Jak odróżnić donosiciela od sygnalisty?
Prawo nakazuje dyrektorom dobrze traktować sygnalistów. Nie tylko tolerować, ale też chronić przed nieprzyjemnościami ze strony innych pracowników. A także wspierać, aby czuli, że się potrzebni. Bo sygnalista to pracownik, który informuje o nieprawidłowościach w pracy. W szkołach jest tak źle, że sygnalistami mogliby być wszyscy, gdyby tylko uwierzyli, iż to coś da.
Dawniej takich ludzi nazywano donosicielami. Teraz jednak należy odróżnić donosiciela od sygnalisty. Jako polonista nie mam pojęcia, czym się różni jeden od drugiego. Jednak dyrektor szkoły musi wiedzieć. Na początku roku szkolnego powinien przeszkolić kadrę, aby wszyscy zrozumieli różnicę. Dyrektor ma też przygotować procedury komunikowania się z sygnalistami. W jakiej formie i jakimi kanałami przesyłać informację, aby nie została potraktowana jako donos, lecz jako sygnał.
Na chłopski rozum donosiciel to osoba, która informuje anonimowo. A jak ktoś się podpisuje pod informacją, to jest to sygnał. Zatem donos to informacja anonimowa. Podpis zmienia ją w sygnał. To jednak tylko chłopskie rozumowanie, a prawo na pewno wprowadza w tej kwestii mnóstwo komplikacji. Zatem bez szkolenia się nie obejdzie. Współczuję dyrektorom, którzy nie tylko muszą nam wszystko wytłumaczyć, potem opracować i wdrożyć stosowne procedury, ale jeszcze udawać, że sygnalistów lubią. Jasna cholera!
Szczegóły sprawy tutaj.
Komentarze
Rozwiązanie jest proste jak drut kolczasty. Przed drzwiami gabinetu dyra dwie skrzynki na listy wiszą. Na jednej napis „sygnały”, na drugiej – „donosy”.
Może o odpowiedź na tytułowe pytanie zwrócić się do tych, którzy na taki genialny pomysł wpadli – „Parlamentu Europejskiego” i Komisji?
Nauczyciel sygnalista, to żadna nowość. W ciągu mojej kończącej się już kariery pedagoga, spotkałam takich wielu. Zawsze byli pod szczególną ochroną dyrektorów.Ze strony innych nauczycieli też im nic nie groziło. Każdy wiedział kogo należy się bać i przy kim trzeba uważać na słowa i w kim lepiej nie mieć wroga.Taki nauczyciel był okiem i uchem dyrekcji i jeśli chciał, a często chciał, to mógł bardzo zaszkodzić.Nie też co żałować dyrektorów , to często są zwykli oportuniści, którzy dla stołka będą gorliwie wypełniać wszystkie zalecania.Już go robią.
„Jak odróżnić donosiciela od sygnalisty?”
Po trąbce.
Hej, poloniści, dlaczego tak świetny tekst o Borowskim dociera do mnie spod amerykańskiego pióra?
https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,27941818,swiat-to-jeden-wielki-oboz.html
@Płynna Rzeczywistość 1 STYCZNIA 2022 21:12
Bo cudze chwalicie, swego nie znacie.
Tadeusz Drewnowski, który od roku 1960 do ogłoszenia stanu wojennego znakomicie kierował działem kultury „Polityki”, w roku 1971 opublikował znaną (prawie) wszystkim polonistom książkę „Ucieczka z kamiennego świata. O Tadeuszu Borowskim”. Bardzo głośna ta swego czasu praca otrzymała nagrodę Miesięcznika Literackiego.
Jeden z moich guru krytyki filmowej, na którego (i Rafała Marszałka) zajęcia z historii filmu w ramach AKADEMII FILMOWEJ Dyskusyjnego Klubu Filmowego „Kwant” pilnie uczęszczałem kilkadziesiąt lat temu, w tym samym 1971 roku opublikował pracę „Zwyczajna apokalipsa: Tadeusz Borowski i jego wizja świata obozów”. Mówię oczywiście o wybitnym krytyku filmowym i literackim, historyku literatury, Andrzeju Wernerze.
