Kto zapłaci za RODO w szkołach?
Żadnych środków finansowych nie otrzymały szkoły na wprowadzenie RODO. Nauczyciele zostali tylko poinformowani na piśmie, że mają np. „dane uczniów przechowywać na służbowym pendrivie lub na służbowym dysku zewnętrznym”. Tymczasem nie mamy ani jednego, ani drugiego narzędzia pracy. Powinniśmy więc najpóźniej dzisiaj otrzymać je od pracodawcy.
Dyrekcje szkół są w trudnym położeniu. Nie otrzymały od Organu Prowadzącego żadnych pieniędzy na wdrożenie RODO, a muszą nakazać pracownikom stosowanie się do nowego prawa. Wypisują więc bzdury, że pracownik musi, jest zobowiązany itd. Ludzie udają, że nie widzą tych nonsensów, a dyrekcja udaje, że nie rozumie, co pisze. Będzie więc tak, jak było, tylko bardziej po kryjomu.
W końcu pewnie te pendrive’y czy zewnętrzne dyski pamięci dyrekcja zakupi. Jednak nie za środki publiczne, gdyż tych Organ Prowadzący nie da. Jak zwykle trzeba będzie poprosić Radę Rodziców o wyłożenie pieniędzy. Ewentualnie znaleźć jakiegoś innego sponsora. W ostateczności nauczyciele kupią za swoje i będą udawać, że to służbowe.
Na przykładzie RODO można sobie wyobrazić, co będzie, gdy do liceów przyjdzie podwójny rocznik. Szkoły będą przygotowane, o ile za wszystko zapłacą rodzice, dzieci i nauczyciele. Państwo polskie poza zmianą prawa nie da nic.
Komentarze
Komuna Europejska umie stwarzać problemy.
Ogólne rozporządzenie o ochronie danych (GDPR, RODO) – rozporządzenie unijne, zawierające przepisy o ochronie osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych oraz przepisy o swobodnym przepływie danych osobowych.
Jako związkowiec powinien Pan postarać się, aby p.Broniarz zapytał w UE, jak sobie z tym poradzić, bo do idiotyczne działania UE.
Szanowny Gospodarzu, regulacje każda szkoła/firma/instytucja powinna mieć odpowiednie do przetwarzanych u siebie danych, aby je zabezpieczyć. RODO nie nakłada obowiązku przechowywania danych na pendrivie przez nauczyciela. To Państwa inspektor danych bądź po prostu dyrektor to wymyślił. Tak jak każdy administrator danych w swojej firmie. RODO chroni tych uczniów, tak jak nas wszystkich przed nieuprawnionym dostępem. nakazuje ochronę danych odpowiednią i niekosztowną, proporcjonalna do zadań i do budżetu firmy. Nie dyskutuję, czy dane uczniów na penrivie w teczce lub kieszeni nauczyciela są bezpieczne. Ale powtarza Pana mity krążące po sieci- zamiast przeczytać ustawę. Wtedy Pan by wiedział, że powierzając Panu dane uczniów do przetwarzania też ma Pan coś do powiedzenia, np. wyrażając lub nie zgodę na pendrive (bo może Pan potrzebuje tylko danych, takich jak do tej pory w dzienniku/dzienniku elektronicznym, który powinna zabezpieczyć szkoła- zamknąć w szafie, zabezpieczyć system informatyczny.
Sam Pan tez by nie chciał, aby uczniowie znali Pana adres, numer telefonu…
Mieliśmy różne socjalizmy: narodowy, sowiecki, a nawet obiecywano z ludzką twarzą. Obecny, tak jak i poprzednie, zaczyna stwarzać absurdy, których spiętrzenie być może wieszczy rychły koniec. Dostałem już ze setkę maili, w których zupełnie nieznane mi firmy z siedzibami w odległych miejscach informują, że administrują moimi danymi w celu ich odsprzedaży innym firmom. Jeżeli mi się to nie podoba, to mam kliknąć w link, albo napisać do nich list, że tego nie chcę. Z jednej strony ryzykuję wgranie wirusa, z drugiej mogę, chcąc się ustrzec wirusa mogę przeznaczyć kilka godzin dziennie na pisanie listów. Takich maili otrzymam pewnie jeszcze kilkadziesiąt tysięcy. Wystarczyłby zapis o zakazie handlu danymi o osobach fizycznych, pewnie jeszcze kilka innych i zalew spamu być może mógłby zastać nieco przyhamowany.
