamy czasy, kiedy strzecha weszła do kultury.
Taki poziom uwag, jakie społeczeństwo. Rynsztok sie wylewa, a wszechogarniajace chamstwo zakryje nas czapkami
Mocne słowa także od posłanki PO dla dziennikarzy, najbardziej tego z Rzeczpospolitej, nieprawidłowo wg niej prezentujących sprawę domu i diet.
Stosunki 21. wieku coraz bardziej idą w stronę: tobie nie wolno, a mnie wolno. Powiedzieć itp.
Ludzie już tak mają. Ich zdolność i umiejętność oceny jest bardzo mocno zależna od wiedzy, poniekąd wykształcenia, umysłowego potencjału. A także, oczywiście, doświadczenia życiowego – z nim to jest jednak ten problem, że z reguły po podjęciu pracy zarobkowej to doświadczenie dość się zawęża i jest dość mocno determinowane przez środowisko, w którym funkcjonuje. Suweren, który ma w miarę ukształtowany paradygmat poznawczy, z reguły lepiej wie, co jest dziecku potrzebne, a co nie i gdy nauczyciel będzie mu głowę nabijał żabami, to asertywnie wyrazi na ten temat swoją opinię. Nie musie przecież porządnie zanalizować belferskiego komunikatu, bo w ramach jego świadomej percepcji od razu wie, co jest słuszne, a co nie. A poza tym nie ma czasu.
Inna rzecz, że poziom polskiego belferstwa dość systematycznie się psi. Ani to urzędnik, który postępuje według jasnych, szczegółowych reguł i ma za sobą państwowy przymus – bo w zasadzie takich reguł nie ma – szczególnie w samym procesie uczenia – ani wszechstronnie wykształcony osobnik z zacięciem pedagogicznym i filozoficznym – na takiego państwa nie stać. To są przypadki dość incydentalne. Proszę także mieć świadomość, że jeśli w kraju mamy chyba ponad 400 tysięcy nauczycieli, to jasne jest, że nie mogą to być same intelektualne orły, pominąwszy inne przymioty, niemierzalne testami IQ, bo jest to statystycznie niemożliwe w przeciętnej populacji. Nic więc dziwnego, że, szczególnie w szkołach podstawowych, spotyka się uczniów zdolniejszych od ich nauczycieli. Potem mamy zawodówki, różne technika i lepsze i gorsze licea. Tam rozkład uczniowskiego potencjału jest już raczej mało przypadkowy. No generalnie zastanówmy się więc najpierw, co możemy mieć w systemie edukacji, a ostrożnie podchodźmy do problemu co chcemy mieć, bo tu stanowiska są chyba nadmiarowo kształtowane przez media, wyrażające poglądy autorów nieszczególnie mających wystarczającą wiedzę, aczkolwiek nieraz nadmiarowe poczucie misji.
Oczywiscie ze to narastającej tendencje narcystyczne kształtują taki a nie inny przebieg interakcji.
Za czasów strasznej komuny dzieci dawały nauczycielom kwiaty na dzień nauczyciela lub na koniec roku. Poziom kultury był wtedy zdecydowanie wyższy.
@Płynna rzeczywistość
„Ach, zapomnieliśmy! Zapomnieliśmy, że dziś cała Polska ma miesiączkę! …”
Że ciebie jeszcze los nie ukarał za powtarzanie tak ohydnych kłamstw! Ale karma wraca. Zawsze!
Dziennikarze są jak nauczyciele dla posłów i z profesjonalna pewnością swoich racji omawiają co i jak winno być pisane w Izbie.
Podobno w te dni ambasador próbuje kierować ambasada a z centrali pisza mu żeby nie bo nie jest chyba ambasad
Demokracja walcząca podobno, efekt demokracji walczącej. Konstytucyjna, parlamentarna, walczaca oraz liberalna, niewalczaca itp.
@Gospodarz
O Lex Kamilek nie tak antynauczycielsko jak u Pana … 😉
Prof. Jan Widacki z UJ :
https://www.tygodnikprzeglad.pl/tez-przyniescie-zaswiadczenia/
Otwieramy bazę w Redzikowie koło Pucka – powiedział dziś min Sikorski.
