Brodaci uczniowie
W mojej szkole pojawili się brodaci uczniowie. Wywołali konsternację wśród nauczycieli oraz popłoch w gronie młodszych koleżanek i kolegów. Ponieważ sam byłem uczniem z brodą, zdaję sobie sprawę, że problem jest poważny.
Pamiętam, że kiedy jako uczeń po wakacjach przyszedłem do szkoły z dwumiesięcznym zarostem, to parę dziewczyn z klas pierwszych mówiło mi „dzień dobry”. Niektóre tak ostentacyjnie się kłaniały, że musiałem im się odkłaniać. W niedługim czasie doszło do tego, że więcej uczniów kłaniało się mnie niż jakiemukolwiek nauczycielowi w szkole. Woda sodowa tak mi uderzyła do głowy, że zacząłem korzystać z toalety dla nauczycieli. Nikt mi nie zwracał uwagi, gdyż miałem brodę i wyglądałem co najmniej jak dyrektor szkoły. Taką przynajmniej miałem samoocenę.
W moich czasach uczniowskich, u schyłku PRL-u, nikomu nie przyszło do głowy, aby czepiać się mojej brody. W ogóle nauczyciele nie zauważali, że coś mi rośnie na twarzy. Dobrze zresztą wiedzieli, że prędzej zgodziłbym się na odjęcie prawej nogi niż na zgolenie zarostu. Młodzi bowiem bywają uparci. Niestety, dzisiejsi nauczyciele, przynajmniej niektórzy, mają nieco inne pojęcie o swojej roli, dlatego uczniów z brodą czeka ciężka próba. Albo zgolą swój zarost, albo niech uważają na kłody pod nogami.
Komentarze
A mnie się wydaję, że nie będzie tak źle. Inaczej teraz się odbiera uczniów odbiegających wyglądem od innych, jest większa tolerancja. Nie wydaje mi się, aby nauczyciele oceniali wygląd, a nie wiedzę. Ja zawsze wyglądałam „inaczej”, ale nigdy nie doświadczyłam z tego powodu przykrości ze strony nauczycieli.
U mnie się nikt o brodę nie czepiał. Mieliśmy rozsądnych nauczycieli, bez kompleksów.
Za to u mnie w szkole mamy dwóch pierwszaków z prawdziwymi kolczykami w uszach i zafarbowanymi włosami…. Rodzice nie wyrażają zgody na usunięcie kolczyka, a postawieni w obliczu statutu wzruszają ramionami.
Komentarz w poczekalni.
W latach siedemdziesiątych, w technikum wieczorowym, wszyscy nauczyciele zwracali sie do na „per Pani/Pan”, chociaz mielismy dopiero co skończone 18 latek, a znali nas z zawodówki. Nikomu to nie przeszkadzalo, a co wiecej, wprowadzało pewien rodzaj szacunku dla obydwu stron.
Dzisiaj, kiedy na każdy kroku mamy „tykanie”, lub mówienie „panie Andrzeju (juz mi sie zdarzyło panie Andrzejku), przez osoby zupelnie nieznane, nie wyobrażam sonie takiego wzajemnego szacunku jak w mojej młodości.
@Andrzej52 6 września o godz. 10:25
>W latach siedemdziesiątych (…) Dzisiaj, kiedy na każdy kroku mamy “tykanie”<
Też w latach siedemdziesiątych, w liceum. Obaj nasi nauczyciele matematyki, ten od algebry i ten od analizy mieli za sobą świeże doświadczenia wykładów w USA. Wobec tego natychmiast kazali zwracać się do siebie po imieniu. Mało z zachwytu nie poumieraliśmy, (do doktora matematyki mówić Jurku!), ale niektórzy nauczyciele wręcz przeciwnie. 😉
Poprzedni mój wpis przypominał brody Geremka, Frasyniuka i Gwiazdy. Oraz moją – wtedy najmodniejszą, bo „opozycyjną”.
