Uczniowie nie decydują, więc kombinują

Wprowadziliśmy w statucie szkoły kilka zmian, które nie spodobały się uczniom. Kiedy powiedziałem, że przecież mogą zgłosić swoje uwagi, również sprzeciw, spojrzeli na mnie jak na wariata. Przecież oni nie decydują. Która szkoła słucha uczniów?

W pierwszej edycji raportu Fundacji Orange „Dojrzeć do praw” udział uczniów w procesach decyzyjnych oceniono – w skali od 0 do 10 – na poziomie 1, czyli fatalnie. Młodzież ma więc rację, kiedy mówi, że została pominięta w podejmowaniu decyzji o zmianach w statucie. No może nie całkiem, gdyż jakaś namiastka decyzyjności została nastolatkom dana.

Skoro uczniowie nie mogą współdecydować o prawach w szkole, będą kombinować, jak je obejść. Niektórzy powiedzieli o tym otwarcie, iż nie zamierzają robić tego, co władza im każe. Znajdą sposób na ominięcie prawa bez konsekwencji. Zresztą mają w tym wprawę. Gdy kiedyś ostrzegłem jedną z klas, że nie wolno się spóźniać na moje lekcje, zostałem zalany zaświadczeniami od lekarzy oraz wyjaśnieniami od rodziców, że dziecko ma powód zdrowotny i nie może być punktualne. Z medycyną się nie dyskutuje.

Kto zatem faktycznie decyduje: czy ten, kto tworzy martwe prawo, czy ten, kto załatwia sobie zaświadczenie, iż nie musi go przestrzegać? Może gdybyśmy dopuścili uczniów do współdecydowania i potraktowali ich jak partnerów, nie byłoby cyrku z obchodzeniem prawa. Przynajmniej nie w takiej skali, jaka jest obecnie.

Info o raporcie „Dojrzeć do praw” tutaj.