Kto nam za to zapłaci…, co łaska, pane…
–
Pan Chętkowski sublimuje i nabiera poloru jak arystokrata z kabaretu starszych panów.
Nic nie wspomina, że szkołom i belfrom nie płaci się także za istnienie kodeksu karnego czy ustawy o zapobieganiu chorobom szerzonym drogą …kropelkową.
A PRZECIEŻ TO JAWNY SKANDAL, że się tego belfrom nie opłaca.
Ostatecznie, każdego może pokarać kropelkowo, lecz honorowy belfer znosi to za darmo, w imię polonizmu i sprawy.
Cześć im, cichym bohaterom.
Módlmy się.
–
alababa +1!
RODO jest konsekwencją upowszechnienia internetu, a wymierzone jest glównie w „e-reklamodawców 2.0”.
Można przyjąć, że wrażliwe dane to pieniądz. A pieniądze z komitetu rodzicielskiego przechowujemy pieczołowicie, nieprawdaż? I niekoniecznie w szafie pancernej czy na pendrajwie, ważne, że pieczołowicie.
Prosty przykład: pisząc posty na tym blogu, podajemy jako hasło swój e-mail. Czy chcielibyśmy, by administrator tego blogu spieniężył te e-maile? I od tego jest RODO.
@Płynna Rzeczywistość 25 maja o godz. 23:23 255381
pisząc posty na tym blogu, podajemy jako hasło swój e-mail.
Ale się uśmiałem.
Proszę częściej komentować, śmiech to zdrowie! 😉
RODO – srodo.
Nikt tego czegoś poważnie traktował nie będzie do momentu, gdy jakiś prawnik nie powiąże zbrodni na uczniu z danymi tego ucznia gdzieś tam i przez kogoś tam zgromadzonymi w jakimś tam celu.
Póki nie wydarzy się żadne poważne przestępstwo nikt rodo-srodo nie będzie się przejmował.
Przez 10+ lat pieniądze do Polski wysyłałem korzystając z usług polonijnego biura podróży i wysyłania paczek. Otwarta sala, żadnych przepierzeń, na sali kilka biurek, za biurkami panie, jedne całkiem trzpiotowate, inne matronowate. Na biurkach bałagan, papierzyska, reklamówki, formularze, czeki, kopie, klawiatury, jakieś bambetle, kanapki, sałatki, kubki, śpiący kot albo dwa, pełen luzik.
Nazwiska, imiona, adres amerykański, adresy w Polsce, numery kont w polskim banku, przekazywane kwoty, rodzaje przekazu, no wszystko jak na patelni.
Wykrzyczane, bo na zbiorczej sali panuje harmider, wykrzyczane przez ciebie, czyli przez każdego klienta, do twojej pani przy biureczku.
Kilku wakacjuszy krzyczy na raz. Kilka pań stuka w klawiatury.
„Dane osobowe” fruwają swobodnie w powietrzu.
Jak ktoś krzyczy „sto dolarów” to inni patrzą się na niego z politowaniem. No chyba, że babcia. Jak krzyczy „tyle co zawsze” na co jego pani: „trzy tysiaki, tak?” to inni spoglądają z szacunkiem. A potem wyglądają za okno, do jakiego auta wsiada.
Pełna jawność, jedna parafia, jedna wioska, wszyscy się znamy i sobie krzywdy nie zrobimy.
Przy pierwszej tam wizycie skóra mi cierpła i bez łeb straszne myśli przelatywały. Na weki przed facebookiem i innymi ułatwieniami w pozbywaniu się prywatności miałem się tam obnażyć jak tureckiej łaźni.
Prze te 10+ lat nigdy nic złego mnie tam nie spotkało, ani jeden dolar się nie zagubił.
Nowa praca, nowa firma, miała swój własny bank. Mogłem przekazy robić przez internet. Ale ile haseł! I ile różnych typów haseł trzeba było użyć! Cała komunikacja szyfrowana, specjalne i często zmieniane protokoły komunikacji z bankiem. Od czasu do czasu weryfikacje za pomocą faxu. Czasami, tak z raz do roku, wymagana osobista wizyta w oddziale. Sprawdzajaco-potwierdzające telefony z banku. W przypadku „odbiegającej od pańskich zwyczajów aktywności na koncie”.