Werner, który należał do sygnatariuszy deklaracji założycielskiej Towarzystwa Kursów Naukowych i był współpracownikiem drugiego obiegu w czasach PRL, napisał w swojej świetnej książce-eseju “Dekada filmu”:
“Pokolenie, które w latach sześćdziesiątych namiętnie chodziło do kina (pomijając już inne formy aktywności kulturalnej), z pewnym zdziwieniem przyjmuje dzisiaj [książka ukazała się w 1997 roku – grzerysz] hasła powrotu do Europy. Bowiem już od wczesnej młodości było przyzwyczajone do życia wśród tych samych problemów, którymi żył świat zachodni. Nawet, jeśli nie przystawały one do warunków życia w Polsce. Z całą pewnością nie narzekaliśmy wówczas na nadmiar wolności. A jednak problemy bohaterów Antonioniego czy Bergmana były naszymi problemami. Co najmniej nauczyliśmy się je rozumieć.”
A Adam Michnik, publikując znowu w „Gazecie Wyborczej” duże, ambitne teksty, chce powiedzieć zarządowi AGORY, że nie tylko kasa się liczy…
Tekst Timothy Snydera ukazał się 12 września na portalu doskonałego amerykańskiego dwutygodnika „The New York Review of Books”. Podobny dwutygodnik, zatytułowany „London Review of Books”, wydają w Wielkiej Brytanii.
Tam też wychodzi doskonały tygodnik „The Times Literary Supplement”, o którym Mario Vargas Llosa powiedział, że to najlepsze pismo literackie wydawane na świecie w jakimkolwiek języku…
Panie „Płynna Rzeczywistość”, czyżby w Stanach Zjednoczonych i w Wielkiej Brytanii nie zauważyli, że czasy się zmieniają i ciągle wydają ambitne pisma? 🙂
Jako polonista nie wie pan czym się różni donosiciel od sygnalisty? Nie posiada pan kwalifikacji do pracy w polskiej szkole która w tym państwie z dykty tylko udaje szkołę
Przecież twórczość Borowskiego była wielokrotnie analizowana również po d tym kątem wiele lat temu. Wystarczy sięgnąć.
@Płynna nierzeczywistość
No „autorytet” sobie dobrałeś … 😉 Snyder to zręczny esseista, który jednak rzadko poznał głębiej zagadnienia, o których pisze. Parę lat temu na blogu Szostkiewicza (który go za autorytet podawał i go cytował) pojawił się cytat, w którym Snyder stwierdził, że …. w II wojnie światowej nie walczyli Rosjanie bo był Front Ukraiński(nawet 4), Front Białoruski (nawet 2), Front Nadbałtycki, a Frontu Rosyjskiego nie było. Pan esseista nie wiedział, że te nazwy oznaczały kierunki działania, a nie skład narodowościowy … 😉 Podobny błąd popełnił „historyk” Schetyna przypisując Ukraińcom (którzy stanowili akurat wielką część ZAŁOGI!) wyzwolenie obozu w Auschwitz, bo to zrobił 1 Front Ukraiński… No ale Schetyna nie robi za intelektualistę i nie pisze esejów … 😉
@belferxxx 2 STYCZNIA 2022 12:14
No właśnie. Był taki Front Briański. Czyżby służyli w nim Briańczycy?
A Front Stepowy? Kto tam służył?
@grzerysz
Zdaje się, że Snyder „cóś” słyszał o historii frontu wschodniego od 4 kwartału 1943 r. … 😉
Mozna sie domyslac ze za obecnego ministra edukacji sygnalisci[kapusie]dostana nowe narzedzia pracy pewnie extra dudki.
Był kiedyś taki wojewoda śląski, który uruchomił telefon na sygnały o nieprawidłowościach od obywateli. Zupełnie to się nie sprawdziło i po jakimś czasie z pomysłu zrezygnowano.
Myślę, że problem leży zupełnie gdzie indziej. Czytałem, że w firmie Google stałym elementem spotkań programistów z szefostwem jest wskazywanie, jakie wdrożone rozwiązania nie działają lub działają nie do końca z założeniami. Podejrzewam, że za właściwe rozpoznanie problemu można dostać niezłą premię.
I to chyba jest odpowiedź, dlaczego polskie szkoły nie rozwijają się tak dynamicznie jak Google.