Niby chytrze ale po pierwsze ruscy dobrze wiedza gdzie ten arctwazny ośrodek antyrakietowy NATO, po drugie mieszkańcy Pucka maja prawo denerwować się.
Znam ziemie kaszubska i Redzikowo i ultranowoczesna baza nie koło Pucka lecz Slupska.
Notabene z powodu Redzikowa Putin stracił cierpliwość do USA częściowo, ciekawy wielki artykuł ze zdjęciami w New York Timesie
To jest nie tyle kwestia stosunku rodzica do nauczyciela, co upowszechnienia wulgaryzmów w języku. Obecnie, stosowanie przekleństw jest upowszechnianie przez programy rozrywkowe. Bo jak sobie uczestnik zaklnie to staje się bardziej swojski no i pokazujemy emocje! Tylko jak ktoś zaczyna kląć, to potem tak jakoś wchodzi w krew i trudno przestać.
Tak przy okazji. Ostatni wpis na temat religii w szkole, absolutnie jestem przeciw. Religioznawstwo to nie religia. Uczenie na religii historii religii i jej znaczenia kulturowego też będzie jedynie nową formą propagandy. Nie ma zgody. Zła droga.
Wśród grona ludzi z którymi konsultuje się Putin są starcy klasztorni na ktorych unikatowy expertise liczy.
Bardzo zauważalna i narcystyczna jednak raczej niż wolnościowa cecha społeczeństwa dziś to negatywny stosunek do wszelkich prób korekty zachowania. „Zrób sobie dziecko to będziesz je pouczał a nie mnie” – obywatel do ratownika. I to musi przebijać w szkołach gdzie zwracanie uwagi jest nieodzowna solą procesu. A wielu nie akceptuje już zwracania uwagi swoim dzieciom przez innych i jest to specyficzne osiągniecie 21 wieku.
Wyszło mi, że niektórzy rodzice wypowiadają się o nauczycielach pohlebnie.
Jak to działa w praktyce? Nauczyciele opowiadają, że w ramach czarnkowych godzin siedzą i kiwają palcem w bucie. – Nikt nie przychodzi. Bo jak ma przyjść, skoro moje godziny dostępności w szkole są niedostępne dla rodziców, ponieważ w tym czasie są w pracy – opowiada nam krakowska nauczycielka.
Myślę sobie, szkoda buta – nie można w tym czasie, bo ja wiem, sprawdzać prac uczniowskich?
https://krakow.wyborcza.pl/krakow/7,44425,31376688,nauczyciele-domagaja-sie-prezentu-na-dzien-nauczyciela-pisza.html
To miłe zobaczyć, że wśród czytelników i komentatorów GW znajdują się całkiem kumaci nauczyciele!
Trochę szkoda, że kwestia ‚godzin Czarnkowych’ nie została precyzyjnie wyjaśniona…
1. Godzina Czarnkowa, wedle rozporządzenia, musi być organizowana tak, by każdy uczeń miał szansę z niej skorzystać poza godzniami normalnych zajęć lekcyjnych; co praktycznie oznacza, że jeśli ktoś uczy więcej niż 3-4 klasy to musi swoją ‚Czarnkową’ ustalić wtedy, kiedy wszystkie klasy, które uczy skończą swoje lekcje – czyli, w większości przypadków, po oficjalnych godzinach pracy szkoły. W mojej szkole oznacza to, że ‚Czarnkowa’ musi się odbyć po godzinie 17 – ucząc 6 klas, zawsze któraś ma albo WF, religię lub zajęcia plastyczne na ostatnich godzinach. Dyrektorzy, którzy mówią, że nie mogą dawać zastępstw w czasie ‚Czarnkowych’ to albo szczęściarze, którzy mają nauczycieli kończących zajęcia w czasie pozwalającym na potencjalne zastępstwa, albo naginającym rozporządzenie – co dzieje się w sporej części szkół.