Czy ja wiem, który system wolę…
zza kałuży,
Czy dlatego podajesz jako hasło e-mail nieistniejący lub e-mail-pacynkę, że boisz się o swoją anonimowość, czy dlatego, że doświadczyłeś już zalewu spamu i chcesz, musisz się jakoś przed nim bronić?
Ale fajny wywiad! Z nauczycielem! Aż nie wiem, co wybrać, by zachęcić, więc niech będzie to:
– Dobra szkoła to coś więcej. Na pewno nie ta, która z piątkowiczów robi piątkowiczów. Raczej taka, która z trójkowiczów robi czwórkowiczów. Która sprawia, że dzieci się rozwijają. A najlepsze szkoły z rankingów przyciągają olimpijczyków i wypuszczają olimpijczyków. Zaczynałem pracę jako nauczyciel historii i wychowawca w liceum z pierwszego miejsca w rankingu w Warszawie. To była klasa, do której dostali się sami olimpijczycy. Ja byłem na czwartym roku studiów – kompletnie zielony. Z tej klasy wyszli olimpijczycy z historii i z WOS-u. To moja zasługa? To jest sytuacja potencjalnie deprawująca, nauczyciel w takiej klasie mógłby od biedy siedzieć z założonymi rękami.
Czyli dobra szkoła to?
– Według mnie taka, w której rozwija się umiejętności dzieci, w której każde dziecko ma szansę dokonać postępu, w której dzieci motywuje się, opierając na motywacji wewnętrznej, a nie zewnętrznej. Wreszcie taka, w której rozwija się także te kompetencje, które nie są egzaminowane, czyli na przykład społeczne i emocjonalne.
Co się musi zmienić w polskiej szkole?
– System rozliczania i karania jest fatalny. Może być inaczej. Na jednej z konferencji nauczyciel z Finlandii mówił o tym, jak tam funkcjonuje, czy raczej nie funkcjonuje, bo go nie ma, nadzór pedagogiczny. „Jak widzimy, że mamy kłopoty, to po prostu zgłaszamy problem”. Na co polscy nauczyciele i dyrektorzy pytają, jak to, przyznajecie się, że sobie nie radzicie? „Oczywiście, jakbyśmy nie powiedzieli, tobyśmy nie dostali pomocy”. Ale w polskiej szkole nikt się nie spodziewa pomocy, tylko kary. W polskiej szkole trzeba malować trawę na zielono i udawać, że jest w porządku.
Powinien się zmienić język, jakim mówi się o szkole. Dyrektor, nauczyciele mówiliby wówczas: nasza szkoła jest dobra, chociaż nie ma wysokich wyników egzaminacyjnych. Ale nasze dzieci rozwijają się w niej, czują z nią więź, są tam oczekiwane, szanowane i wspierane. Oto nasz patent: robimy to tak i tak. Wyniki przyjdą prędzej czy później, ponieważ wykonujemy kawał dobrej roboty. Żeby sformułować, a usłyszawszy przyjąć taką wypowiedź, trzeba wielkiej edukacji społecznej wśród dziennikarzy, samorządowców, rodziców, nauczycieli…
Kiedy byłem dyrektorem, rodzice zainteresowani szkołą zadawali mi tylko dwa pytania, oba bez sensu: jak wysoko szkoła jest w rankingu i ile jest godzin angielskiego.
http://wyborcza.pl/7,157035,23434317,dlaczego-polscy-uczniowie-nie-lubia-szkoly.html
@Płynna nierzeczywistość
Znów nawiedzony ideologicznie na urawniłowkę BYŁY nauczyciel ma problemy z z matematyką i z pamięcią… 😉
1.>To była klasa, do której dostali się sami olimpijczycy. Ja byłem na czwartym roku studiów – kompletnie zielony. Z tej klasy wyszli olimpijczycy z historii i z WOS-u. To moja zasługa? < Głupia sprawa, ale każdy gimnazjalny konkurs kuratoryjny z historii czy wos wypuszcza 25-50 laureatów, a kuratoriów jest 16. Łatwo policzyć, że tych laureatów jest tak 1000-1500. Tymczasem laureatów olimpiad licealnych z tych przedmiotów jest tak koło 70, z finalistami – nieco ponad 200. Więc nie jest tak łatwo z przyjętych gimnazjalnych laureatów wojewódzkich stworzyć laureatów ogólnopolskich.