Wpis jak ostatnio coraz częściej – wylądował w śmieciach.
Och jej! Aż się zatrząsłem po tym w-pisie. Broda, judaizm, islamiści i co dalej?
w czym problem?
6 września o godz. 18:59
To zwracanie sie przez „Panii/Pan” do uczniów w moim technikum moglo siie brac z tego, że zdarzali sie uczniowie w „sile wieku”, oraz dlatego , że w wieczorówce uczył sie ten co chciał sie uczyc (nie bylo lekko przez 4 dni w tygodniu po pracy iść do szkoły i wracać do domu ok. 22 godz, a poziom był bardzo wysoki), a do dziennego wysylali rodzice, był to moim zdaniem rodzaj szacunku nauczycieli do uczniów.
Nie widze nic zlego w zwracaniu sie przez „ty” ucznia do nauczyciela, pod warunkiem, że nie traktuje tego nauczyciela jak kolegi z podwórka, a ma do niego szacunek. Podobnie zreszta relacje podwładny – szef. Na zachodzie jest normą mówienie po imieniu, u nas od razu pracownik robii sie równy szefowi. Sam to przerabialem w swoim warsztacie.
A to teraz uczniowie muszą brody golić?? Co za bzdura. Dobrze, że w moim zespole szkół tego nie ma. Bardzo dobrze, bo ja, belfer, nie chciałabym musieć przed lekcjami wyjmować moich siedmiu piercingów z ucha 🙂
Broda (i długie, jezusowe włosy) u młodego człowieka to nie tylko kłopoty w szkole. Nie wiem jak teraz, ale kilkanaście lat temu syn numer dwa został pobity w mieście miłości Wroclove wcale nie w szkole ani nie przez nauczycieli. Powodem był konflikt na temat wzorca urody podobno obowiązującego na jakiejś ulicy. Panowie Łyse Karki mieli inne zdanie.
Tak więc zalecam umiarkowanie z długością brody i włosów, przynajmniej w mieście spotkań.
Spinka
7 września o godz. 1:09
Dawno, dawno temu, jeszcze w zawodówce, musieliśmy nosic krótkie włosy, nie mogły byc przyciete nawet na kancik. Do szkoły szlo sie obowiązkowo w marynarce i krawacie, oraz z tarcza na rekawie, z której byliśmy dumni.
Dyscyplina jakś musi być.
Pracownika z siedmioma kolczykami w uchu nie zatrudnił bym nigdy.
i brać udział w pochodzie pierwszomajowym
Lata siedemdziesiąte- ogólniak:
kilku chłopaków miało konflikt z nauczycielami, bo mieli „za długie” włosy,
Namowy, wzywanie rodziców..trochę to trwało.
Wreszcie chłopcy przyszli ogoleni do zera… i wtedy mieli jeszcze gorzej.
Podziwialiśmy ich w sekrecie, byliśmy wówczas nieśmiałymi i potulnymi pierwszakami.
mpn
7 września o godz. 11:38
Dzisiaj ….i brać udział w pielgrzymce.
Wychodzi na to samo.
Dziwne. Kiedyś zarost, broda, wąsy świadczyły o stateczności i były symbolem człowieka dorosłego. Spojrzysz do podręcznika, a tam same wąsate oblicza Sienkiewiczów, Wyspiańskich, Prusów…
Ciekawy artykuł:
**http://czasgentlemanow.pl/2012/05/zarosnieta-historia-polski/
@Andrzej52
panie Andrzejku, w moim, nie wieczorowym ale zwykłym technikum, wielu nauczycieli również zwraca się do nas per Pan i moim zdaniem jest to ok. Jest to jakaś forma szacunku i ci nauczyciele mają również szacunek i poważanie wśród uczniów
Hmmm… Rozumiem wyzywający strój, tatuaże o kontrowersyjnych wzorach, ale zarost? Co w nim niestosownego?