2. Problem opisany w punkcie pierwszym oznacza także, że o ile nauczyciel nie kończy pracy w tym samym czasie kiedy jego klasy, to musi czekać nawet kilka godzin na realizację dyżuru; jeśli dojazd do szkoły zajmuje więcej niż 45-60 minut, opcja powrotu do domu i powrotu do szkoły na ‚Czarnka’ traci sens.
3. Kwestie zawarte w powyższych punktach częściowo tłumaczą epizodyczne korzystanie przez uczniów z ‚godzin Czarnkowych’; jeśli dziecko kończy zajęcia o 14 lub 15 raczej nie będzie czekać dwie lub trzy godziny na kontakt z nauczycielem.
4. A co jeśli ‚Czarnkowa’ przypada w dniu ‚wywiadówki’? Nic. Od 17 do 18 siedzę na ‚Czarnkowej’, a potem czekam do 18:30 lub 19 na wywiadówkę…
5. Poczuciem bezsensu napawa fakt, że będąc urzędnikiem państwowym – odbywasz obowiązkowy dyżur w miejscu pracy, za który nie otrzymujesz, żadnego wynagrodzenia.
6. Nie podważając sensu istnienia ‚godziny Czarnkowej’ – choć konieczność dyżurownia WF-istów, czy plastyków wydaje się lekko abstrakcyjna – przykry jest fakt, że całą sprawę można bardzo prosto rozwiązać: w dniu ‚Czarnkowym’ (lub wcześniej) zainteresowany uczeń lub rodzić zgłasza w sekretariacie szkoły chęć kontaktu w danym dniu – i wtedy nauczyciel czeka z nadzieją, że tym razem ktoś się pojawi. Jeśli nie ma chętnych – nauczyciel jest zwolniony z ‚Czarnka’
Od siebie dodam, że nic tak nie demoralizuje jak poczucie bezsensu.
Ciekawa sztuka. Olbrzymia statuetka nagiego Trumpa. Podobno szczegóły uzgodnione ze Stormy Daniels i wiernie odtworzone. Ma objechać Amerykę.
https://www.hindustantimes.com/world-news/us-news/43fttall-naked-donald-trump-statue-erected-in-las-vegas-crooked-and-obscene-installation-to-fuel-election-discourse-101727569038447.html
„Godziny Czarnkowe”, to doskonały pomysł! Tylko należy właściwie z nich skorzystać
@Graff5
Podobno był pomysł na statuetkę nagiej Harris. Jednak po oglądnięciu projektu, szybko z niej zrezygnowano
Ich opakowania wyglądają jak te po cukierkach, tyle, że w środku jest nikotyna. Uczniowie liceów sięgają po nie coraz częściej, a lekarze ostrzegają: to produkty, które mogą powodować nowotwory.
https://wyborcza.biz/biznes/7,147743,31378749,snusy-wygryzly-e-papierosy-saszetki-nikotynowe-plaga-w-szkolach.html
@Jacek NH
Podobno był pomysł na statuetkę nagiej Harris.
Tym sposobem Trump nie ma konkurencji. Kutas błyszczy solo 🙂
‚Nauczyciele nie są szczęśliwi – mówił Donald Tusk na sobotniej konwencji Koalicji Obywatelskiej. Premier miał świadomość, że pedagogowie liczyli na wyższy wzrost pensji. Zapowiedział jednak, że jego partia nie powiedziała w tym względzie ostatniego słowa” Tak więc nauczyciele, nie traćcie nadziei. Jak wiemy od lat, nikt wam tyle nie da, ile wam Tusk obieca!
Przykre, nauczyciele to taki chłopiec do bicia naszych czasow.
@Jacek NH
No może dosyć kasy dla nauczycieli nie było, ale raczej dałoby się znaleźć w koalicji Tuska 6 osób do kierowania MEN o kwalifikacjach i doświadczeniu w edukacji sporo większym niż te jakie mają Nowacka z Muchą&Co … 😉
Kontakt z ciałem pedagogicznym zakończyłem wiele lat temu. I nie mam o nim najlepszej opinii. Bardzo skutecznie mnie i moich rówieśników owo ciało oduczyło (albo raczej starało się oduczyć) myślenia i stawiania pytań.