2.Na czele rankingu w Warszawie OD LAT znajduje się XIV LO im Staszica, które akurat specjalizuje się i jest sumarycznie najlepsze (również w Polsce!) w naukach ścisłych i przyrodniczych (matematyka, informatyka, fizyka, chemia, biologia etc.) Nie ma tam klas z samymi olimpijczykami gimnazjalnymi z historii czy WoS(dyscyplin pamięciowo-politycznych) – to raczej szkoła dla nich niewskazana, bo nauki ścisłe wymagają myślenia … 😉 Pytanie" W jakiej szkole uczył skrajny lewicowiec i fanatyk urawniłowki oraz BYŁY nauczyciel Aleksander Pawlicki?"
@Płynna Rzeczywistość 27 maja o godz. 9:21 255387
boisz się o swoją anonimowość
Gdybym na serio bał się o anonimowość to bym tu nigdy nie wchodził inaczej niż przez VPN oraz/albo TOR. Teraz to już za późno… 😉
czy dlatego, że doświadczyłeś już zalewu spamu i chcesz, musisz się jakoś przed nim bronić?
Tak, tak, po trzykroć tak.
Drogi belfrze,
Czy ty aby nie jesteś byłym? Skąd więc ta niemalże „lewacka” w swej pryncypialności krytyka innych byłych?
No i gdzie tam jest napisane, że w jego klasie byli sami olimpijczycy z WoS lub historii?
No i nie mogę powstrzymać: czyżby na lekcjach matematyki nie trzeba było myśleć, tylko wkuwa się dawna schematy, co prowadzi niestety do efektu tunelu poznawczego?
To prawda, że finalistów olimpiad gimnazjalnych jest znacznie więcej niż licealnych – i bardzo dobrze, bo cele tych olimpiad są różne.
Na pierwszej wywiadówce u mojego średniego wychowawca przestrzegł rodziców, by pochopnie nie wypisywali dzieci ze szkoły, bo w tej klasie liczba dyplomów chyba nawet nie finalistów, a laureatów konkursów gimnazjalnych była większa od liczby uczniów, więc zabłysnąć w takiej klasie jest trudno i tam, gdzie były szóstki, teraz mogą być pały. Ma więc autor powyższego tekstu całkowitą rację pisząc, że w liceach następuje swoista segregacja młodzieży i to, co miało motywować nauczycieli do pracy (rankingi, zewnętrzne oceny) stało się mechanizmem segregacji młodzieży włączonym zanim ta będzie w stanie podejmować samodzielne, świadome decyzje. Tak, segregacja pachnie Marksem, bo ma charakter klasowy. Tak oto po raz kolejny miara stała się celem; jednak wiedza o tym, dlaczego i w jakich warunkach miara staje się celem oraz co z tego wynika jest już domeną tak przez niektórych pogardzanych nauk społecznych.
@Płynna nierzeczywistość
Ja napisałem o 2 KONKRETNYCH absurdach i kłamstwach tekstu skrajnego nawiedzonego urawniłowką totalną lewicowca i BYŁEGO nauczyciela Pawlickiego. A ty to usiłujesz zamydlić słowotokiem … 😉
BTW – jestem, w przeciwieństwie do p. Pawlickiego, jak najbardziej aktywnym belfrem – również na listach olimpiad co roku … 😉
@Płynna Rzeczywistość
Bla, bla, bla… Może, proszę, spróbować na innym blogu? 🙂
@Płynna Rzeczywistość
A propos Pańskich kłamstw? tuneli poznawczych?
„Zaczynałem pracę jako nauczyciel historii i wychowawca w liceum z pierwszego miejsca w rankingu w Warszawie. TO BYŁA KLASA, DO KTÓREJ DOSTALI SIĘ SAMI OLIMPIJCZYCY. Ja byłem na czwartym roku studiów – kompletnie zielony. Z tej klasy wyszli olimpijczycy z historii i z WOS-u. „