Ewidentni w tym byli poloniści, gdzie odczytanie lekturki inaczej niż w broszurce belfra stało, zwykle kończyło się połajanką i pałą w dzienniku. W moim przypadku skończyło się też tak, że do dziś nie czytuję poezji – mam uraz.
Drudzy w tym szeregu byli historycy. Zwykle do przejścia wystarczyło zakuć daty. Zero refleksji. Szczytowym osiagnieciem mojego belfra z czasów ogólniaka było błyskawiczne ocenianie naszych kartkówek – robił to w 45 minut dla WSZYSTKICH klas, które w tym dniu pisały rzeczone kartkówki. Zwykle na następnej lekcji ogłaszał werdykt. Zdarzyło się raz (bo po tym już nigdy nie protestowałem, znając z gory wynik protestu), że dostałem u niego pałę. Poprosiłem więc koleżankę, która dostała piątkę o jej kartki i wyszło, że za dokładnie taką samą odpowiedź można było „wylosować” dwie różne oceny. Gdy z tymi kartkami poszedłem do niego protestować, to zbył mnie jak natręta i jeszcze miał czelność wmawiać mi, że czytać nie potrafię. No to do Dyrektora. I co? Zbył mnie tak samo i na koniec zapowiedział, żebym sobie uważał.
Teraz Szanowny Panie Redaktorze, proszę mi powiedzieć jak ludzie z mojego pokolenia (zapewne już teraz rodzice nastolatków i starszych) mieli mieć choćby szczątkowy szacunek do swoich belfrów? Ile to razy nas upokarzali, bili i wyzywali od nieuków i innych? Ile razy nas lekceważyli i zbywali? Ile razy odmawiali powtórzenia, bo nie zrozumieliśmy czegoś?
Zdaję sobie sprawę, że to nie jest łatwy zawód. Ale przypadki takie jak wyżej były w moich czasach NORMĄ a nie wyjątkiem. Ciekawe ilu z rodziców wciąż doskonale pamięta takich belfrów i mimo woli przenosi swoje urazy na tych obecnych?
@chassepot – masz prawo zrobić ksero pracy klasowej po jej otrzymaniu. Zakaz wynoszenia prac do domu istnieje od dawna, ma zapobiegać „przypadkowemu” niszczeniu prac, po czym podważaniu stopnia przez rodziców.
@Jerzoo108
traktowanie dzieci (także nastoletnich) jako natrętów było normą w wielu instytucjach, w szkołach przede wszystkim. Ludzie sami z siebie rzadko się zmieniają, zmiany muszą mieć charakter systemowy, narzucony przez prawo, wtedy większość się dostosowuje. Obecnie szkoły przechodzą wielką zmianę, dzieci zaczynają być traktowane podmiotowo, ich potrzeby są postrzegane jako ważne. Ile trzeba lat, aby rodzice zauważyli, że szkoły już są inne? Oczywiście nie wszystkie zmieniają się w tym samym tempie. Jedne przodują, inne są opóźnione. Kierowcy zatrzymują się na pasach, aby przepuścić pieszych. Sprzedawcy pierwsi mówią „dzień dobry” klientom. Nauczyciele z szacunkiem podchodzą do indywidualnych cech dzieci, wspierają i pomagają. Wciąż trafiają się kierowcy, którzy rozjeżdżają pieszych na pasach, wciąż w sklepach pracują gburowaci sprzedawcy i wciąż trafiają się nauczyciele lekceważący swoich uczniów. To jednak przestaje być normą. Proszę pomóc kierowcom, sprzedawcom i nauczycielom się zmienić. Wspominanie, że tak było za moich czasów i na pewno wciąż jest, nie pomaga, raczej podcina skrzydła dobrym pracownikom. Jak szybko zmienią się instytucje, zależy od wsparcia społecznego. Przy braku wsparcia też się zmienią, ale będzie to trwało o wiele dłużej. W Polsce wsparcie społeczne jest małe, ale dobrze, że w ogóle jakieś jest. Zachęcam do włączenia się w tę przemianę polskiej oświaty, mimo złych doświadczeń z czasów szkolnych.
Dziękuję za komentarz.
Pozdrawiam
Gospodarz